Trzeba myśleć pod ostrzałem

Danuta Golec: Ci, którzy manifestują przeciw uchodźcom i palą kukły „obcego”, nie widzą, że podlegają dokładnie tym samym mechanizmom, które prowadzą do terroru. Chodzi o podział świata na dobry i zły i umiejscowienie złego na zewnątrz.

23.11.2015

Czyta się kilka minut

Marsz Niepodległości, Warszawa, 11 listopada 2015 r. / Fot. Wojciech Artyniew / FORUM
Marsz Niepodległości, Warszawa, 11 listopada 2015 r. / Fot. Wojciech Artyniew / FORUM

BEATA CHOMĄTOWSKA: W Europie obowiązuje najwyższy stopień zagrożenia terrorystycznego. Państwo Islamskie grozi kolejnymi atakami. W obawie przed nimi odwoływane są imprezy sportowe, zawracane samoloty. Jak w takiej atmosferze nie dać się lękowi?
DANUTA GOLEC: Nie da się pozbyć lęku. On jest częścią naszego podstawowego wyposażenia. Gdy w kimś nie ma lęku, to tak, jakby nie czuł bólu – może się oparzyć, poobijać, bo nie potrafi uniknąć niebezpiecznych sytuacji. Lęk w momencie zagrożenia, jak teraz, kiedy słyszymy o zamachach terrorystycznych na naszym kontynencie, jest czymś zupełnie naturalnym. To rozsądny objaw i nie uważam, że powinno się z nim walczyć, np. organizując zgromadzenia pokazujące, że się nie boimy. Lęku nie wyrugujemy, natomiast możemy spróbować uczynić go znośnym.


W jaki sposób?
Lęk, który odczuwamy w takiej sytuacji, jest w pewnym sensie lękiem sygnałowym – takim, który informuje o realnie istniejącym zagrożeniu. Na przykładzie Paryża ktoś mógłby uznać, że instytucje państwa, które mają za zadanie chronić obywateli i zwykle robią to skutecznie, tym razem nie zadziałały. Chciałby więc zachowywać się ostrożniej. Jeśli powie, że odwołuje lot do Paryża, to myślę, że może to nawet i rozsądne, a w każdym razie, że nic się z tego powodu nie stanie. Co innego, jeśli pod wpływem doniesień medialnych zdecydowałby się nie wychodzić z domu. Lęk sygnałowy pozwala uruchomić rozmaite mechanizmy obronne, powstrzymujące jego eskalację, np. w formie nerwicy czy ataków paniki.


Na czym polegają?
Mamy ich cały zestaw – mają nas chronić nie tylko przed lękiem, ale i innymi automatycznymi emocjami, jak wstyd czy poczucie winy. Niektóre z nich są dosyć toporne – np. projekcja, zaprzeczenie; inne bardziej dojrzałe: racjonalizacja, poczucie humoru, altruizm.


Mechanizmy obronne nie mają dobrej prasy. Niesłusznie. Rzecz w tym, by korzystać z nich w miarę elastycznie, wtedy są dobrym zestawem wspomagającym w sytuacjach zagrożenia. Sięgamy po któryś i możemy dalej normalnie funkcjonować. Bez nich egzystencja byłaby nie do zniesienia – to jakby pozbawić człowieka skóry. Wszystko nieustannie boli. Na przerwaniu takiej osłony polega właśnie trauma, w której wszystkie bolesne bodźce i nieznośne wspomnienia są nieustannie dostępne. Odbudowywanie mechanizmów obronnych u ludzi, którzy doświadczyli traumy – jak u osób, które przeżyły ataki w Paryżu – jest niezmiernie trudne i trwa długo. Nie zawsze da się całkowicie z niej wyleczyć.


Lęk jest więc potrzebny?
Jest nieprzyjemnym uczuciem, ale mamy w sobie jeszcze kilka innych nieprzyjemnych uczuć, których też nie pozbędziemy się, póki żyjemy, jak poczucie winy czy wstyd. Nie ma się więc co oszukiwać, że wszystko zawsze będzie dobrze, jak lubią zapewniać niektórzy przywódcy, deklarując, że nas skutecznie zabezpieczą przed złem. Lęk zawsze będzie nam towarzyszył, zło będzie istnieć. Możemy stracić bliskich; ci, których kochamy, mogą się od nas odwrócić; kiedyś umrzemy, zagrażamy też sami sobie różnymi destrukcyjnymi uczuciami. Jednak to właśnie świadomość tych zagrożeń może nas wzmocnić i zabezpieczyć. Sprawić, że lęk, który odczuwamy, będzie racjonalny, opanowywany poprzez podejmowanie przemyślanych działań. Aby nie przeistoczył się w lęk prześladowczy czy neurotyczny.


Na razie widzimy, że lęk przed światowym terroryzmem uruchamia – przynajmniej w naszym kraju – także inne lęki, np. przed uchodźcami, którzy uciekają przed przemocą ze strony tzw. Państwa Islamskiego. Radykalizują się nastroje i język. Przed ambasadą Francji tuż po zamachach pojawili się z transparentami członkowie ONR, podczas manifestacji we Wrocławiu spalili kukłę przedstawiającą Żyda. Skąd biorą się takie reakcje?
Gdy mówimy o zagrożeniu zewnętrznym, psychoterapeuta kieruje się myślą ku temu, co wewnątrz. Bo niezależnie od tego, czy zagrożenia zewnętrzne są bardziej, czy mniej realne, i niezależnie od stopnia ich natężenia, zawsze budzą one wewnętrzne demony. Mamy w sobie to mroczne wyposażenie na równi z jasnym, jak altruizm czy skłonność do poświęceń. Każdy – nie tylko ci, których uważamy za złych – ma w sobie te uczucia, choć niektórzy mają doń łatwiejszy dostęp lub występują one u nich w bardziej nasilonej formie. To nasze wrodzone wyposażenie, wpisane w rozwój psychiczny.


Ale do tego dziedzictwa należy też poczucie prześladowania. Wszyscy zaczynamy życie od fazy całkowitej zależności, bezradności i braku mechanizmów, które umożliwiałyby radzenie sobie z tym, co się nam przydarza. Jedynym takim mechanizmem – zewnętrznym – jest matka. Gdyby wczuć się w emocje niemowlęcia, to dopóki matka nie weźmie go na ręce i nie nakarmi, odczucie głodu jest dla niego przeżyciem porównywalnym z atakiem terrorystów. Dorosły powiedziałby mu: nic się nie dzieje, poczekaj, zaraz dostaniesz jeść – ale dziecko, by to zrozumieć, musiałoby mieć świadomość istnienia matki jako odrębnego bytu i poczucia czasu – osiągnięcia, które zyskuje dopiero na kolejnych etapach rozwoju. Wszyscy więc mamy zapisane w sobie doświadczenie bycia atakowanym przez terrorystów, gdy jest zimno, głodno, mokro, źle i w ogóle koniec świata. W tamtym okresie reagowaliśmy na taką sytuację w sposób, jaki wówczas był dla nas dostępny. A teraz, jako dorośli, sięgamy po te same schematy działania w traumatycznych sytuacjach.


Krzyczymy?
Dziecko stara się na różne sposoby ewakuować złe samopoczucie. Krzyczy, macha rączkami, rzuca się, płacze. Patrząc na takie niemowlę, człowiek nie ma wątpliwości, że poziom jego furii z powodu głodu czy odroczenia gratyfikacji jest tak wielki, iż gdyby miało możliwość, pewnie rzuciłoby się na domniemanego prześladowcę. Ta agresja i chęć zniszczenia aktywuje się później w dorosłym życiu w traumatycznych sytuacjach.


Kolejny mechanizm nabywany w niemowlęctwie polega na rozszczepieniu świata na dobry i zły. Niezależnie od tego, skąd płyną te złe uczucia i doznania – czy jest to głód, chłód, czy też bolesne odczucie gniewu i wściekłości – dziecko umieszcza je na zewnątrz, a siebie w opozycji lokuje jako coś dobrego. Robi to, by uwolnić się od tego, co uznaje za złe, ale skutkuje to poczuciem prześladowania, bo przecież całe to zło atakuje je z zewnątrz. Dlatego gdy doświadczamy zagrażających sytuacji, przede wszystkim staramy się umieścić zło na zewnątrz i oddzielić je od siebie. Skutkuje to sztywnym oglądem rzeczywistości i agresywnymi, zwykle dość chaotycznymi działaniami.


To pomaga?
Rozszczepianie świata na dobry i zły, chaotyczne działania i projekcja złego na zewnątrz są szkodliwe, a na poziomie grupowym wręcz niebezpieczne, bo ogarnięty nimi tłum poddaje się panice i skłonny jest do pogromów. Ale te reakcje uruchamiają się w nas automatycznie, gdy próbujemy stawić czoło sytuacji zagrożenia. A dodatkowo grupy działają jeszcze według innych mechanizmów. Np. takie, które funkcjonują w trybie walka–ucieczka, wybierają zwykle na przywódcę kogoś o cechach paranoidalnych, bo musi być to ktoś, kto dostrzeże wroga, a potem będzie nakłaniał do ucieczki.


Tylko skąd takie reakcje w Polsce, gdzie zagrożenie jest wciąż mało realne, zarówno ze strony radykalnych islamistów, jak i utożsamianych z nimi uchodźców, którzy nieszczególnie chcą do nas przyjechać?
Bardzo ciekawe, że ludzie manifestujący przeciw uchodźcom i wszelkim „obcym”, mówiąc, iż w ten sposób chcą obronić Polskę czy Europę przed zagrożeniem, nie widzą, że podlegają dokładnie tym samym mechanizmom, które prowadzą do terroru: dzielą świat na dobry i zły i umiejscawiają ten zły na zewnątrz. Pewnie zdziwiliby się, jak podobnie myślą do zwalczanych przez siebie terrorystów, choć w ich przypadku agresja jest symboliczna: palą kukły, piszą lub wykrzykują różne hasła. Wszystko jest niby pod kontrolą, ale gdzie kończy się ta granica?


Historia nauczyła nas boleśnie, że pewne niewinne działania bywają przygotowaniem gruntu pod realną przemoc. Ilość nienawiści, jaka ostatnio płynie przez internet, może niepokoić. U podłoża takich zachowań tkwi również lęk, ale bardziej są one przejawem mechanizmu, o którym mówiłyśmy: rozszczepienie-projekcja-ewakuacja. Ktoś z pianą na ustach wykrzykuje: „oni nas wszystkich nienawidzą, więc najlepiej ich zabić, bo przecież my uosabiamy samo dobro”. Może zyskać wtedy poczucie ulgi, bo świat wydaje się dość prosty.


Hejt służy podtrzymaniu masywnej projekcji, swego rodzaju psychozy grupowej. Usprawiedliwia dotychczasowe agresywne zachowania i daje przyzwolenie na ich kontynuację. To głównie ucieczka od myślenia, bo gdyby się zatrzymać, wejrzeć w siebie i dostrzec, że część tego zła tkwi też we mnie, zburzyłoby to ów łatwy konstrukt i trzeba by uruchomić inne mechanizmy: poczucia winy, troski, zrozumienia złożoności rzeczywistości. Niektórzy mówią, że myślenie nie boli, ja uważam że myślenie jest najbardziej bolesną czynnością, jaka nam przypadła w udziale, ponieważ każdej myśli towarzyszą bolesne odczucia. Rozpoznawanie rzeczywistości wymaga poczucia odpowiedzialności i winy: nie tylko on, ale i ja.


Czy można przesterować złe grupowe emocje? Poprzez autorytet, wyraźne słowa, np. wpływowego polityka, że nie ma przyzwolenia na agresję?
Nie jestem zbytnią optymistką, jeśli chodzi o ludzkość. Gdyby to było możliwe, udałoby się już kilka tysięcy lat temu i nie doszłoby do wielu masowych zbrodni. W tłumie wiele mechanizmów wymyka się spod kontroli. Jeśli ludzie idą na manifestację – niezależnie od tego, w jakiej sprawie – oprócz ideologii jest też chęć konfrontacji z przeciwnikiem. Tłum się radykalizuje, radykalizują się całe społeczeństwa, Europa skręca na prawo i obawiam się, że żadne pojedyncze autorytety tego nie zatrzymają.


Oczywiście warto pracować z własnym umysłem i umysłami tych, na których ma się wpływ, lecz nie mam złudzeń, że nienawiść uda się całkowicie wytępić. Nie zmienimy się w anioły, bo nienawiść jest częścią naszego wyposażenia. Jedyne, co może nas obronić, to świadomość, że zło jest też w nas, w Polakach, we mnie, w mojej rodzinie. Nikt nie jest wolny od ciemnych emocji.


Istnieje jakiś sposób, żeby nie poddać się im mimo lęku, który odczuwa każdy z nas, śledząc doniesienia w mediach?
Jeden z najciekawszych psychoanalityków drugiej połowy XX w., Wilfred Bion, który był też wojskowym i walczył w I wojnie światowej, powiedział kiedyś, że dobry generał to taki, który nie musi być zwycięski, nie musi być inteligentny, nie musi nawet być odważny, ale musi umieć myśleć pod ostrzałem. To jest doskonała metafora, nie tylko na polu bitwy, ale w życiu, dlatego, że myślenie pod ostrzałem to myślenie w sytuacji, gdy w nas i wokół nas szaleją silne emocje, niczym bomby spadające na pole walki. To pokazuje, jakie narzędzia są dostępne nam, dorosłym ludziom, w sytuacjach, gdy ogarnia nas lęk i gdy pojawia się sytuacja prześladowania.


Myślenie pod ostrzałem nie służy temu, by zapobiec niebezpieczeństwu, lecz pozwala zachować na tyle jasny umysł, by działać racjonalnie, gdy ono wystąpi. Inaczej uruchomi się znany schemat: sztywny podział świata, chaotyczne działania, projekcja wszystkiego na zewnątrz – innymi słowy, obraz rzeczywistości, który bardzo odbiega od oceny dojrzałej.


Jeśli podejmuje się działania na podstawie niemowlęcego oglądu świata, prowadzi się oddział na pewną śmierć albo wybucha w nim panika i każdy ucieka w swoją stronę. Zdolność myślenia pod ostrzałem nie niweluje lęku, lecz sprawia, że trudne przeżycia stają się bardziej znośne. Pozwala odróżnić lęk racjonalny – który ostrzega nas, że gdzieś jest niebezpiecznie, więc nie warto tam iść, trzeba natomiast podjąć konkretne działania, by zmniejszyć zagrożenie – od lęku prześladowczego, w którym wszystko jest rozkręcone, wszyscy są wrogami, więc działa się w panice. To jest dostrzeganie własnego lęku, próba okiełznania go, ale również postrzeganie świata w sposób złożony, nie jednowymiarowy.


Niełatwe zadanie.
Jedno z najtrudniejszych. To jest to, z czym ludzie przychodzą do nas, psychoterapeutów, i czego próbujemy ich nauczyć. W sytuacjach niebezpiecznych, jak teraz, nasilają się różnego rodzaju psychozy, ale nie każdy lęk wymaga profesjonalnej pomocy. Jeśli człowiek ma świadomość, że łatwo ulega panice czy lękom prześladowczym, zwykle potrzebuje kontaktu z kimś, kto myśli spokojnie i z kim może porozmawiać. Kimś, kto się mniej boi. Niekoniecznie z terapeutą. Umysł, który sobie z czymś nie radzi, potrzebuje drugiego umysłu, który jest bardziej sprawny. Sam fakt, że się rozmawia z myślącym człowiekiem, już uspokaja – jak matka, która bierze dziecko na ręce lub siedzi przy nim, by oswoić lęk.


Zestresowani czymś ludzie często mówią, że wystarczyło z kimś pogadać, i niby nic się nie zmieniło, nadal czują lęk, ale zyskał on właściwe proporcje. Wiedzą, że w sytuacji zagrożenia terrorystycznego powinni być ostrożni, zwracać uwagę na otoczenie, ale niekoniecznie pakować się i uciekać na antypody. Nie chodzi o uspokajanie i wmawianie, że nic się nie dzieje, lecz poszerzenie perspektywy uwzględniającej nie tylko zagrożenia i lęk. Zresztą gdy wokół dzieją się złe rzeczy, ludzie, nawet obcy, zazwyczaj instynktownie garną się ku sobie, zbierają się, by porozmawiać. Jesteśmy ssakami i w zbiorowości innych ssaków nasze mózgi inaczej funkcjonują. Powstaje rodzaj matrycy, większego komputera, do którego można się podłączyć, a potem wrócić do siebie z poczuciem pokrzepienia. I to chyba najlepszy sposób, by nie ulec lękom w tym niełatwym czasie. ©

DANUTA GOLEC jest psychoterapeutką z Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej. Tłumaczka, założycielka Oficyny Ingenium, która wydaje książki z dziedziny psychoanalizy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2015