Pomiędzy Moskwą i Pekinem

„Strategiczne partnerstwo nowej ery” ogłosili w minionym tygodniu Władimir Putin i Xi Jinping. Czy Zachodowi grozi sojusz rosyjsko-chiński?
z Glasgow

17.06.2019

Czyta się kilka minut

Na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Sankt Petersburgu, 6 czerwca 2019 r. / CHRIS J. RATCLIFFE / BLOOMBERG / GETTY IMAGES
Na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Sankt Petersburgu, 6 czerwca 2019 r. / CHRIS J. RATCLIFFE / BLOOMBERG / GETTY IMAGES

Gotowanie stało się częścią telewizyjnego spektaklu. Program BBC „The Great British Bake Off” bił rekordy popularności. Książki kucharskie Jamiego Olivera czy Nigelli Lawson zagościły w domach na całym świecie i Polska nie jest pod tym względem wyjątkiem.

O ile jednak przyzwyczailiśmy się do zaangażowania w projekty kulinarne gwiazd filmu, tańca czy estrady, o tyle widok polityków przygotowujących oryginalne potrawy wciąż jest rzadkością. Na tym tle szczególnie wyróżniło się wspólne smażenie naleśników, jakiego podjęli się jesienią zeszłego roku przywódcy Rosji i Chin, Władimir Putin i Xi Jinping.

Rosyjski prezydent wiódł prym w tym przedsięwzięciu: udzielał cennych rad swojemu partnerowi i chwalił jego umiejętności przygotowywania blin. Obaj liderzy ukoronowali swoje próby kulinarne wypiciem po kieliszku rosyjskiej wódki (na marginesie należy zauważyć, że był to drugi raz, kiedy Putin gościł chińskiego przywódcę mocnym alkoholem).

Wspólne gotowanie to tylko jeden z dziesiątków sygnałów, które Putin i Xi wysyłają zarówno do obywateli swoich państw, jak też do świata zewnętrznego. Przesłanie brzmi: stosunki rosyjsko-chińskie są dziś najlepsze od dziesięcioleci.

Chińczycy na „Wostok-2018”

W trakcie ostatniej wizyty w Moskwie, na początku czerwca, chiński lider nie tylko otrzymał doktorat honoris causa Petersburskiego Uniwersytetu (Putin posiada analogiczny, z Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie), ale wspólnie z rosyjskim kolegą otworzył pawilon dla pand w moskiewskim ogrodzie zoologicznym.

Pandy, podarowane (a właściwie wypożyczone) na okres 15 lat, są od lat narzędziem pekińskiej dyplomacji – jako zwierzątka niegroźne i sympatyczne, mają symbolizować łagodną siłę Chin. „Strategiczne partnerstwo” zostało podniesione do rangi „strategicznego partnerstwa nowej ery”, tj. ery Xi Jinpinga.

Z punktu widzenia analityków sygnałem poważniejszym niż ostentacyjnie przyjacielskie relacje między liderami – i to sygnałem już ostrzegawczym – stał się udział trzech tysięcy chińskich żołnierzy w ćwiczeniach „Wostok-2018”, największych manewrach wojskowych w historii Federacji Rosyjskiej. Był to jeden z długiego szeregu przejawów bliskich stosunków rosyjsko-chińskich, jakie można zaobserwować od czasu aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. i towarzyszącemu temu ostracyzmowi wobec Moskwy ze strony państw zachodnich.

Nie powinno nas zatem dziwić, że zarówno eksperci, jak też – w rosnącym stopniu – politycy na Zachodzie zaczynają coraz poważniej traktować możliwość wyłonienia się sojuszu między Moskwą i Pekinem.

Zaczęło się przed dekadą

Jednak bliskie stosunki między Moskwą i Pekinem nie zaczęły się od aneksji Krymu. Paradoksalnie agresywna polityka Kremla mogła wykoleić dobrze rozwijające się relacje. W Pekinie nie spodobało się ani podważenie integralności terytorialnej Ukrainy, ani przeprowadzenie referendów w kwestii przynależności ukraińskich regionów – Krymu i Donbasu. Chińska partia komunistyczna obsesyjnie wręcz obawia się separatyzmu w zachodnich prowincjach Tybetu i Xinjiangu (etnicznie niechińskich) oraz odmawia prawa do decydowania o sobie mieszkańcom Tajwanu, uznawanego za zbuntowaną prowincję.

Nie wiadomo, jak Pekin zareagowałby na rosyjską agresję wobec Ukrainy, gdyby nie silne przekonanie, że to państwa zachodnie stały za rewolucją godności na kijowskim Majdanie, i że odpowiedź Moskwy – nawet jeśli nieproporcjonalna – jest właściwa.

Przełomowym punktem w rozwoju współpracy rosyjsko-chińskiej był natomiast – wcześniejszy o kilka lat – globalny kryzys gospodarczy, który zaczął się w 2008 r. Wówczas to okazało się, że Chiny jako jedyne zdołały oprzeć się recesji. Rosja, mimo iż kilka miesięcy wcześniej postrzegała się jako wyspę stabilności, wpadła w większy gospodarczy dołek niż większość krajów zachodnich.

Wówczas też ruszył z miejsca hamowany od lat projekt budowy ropociągu z Rosji do Chin, obficie podlany chińskimi pożyczkami dla rosyjskich koncernów-gigantów – Rosnieft i Transnieft. W efekcie ekonomiczna asymetria między Rosją i Chinami zaczęła narastać w gigantycznym tempie. „Starszy brat” z czasów komunizmu szybko zmienił się w „młodszego partnera”.

Pochopna interpretacja

Wówczas jednak w świecie zachodnim dominowała jeszcze interpretacja, że zbliżenie między oboma państwami należy oceniać w kategoriach „małżeństwa z rozsądku”; teza ta została spopularyzowana przez Bobo Lo, australijskiego dyplomatę i analityka.

Według tej wykładni „strategiczne partnerstwo” Rosji i Chin miało być oportunistyczne, krótkoterminowe i taktyczne. Obu stronom miało zależeć na tym, aby zwrócić na siebie uwagę Waszyngtonu i każda z nich była gotowa szybko porzucić drugą na rzecz lepszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi.

Takie oceny miały swoje uzasadnienie. Jeszcze w 2001 r. Putin – dopiero od roku prezydent Rosji – pokazał, że relacje z chińskimi towarzyszami traktuje instrumentalnie. Kilka miesięcy po podpisaniu traktatu o dobrym sąsiedztwie z ChRL porzucił ideę wspólnego z Pekinem frontu antyamerykańskiego na rzecz budowania partnerstwa z USA po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r.

Zachodni obserwatorzy pamiętali też, że „odwieczny” sojusz między Związkiem Sowieckim i Chinami z trudem przetrwał pierwszą dekadę istnienia Chińskiej Republiki Ludowej, powstałej w 1949 r. (pod koniec drugiej dekady, w 1969 r., chłodna rywalizacja doprowadziła nawet do krótkotrwałej wojny granicznej nad Ussuri) – i nie chcieli powtórzyć błędu sprzed lat. Brak zaufania, nieznajomość drugiej strony, a nawet poczucie wyższości i rasizm uzasadniały sceptycyzm wobec zbliżenia Moskwy i Pekinu.

Element skorumpowanego systemu

Jednak relacje Rosji z Chinami po roku 2008 – choć w istocie coraz bardziej przyjazne – przedstawiały nieco bardziej złożony obraz. Nie można było ich sprowadzić do geopolitycznej rozgrywki skierowanej przeciwko dominacji amerykańskiej.

Uwarunkowania wewnętrzne w obu krajach coraz bardziej sprzyjały współpracy, nawet jeśli miała ona nierówny charakter z uwagi na rosnącą przewagę Chin. Rosyjscy liderzy nie musieli obawiać się, że rosnące w siłę Chiny – inaczej niż Zachód – będą chciały podważyć legitymację putinowskiego reżimu. Im bardziej Kreml zaostrzał kurs na arenie wewnętrznej, tym mniejsze znaczenie miała rosnąca asymetria rosyjsko-chińska. Liczyło się, że reżim chiński nie zechce rozprzestrzeniać demokracji.

Co więcej, w Rosji narastała liczba beneficjentów bliskich związków z południowym sąsiadem. Listę otwierał Igor Sieczin, nieoficjalny kurator przemysłu naftowego i zausznik Putina. Nawet jeśli kontrakty zawierane przez nadzorowaną przezeń firmę Rosnieft nie przynosiły natychmiastowych korzyści, to owocowały wielo­miliardowymi przedpłatami. Z kolei po roku 2014 w gronie beneficjentów znalazły się firmy prywatne, należące do ludzi zaprzyjaźnionych z Kremlem – jak zajmujący się wydobyciem gazu LNG Novatek, który otrzymał miliardowe pożyczki z banków chińskich (choć były one ostrożne w inwestowaniu w Rosji, z uwagi na zachodnie sankcje).

Tym samym współpraca Rosji z Chinami wyszła poza płaszczyznę strategii i wielkiej polityki, stając się elementem skorumpowanego systemu polityczno-ekonomicznego i źródłem dochodów dla relatywnie niewielkiego grona rządzących.

Przeszkody dla sojuszu

Rosnąca liczba powiązań między elitami obu krajów nie oznacza bynajmniej automatycznego otwarcia drogi do sojuszu.

Pierwszą przeszkodą jest – mimo wszystko – wstrzemięźliwość w popieraniu agresywnych posunięć drugiej strony. Oba państwa coraz śmielej podważają fundamenty liberalnego porządku między­narodowego i ograniczają przewagę Stanów Zjednoczonych. Do najbardziej widocznych przykładów należą rosyjska aneksja Krymu i chińska budowa zmilitaryzowanych sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim, pociągające za sobą faktyczną zmianę granic.

Jednak w tych właśnie przypadkach widoczne są jak na dłoni ograniczenia współpracy między Moskwą i Pekinem. Choć oba państwa nie muszą się obawiać, że jedno wbije drugiemu nóż w plecy, stając po stronie Zachodu, to żadne z nich nie zamierza popierać agresywnych posunięć partnera. Jeszcze w 2008 r. stanowisko Chin spowodowało, że żadne z państw posowieckich nie uznało niepodległości Abchazji i Osetii Południowej, odebranych Gruzji. Chiny stoją też na stanowisku, że konieczne jest utrzymanie integralności terytorialnej Ukrainy – choć zarazem stwierdziły, iż Rosja miała „historyczne prawa” do Krymu.

Moskwa z kolei opowiada się przeciwko umiędzynarodowieniu sporów o granice na Morzu Południowochińskim, co jest zgodne z oczekiwaniami Pekinu, ale równo­cześnie zacieśnia współpracę z Wietnamem, który jest skonfliktowany z Chinami (współpraca obejmuje także sprzedaż zaawansowanego technologicznie rosyjskiego uzbrojenia).

Różnice, obawy, ryzyka

Rosję i Chiny łączy niechęć do wielu cech liberalno-demokratycznego ładu międzynarodowego. Elitom obu krajów nie podoba się idea poszanowania praw człowieka, a model demokracji uważają za zdyskredytowany. Natomiast Moskwa i Pekin różnią się w kwestii tego, co miałoby zastąpić zachodni porządek międzynarodowy.

Aby utrzymać swój eksport, który odgrywa istotną rolę w ich bilansie ekonomicznym, Chiny potrzebują gospodarczej globalizacji i otwartych rynków. Tymczasem populizm i towarzysząca mu często ksenofobia mogą zostać szybko wycelowane zarówno w chińską gospodarkę, jak też w miliony chińskich emigrantów w świecie. Natomiast dla Kremla rozprzestrzeniające się nastroje antyglobalizacyjne i populistyczne to okazja do zwiększenia swoich wpływów. Innymi słowy, Rosja postrzega globalny chaos jako szansę, podczas gdy Chiny potrzebują przynajmniej minimalnej stabilizacji dla ekspansji gospodarczej.

Kolejną przeszkodą dla trwałego sojuszu jest obawa Rosji, że zostanie zwasalizowana przez rosnące w siłę Chiny. W przypadku zawarcia oficjalnego paktu Rosja musiałaby stanąć po stronie Pekinu w narastającym sporze chińsko-amerykańskim. Z kolei w Chinach istnieją obawy, czy Rosja jest państwem przewidywalnym. Pekin obawia się, że gdyby oba kraje były związane traktatem sojuszniczym, musiałby popierać ryzykowne posunięcia Putina wobec Zachodu. Choć więc po obu stronach granicznej rzeki Amur coraz częściej pojawiają się głosy opowiadające się za sojuszem – trwałym i sformalizowanym, być może nawet na wzór NATO – to wciąż pozostają one w mniejszości.

Nawet wyłaniający się dziś w Stanach antychiński konsensus – coraz silniejsze przekonanie w amerykańskich elitach politycznych, że Chiny to wróg USA – może okazać się niewystarczającym spoiwem dla rosyjsko-chińskiego sojuszu. Rosja – nawet przy jej maksymalnie dobrej woli – nie będzie w stanie zrekompensować Chinom strat wynikających z napięć z USA i Europą. Rosja nie może bowiem zaoferować Chinom dostatecznie dużego rynku, miejsca dla inwestycji czy najnowszych technologii.

Rosyjskie matrioszki z wizerunkami Putina oraz Xi Jinpinga na stoisku przed Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Sankt Petersburgu, 5 czerwca 2019 r. / FOT. BLOOMBERG / GETTY IMAGES

Nawet jeśli podczas ostatniej wizyty Xi Jinpinga w Moskwie chiński gigant telekomunikacyjny Huawei został dopuszczony do budowy rosyjskiej infrastruktury 5G, nie zapewni mu to przetrwania, jeśli amerykańskie sankcje odetną go od aplikacji Google’a. Wspólny rosyjsko-chiński samolot szerokokadłubowy pozostaje na deskach kreślarskich i nie jest realną konkurencją dla duopolu Airbusa i Boeinga.

Nie można spać spokojnie

Czy wciąż odległa perspektywa trwałego sojuszu rosyjsko-chińskiego oznacza zatem, że możemy – jako Zachód – spać spokojnie? Niezupełnie. Głównym zagrożeniem dla Zachodu nie jest bowiem wciąż hipotetyczny sojusz rosyjsko-chiński, lecz równoległy charakter działań obu mocarstw. Nawet jeśli Moskwa i Pekin nie koordynują swoich działań, wywierają one podwójną presję na te państwa zachodnie, które chciałyby utrzymania liberalnego porządku w skali globalnej.

Moskwa uprawia wersję XIX-wiecznej „dyplomacji kanonierek”, tyle że w realiach XXI wieku. Interwencje wojskowe na Ukrainie i w Syrii okazały się relatywnie tanie dla rosyjskiego przywództwa. Ingerencja w amerykańskie wybory w 2016 r. zaowocowała wprawdzie wyłonieniem się antyrosyjskiego frontu w obu izbach Kongresu, ale mogła przyczynić się do wyboru Donalda Trumpa, który podważa liberalny porządek światowy lepiej, niż mogłaby to zrobić Rosja. Narastające rosyjskie zaangażowanie – polityczne, gospodarcze i militarne – w Afryce i Ameryce Łacińskiej tworzy wrażenie nowej globalnej obecności Moskwy, jednak jest osiągane niskim kosztem.

Tymczasem Chiny stopniowo budują alternatywny ład. Przy pomocy narzędzi ekonomicznych – od pożyczek przez pomoc rozwojową po korupcję polityczną – rozszerzają swoje wpływy w świecie. Książeczka czekowa zastępuje kanonierki. Do tego dochodzą tworzone przez Chiny nowe instytucje międzynarodowe – takie jak Azjatycki Bank ­Inwestycji ­Infrastrukturalnych (AIIB), do którego państwa europejskie dołączyły, mimo sprzeciwu USA, jeszcze za prezydentury Baracka Obamy. „Inicjatywa Pasa i Szlaku” – mimo że stała się tak wszechogarniająca, że można by utożsamiać ją z chińską polityką zagraniczną – dzieli zarówno Zachód, jak i Unię Europejską oraz jej poszczególnych członków.

Nie popadajmy w skrajności

Z jednej strony państwa zachodnie nie mogą dać się oczarować bliskim relacjom rosyjsko-chińskim i popaść w skrajności: lekceważenie zagrożenia albo, na drugim biegunie, strach przed (nieistniejącym jeszcze) sojuszem. Warto dostrzegać ograniczenia we współpracy rosyjsko-chińskiej oraz rosnącą asymetrię potencjałów obu państw.

Z drugiej strony zachodni obserwatorzy nie powinni łudzić się nadzieją, że Rosja i Chiny są sobie obce cywilizacyjnie i na pewno pokłócą się przy najbliższej okazji. Moskwa pokazała, że potrafi zaadaptować się do renesansu potęgi Chin i umie pogodzić się z chińską przewagą na poszczególnych kierunkach. Z kolei Pekin zademonstrował, że potrafi samoograniczać swoje poczucie przewagi i wykazuje się powściągliwością, jeśli idzie o relacje z Rosją.

Nawet jeśli oba kraje pozostają więc dalekie od formalnego sojuszu, warto mieć na uwadze, że ich współpraca jest bardziej trwała, niż większość z nas by tego sobie życzyła. ©

 

Autor jest wykładowcą na Uniwersytecie w Glasgow, specjalizuje się w ­problematyce międzynarodowej, zwłaszcza chińskiej i azjatyckiej; w latach 2014-18 kierował programem chińskim w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2019