Plebejska, rządowa, publiczna...

Widzowie nie lubią telewizji narzucającej im sądy. A że w każdym mieszkaniu jest najlepsze narzędzie oceny - pilot, trudno się dziwić coraz gorszym wynikom oglądalności zarówno publicystyki, jak seriali i programów informacyjnych TVP.

12.02.2007

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Z jednej strony, przepisy nakazują telewizji publicznej, jak każdej spółce prawa handlowego, wypracowywanie zysku, z drugiej, jako firmie korzystającej z pomocy publicznej, nie zezwalają jej na wytwarzanie zysków; wręcz nakazują inwestowanie wpływów w program. Przy takiej sprzeczności przepisów, rozsądne i zgodne z logiką zarządzanie firmą jest właściwie niemożliwe. W dodatku, jako nadawca publiczny TVP podlega też obowiązkom wynikającym z przepisów unijnych, nakazujących m.in. przejrzystą działalność firm korzystających z pomocy publicznej, którą jest abonament radiowo-telewizyjny zbierany na mocy ustawy przez Pocztę Polską i rozdzielany przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Powszechnie krytykuje się sposób weryfikacji płatników abonamentu i jego zbieranie przez Pocztę, jak też zarabianie przez nią przy tej okazji. Sam abonament traktowany jest jako swego rodzaju podatek, a widzowie nie wiedzą, co mogą dostać w zamian za jego uregulowanie.

Uciekinierzy z telewizji plebejskiej

TVP ma dziś prawie 3,5 tys. pracowników etatowych w Warszawie oraz 1,5 tys. w szesnastu oddziałach terenowych. To i tak mniej o ponad 2 tys. niż w 2001 r. Poza tym, jest też blisko 8 tys. współpracowników, głównie dziennikarzy i twórców, ale też osób odpowiedzialnych za organizację pracy, emisję, technikę i zapewnienie miejsca TVP na polskim rynku telewizyjnym.

Organizacje pracownicze - związki zawodowe i twórcze - domagają się wypracowywania jak największego zysku, by móc uzyskać tzw. trzynastki, czyli właśnie nagrody z zysku. To zresztą powszechnie stawiany telewizji zarzut - finansowana z abonamentu, wypracowuje zysk rozdawany w formie nagród pracownikom. Tymczasem pieniądze na płace pochodzą z tzw. przychodów pozaabonamentowych. Zresztą, z racji coraz mniejszych wpływów z abonamentu w ostatnich latach, składają się one na zaledwie jedną trzecią przychodów i tym samym wydatków TVP. Co też ważne, lwia część abonamentu przeznaczana jest na utrzymanie ośrodków terenowych - drogich i niespełniających kryteriów ośrodków kultury. Absurdem, choć ekonomicznie niezbędnym, jest zarabianie dzięki realizacji programów dla konkurencji - stacji komercyjnych (studio TVP w krakowskim Łęgu realizujące programy dla TVN czy wozy transmisyjne z wielkimi znakami TVP obsługujące programy Polsatu). Oczywiście, na konkurencyjnych antenach nie pada słowo na temat tego, że jakiś program wyprodukowano z pomocą TVP, np. w pomieszczeniach wynajmowanych na potrzeby konkretnego programu komercyjnej stacji.

Walka o widza, czyli konieczność przyciągnięcia go jak najpopularniejszymi programami (co z kolei umożliwi ściągnięcie jak największej ilości reklam i zarobienie na stworzenie ciekawego programu, nowych kanałów tematycznych, interesujących tak widzów, dla których są przeznaczone, jak tych, którzy uciekają od telewizji plebejskiej) sprawia, że władze TVP co i rusz muszą odpierać zarzut komercjalizacji telewizji publicznej i marginalizacji ("wpuszczaniu w kanał") najbardziej wartościowych programów. Nie zwraca się jednak uwagi, że rynek medialny w Polsce, Europie i na świecie w ciągu ostatnich kilkunastu lat zmienił się diametralnie. Widza już się do niczego nie zmusi. Przy "starych" formach oglądania pozostanie wielu ludzi starszych, do których publiczna telewizja też, oczywiście, musi docierać. Misją TVP jest jednak ułatwianie dotarcia tej właśnie grupie do innych form oglądania - kanałów tematycznych właśnie.

Telewizja, szczególnie publiczna, musi więc odpowiedzieć na pytania, jak sprostać oczekiwaniom widzów niewybrednych i wymagających, młodych i starych, wykształconych bardziej i mniej, a jednocześnie skąd mieć pieniądze na tworzenie atrakcyjnego programu i jak to pogodzić z pełnieniem misji i oczekiwaniami polityków, którzy z reguły domagają się czegoś zupełnie innego niż widzowie. Polscy politycy wciąż są bowiem przekonani, że kto ma telewizję, ten ma władzę.

Tymczasem rzeczywistość jest inna niż wyobrażenia polityków i wielu komentatorów medialnych.

Na przełomie lat 2005/06 najwięcej widzów odeszło od "wielkich telewizji", czyli głównych kanałów TVP, TVN i Polsatu, nie do innych stacji, lecz do kanałów specjalistycznych, do których uzyskali dostęp dzięki operatorom kablowym i sieciom satelitarnym. Jak wynika z badań preferencji widzów, taki przepływ, w dobie coraz powszechniejszego dostępu do internetu szerokopasmowego i wyspecjalizowanych kanałów, jest nieunikniony. A widzowie telewizji do tej pory najbardziej popularnych będą, po pierwsze, od nich uciekać, po drugie, będą stanowili najstarszą część widowni. Że to się już nie zmieni, w lot zrozumiały TVN i Polsat, błyskawicznie tworząc nowe kanały. Tymczasem TVP wciąż postrzega się i ocenia jedynie przez zawartość Jedynki i Dwójki, choć dobre opinie zbiera utworzona dwa lata temu TVP Kultura. Szkoda, że TVP Sport wciąż dostępny jest tylko dla nielicznych, a hucznie otwarta tuż przed wyborami samorządowymi TVP Historia to twór nieistniejący.

Model telewizji rządowej

Dla właścicieli stacji komercyjnych, choć może nie zdają sobie z tego sprawy, szczęśliwym dniem był 15 marca 2006 r., kiedy na ostatnim posiedzeniu poprzedniej Rady Programowej TVP swoją wizję mediów publicznych przedstawiła przewodnicząca KRRiT, Elżbieta Kruk. Ponieważ społeczeństwo wybrało taką właśnie opcję rządzącą - mówiła - w efekcie powstała taka a nie inna koalicja, zaś media publiczne muszą przedstawiać jej poglądy, czyli de facto stać się tubą rządzących. Wkrótce rozpoczęły się zmiany w TVP i Polskim Radiu. Szefowie stacji komercyjnych mogli odetchnąć, ponieważ jasne się stało, że telewizja publiczna, być może upolityczniona jeszcze bardziej niż za prezesury Roberta Kwiatkowskiego, przestanie być zagrożeniem dla ich interesów. Jakie będą skutki działań ekipy, która nastała w TVP w maju 2006 r., zobaczymy już za rok, czytając wyniki finansowe za rok 2007, choćby wysokość zysków z reklam.

Przy okazji: ogłoszone niedawno dane o najwyższych w historii TVP zyskach reklamowych za rok 2006 odtrąbiono jako bezsprzeczny sukces obecnego zarządu. To bajeczka dla maluczkich, nieznających zasad rynku reklamowego czy funkcjonowania takich firm jak TVP. Po pierwsze, tzw. przychody pozaabonamentowe za rok 2006 są minimalnie większe od tych z 2005 r.­ Po drugie, długoterminowe kontrakty reklamowe podpisuje się z reguły kilka miesięcy przed zakończeniem poprzedniego roku kalendarzowego, a więc to, co zarobiła TVP w 2006 r., jest efektem działań ludzi tej firmy w 2005 r. Zabawne, że chwaląc się, za najbardziej złotodajne momenty uznano wydarzenia z czasów prezesury Jana Dworaka, np. igrzyska zimowe, lub za jego kadencji przygotowane, np. pielgrzymkę papieską. Prowadzenie transmisji z wizyty Benedykta XVI dla stacji telewizyjnych całego świata niezwykle wysoko ocenili tak widzowie, jak też specjaliści ze świata i gremia opiniotwórcze (nb. ludzi, którzy tego dokonali, wyrzucono z TVP dwa dni po wylocie Papieża z Polski).

Widzowie nie lubią telewizji narzucającej im sądy, która nie potrafi zapewnić bezstronnej informacji i wyważonej publicystyki, dzięki którym sami mogliby kształtować poglądy. A że w każdym mieszkaniu jest najlepsze narzędzie do oceny jakości stacji telewizyjnej - pilot, trudno się dziwić coraz gorszym wynikom oglądalności, zarówno publicystyki, jak seriali (spadła oglądalność nawet bardzo popularnego serialu "M jak miłość"). Dalej: najważniejszy program informacyjny telewizji publicznej -­ główne wydanie "Wiadomości" o 19.30 -­ oglądało w styczniu 2007 r. średnio ponad 5,38 mln widzów (dane TNS OBOP), co oznacza, że w porównaniu ze styczniem 2006 r. program stracił ponad 600 tys. odbiorców. Drugie miejsce utrzymuje "Teleexpress", choć też mu ubyło widzów - z 5,57 do 5,23 mln. Wzrosła widownia "Panoramy" o 22.00 i głównego wydania "Faktów" TVN.

Chyba nie ma się czemu dziwić... Zgodnie z zasadami obowiązującymi w dziennikarstwie krajów cywilizowanych, media mają obowiązek rzetelnie, wiarygodnie i bezstronnie informować. Zaś media publiczne muszą informować nie tylko o działalności partii rządzących, ale i opozycyjnych, jak też instytucji i organizacji z polityką niezwiązanych. Najbliższy obecnej koalicji model "telewizji rządowej" ma się nijak do europejskich koncepcji mediów pu-

blicznych i do zapisów polskiej Konstytucji, co jednak niewielu zdaje się martwić. Nie pamięta się już, że rządzące ekipy polityczne, którym udało się podporządkować media publiczne, szybko upadały. Dla przeciwników rządów braci Kaczyńskich to może i optymistyczna wizja, niemniej "po drodze" niedawny 55-procentowy udział TVP w polskim rynku telewizyjnym prawdopodobnie się skurczy, a odzyskać go następcom obecnej ekipy będzie trudno.

TVP trzech partii

Rok temu zarzucano ekipie Jana Dworaka, że program TVP jest zbyt komercyjny i rozrywkowy, za mało w nim życia społecznego i gospodarki. Zarzucano też niemrawą restrukturyzację. Przekształcenie obecnego molocha w sprawnie funkcjonującą telewizję jest możliwe, jeśli poza zapotrzebowaniem społecznym pojawi się też przyzwolenie polityczne na taką operację. Dopóki jednak panować będzie przekonanie, że media publiczne należą do polityków, dopóty będziemy cierpieć na chorobę ich upolitycznienia. Z drugiej strony, jeśli się jej nie przeciwstawimy, media publiczne mogą nabrać takiego znaczenia jak w Czechach czy na Węgrzech, gdzie... są one całkowicie zmarginalizowane. Na pewno o to nam chodzi?

Kolejna sprawa to sytuacja regionalnych ośrodków telewizyjnych, których potencjał można byłoby wykorzystać, tworząc na ich bazie dobre, lokalne stacje telewizyjne, na swoim obszarze bezkonkurencyjne. Na pewno też trzeba trzymać z daleka od nich lokalnych polityków. Kilkakrotne próby przekształcenia telewizji regionalnych w kanał informacyjny pokazały, że - przynajmniej na razie - informacją trzeba nasycić Jedynkę, a kanał informacyjny tworzyć niezależnie. Szkoda, że wszelkie przygotowane przez ludzi Dworaka opracowania na ten temat nowa ekipa nie tyle wyrzuciła do kosza, co nawet do nich nie zajrzała. Zaczęła robić swoje i... dalej, kiedy coś się dzieje, informacji trzeba szukać w TVN24.

Muszę jednak oddać honor Trójce, która po podaniu informacji o śmierci Ryszarda Kapuścińskiego przez godzinę prowadziła program jemu poświęcony. Jedynka i Dwójka podały informację, ale nie zdecydowały się na zmianę ramówki. TVP Polonia śmierci Kapuścińskiego nie zauważyła w ogóle - nadal retransmitowano program Jana Pospieszalskiego z poprzedniego dnia, informacji nie nadano nawet na tzw. pasku.

Podstawowe dzisiaj wobec TVP zarzuty to jednostronność i niewypełnianie misji. Szansa na zmiany pojawi się dopiero wówczas, gdy jej standardy zaczną wyznaczać ludzie spoza władzy politycznej, mający na uwadze przede wszystkim obowiązki wobec odbiorcy. Przecież w państwie demokratycznym wojsko, policja, prokuratura i sądy oraz telewizja publiczna winny być bezpartyjne! Na razie daleko nam do tego ideału: według obecnej władzy prawo głosu w TVP mają tylko trzy partie. Koalicyjne. A w wyniku niedawnego targu o osadzanie na stanowisku szefa Narodowego Banku Polskiego Sławomira Skrzypka, przewodniczącego rady nadzorczej TVP z nadania ministra Skarbu Państwa, LPR i Samoobrona otrzymały jeszcze jeden głos.

Członkowie rady nie mogą co prawda odwołać prezesa TVP, mają jednak wystarczającą liczbę głosów, by podejmować istotne dla spółki decyzje. To efekt ograniczania samodzielności prezesa Jana Dworaka, kiedy akceptację wielu decyzji personalnych i finansowych przeniesiono na radę nadzorczą, która już stosunkiem głosów pięć do czterech może zablokować decyzje prezesa, skutecznie utrudniając mu kierowanie firmą. Obecnie rada nadzorcza akceptuje m.in. dyrektorów ośrodków regionalnych i większość poważnych decyzji finansowych.

By "odzyskać" media publiczne, wystarczy wykorzystać istniejące prawo, m.in. zapisy konstytucyjne, które mówią, że "każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji", jak też, że "obowiązkiem obywatela polskiego jest wierność Rzeczypospolitej Polskiej oraz troska o dobro ogólne". Telewizja publiczna winna być wzorem zachowań pozytywnych - to jest jej misją. Ale o taki stan winien starać się parlament. Albo po prostu my, widzowie.

Po co nam TVP?

Jakie jest miejsce telewizji publicznej w społeczeństwie demokratycznym? Telewizja publiczna ma obowiązek bycia łączem komunikacyjnym, dzięki któremu władze ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza przekazują informacje społeczeństwu; medium, w którym informacje władzy poddaje się konfrontacji z poglądami partii politycznych - rządzących i opozycyjnych; miejscem, gdzie dziennikarze mają obowiązek wyszukiwania problemów społecznych i całościowego ich przedstawiania, gdzie możliwa jest rzetelna debata konfrontująca rozwiązania proponowane przez rząd, wszystkie partie polityczne i niezależnych ekspertów. Zadaniem telewizji publicznej właśnie jest informowanie o tym, jak budować i kontrolować władze samorządowe, jak pracować wykorzystując wszelkie możliwości, choćby współpracy ze strukturami europejskimi.

Jak do tego doprowadzić? Jedynie odbierając media publiczne politykom, choćby tworząc z TVP spółkę publiczną (może wręcz wprowadzając ją na giełdę), której zarządzanie oddano by menadżerom wybieranym w konkursie. Tyle że nie w takim konkursie, w jakim rozstrzygano obsadę prezesa NBP... Takie rozwiązanie jest możliwe. Wymaga jednak zasadniczych zmian strukturalnych w TVP i jej usytuowaniu na polskim rynku telewizyjnym, szczególnie zaś w myśleniu polityków i środowiska medialnego, które musiałyby się przekonać do słuszności takiego rozwiązania.

Życie polityczne zawsze wymaga osądu, jaki może zapewnić niczym nieskrępowana debata. Podmiotem nie do zastąpienia są tu media publiczne - ważne choćby dlatego, by podczas kolejnych wyborów miał nam kto przypomnieć, co straciliśmy jako społeczeństwo w czasie takich a nie innych rządów. Inna rzecz, że częścią bilansu może być sam stan publicznych mediów po rządach kolejnej koalicji.

JAROSŁAW J. SZCZEPAŃSKI jest z wykształcenia historykiem, publicystą specjalizującym się w tematyce gospodarczej (przede wszystkim w problematyce węgla kamiennego). W 1981 r. pracował w "Tygodniku Solidarność", w rządzie Tadeusza Mazowieckiego był wicedyrektorem Biura Prasowego Rządu, w latach 90. autorem i współprowadzącym cotygodniowe programy gospodarcze w TVP. W latach 1997--2000, w okresie wstępowania Polski do NATO, współpracownik m.in. TVP w Waszyngtonie; 2000-02 - wicedyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej; 2004-06 (za prezesa Dworaka) - rzecznik prasowy TVP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2007