Jak się rodzą bojownicy

W wieku pięciu lat potrafią powiedzieć, jaki samolot przelatuje i czy spadającą na miasto rakietę wystrzelono z powietrza czy z ziemi. Ta wiedza może określić, kim zostaną w przyszłości - reportaż Artura Domosławskiego

20.12.2011

Czyta się kilka minut

Palestyńczycy w wesołym miasteczku świętują zakończenie Ramadanu. Beit Lahia (Strefa Gazy), 10 września 2010 r. / fot. Alessio Romenzi / Corbis /
Palestyńczycy w wesołym miasteczku świętują zakończenie Ramadanu. Beit Lahia (Strefa Gazy), 10 września 2010 r. / fot. Alessio Romenzi / Corbis /

Rana Shubair była zła na męża, że w wigilię nowego roku nie chciał się cieszyć. Rzuciła mu nawet cierpkie uwagi. Ale potem zrobiło się jej głupio. Z czego właściwie się cieszyć? Że ledwo przeżyliśmy kolejny rok? Że następny będzie taki sam - w oblężonym mieście, bez pracy, bez perspektyw, bez sensu?

Nowy rok w Gazie to raczej okazja do wspominania zabitych w inwazji trzy lata temu. Runęło wtedy niebo, nie było gdzie się skryć ani dokąd uciekać. Piekło.

Teraz Rana jasno dostrzega, że ludzie wytworzyli lokalny kalendarz: - Pamiętasz, to było tydzień przed wojną... Zdałam tamten egzamin cztery miesiące po wojnie... Ten budynek, który wzniesiono na miejscu zburzonego w czasie wojny...

Gaza przed i po. Życie przed i po.

Rana ma 35 lat i trójkę dzieci, które ganiają się wokoło i co chwilę wpadają na mamę, czyniąc rozmowę prawie niemożliwą. Rana cierpliwie je uspokaja, a potem mówi dalej - pięknym, literackim angielskim. Jest blogerką, a chce zostać pisarką. Wie, jak trafić do wyobraźni rozmówcy. "W Gazie bardziej naturalne jest myślenie o śmierci niż o życiu - Rana czyta fragment swego tekstu. - Kiedyś uwielbiałam gapić się w niebo. Teraz to zajęcie ponure, deprymujące. Przejrzyste, piękne niebo przecinają samoloty, a ciszę zakłóca upiorny warkot".

Strefa Gazy jest jednym z najgęściej zaludnionych obszarów na świecie. Na obszarze o długości 41 km i szerokości od 6 do 12 km mieszka ponad półtora miliona ludzi (ponad 4 tys. osób na kilometr kwadratowy), z których połowa nie skończyła 18 roku życia. Los 80 proc. ludności zależy od pomocy zagranicznej. Według ONZ prawie 40 proc. żyje w biedzie, co czwarty nie ma pracy (wśród młodych - co drugi). Jedna trzecia ziem uprawnych (jako tzw. strefa buforowa przy granicy z Izraelem) i 85 proc. wód jest niedostępne. Według agend ONZ izraelska blokada Gazy jest pogwałceniem praw człowieka i zbiorową karą naruszającą prawo międzynarodowe.

Gdy Rana mija dom pogrzebowy, przechodzi jej przez myśl, że właściciel zarobił fortunę na śmierci. Obok cmentarza napis: "Nie ma miejsca na nowe groby". Nikt tego nie przestrzega, więc martwi tłoczą się - ciągle na tym świecie.

Rana pracuje nad książką o życiu codziennym w oblężonej Gazie - żeby świat wiedział, i żeby nie zapomniano o zbrodniach, krzywdzie. Poeta pamięta.

Rana Shubair wygłosiła poruszającą mowę do setki parlamentarzystów i aktywistów z 30 krajów, którzy w ostatnich dniach listopada przyjechali do Strefy Gazy w geście solidarności z mieszkańcami tej oblężonej części Autonomii Palestyńskiej. Dwa autokary - wjechały tu przez granicę z Egiptem - to namiastka Flotylli Wolności, która z powodu blokady nie mogła dotrzeć od strony morza. Dwukrotne próby zostały zatrzymane w portach Europy bądź przez marynarkę Izraela. Rok temu izraelscy komandosi dokonali abordażu na statek "Mavi Marmara" i zastrzelili dziewięciu aktywistów "Flotylli" - ONZ potępił Izrael za nadużycie siły.

Na podstawie biografii uczestników tej autobusowej karawany dałoby się napisać kawał historii różnych krajów ostatnich dekad. Są ważne figury od Braci Muzułmańskich z Egiptu, którzy pewnie wygrają trwające właśnie wybory, jeden z liderów powstania w Libii, weterani walki z dyktaturą w Brazylii, byli więźniowie z irlandzkiej Sinn Fein. Jest Ann Wright, była pułkownik i dyplomatka z USA, której wsparcie dla Palestyńczyków politycy w jej kraju nazwali "wspieraniem terroryzmu", a republikański kongresman Brad Sherman żądał jej aresztowania (Wright chciała oddać się w ręce FBI w jego biurze; przed sądem chciała powiedzieć, że to jej krytycy wspierają terroryzm - tyle że państwowy).

Jest też Clare Short, była minister rządu Tony’egoBlaira, która krytykowała agresję na Irak. I baronessa Jenny Tonge z Izby Lordów, wychowana - jak mówi - "w kulcie Izraela", która przeżyła "nawrócenie jak Szaweł na drodze do Damaszku", gdy w 2003 r. przyjechała na Zachodni Brzeg Jordanu i do Gazy. Po powrocie zaczęła mówić o krzywdach Palestyńczyków.

Protesty wywołały jej słowa empatii dla zamachowców-samobójców: "Gdybym żyła w takich warunkach jak oni, może zostałabym jednym z nich". Wylano na nią kubły pomyj - że jest "sojuszniczką terroryzmu" i "antysemitką" - jakie obrońcy okupacji i apartheidu zwykle wylewają na krytyków polityki Izraela pod różnymi szerokościami geograficznymi. Podobny los spotkał m.in. Tony’ego Judta, Maria Vargasa Llosę, Jose Saramago, Zygmunta Baumana.

Kulminacją kilkudniowej wizyty było ogłoszenie rezolucji wzywającej Izrael do zniesienia blokady Gazy, umożliwienie swobodnego przepływu ludzi i towarów, a wspólnotę międzynarodową - do wywierania presji na Izrael.

Przekaz najważniejszy: świat nie zapomina o Palestyńczykach.

Represje Izraela wobec ludności Gazy - a następnie jej blokada - nasiliły się, od kiedy w 2006 r. wybory wygrał tu Hamas, partia radykalnego islamu politycznego. Tamtego roku armia Izraela zabiła ponad 600 Palestyńczyków, w tym wielu cywilów i dzieci; zburzyła setki domów. Pretekstem było porwanie żołnierza Gilada Szalita (wymienionego niedawno za ponad tysiąc palestyńskich więźniów), lecz także upokorzenie w przegranej batalii przeciwko libańskiemu Hezbollahowi.

Rok później liczba zabitych wzrosła. Równocześnie kreowano - jak pisze izraelski historyk Ilan Pappe w eseju "The Killing Fields of Gaza 2004-2009" - "mitologię, wedle której Gaza to baza terrorystów, dążących do zniszczenia Izraela". Mitologia pomija dysproporcję sił: w jaki sposób domowej roboty pociski rozpryskujące gwoździe (osławione Kassamy) miałyby zniszczyć jedną z największych potęg militarnych świata? Zdaniem Pappego, który jest też autorem przełomowej książki "The Ethnic Cleansing of Palestine", Izrael od swego powstania w 1948 r. prowadzi wobec Palestyńczyków politykę czystek etnicznych.

Izrael przycisnął Gazę, ograniczając drastycznie przepływ ludzi i towarów. Przesłanie było jasne: albo poddacie się i dostaniecie przywilej życia w otwartym więzieniu, jak wasi rodacy z Zachodniego Brzegu, albo buntujcie się dalej, popierajcie Hamas, a będziecie żyć w więzieniu o najsurowszym rygorze. Opór będzie karany śmiercią, emigracja - mile widziana.

Apogeum represji ostatnich lat była operacja "Płynny Ołów" na przełomie 2008/2009 r.: w efekcie ataków z ziemi, morza i powietrza zginęło półtora tysiąca ludzi, w większości cywilów, w tym 352 dzieci. Tysiące zostało rannych i straciło domy. Po drugiej stronie zginęło 3 izraelskich cywilów i 10 żołnierzy (kilku od ognia własnej armii).

Dysproporcja sił i strat stawia pod znakiem zapytania sens formuły "konflikt izraelsko-palestyński". "Płynny Ołów" był jednostronną rzezią. Raport ONZ sędziego Goldstone’a stwierdzał, że większość ofiar i zniszczeń była skutkiem działań z premedytacją, a inwazja na Gazę "rozmyślnie nieproporcjonalnym atakiem, obliczonym na ukaranie, upokorzenie i sterroryzowanie ludności cywilnej, radykalne ograniczenie jej zdolności gospodarczych, zarówno w dziedzinie pracy, jak i zaopatrzenia, oraz wywołanie rosnącego poczucia zależności i braku zdolności obronnych". Jak to wyraził pewien izraelski pułkownik, inwazja "miała wywołać zniszczenia, z których podniesienie się zajmie wieki".

W Gazie wciąż jest sporo gruzowisk i wypalonych budynków. Ale Marisa Matias, eurodeputowana z Portugalii, mówi, że jest zaskoczona tym, jak Gaza się podniosła. Była tu po inwazji "Płynny Ołów“ - wróciła przerażona skalą zniszczeń i ludzkiego nieszczęścia. Mimo blokady, w tym zakazu wwożenia materiałów budowlanych, Palestyńczycy odbudowali Gazę.

Wszystko dzięki tunelom przy granicy z Egiptem. - Granica pod ziemią wygląda jak pumex - opowiada Palestyńczyk, który prosi o niepodawanie nazwiska. - Tunel pod tunelem, jest ich chyba tysiąc. Przerzucane są nimi nawet samochody.

Dzięki "Arabskiej Wiośnie" w tym roku uchylono przejście z Egiptem, ale obsługuje tylko 300 osób dziennie i jest zabukowane na trzy miesiące naprzód. Urzędnicy egipscy z czasów dyktatury Mubaraka (alianta Izraela) nadal dokuczają Palestyńczykom: jak znajdą pretekst, by nie przepuścić, nie przepuszczają. Karawanę solidarności trzymali na przejściu 4 godziny.

Z kolei przez Erez, jedyne otwarte przejście z Izraelem, przechodzi pomoc humanitarna i ograniczony import. Przez pół roku (listopad 2010 - maj 2011) Izrael pozwolił na eksport truskawek, kwiatów, przypraw i pomidorów - dwie ciężarówki dziennie (w 2005 r. przechodziło ich codziennie 400). Od maja znów pełna blokada eksportu. Z czego Gaza ma żyć?

Blokada morska pozbawiła mieszkańców taniej żywności: ryb i owoców morza. Rybacy mogą łowić do trzech mil od brzegu (kiedyś: 12 mil). Do tych, którzy przekraczają arbitralnie narzuconą granicę połowów, strzelają izraelskie kanonierki, a ich łodzie się konfiskuje. Wielu rybaków porzuciło zawód, ich rodziny popadły w nędzę. Rybołówstwo - jedna z głównych gałęzi gospodarki - jest na krawędzi upadku. Piękne i tłoczne kiedyś plaże - to obrazy dekadencji: dziesiątki nieużywanych łodzi niszczeją na przystaniach. Do morza spływają ścieki; nie ma części do uruchomienia oczyszczalni, zbudowanej przed narzuceniem blokady.

Szpital ofiar wojny: ludzie z wypalonymi oczami, zdeformowanymi głowami, urwanymi rękami i nogami.

I największy może dramat Gazy - brak wody; jej źródła kontroluje Izrael, a lokalne studnie wyschną za kilka lat. 90 proc. wody nie nadaje się do picia.

Mimo to Palestyńczycy z całych sił pragną pokazać, że żyją normalnie. Że się starają. Obnoszenie się z nędzą i klęską upokarza. A oni są dumni. Dlatego rektor na Uniwersytecie Islamskim (na przekór stereotypom: więcej tu studentek niż studentów) mówi: "Staramy się prowadzić uczelnię, jakby wszystko było normalnie". Chwali się wzrostem liczby studiujących: w 1998 r. - 277, dziś - 9300. Pokazuje film o uczelni: są tu wszystkie kierunki, od humanistyki po inżynierię. Z ekranu padają pytania ku chwale wiedzy: "Kto zapali świecę w ciemności? Kto uczyni niemożliwe możliwym?". Ahmed chodzi na terapię, by przestać się jąkać (wiedza leczy). Fuad uczy się profesjonalnego fotografowania. Hala mówi kilkoma językami.

Ale jaki to ma sens? Do czego ta wiedza? Po co kończyć dwa fakultety, żyjąc w więzieniu? Takie pytania padają w rozmowach ludzi z karawany solidarności.

Maysara, 23-letni absolwent matematyki i stosunków międzynarodowych, nie mógł skorzystać ze stypendium, jakie przyznano mu w Anglii - przez blokadę. Poszedł do młodzieżówki Hamasu i kręci się przy rządzie. Jak będzie trzeba, zostanie bojownikiem. Czy można mu się dziwić? A co innego mu zostało?

Huda, wiesz dlaczego nie ma dziś szkoły?

- Bo jest wojna.

- A co to jest wojna?

- Wojna to ostrzał.

Taki dialog ze 5-letnią córeczką przytacza blogerka Rana.

Dzieci z Gazy przyswoiły sobie szczególną wiedzę. Potrafią określić, niczym eksperci od broni, jakiego typu samolot leci nad głowami i czy spadającą rakietę wystrzelono z powietrza czy ziemi. Gdy ojciec Rany miał udar i znalazł się w szpitalu, dzieci pytały: "Kto ostrzelał dziadka?".

W szkole Rana umieściła dzieci w jednej klasie. Żeby w razie ostrzału nie trzeba było ich szukać w różnych miejscach. - Nie ma jak chronić ich przed wiedzą o wojnie i śmierci - mówi. - Drżą, gdy słyszą odgłos samolotu, a mnie pęka serce. Niektóre miały kolegów i koleżanki, które padły ofiarą ostrzału, gdy bawiły się na podwórku.

Gdy Rana zatrzymała się kiedyś na czerwonym świetle, Huda spytała, wskazując na graffiti na murze: "Kto to jest?". "To szahid, męczennik". Znowu wojna i śmierć.

Scena z filmu o Gazie: mężczyzna pokazuje kilkuletniemu chłopcu karabin maszynowy. Chłopiec udaje, że strzela, choć ledwo trzyma broń. - Będziesz walczył, jak dorośniesz? - pyta głos zza kadru.

- Będę zabijał Żydów - mówi chłopiec.

- Dlaczego?

- Bo zabili mojego tatę i brata.

Inny chłopiec (ten akurat po terapii) mówi inaczej: - Nie mam pretensji do chłopców takich jak ja, do Żydów. Ale jak dorosnę, spytam ich: co wasz tata i wujek mają przeciwko nam? Dlaczego do nas strzelają, dlaczego bombardują nasze domy?

Ismail Hanija, 48-letni premier nieistniejącego państwa, informuje, że minionej nocy lotnictwo Izraela zrzuciło bomby na Gazę, niedaleko granicy z Egiptem. Mówi, że "wróg chciał zakłócić wizytę solidarności". Ktoś inny, nieoficjalnie: był tam obóz szkoleniowy grup zbrojnych. Tym razem nikt nie zginął, jak tydzień wcześniej, gdy bomby spadły na posterunek policji, zabijając dwóch policjantów i cywila.

Mowa ciała Haniji zdradza dystans, niepewność. Jak na człowieka władzy, jego gesty wyglądają na wyuczone, nienaturalne. Absolwent wydziału literatury arabskiej i były dziekan na Uniwersytecie Islamskim, w USA uważany za terrorystę, nie robi wrażenia urodzonego do rządzenia. Dorastał w slumsach obozu dla uchodźców Alszati, do dziś ma tu mieszkanie. Nieopodal, nad morzem, są miejsca, z których Hanija może wieczorem zobaczyć światła Aszkelonu - dawniej Madżdal, z którego w 1948 r. Izraelczycy wygnali jego rodziców.

Jaka właściwie jest strategia rządzącego w Gazie Hamasu? Czy walczy o niepodległą Palestynę, która miałaby powstać na terenach Zachodniego Brzegu i Gazy? Niełatwo uzyskać od premiera jasną odpowiedź. Oficjalnie i Hamas, i konkurencyjny Fatah, mówią o Palestynie w granicach z 1967 r. Zarazem wszyscy powtarzają - Hanija też - że rozwiązanie opierające się na istnieniu dwóch państw (osobno Izrael, osobno Palestyna) jest martwe. Izrael pozamykał Palestyńczyków w bantustanach, poszatkował Zachodni Brzeg, czyniąc zeń terytorium niemożliwe do zarządzania, pocięte eksterytorialnymi drogami i murem - nie da się z tego sklecić państwa. Z kolei jednego wspólnego państwa żydowsko-palestyńskiego nie chcą ani Palestyńczycy, ani izraelscy Żydzi; ideę tę wspierają niewielkie mniejszości po obu stronach.

Hanija mówi, że Palestyńczycy powinni mieć prawo do mieszkania w całej Palestynie, a wygnani w czasie kolejnych wojen i czystek etnicznych - prawo do powrotu. Jeśli przyzna się Palestyńczykom takie prawo, to wówczas - jak mówi - będą otwarci na różne rozwiązania.

Te ezopowe słowa znaczą, że Palestyńczycy nigdy nie pogodzą się z tym, że w 1948 r. założyciele Izraela wygnali ich z domów - dopóki choćby symbolicznie nie uzna się, że mają prawo wrócić. Mówiąc to, Hanija sugeruje (choć nie wprost) rozwiązanie "jednopaństwowe". Ale czy ma na myśli naprawdę wspólne państwo? Czy Żydzi mieliby prawo w nim mieszkać?

- To oczywiste - odpowiada, mając świadomość, że ten dialog, to tylko dywagacje z księżyca. Izrael jest potęgą militarną i ani myśli godzić się na utopijne postulaty. Nie godzi się zresztą na o wiele mniej, czyli państewko palestyńskie na obszarze ledwie jednej piątej historycznej Palestyny.

Niełatwo urwać się oficjalnej karawanie. Gdy ktoś oddala się od grupy choćby na parędziesiąt metrów, idą za nim bezpieczniacy. Ktoś inny, gdy o trzeciej rano wyszedł z hotelu popatrzeć na morze, też ciągnął za sobą ogon.

- Musimy uważać na prowokacje Mossadu i ekstremistów - objaśnia Arafat Shoukri z Rady ds. Stosunków Europejsko-Palestyńskich w Brukseli, szef całej wyprawy.

- Co wiadomo o akcjach Mossadu w Gazie?

- Mossad jest wszędzie. Mogą sprowokować wypadek, napad, porwanie.

Niektórzy nie dają wiary tej odpowiedzi. Podejrzewają, że może chodzić o to, by delegacja nie zobaczyła lub usłyszała czegoś nie po myśli gospodarzy. Uczestnicy karawany solidarności mają świadomość, że Hamas nie jest wzorem cnót demokratycznych.

Z drugiej strony - krytyka udręczonych, walczących o przetrwanie jest niełatwa, nie na miejscu. Ktoś pyta na stronie: "Dlaczego nie mamy anglojęzycznych kanałów TV w hotelu? Przypadek czy polityka Hamasu?".

Ale warto się urwać.

Jednego takiego "urwanego" wieczoru Rafik (imię zmienione) opowiada o sprawach, o których rządzący w Gazie wolą milczeć. Choć niechętny Hamasowi, przyznaje, że Hamas mniej kradnie niż poprzednicy z  Fatahu. Fatahowcy kradli bez opamiętania, a Hamas naprawia też drogi i odbudował miasta po inwazji.

Zasadą rządzenia jest nepotyzm. Rafik opowiada o przypadku rzadkiego specjalisty, którego potrzebował rząd. Ale gdy okazało się, że daleki kuzyn szwagra miał interesy z Fatahem, specjalista posady nie dostał.

Na Zachodnim Brzegu, gdzie rządzi Fatah, mechanizm działa w drugą stronę.

Znajomości przydają się też w sprawach drobnych. W Gazie oszczędza się energię, prąd jest osiem godzin na dobę. Ale jeśli ktoś ma znajomości, może mieć prąd dłużej.

Także pomoc z zagranicy trafia nie zawsze tam, gdzie jest najbardziej potrzebna, lecz do swoich. Przykład: przychodzą pieniądze i leki, które zamiast szpitala publicznego dostaje szpital prywatny, należący do kogoś z hamasowej sitwy. Gdy powstaje organizacja pozarządowa i zdobywa źródło finansowania, roztropnie wziąć do spółki kogoś z Hamasu.

- W Gazie jest wiele uniwersytetów i szpitali, ale odwiedzicie tylko związane z Hamasem - mówi Rafik i pokazuje (z zewnątrz) te inne.

Opowieści o szalejącym w Gazie bandytyzmie to - jak mówi - czarna propaganda. Hamas postawił na "zero tolerancji" i silną policję. Chyba to prawda: w czasie dwóch nocnych eskapad, także w slumsowate osiedla, nie czuje się zagrożenia, jakie zwykle czuć w biednych dzielnicach miast globalnego Południa.

Czy doskwiera obyczajowy zamordyzm? - Nie taki znowu zamordyzm, jak się niektórym na Zachodzie wydaje - mówi Rafik. Fakt, Hamas zakazał sprzedaży i picia alkoholu. Ale restauracje są otwarte do późna, tyle że klientów mało, bo drogo. Można kupić ciuchy w zachodni stylu, muzykę na CD i filmy (z wyjątkiem pornografii). Dziewczyny z rodzin, które letnio traktują religię, nie zakrywają głów. Niestety, hamasowi biznesmeni wykładają fortuny na kolejne meczety, gdy jak powietrza potrzeba przychodni i szkół. Niektóre szkoły pracują na trzy zmiany.

Krytyka władzy, patrzenie jej na ręce? Praktycznie niemożliwe. W Gazie wychodzi tylko jedna gazeta, rządowa.

Rafik uważa, że Hamas może przegrać wybory w maju - o ile się odbędą - bo choć ludzie w Gazie nadal wolą Hamas od Fatahu, to mają dość blokady.

Gaza jest być może jedynym miejscem na ziemi, gdzie istnieje Ministerstwo Uwięzionych. A w nim - coś w rodzaju muzeum horroru. Kukły zawieszone za wykręcone do tyłu ręce albo przywiązane do krzesła, zamknięte w klatce. Są malowidła więźniów przedstawiające bicie, rażenie prądem, zrywanie paznokci. Na ścianach portrety zamęczonych i zmarłych w izraelskich więzieniach.

Przychodzą kobiety - matki i babcie - z dziećmi, które nie znają ojców i dziadków, odsiadujących kary w Izraelu. Są wśród więźniów "zawodowi" bojownicy, ale też chyba ludzie, którzy mieli pecha, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Muna Rabah ma w więzieniu męża (wyrok: 25 lat) i dwóch synów (jeden skazany na 15 lat, drugi czeka na wyrok) - wszyscy walczyli z okupantem. Przyprowadziła wnuczkę, która nigdy nie widziała ojca, bo więźniowie z Gazy nie mają od ponad czterech lat prawa do odwiedzin. Ale słowa Muny Rabah nie brzmią jak słowa kogoś złamanego. Jest w nich gniew i furia.

Jak mówiła blogerka Rana: - Zubożone rodziny, których domy zniszczono na ich oczach, pozostają nieugięte, nie zamierzają się poddać. Ci, którzy stracili najbliższych w walce o wolność, są zdeterminowani bardziej niż kiedykolwiek. Nieszczęścia uczyniły ich silniejszymi. Rany trudno uleczyć, lecz te 63 lata walki są zbyt cenne, by je zmarnować.

W Gazie dorosną nowi bojownicy, których portrety-graffiti ktoś kiedyś namaluje na murach. Za 15 lat wnuczka Rany, córeczka Hudy, zapyta może mamę: "Kto to jest?". A ona odpowie: "To twój wujek, mój brat. Bojownik, męczennik".

Kim innym można tutaj zostać?

Artur Domosławski (ur. 1967) jest dziennikarzem i reporterem, autorem m.in. książek "Gorączka latynoamerykańska" i "Kapuściński non-fiction". Przez wiele lat pracował w "Gazecie Wyborczej", obecnie - w "Polityce".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2011