Twarze romantyzmu

Ilaria Ciseri: ROMANTYZM 1780-1860. NARODZINY NOWEJ WRAŻLIWOŚCI - kłopot z tomami o podobnych rozmiarach i wadze jest zasadniczy: można je przeglądać jedynie przy biurku, i to odpowiednio dużym, o lekturze w fotelu czy łóżku nie ma mowy. A w tym przypadku mamy wielką porcję świetnych jakościowo reprodukcji, ale i sporo do czytania.

12.01.2010

Czyta się kilka minut

Włoska historyczka sztuki portretuje epokę romantyczną poprzez medium malarstwa i rzeźby. Traktuje temat szeroko, znajdziemy u niej, u początków epoki, zarówno preromantyków Blake’a i Füsslego, jak i klasycystów Davida i Canovę, u jej schyłku - realistę Courbeta oraz wczesnego Degasa, a po drodze akademika Paula Delaroche’a. Układ całości, wyjąwszy wspomnianą ramę (rozdziały "Neoklasycyzm i preromantyzm" oraz "W stronę realizmu"), nie jest jednak chronologiczny, kluczem nie są też osobowości twórców, lecz tematy, gatunki, czasem kierunki lub grupy artystyczne. W sumie dwadzieścia rozdziałów plus rozbudowane objaśnienia do poszczególnych dzieł.

Mamy więc legendę napoleońską, starożytność i mity klasyczne, fascynację średniowieczem, Orientem i egzotyką, historię dawną i współczesną. Motywy religijne, świat baśni i uczuć. Wzniosłość jako ulubioną kategorię estetyczną. Życie codzienne, wystawy i pracownie artystów, teatr, operę i balet. Pejzaż, portret, malarstwo nawiązujące do literatury. Niemieckich nazareńczyków, próbujących wskrzesić formę i ducha średniowiecza i wczesnego renesansu, oraz idących w ich ślady włoskich purystów i angielskich prerafaelitów.

Mamy też Nowy Świat, jako temat fascynujący artystów europejskich, zwłaszcza za sprawą Chateaubrianda ("Pochówek Atali" Girodeta de Roucy-Triosona, "Naczezowie" Delacroix), i źródło inspiracji raczkującego malarstwa amerykańskiego (George Catlin, Thomas Cole, George Caleb Bingham). Nowy Świat to zresztą nie tylko Ameryka. Dziwnie się ogląda pejzaż z Tasmanii autorstwa przybyłego z Anglii Johna Glovera, przedstawiający grupę rdzennych mieszkańców wyspy kąpiących się w rzece u stóp góry Ben Lomond, wiedząc, że Tasmańczycy ulegli błyskawicznej eksterminacji po skolonizowaniu wyspy przez Europejczyków; ostatnia kobieta tasmańska zmarła w 1876 roku...

Takie tematyczne albumy, jeśli tylko wykraczają poza szablon, są zawsze kopalnią niespodzianek, obok obrazów bardzo już opatrzonych odkrywają dla nas rzeczy nowe. Wyrafinowany esteta będzie narzekał, że dzieła prawdziwie wybitne (Goya, Caspar David Friedrich, Delacroix, Turner, Corot) sąsiadują czasem z, delikatnie mówiąc, słabszymi; jednak to, co reprezentatywne dla gustu epoki, nie musi być przecież arcydziełem. A z potężnego knota możemy się często wiele dowiedzieć o ówczesnym świecie i jego ideach.

Narodowość autorki sprawiła, że prócz - co oczywiste - Francuzów, Anglików i Niemców, wśród artystów reprezentowanych w albumie jest bardzo wielu Włochów. Obraz jednego z nich, Francesca Hayeza, zatytułowany "Pocałunek czternastowiecznych kochanków", znalazł się nawet na okładce. Świetny jest tegoż Hayeza "Portret cesarza Ferdynanda I", zafrapował mnie też "Autoportret z bratem" Giuseppe Tominza, malarza z pogranicznej Gorycji - dla Słoweńców jest on Jožefem Tomincem...

Idąc dalej tropem narodowym, znajdziemy paru Skandynawów, nie tylko Thorvaldsena, i paru Rosjan; niestety ani jednego Polaka. Nawet Piotr Michałowski się nie zmieścił, choć jego "Somosierra" byłaby ozdobą rozdziału "napoleońskiego". Musimy się zadowolić polonikami w postaci portretu Stanisława Kostki Potockiego pędzla Davida i portretu Chopina pędzla Delacroix. Nie ma jednak co narzekać, spośród sławnych nazwisk (choć gorszych od Michałowskiego malarzy) zabrakło miejsca i dla Niemca Ludwiga Richtera, i dla Austriaka Moritza von Schwinda. Lepiej oglądajmy to, co mamy.

Na koniec dwa drobiazgi: "Riesengebirge" w tytule obrazu Friedricha to po prostu Karkonosze, natomiast oswojony ptak u stóp szalonej hrabiny Anastazji Spini (portret autorstwa Giovanniego Carnovali) na pewno nie jest - wbrew objaśnieniu - sroką, raczej drozdem. (Wydawnictwo Arkady, Warszawa 2010. Tłumaczenie Karolina Dyjas.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2010