Rozgrywający

Nadzorował najgłośniejsze śledztwa późnego PRL: śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka i zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Ściślej: ustawiał śledztwa, tak jak oczekiwały władze. Po 1989 r. żył z generalskiej emerytury. Zmarł spokojnie, nie niepokojony przez wymiar sprawiedliwości wolnej Polski.

01.02.2011

Czyta się kilka minut

Zbigniew Pudysz, 2008 r. / Superwizjer TVN /
Zbigniew Pudysz, 2008 r. / Superwizjer TVN /

Po jego śmierci, w maju 2010 r., nie było wielu nekrologów. Generał SB Zbigniew Pudysz, urodzony w 1931 r., absolwent prawa, całe życie związał ze Służbą Bezpieczeństwa. Dokładnie: z Biurem Śledczym MSW, gdzie pracował od 1957 r. Momentem, który pchnął do przodu jego karierę, było śledztwo w sprawie zabójstwa Jana Gerharda - pułkownika LWP, autora propagandowej książki "Łuny w Bieszczadach", a potem posła na Sejm. Gerhard został zamordowany w 1971 r.; uznano to za zabójstwo na tle rabunkowym. Sprawie towarzyszyły liczne plotki, bo Gerhard miał być członkiem komisji badającej okoliczności śmierci gen. Karola Świerczewskiego w 1947 r. Oficjalnie Świerczewski poległ w walce z UPA. Jak było faktycznie, nie wiadomo do dziś (są teorie, że zabiło go NKWD, a winę zrzucono na UPA).

Gdy grupa operacyjna MSW szybko ustaliła oficjalną wersję tego zabójstwa, Pudysz awansował na zastępcę naczelnika Biura. Przez kolejną dekadę nadzorował wiele śledztw, także wobec opozycji. Pisał książki: "Konfederacja Polski Niepodległej przeciwko narodowi, państwu i jego sojusznikom", "Zabójstwo z premedytacją". Był konsultantem władz MSW.

Nagroda od Kiszczaka

Śmierć w 1983 r. Grzegorza Przemyka - syna poetki i opozycjonistki Barbary Sadowskiej, pobitego przez milicjantów - stała się ważnym testem dla Biura Śledczego w stanie wojennym. Test wypadł znakomicie: w sierpniu 1983 r. Pudysz został dyrektorem Biura.

W piśmie z 29 sierpnia 1984 r., wysłanym do szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka przez gen. Grubę (zastępcę Komendanta Głównego MO) wnioskowano, by kilkunastu funkcjonariuszom wręczyć nagrody pieniężne. Pudysz dostał 15 tys. zł, za - jak oceniono w piśmie - długotrwałą i żmudną pracę, dzięki której "zgromadzono materiał procesowy obrazujący faktyczny przebieg zdarzenia i rolę jego uczestników, stanowiący zarazem podstawę do uniewinnienia funkcjonariuszy MO i skazania rzeczywistych sprawców śmierci G. Przemyka" (w procesie skazano ludzi niewinnych, sanitariuszy pogotowia).

Na dokumencie widnieje dopisek Kiszczaka z września 1984 r.: "Zgoda. - Dziękuję - Wstęp krótki - nie dekonspirujący naszego zaangażowania pozaprocesowego".

Podsekretarz stanu

Niewielki blok w Wilanowie, dużo zieleni. W 2008 r. odwiedzam Zbigniewa Pudysza w jego mieszkaniu. W salonie ogromne płótno: portret gospodarza w mundurze i z książką "Zabójstwo z premedytacją".

O Przemyku nie chciał mówić. Ożywił się przy pytaniach dotyczących sprawy ks. Popiełuszki: "Były problemy ze znalezieniem [ciała] księdza - wspominał. - Gdyby uruchomiono tamę [we Włocławku], wypuszczono wodę, na pewno byśmy nie znaleźli. Ci, którzy szukali w październiku [1984 r.], mówią: »My nie znajdziemy [ciała], jest zimna woda« i tak dalej, i tak dalej. Dawali do zrozumienia, że nie są w stanie znaleźć. Ja mówię: »Nie będzie tak długo sprawy o zabójstwo, dopóki się nie znajdą zwłoki«. I może dlatego on [Kiszczak] pojechał [na tamę we Włocławku], żeby tych ludzi zmobilizować. I [w tym dniu] znaleziono ciało".

Zapytałem o pojawiające się wątpliwości, że to nie tylko Piotrowski, Pękala i Chmielewski, skazani w 1985 r. w Toruniu, byli winni śmierci księdza. "Oni to zrobili. Nikt nie podważył wyroków sądowych" - odparł Pudysz.

Czy "proces toruński" wyjaśnił wszystkie wątki związane ze śmiercią Popiełuszki?

Pudysz: "Wiele rzeczy do końca nie zostało wyjaśnionych".

Po uprawomocnieniu się wyroku, w którym za zabójstwo księdza skazano czterech esbeków, Pudysz został w czerwcu 1985 r. podsekretarzem stanu MSW w randze ministra.

W liście napisanym do kard. Glempa - kilkanaście lat po "procesie toruńskim" - Pudysz deklarował: "Jego eminencjo - w czasie studiów uniwersyteckich nauczono mnie zasad prawnych i w wieloletniej praktyce je przestrzegałem - że dopiero sprawdzone i wiarygodne ustalenia w postępowaniu (świeckim czy innym) upoważniają do formułowania wniosków, czy rzeczywiście zostało naruszone prawo, kto jest sprawcą i jakimi kierował się motywami, zaś podstawą każdego wyroku winny być sprawdzone (zweryfikowane) dowody (materiały)".

Awans na generała

- Czy podczas "procesu toruńskiego" był pan inwigilowany? - zapytałem mecenasa Jana Olszewskiego, 26 lat temu pełnomocnika rodziny ks. Popiełuszki.

- Szczęśliwie się złożyło, że w Toruniu w sąsiedztwie sądu znajduje się klasztor jezuitów - mówi Olszewski. - Dzięki protekcji Sekretariatu Episkopatu zostałem tam zakwaterowany. Poza rozprawami, które toczyły się codziennie od dziewiątej rano często do późnego popołudnia, nawet wieczora, zostawałem w sądzie, by czytać akta. Krążyłem między sądem a klasztorem i dla ludzi służb byłem praktycznie niedostępny. Pamiętam jednak sytuację, która wskazywała na zainteresowanie "drugiej strony" moimi działaniami jako oskarżyciela posiłkowego w tym procesie. Było to spotkanie z dyrektorem Biura Śledczego MSW pułkownikiem Zbigniewem Pudyszem. Z tego, co wiem, już po procesie awansował on na generała.

Do spotkania doszło w refektarzu klasztoru jezuitów. Olszewski: - Pułkownik Pudysz był osobą, która nieomal oficjalnie nadzorowała proces, jeżeli to słowo może być tu właściwe. On był osobą, która nieustannie pojawiała się na procesie. We wszystkich sprawach, kiedy trzeba było coś rozstrzygnąć, coś załatwić, do niego odsyłano. Do naszego spotkania doszło, kiedy już zostało zamknięte postępowanie sądowe. Mieliśmy przystąpić do końcowych wystąpień. Pudysz zadzwonił do klasztoru. Nie ukrywam, że miałem w tej sprawie wątpliwości. Uznałem jednak, że najbezpieczniej będzie spotkać się na terenie klasztoru.

Czego dotyczyła rozmowa? Olszewski: - Właściwie jedynym elementem było przypuszczenie Pudysza, które usiłował mi zasugerować, że jeden z oskarżonych, Adam Pietruszka, mógł działać w celu zdobycia stanowiska dyrektora Departamentu IV MSW [przed porwaniem księdza był wicedyrektorem]. I te działania wymierzone w księdza miały być takim "podstawieniem nogi" ówczesnemu dyrektorowi Departamentu IV, gen. Zenonowi Płatkowi. Tak w skrócie wyglądał wywód Pudysza.

Co Pudysz chciał osiągnąć? Mecenas: - Szczerze mówiąc, nie wiem. Może był to element jakiegoś planu operacyjnego, który snuła SB. Wysłuchałem tego właściwie milcząco. Była to dość naiwna bajeczka. Nie wiem, czy miało to być jakąś sugestią dla mnie przed wystąpieniem w sądzie, czy też liczono na rozmowę ze mną na ten temat. W każdym razie miejsce spotkania i moja postawa nie zachęciły Pudysza do dłuższej rozmowy.

"To możesz zasłabnąć"

W mailu, który po śmierci Pudysza otrzymałem od Adama Pietruszki, ten skazany w "procesie toruńskim" funkcjonariusz SB napisał: "Znałem Zmarłego osobiście ponad osiem lat. Zdarzało się nam nawet niejednokrotnie zasiadać za wspólnym stołem biesiadnym. W relacjach osobistych i służbowych byliśmy na »ty«".

"Ocena prowadzonego pod Jego nadzorem śledztwa, którym objęto i moją osobę, jest dla mnie jednoznaczna - pisze Pietruszka. - On tego śledztwa nie prowadził, On gorliwie i z naddatkami wykonywał wszystko to, czego od niego oczekiwano (ostrożność procesowa nakazuje nie wymieniać personalnie tych oczekujących), aby śledztwo prowadzono poprawnie politycznie. Prawda stała tutaj na zawadzie, z którą powstawały tylko pewne niedogodności, a On, te niedogodności, skutecznie niwelował. Przykładem tego są obciążające mnie zeznania, pojawiające się dopiero w poprawionej (drugiej) wersji, składane w obecności Zmarłego.

Najbardziej jaskrawym przykładem uczestniczenia Zmarłego w manipulacjach wokół »procesu toruńskiego« były Jego »odwiedziny« oskarżonych W TOKU TEGO PROCESU [podkreślenie Pietruszki], już toczącego się na sali sądowej, gdy byliśmy w wyłącznej dyspozycji sądu. Podobno któryś z oskarżonych prosił o takie odwiedziny. Ja takich próśb nie składałem. A gdy odmówiłem wyjścia z celi na rozmowę z tymże »odwiedzającym«, spotkałem się z prostą reakcją: »Wyłaź, bo inaczej to ciebie tam zawleczemy!«. Po takiej zachęcie doszło do spotkania z »odwiedzającym«, który oświadczył mi, że »mam być tamą dla procesu, aby nie szedł w głąb...«. Na moje pytanie. A jeśli tamą nie będę? Uzyskałem czytelną odpowiedź: »To możesz zasłabnąć!«". "Przykładów manipulacji procesem i decyzji politycznych z nim związanych, których gorliwym wykonawcą i nadzorcą był Zmarły, można by mnożyć" - pisał Pietruszka.

W 2008 r. zapytałem Pudysza, czy podczas "procesu toruńskiego" spotykał się z oskarżonymi w areszcie? "Odwiedziłem Piotrowskiego i Pietruszkę - odparł. - Uprzedziłem ich, że mają uważać w sprawach dotyczących tajemnicy, bo wtedy w resorcie obowiązywała tajemnica. Mówiłem: »Pan może się bronić, ale nie wolno panu ujawnić tajemnicy«".

Zapytałem, czy to było przed procesem. Odparł: "Tak. Tylko [ich] uprzedziłem, że »musi pan stosować przepisy o tajemnicy«. I więcej nic".

***

Pudysz odszedł na emeryturę 31 lipca 1990 r., z chwilą rozwiązania SB. W kolejnych latach żył z generalskiej emerytury - odebranie przywilejów emerytalnych byłym esbekom weszło w życie dopiero od początku tego roku - nie niepokojony przez wymiar sprawiedliwości wolnej Polski.

Korzystałem z książek: Michał Wysocki "Osaczony złem" (2000) i Piotr Litka "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Dni, które wstrząsnęły Polską" (2010); z akt procesu przeciw Z. Płatkowi i W. Ciastoniowi oraz z wywiadu ze Zbigniewem Pudyszem, który przeprowadziłem wspólnie z Przemysławem Wojciechowskim dla magazynu "Superwizjer TVN" w 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2011