Uciekłem z Mariupola. Fotoreporter spędził 20 dni w oblężonym mieście

Dręczył nas lęk: co zrobimy z naszymi ciałami. Zdecydowałem, że w razie czego zawinę żonę w dywan i położę na balkonie.

06.05.2022

Czyta się kilka minut

Serhij Waganow, fotoreporter pracujący dla European Pressphoto Agency i wielu agencji ukraińskich, spędził z żoną Iryną 20 dni w oblężonym Mariupolu. Użhorod, 23 marca 2022 r. / FOT. NATALIA BODNAR /
Serhij Waganow, fotoreporter pracujący dla European Pressphoto Agency i wielu agencji ukraińskich, spędził z żoną Iryną 20 dni w oblężonym Mariupolu. Użhorod, 23 marca 2022 r. / FOT. NATALIA BODNAR /

Serhij Waganow, fotoreporter pracujący dla European Pressphoto Agency i wielu agencji ukraińskich, spędził z żoną Iryną 20 dni w oblężonym Mariupolu. Oto jego historia. Opowiedział ją w Użhorodzie na zachodzie Ukrainy, gdzie przebywa i – jak wielu uchodźców – zastanawia się, co dalej.

Z balkonu widziałem morze. Ale słony smak ginął w powietrzu zanieczyszczonym przez fabrykę. Poczułem go dopiero po przyjściu Rosjan. Bo zamknęli fabrykę. Po raz pierwszy tak wyraźnie zobaczyłem też gwiazdy. Bo wyłączyli elektryczność. Kiedy było trudno, w morzu i gwiazdach szukaliśmy wytchnienia.

Dolarami i hrywnami można było tapetować ściany. Wymienialiśmy się jedzeniem; znajomym z dziećmi daliśmy mięso i produkty mleczne, oni nam marchewki i kapustę. Okupanci odcięli gaz, internet, sieć komórkową, telewizję i ukraińskie radio. Nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje w Kijowie ani w innych częściach Ukrainy. Nie wiedzieliśmy, czy jeszcze jest jakaś Ukraina.

LUDZIE WĘDROWALI po mieście z pustymi butelkami. W końcu władze miasta zaczęły przywozić wodę w beczkowozach. Tam Rosjanie atakowali najchętniej. Widziałem, jak ci, którzy przeżyli ostrzał, wstawali, nabierali wody i wracali po trupach do domów. My zdążyliśmy nalać wody do wanny. Myliśmy się w deszczówce, by jej nie marnować.

Bałem się ciszy. Nie słyszało się syren ani ambulansów, ani ukraińskich żołnierzy; żadnej pomocy, żadnej nadziei. Tylko strzały i gwizd samolotów; jednego dnia między czwartą rano a trzynastą naliczyliśmy 21 samolotów; każdy zrzucił po mniej więcej cztery bomby.

12 marca w środku dnia zbombardowali sąsiedni blok. W jednej sekundzie wyschły mi usta. Nie pamiętam takiego strachu, choć byłem lekarzem, przez 15 lat pracowałem jako chirurg urazowy i nie mdleję na widok krwi.

Takiego horroru jak w Mariupolu nie przeżyłem nigdy. Widziałem domy padające pod rosyjskimi bombami. Widziałem, jak stawały w ogniu. Widziałem ulice zasłane trupami, z którymi nie wiadomo, co robić.


OBRONA MANEWROWA. CO DZIEJE SIĘ NA LINII FRONTU? CZYTAJ KORESPONDENCJĘ PAWŁA PIENIĄŻKA >>>


Przyznaliśmy, że dręczy nas ten sam lęk: co zrobimy z naszymi ciałami. Zdecydowałem, że zawinę Irynę w dywan i położę na balkonie z legitymacją emerytalną, żeby ktokolwiek się tu zjawi, mógł ją zidentyfikować. Do takich rzeczy ograniczało się myślenie o przyszłości. Przeważnie jednak leżeliśmy bez słów. Baliśmy się dzielić tym, co chodziło nam po głowach.

Iryna zmywała naczynia i zamiatała podłogę, by zachować pozory normalnego życia. Normalnego cichego życia, które było za nami – z papierosami, tenisem, rowerem – do którego nigdy nie wrócimy. Powiedziałem jej: albo umrzemy, albo opuścimy Mariupol na zawsze.

KAŻDEGO WIECZORU spisywaliśmy trzypunktowy plan na następny dzień. Punkt pierwszy: zagrzać wodę (gazu nie było, ale zbieraliśmy drewno i rozpalaliśmy ogień przy domu). Drugi: ugotować kaszę albo prostą zupę. I trzeci: przeżyć.

Nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Po pierwsze: za bardzo się bałem. Po drugie: za bardzo się bałem. Po trzecie: jestem stary. Mam 63 lata i szwankujące zdrowie. Ciężko mi wchodzić po schodach. Nie przeżyłbym w wilgotnej piwnicy, którą przerobiono na schron. Kiedy nadlatywał samolot, po prostu odsuwaliśmy się od okien.

14 marca do naszego mieszkania wpadł mój przyjaciel lekarz, krzycząc, że mamy pięć minut na spakowanie się. Na początku okupacji Rosjanie zbombardowali jego dzielnicę i przeniósł się do naszej, do centrum. Codziennie o nim myślałem – był nie tylko przyjacielem, ale też właścicielem jednej z najcenniejszej rzeczy: samochodu.

W ciągu 20 dni schudłem około 8 kilo. Mogłem założyć wszystko, co było pod ręką. Zabraliśmy dwa plecaki z note-
bookiem Iryny, moimi lekami, aparatem i baterią, dżinsami, kurtkami, trampkami, T-shirtami… Jechaliśmy cztery dni przez Berdiańsk, Zaporoże, Dniepr, Winnicę i wreszcie trafiliśmy do Użhorodu. Nocowaliśmy u przyjaciół, ich przyjaciół i nieznajomych.

Przejechaliśmy przez 15 rosyjskich punktów kontrolnych. Byli bardzo młodzi i mieli broń. Zatrzymywali nas co 500 metrów. Na ostatnim punkcie dokładnie obejrzeli nasz samochód. W ubraniach schowaliśmy aparat z moimi zdjęciami z ostatnich 20 lat, w tym z wojny w Donbasie. Przeoczyli go.

BYLIŚMY SZCZĘŚLIWI, kiedy usłyszeliśmy język ukraiński, chociaż to byli nasi żołnierze krzyczący w naszym kierunku: „Nie wychodźcie z samochodu, inaczej odstrzelimy wam łby”.

Do dziś nie tknąłem aparatu. Ale wrócę do zdjęć. W nich jest moja dusza i serce.

© Wysłuchał w Użhorodzie Dariusz Kałan

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Uciekłem z Mariupola