Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przed kilkoma dniami Rada Nadzorcza TVP nie dopuściła do konkursu kandydatów na członków nowego zarządu m.in. Agnieszki Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Roberta Kozaka, b. szefa Wiadomości TVP, oraz Jacka Wekslera, twórcy TVP Kultura i byłego wiceministra kultury. Na liście osób zakwalifikowanych do kolejnego etapu znaleźli się zaś obecni członkowie zarządu – przede wszystkim osoby z partyjnym poparciem.
Niepokojąca jest nieprzejrzystość procedury: Rada Nadzorcza nie wyjaśniła powodów swojej decyzji, kolejny etap konkursu ma być wprawdzie publiczny, ale akredytowanym dziennikarzom zakazano rejestrowania wysłuchań, a ich fragmenty mogą zostać nawet utajnione. Trudno zatem się dziwić, że coraz głośniej mówi się o zmianie ustawy o telewizji publicznej. Przypominany jest projekt środowisk twórczych sprzed kilku lat, zmieniający tryb wyłaniania władz TVP tak, aby uniemożliwić jej partyjne zawłaszczanie. To ważna kwestia, ale nie jedyna. Być może za prezesury Odorowicz czy Wekslera programy typu „Rolnik szuka żony” nie stałyby się flagowymi produkcjami telewizji publicznej. Czy jednak zasadniczo zmieniłby się jej profil? Wątpliwe.
Problemu nie rozwiążą jedynie pieniądze. W obecny model TVP jest wpisana sprzeczność: ma ona wypełniać misję publiczną i jednocześnie konkurować z mediami komercyjnymi. Zatem kolejni rządzący telewizją publiczną coraz bardziej upodabniają ją do kanałów prywatnych, podporządkowanych głównie logice rynku. Dawno zapomniano, że telewizja publiczna to przede wszystkim przedsięwzięcie edukacyjno-kulturalne. ©