Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Minęło ponad 30 lat. Dziś na 360 kilometrach kwadratowych piasku i wydm, pozbawionych jakichkolwiek zasobów, żyje 1,5 mln ludzi, zwykle w nędzy. Gaza, quasi-państwo, które o własnych siłach nie może przetrwać. Jedno z najgęściej zaludnionych miejsc ziemi (4 tys. osób na kilometr kwadratowy), z wysokim przyrostem naturalnym. Gaza, rządzona przez radykalny islamski Hamas, gdzie co drugi Palestyńczyk jest bezrobotny, a 70 proc. ludności uzależnionych jest od pomocy żywnościowej ONZ i UE. Sama tylko Unia Europejska pompuje w Gazę co roku 800 mln euro.
A teraz znów: naloty, setki zabitych, zniszczenia. Ale czy rzeczywiście, jak twierdzi dziś wielu, także na Zachodzie, to wyłącznie Izrael odpowiada za ten najnowszy akt żydowsko-arabskiej tragedii?
Akurat w Boże Narodzenie na teren Izraela spadła bodaj już dziesięciotysięczna rakieta Hamasu, wystrzelona z Gazy. Prymitywne rakiety tym razem celowały w izraelską elektrownię, która - paradoks - zaopatruje w prąd także Gazę. Można powiedzieć, że Hamas traktuje palestyńską ludność cywilną z Gazy jak zakładników i zarazem "żywe tarcze".
Prawdziwa przyczyna wojny w Gazie leży, jak często w tym regionie, w historii. Powstanie Izraela w 1948 r. było (także) skutkiem II wojny światowej. Kraje arabskie sąsiadujące z Izraelem długo nie mogły pogodzić się z jego istnieniem; niektóre nie godzą się z tym do dziś. Jednym ze skutków takiego myślenia było i to, że kraje arabskie - Liban, Syria, Jordania, Egipt - nie podjęły nigdy wysiłku zintegrowania w swych społeczeństwach palestyńskich uchodźców, podczas część tych terenów należała wcześniej do nich (np. Gaza była administrowana przez Egipt do "wojny sześciodniowej" w 1967 r.). Prawda prosta i brutalna: żadne z "bratnich" państw arabskich nie chciało przyjąć na trwałe tych Palestyńczyków.
A przecież mogło być inaczej. Niemcy, wielki przegrany II wojny światowej, musiały przyjąć - konkretnie: Niemcy Zachodnie - po 1945 r. prawie 12 mln ludzi, rodaków z ziem utraconych na rzecz Polski, Czechosłowacji i ZSRR. Nie było to proste ani bezbolesne, ale z czasem miliony te zostały zintegrowane w społeczeństwie RFN. Czy gdyby takie kraje arabskie jak Egipt czy Jordania postąpiły podobnie z "Arabami bez ziemi", z palestyńskimi uchodźcami, dzieje Bliskiego Wschodu potoczyłyby się inaczej? Na pewno tak z punktu widzenia zwykłych ludzi - także tych z Gazy.
Przełożył WP
JOACHIM TRENKNER jest korespondentem "Tygodnika Powszechnego" w Niemczech. Rocznik 1935, pochodzi z Turyngii (teren późniejszej NRD). Brał udział w "powstaniu czerwcowym" w 1953 r. Uciekł na Zachód jeszcze przed budową muru berlińskiego. W latach 60. mieszkał w USA, gdzie pracował jako reporter tygodnika "Newsweek". Po powrocie do RFN był dziennikarzem telewizji publicznej w Berlinie. Autor książki "Naród z przeszłością. Eseje o Niemczech" (Poznań 2004 r.).