Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy my, katolicy, nie mamy większych zmartwień? Owszem, mamy, ale spór o sposób przyjmowania Komunii też się okazał poważnym zmartwieniem. Zacznijmy od listu. Prezes Stowarzyszenia im. Ks. Piotra Skargi p. Stanisław Olejniczak rozesłał – z datą 28 września 2020 r. – do wszystkich księży (w całej Polsce czy w archidiecezji krakowskiej, nie wiem) list i broszurę „O Komunii Świętej na rękę”. List: „Postanowiłem napisać do Księdza, by prosić o propagowanie przyjmowania Komunii Świętej w tradycyjny i najgodniejszy sposób (...). Nie dajmy się zwieść tym wszystkim, którzy pod pozorem zachowania ciała w zdrowiu, narażają dusze na popełnienie grzechu śmiertelnego wynikającego z niegodnego przyjęcia Ciała Chrystusowego”. A ponad miesiąc wcześniej, 7 sierpnia br., przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w związku z pandemią ogłosił komunikat, w którym m.in. zaapelował do kapłanów, aby „stwarzali wiernym możliwość przyjmowania Komunii Świętej na rękę, według szczegółowych przepisów diecezjalnych”.
Długo zadawałem sobie pytanie, czy ludzie nie rozumieją, że ja, ksiądz podając do ust Komunię św., zbliżam rękę do ust kolejnych osób, z których każda może być zakażona i każda może wychuchać na moją rękę wirusa, którego przeniosę do następnych? Mniejsza o mnie, bo zaraz potem zdezynfekuję ręce. Ale moi communicantes?
Teraz już nic nie mówię, nie tłumaczę. Bo w tej wojnie nie chodzi o żaden „grzech śmiertelny”, ale o protest przeciw naruszeniu czegoś „co było zawsze”. „Bóg tak chce”, a „my bronimy czci Boga”. Mniejsza, że nie zawsze tak było i że nie z woli Boga, ale z woli ludzi zarzucono praktykowany przez kilkaset lat sposób udzielania Komunii – do ręki właśnie.
Tak się dzieje, gdy na praktyki religijne patrzymy jak na skamieliny.
Tym się martwię. Martwi mnie też lekceważenie Kościoła przez katolików nawet w sprawie sakramentu. Kościół zresztą jakby niczego nie przeczuwał: chronił liturgię przed radosną twórczością amatorów, zabraniał dodawania czegokolwiek do liturgicznych tekstów, zastępowania ich innymi tekstami według własnego widzimisię, ale nieuznawania swoich ustaleń nie przewidział. A teraz ci „obrońcy Eucharystii” mówią Kościołowi, że uznane przez niego za właściwe i szeroko praktykowane przyjmowanie Komunii św. na rękę jest „brakiem szacunku dla Eucharystii”, że osoby przyjmujące tak Komunię św. „winne są Ciała i Krwi Pańskiej”.
Przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski bp Adam Bałabuch w komunikacie (z 3 października br.) rzecz spokojnie, lecz dobitnie wyjaśnił: „potępiając jeden z godziwych sposobów przyjmowania Komunii św. [przyjmowanie na rękę – AB], wprowadza się nieład i podział w rodzinie Kościoła”.
Smutne, że taki komunikat był potrzebny w Kościele katolickim, smutne, że w imię Jezusa broni się formy kultu, która dzisiaj zagraża zdrowiu i życiu wielu ludzi. Zasmucają też przejawy fanatyzmu katolików, bo kampanię „Stop Komunii Świętej na rękę” uznać trzeba za religijny fanatyzm. Żenująca jest zarozumiałość jej zwolenników. Bo oni, plus catholique que le pape (bardziej katoliccy niż papież), za nic mają opinie kompetentnych znawców liturgii, jej historii i tradycji Kościoła żywej przez kilka stuleci. I przeraża upór, z jakim „wprowadzają nieład i podział w rodzinie Kościoła”, jakbyśmy i bez tego nie mieli „w rodzinie Kościoła” dosyć nieładu i podziałów.
Czytaj także: Ks. Andrzej Draguła: Komunia też podlega prawom biologii