Teleturniej

Mamy w TVP nowy teleturniej - konkurs na stanowisko prezesa i członków zarządu TVP SA, czyli “Wielką grę", “Randkę w ciemno" i “Szansę na sukces" w jednym. Łącząc go z nową ustawą medialną, stawką w teleturnieju jest przyszłość środków przekazu, a może i jakość demokracji w Polsce.

02.11.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Z kolei dla jego uczestników stawką są wysokie pensje i władza, jaką daje kierowanie firmą dominującą na polskim rynku mediów. Dla TVP jest nią być albo nie być telewizją towarzysko-partyjną. Społeczeństwo zaś walczy o odzyskanie telewizji publicznej.

W dniu, kiedy upływał termin składania dokumentów, w budynku przy ul. Woronicza 17 w Warszawie ustawiła się kolejka. 260 osób postanowiło ubiegać się o pięć miejsc w zarządzie TVP. Procedura jest dość skomplikowana i może trwać nawet cztery miesiące. Z 252 zakwalifikowanych kandydatów, każdy z 9 członków rady nadzorczej wybierze nie więcej niż trzy osoby na jedno z pięciu stanowisk. W sumie - nawet 135 chętnych. W następnym etapie członkowie rady wybiorą nie więcej niż 9 kandydatów na jedno miejsce. Ta grupa (może to być 45 osób) zostanie poddana ocenie firmy (wybranej w trakcie przetargu), przeprowadzającej audyt menedżerski. Potem członkowie rady nadzorczej wybiorą finalistów, czyli trzech kandydatów do fotela prezesa. Nazwiska zostaną podane do publicznej wiadomości, a “przesłuchania" przez radę być może będą transmitowane. Wreszcie rada wybierze prezesa i, po wysłuchaniu jego opinii, resztę członków zarządu.

Wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, runąć mają mury dotychczasowej partyjnej, dworskiej i biesiadnej TVP i narodzi się nowa Telewizja Polska: publiczna, obiektywna, misyjna, mądra, edukacyjna itd. Czy tak będzie? Serce nakazuje mieć nadzieję. Rozum podpowiada sceptycyzm.

Zawieszenie broni

Dotychczasowe doświadczenia nie napawają optymizmem. Proces upartyjniania mediów publicznych oraz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji postępuje. Wiosną kończyła się kadencja części członków KRRiT. Mimo apeli i nacisków o odpartyjnienie składu Krajowej Rady, nowymi jej członkami zostali: z ramienia Senatu - wiceminister edukacji w lewicowym rządzie Tomasz Goban-Klas, a z ramienia Sejmu - poseł SLD Ryszard Ulicki. Powołanie Ulickiego wywołało szczególne wzburzenie, gdyż za byłego reżimu był kierownikiem wydziału propagandy i agitacji komitetu wojewódzkiego PZPR, a w stanie wojennym szefem miejscowej komisji weryfikującej dziennikarzy. Prezydenta Kwaśniewskiego, który wezwał wtedy “swoich ludzi" w KRRiT do ustąpienia, spotkała gorzka porażka. Włodzimierz Czarzasty ostentacyjnie odmówił, wygłaszając słynną kwestię: “Mam swój rozum".

Równocześnie Krajowa Rada wybrała nowe rady nadzorcze 17 regionalnych spółek radia publicznego. Nominacje przeprowadzono zgodnie z wypracowaną od lat, a opisaną przez Juliusza Brauna i Jarosława Sellina przed komisją śledczą, zasadą parytetów partyjnych. Ludzie premiera i prezydenta zwiększyli zakres wpływów. W pięcioosobowych radach spółek regionalnych 3 miejsca (czyli większość) obsadzili ludzie lewicy. Pod naciskiem opinii publicznej, w przeddzień wyboru nowych członków rady nadzorczej TVP, doszło jednak do przesilenia. Ostatecznie, do dziewięcioosobowej rady weszło czterech kandydatów lewicy, jeden PSL, a Juliusz Braun, Lech Jaworski i Jarosław Sellin zdołali przeforsować czterech kandydatów. Spektakularną klęskę poniósł Włodzimierz Czarzasty. Przewodniczącym nowej rady nadzorczej został Antoni Dragan - człowiek lewicy i obrońca prezesa Kwiatkowskiego w ustępującej radzie.

Niektórzy członkowie KRRiT uznali to za odpartyjnienie telewizji publicznej, a przewodnicząca Danuta Waniek użyła nawet określenia “nowe otwarcie". Taki układ sił nie pozwolił jednak, mimo kilku prób, na odwołanie prezesa Roberta Kwiatkowskiego. Po trzech miesiącach i licznych starciach, rada nadzorcza TVP zdecydowała się jedynie ogłosić konkurs na skład nowego zarządu.

W tym samym czasie wylądował w koszu sporny projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Otrąbiono to jako klęskę rządu (a tria Jakubowska, Czarzasty, Kwiatkowski w szczególności) oraz zwycięstwo opozycji i prywatnych nadawców. De facto jednak nikt nie wygrał, bo żadna strona nie przeforsowała swoich rozwiązań, mając jedynie dość sił, by zablokować poczynania przeciwnika. Lewica nie wzmocniła opanowanej przez siebie telewizji. Opozycja nie miała siły, by przełamać władztwo lewicy w mediach, a prywatni nadawcy dalej muszą godzić się z dominującą pozycją TVP na rynku telewizyjnym. To bardziej zawieszenie broni niż koniec wielkiej wojny.

Niezniszczalni walczą

Lista 252 kandydatów na stanowiska członków zarządu TVP nie jest jawna. Jednak media uchyliły rąbka tajemnicy, rzucając światło (a może cień) na przyszły wynik konkursu.

Kandydaturę zgłosił prezes Robert Kwiatkowski, znany m.in. z ręcznego sterowania programami informacyjnymi. Prezes TVP napisał w “Rzeczpospolitej", m.in. “Jestem przekonany, że w mediach publicznych dziennikarstwo ma największą przyszłość, gdyż nie będzie podlegać doraźnym kaprysom i żądaniom właścicieli". Gdyby kryterium w konkursie był brak wstydu, jego kandydatura niewątpliwie miałaby największe szanse. Niezależnie od tego, co spadnie na prezesa TVP, wydaje się on być niezniszczalny, niczym bohaterowie kreskówek i gier komputerowych. Razem z szefem, dokumenty złożył też, kierujący telewizyjną jedynką, Sławomir Zieliński.

W konkursie startuje także wcześniejszy szef programu pierwszego (w czasach, gdy prezesem TVP był Wiesław Walendziak) - Maciej Pawlicki. Co godne uwagi, niedawno kierował Telewizją Puls, która powstała jako prawicowa alternatywa dla lewicowej telewizji państwowej. Z braku środków finansowych, bezpardonowo wykorzystano do jej stworzenia pieniądze kilku spółek skarbu państwa, co było możliwe, bo władzę sprawował akurat rząd AWS.

Na udział w teleturnieju zdecydował się także wieloletni przewodniczący rady nadzorczej Polskiego Radia Andrzej Długosz, związany niegdyś z UW, a obecnie z PO. Nie brakuje innych osób o jawnych ambicjach politycznych. O posadę prezesa ubiegają się Marek Formela i Lidia Geringer d’Oedenberg, którzy w ostatnich wyborach samorządowych starli się o fotele prezydentów Gdańska i Wrocławia. Rywalizuje z nimi Waldemar Dubaniowski, były członek KRRiT, o którego istnieniu opinia publiczna dowiedziała się, gdy z Danutą Waniek pozytywnie odpowiedział na apel prezydenta o podanie się do dymisji. Było to na kilka dni przed konstytucyjnym terminem zakończenia jego kadencji w Radzie.

Czy wybierając z takiego grona, nawet przy najbardziej rozbudowanych procedurach konkursowych, rada nadzorcza jest w stanie doprowadzić do odpartyjnienia telewizji publicznej?

Misja za abonament

Tymczasem trwają prace i dyskusje nad kształtem nowych regulacji ustawowych w sferze mediów elektronicznych. Rząd przyjął projekt tzw. małej nowelizacji ustawy o RTV, głównie dostosowującej nasze prawo do przepisów unijnych. Co ważne, zdefiniowano tam pojęcie misji. Po wejściu do Unii, TVP powinna osobno finansować programy misyjne (z abonamentu), a osobno nie-misyjne (bynajmniej nie z abonamentu). Definicja brzmi tak: “Publiczna radiofonia i telewizja realizuje misję publiczną, oferując, na zasadach określonych w ustawie, całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom, zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu". Czy tak “precyzyjna" definicja zapobiegnie mieszaniu pieniędzy pochodzących z reklam i abonamentu?

Partie opozycyjne też nie próżnują. Dwie propozycje wydają się szczególnie niepokojące. Jarosław Kaczyński zaproponował podział TVP na jeden program rządowy i jeden opozycyjny. LPR z kolei, złożyła propozycję nowelizacji, na mocy której członków rad nadzorczych i programowych mogłyby powoływać i odwoływać najważniejsze kluby parlamentarne. To propozycje niebezpieczne z dwóch powodów. Po pierwsze, nie rozwiązują problemu upartyjnienia mediów publicznych, a co najwyżej zamieniają media partyjne czy dwupartyjne na wielopartyjne. Po drugie, idea mediów publicznych, jako wolnych od partyjnych nacisków, przewrotnie przetrwała właśnie dzięki zażartej walce partyjnej o władanie tymi mediami.

Niewielu politykom leży na sercu “upublicznienie mediów publicznych". Wielu chętnie ograniczyłoby się do przejęcia nad nimi władzy. Wszyscy jednak, nie mając kontroli nad mediami, lubią powoływać się na ideę niezależnych mediów i krytykować ich upartyjnienie. Te hasła, niezależnie od szczerości polityków, żyją jednak własnym życiem i są traktowane przez elektorat z najwyższą powagą. Jeśli politycy o nich zapomną, już nikt - może poza dziennikarzami - w najbliższym czasie nie będzie się umiał o nie upomnieć.

Telewizyjna mapa drogowa

Według Michała Tobera, wiceministra kultury, na początku roku zakończy się proces przygotowywania tzw. dużej nowelizacji, a może i nowej ustawy. Najdalej w lutym, projekt ustawy ma przyjąć rząd. Tymczasem, najpoważniejszym dokumentem w rozpoczynającej się dyskusji nad nową regulacją są “założenia nowej ustawy o mediach elektronicznych". To opracowanie ekspertów (Karola Jakubowicza, prof. Bohdana Junga i Tadeusza Kowalskiego), dokonane przy współpracy z instytucjami UE na zlecenie KRRiT. W Unii takie dokumenty nazywa się green paper, stąd polska nazwa “Zielona Księga".

Opracowanie zawiera propozycje na przyszłość, ale przede wszystkim ma być punktem wyjścia do dyskusji. Choć nie jest to oficjalne stanowisko Krajowej Rady, chyba po raz pierwszy w jej dokumencie padają stwierdzenia: “Rozwiązania domagają się także problemy wynikające z braków lub złego stosowania obecnie obowiązującej ustawy. Dotyczy to m.in. oddzielenia radiofonii i telewizji od świata polityki, trybu powoływania członków KRRiT i członków władz nadawców publicznych, zagwarantowania właściwego wykonania zadań programowych nadawców publicznych".

Dobra diagnoza nie oznacza jednak dobrego pomysłu na rozwiązanie problemu. Przykładem niech będzie los regulacji zawartych w ostatniej nowelizacji ustawy o RTV, mających poprawić ściągalność abonamentu. Wynosi ona blisko 50 proc. w przypadku osób fizycznych i 5 (!) proc. w przypadku prawnych. Pierwotne zapisy okazały się niekonstytucyjne i na końcu, w drodze do kosza, tekst nowelizacji nie zawierał już żadnych rozwiązań w tej sprawie.

Również w przypadku “Zielonej Księgi", niebezpieczeństwa czyhają przy próbach szczegółowych rozwiązań. Przykładowo w celu odpolitycznienia Krajowej Rady autorzy proponują, aby członków Rady w dalszym ciągu powoływał Sejm, Senat i Prezydent. Sejm mógłby wybierać 4 członków jedynie spośród kandydatów zgłoszonych przez premiera, samorząd gospodarczy branży teleinformatycznej i Polską Radę Ekumeniczną. Senat wybierałby 2 członków spośród kandydatów zgłoszonych przez sejmiki wojewódzkie. Prezydent z kolei, miałby wybór ograniczony do kandydatów zgłoszonych przez Rzecznika Praw Obywatelskich, ogólnokrajowych stowarzyszeń dziennikarskich oraz organizacji twórców i producentów audiowizualnych.

Przy takim rozwiązaniu, partyjnej nomenklaturze trudniej byłoby postawić na swoim niż obecnie. Skoro jednak Sejm i Senat nie potrafiły wznieść się do tej pory ponad partyjne podziały, dlaczego miałyby to zrobić sejmiki wojewódzkie? Jeżeli członkowie rad nadzorczych z ramienia ministra skarbu zawsze pochodzili z partyjnego nadania, dlaczego premier miałby zachować się inaczej? Jeżeli ogólnokrajowe stowarzyszenia dziennikarskie mamy dwa, SDP rozwiązane w stanie wojennym i SDRP powołane przez władze w stanie wojennym, czy o wyborze nie zdecyduje postsolidarnościowy lub postkomunistyczny rodowód Prezydenta?

W Polsce mamy olbrzymią wiarę w to, że mnożąc i uszczegółowiając przepisy, zdołamy osiągnąć to, co w krajach “starej demokracji" załatwia dobry obyczaj polityczny i czujna opinia publiczna. Wierzymy w magiczną moc przepisów, mimo negatywnych doświadczeń. Czy nie zawiedziemy się kolejny raz?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2003

Podobne artykuły