Tryumfalny powrót ludzkiej natury

Człowiek jest człowiekiem nie dlatego, że różni się czymś od innych naczelnych, lecz dlatego, że siebie jako człowieka definiuje w wymyślonym przez siebie języku.

09.03.2010

Czyta się kilka minut

Brian Boyd miłośnikom literatury znany był dotąd głównie jako autor dwóch opasłych tomów biografii Vladimira Nabokova, wydanych na początku lat 90., a przystosowanych dla polskiego czytelnika całkiem niedawno ("Nabokov. Dwa oblicza", 2006). Długo jego nazwisko było nieobecne w dyskusjach naukowych, aż w roku ubiegłym Boyd zebrał swoje badania z kilku ostatnich lat i opublikował imponujący (ponad 500 stron) tom "On the Origin of Stories. Evolution, Cognition, and Fiction". Gorąco namawiam wydawców polskich na tłumaczenie. Dość już gadania o niczym. Gadajmy wreszcie poważnie o naszych mózgach.

Natura czy kultura?

Tytuł jest aluzją do epokowego dzieła Karola Darwina, "O pochodzeniu gatunków", i w całej książce panuje bardzo spójny i przekonujący darwinizm. Kiedy dziś wrażliwy humanista słyszy hasło "darwinizm", w najlepszym wypadku wznosi oczy do nieba, w najgorszym zaś zabija zwolenników teorii ewolucji. Między pierwszym a drugim przypadkiem jest tylko różnica ilościowa, nie jakościowa.

Darwinizm w obu przypadkach jest obarczony piętnem prymitywnego biologizmu, stojącego w jaskrawej sprzeczności z prawami swobodnego ducha, dla którego nie ma żadnych granic. Jak w wieku XIX: kto sprzyjał Darwinowi, ten odrzucał istnienie Boga i sadzał swoich rodziców na drzewie.

Dziś - paradoksalnie - największymi przeciwnikami darwinizmu są zagorzali kulturaliści, według których natura ludzka to wymysł mentalności religijnej, albowiem wiadomo doskonale, że wszystko jest jedynie efektem językowym. Natura ludzka, powiadają, istnieje tylko w naszym dyskursie, i to dyskursie wadliwie skonstruowanym. Człowiek jest człowiekiem nie dlatego, że różni się czymś od innych naczelnych, lecz dlatego, że siebie jako człowieka definiuje w wymyślonym przez siebie języku. Wszystko jest kulturą, powiadają kulturaliści, w efekcie czego kultura - chcąc nie chcąc - przekształca się w naturę. Nic nas nie łączy z innymi kulturami, między Europejczykami a Papuasami nie ma żadnego naturalnego powinowactwa, gatunek ludzki jest tak poróżniony ze sobą, że podejrzenie istnienia gatunkowej tożsamości zakrawa na dogmatyczny imperializm. Wiadomo przecież, że o naturze ludzkiej mówi elokwentnie tylko biały Europejczyk, który narzuca istnienie wspólnej natury innym kulturom, by nad nimi zapanować. Niwelacja różnic to pierwszy krok na drodze do przemocy.

Oczywiście wszystko to prawda. Kategorie kulturowe zmieniają się w zależności od używanego języka i miejsca, i na pewno ludzie mieszkający na różnych kontynentach między sobą się różnią. Różnice na poziomie jednostkowym nie wpływają jednak na tożsamość gatunku. Z faktu, że jedne kultury mają więcej rzeczowników na oznaczenie śniegu niż inne, nie wynika, że śnieg istnieje tylko dla Eskimosów. Ci ostatni mogą nie umieć dogadać się z Pigmejami, nie oznacza to jednak, że różnice między ich kulturami nie pozwalają im podzielać wielu cech, istniejących niezależnie od miejsca na ziemi, jakie zamieszkują, niezależnie od języków, jakich używają. Jak powiadają naukowcy, istnieje coś takiego jak "jedność psychiczna rodzaju ludzkiego", której nie sposób wyjaśnić odwołując się do kulturowych różnic. Jedność ta wynika z budowy naszego mózgu, którego rozwój jest efektem skomplikowanej ewolucji.

Gry i zabawy

Dwa mity dotyczące ewolucji zamieszkują nasze umysły i naszą wyobraźnię i oba związane są z ludzką naturą. Pierwszy z nich głosi, że człowiek rodzi się egoistą, albowiem tego właśnie domaga się ewolucja i walka o przetrwanie. Drugi utrzymuje nas w przekonaniu, że z punktu widzenia ewolucji wszystko, co nie przyczynia się do osiągnięcia wymiernej korzyści (jaką jest reprodukcja i gatunkowe przetrwanie), jest zbędnym luksusem, a więc jest niekonieczne.

Mit pierwszy wyklucza z repertuaru koniecznych dla rozwoju człowieka czynników innych ludzi, którzy powinni raczej stać nam na drodze do osiągnięcia jednostkowych korzyści. Mit drugi wyklucza z tego repertuaru sztukę, która - jak to się często słyszy - jest jedynie niekoniecznym dodatkiem do ludzkiej walki o przetrwanie. O tym, że te poglądy są nieprawdziwe, przekonują zgodnie wszystkie nauki zajmujące się mózgiem i historią człowieka: antropologia, psychologia ewolucyjna, neurokognitywistyka. Człowiek rodzi się stworzony do współpracy z innymi, a jego mózg zaprogramowany jest do naśladowania innych ludzi i przyciągania ich uwagi. Wszystkie te elementy znaleźć można w zabawie, którą znają wszystkie ssaki i ptaki, a więc zwierzęta, których potomstwo pozostaje długo pod opieką rodziców.

Jak pokazały dokładne badania, dziecko umie naśladować uśmiech dorosłych już w pierwszej godzinie swojego życia, co świadczyć może jedynie o wrodzonej predyspozycji do naśladowania innych. Dzięki zabawie potomstwo uczy się współpracy z innymi, odkrywa przyjemność, która sama w sobie staje się nagrodą i domaga się jej powtórzenia (zasada przyjemności), ale też uczy się podstawowych umiejętności niezbędnych do przetrwania (zasada rzeczywistości). Kto choć kilka razy bawił się z małymi dziećmi, ten wie, że niemal wszystkie najpopularniejsze zabawy w najwcześniejszym okresie to tylko wariacje dwóch podstawowych zachowań: ucieczki i walki (flight-or-fight). Zabawa w chowanego i mocowanie się z silniejszym opiekunem nie tylko zabijają czas, ale umożliwiają - zawsze umożliwiały - wykształcenie umiejętności niezbędnych do przetrwania.

W zabawie przyjemne łączy się z pożytecznym i dlatego nawet dziecko zdane samo na siebie będzie dążyć do odtworzenia minimalnej choćby wspólnoty (lalki, maskotki), niezbędnej dla zabawy. Z punktu widzenia ewolucji dziecko, które nie umie się bawić, nie przetrwa. Ale za to dziecko, które wie, na czym polega zabawa, jest naturalnym twórcą i odbiorcą sztuki. Wynika stąd prosty wniosek, że sztuka jest jednym z najważniejszych mechanizmów adaptacyjnych człowieka i człowiek jej pozbawiony ma małe szanse na przeżycie. Jeśli natura, ewoluując, zawsze tnie koszty i zawsze odrzuca to, co nie przynosi żadnych korzyści, to jakim cudem sztuka mogłaby przetrwać, gdyby sprzeciwiała się naturze?

Sztuka opowieści

Dwieście lat temu, w "Listach o estetycznej edukacji człowieka", Friedrich Schiller mówił, że człowiek jest najbardziej człowiekiem wtedy, gdy się bawi. To samo mówi dziś Brian Boyd. Sztuka wyrasta z adaptacyjnych konieczności. Nie ma społeczeństw, które nie znają sztuki w sensie najbardziej podstawowym. Pokrywanie barwnikami różnych powierzchni, tworzenie przedstawień, śpiew, naśladowanie, wszystkie te zachowania spełniają trzy kluczowe funkcje adaptacyjne: poszerzają wyobraźnię, uczą zachowań społecznych, wzmacniają wspólnotę.

Człowiek dzięki sztuce lepiej zadomawia się w świecie i - dzięki współpracy z innymi - łatwiej mu przetrwać. Widać to najlepiej w najtrudniejszych sytuacjach, jak ograniczenie wolności lub zagrożenie śmiercią. Człowiek w więzieniu lub celi śmierci, który skrobie na ścianie wiersze, nie jest sam, lecz z realną lub wyobrażoną wspólnotą, która pozwala mu - choćby przez chwilę - przetrwać. Nie jest to zachowanie jednostkowe, lecz pamięć gatunku. Sztuka nie jest wsobna, lecz pozwala przekroczyć konkretny czas i konkretne miejsce.

Z tego powodu, wśród zachowań artystycznych człowieka - nieznanych innym naczelnym - największą rolę odgrywa opowiadanie, a szczególnie opowiadanie o tym, co się nie zdarzyło. Oto zagadka: dlaczego człowiek miałby czerpać jakiekolwiek korzyści z fikcji, skoro wiadomo, że fikcja to zmyślenie? Odpowiedź: opowiadanie o tym, co mogło było się wydarzyć, wyzwala z uwarunkowania czasu i przestrzeni, i przenosi w sferę abstrakcji - a tym samym myślenia. W tym sensie Arystoteles miał rację twierdząc w "Poetyce", że poezja jest filozoficzniejsza od historii, albowiem ta druga mówi tylko o tym, co było, pierwsza zaś o tym, co mogło być.

Ale opowiadanie cechuje jeszcze inna właściwość, znacznie istotniejsza z punktu widzenia adaptacji człowieka. Opowiadanie pozwala zrozumieć myśli i uczucia innych ludzi, a tym samym wykroczyć poza samego siebie, poza własny kąt, i tym samym przewidywać ludzkie zachowania, co - jak wiadomo - do życia jest niezbędne.

Opowiadanie, pisze Boyd, czyni z nas bieglejszych ekspertów w sytuacjach społecznych, "usprawniając naszą umiejętność przetwarzania wzorców informacji społecznej, wyciągania wniosków z pracy innych umysłów i z sytuacji domagających się podjęcia trudnych decyzji, oraz tworzenia złożonych scenariuszy". Mówiąc najprościej, sztuka opowieści poszerza nasze zdolności adaptacyjne. Dzięki niej wiemy, co myślą inni ludzie i jak może wyglądać świat. Bez tej wiedzy człowiek nie mógłby nie tylko przetrwać, ale i się rozwinąć do takiego poziomu, by uznać, że bez sztuki i literatury po prostu nie można żyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 1-2 (11/2010)