Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy u końca tego koszmarnego dnia zabiorą z sali sądowej pudła z materiałami dowodowymi wyłowionymi z Zalewu Włocławskiego, dziennikarz stwierdza razem ze wszystkimi, którzy wieczorem zawisną uchem na aparatach radiowych: a więc nie wiemy na pewno. Nie wiemy, jak umierał. Nie wiemy, jak i kiedy umierał. Nie wiemy również, jak miał umrzeć, co miało się z nim stać" - pisała Józefa Hennelowa w zdjętej przez cenzurę relacji z toruńskiego procesu zabójców ks. Jerzego Popiełuszki.
Proces rozpoczął się 27 grudnia 1984 r., wyrok zapadł 7 lutego 1985 r. Czterech byłych pracowników Departamentu IV MSW sąd PRL uznał winnymi zarzuconych im czynów. Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka zostali skazani na 25, Leszek Pękala na 15 i Waldemar Chmielewski na 14 lat więzienia. Minister spraw wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak zapewniał członków Biura Politycznego KC PZPR: "Nie ma tam żadnych rewelacyjnych danych. Na razie sprawa kończy się na płk. Pietruszce". W początku lat 90. o kierowanie uprowadzeniem i zabójstwem oskarżono jeszcze dwóch generałów: Władysława Ciastonia i Zenona Płatka. Ciastoń, w 1984 r. wiceminister, podsekretarz stanu i szef Służby Bezpieczeństwa, został w 2002 r. uniewinniony.
Dziś, 25 lat od zbrodni i rozpoczęcia procesu toruńskiego, możemy powtórzyć za Józefą Hennelową: "Nie wiemy"... Obszarem nie mniej tajemniczym niż sama zbrodnia jest także historia śledztwa. Nie chodzi tylko o to, że proces toruński był reżyserowany - tajemnicze są dzieje dalszego "dochodzenia prawdy", zwłaszcza faktyczne zawieszenie śledztwa w latach 90. Wyłączanie kolejnych wątków, ich umarzanie coraz bardziej uniemożliwiało wyjaśnienie faktów, które udało się ustalić na podstawie zebranych w pierwszej fazie śledztwa dokumentów i zeznań świadków. Czy zamieszczone tu materiały poszerzają zakres naszej wiedzy? Na pewno ją poszerzają, ukazując dziś ludzi, od których wtedy zależało nasze "bezpieczeństwo". Teraz, po tylu latach, odczytujemy w tych tekstach ich lęk. Przez 25 lat niosą brzemię zatajanej prawdy.
Jestem przekonany, że są ludzie, którzy wiedzą, z czyjego mandatu zginął ks. Jerzy, jak zginął, czemu i komu miała ta zbrodnia posłużyć, kto za nią odpowiada, a kto był (jeśli był) kozłem ofiarnym. Czy tę wiedzę zabiorą ze sobą do grobu? Wszyscy wiemy, że prawda o działalności służb bezpieczeństwa PRL jest potworna. Czemu więc pogrobowcy systemu nadal twardo bronią prawdy o owych potwornościach? Jak wytrzymują ciężar utajonej wiedzy, którą być może zawierały niszczone dokumenty i której depozytariuszami są dziś tylko oni? Czy od tego ciężaru większy jest strach? Czy znajdzie się ktoś, kto nie zniesie ciężaru tajemnicy i zechce opowiedzieć prawdę? A jeśli się znajdzie i zacznie mówić, czy będzie miał czas, by tę opowieść doprowadzić do końca, czy wcześniej nie zamkną mu ust nieznani sprawcy? Może po latach zostanie odkryty pamiętnik kogoś, kto wiedział i chciał, żeby wiedzieli też inni, by w ten przynajmniej sposób odkupić albo oczyścić pamięć o sobie?
Nie wiecie i nie będziecie wiedzieli: to przesłanie zawierają obie drukowane tu wypowiedzi: Czesława Kiszczaka i Adama Pietruszki. Bram wiedzy o tym, co się wtedy stało, strzegą upiory przeszłości oraz wielki, niepokonalny i... uzasadniony lęk.