Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oficerowie SG ustalili, iż ów Syryjczyk przebywał w Polsce legalnie. Koniec incydentu. Ale nie koniec fatalnego problemu. Otóż firma ochroniarska pochwaliła się swoją akcją na Facebooku, umieszczając pod zdjęciem komentarze co najmniej nabrzmiałe uprzedzeniami i pogardą do osób o ciemniejszej skórze. „To jest Polska nie Niemcy i jak komuś się nie podoba i chce bronić »biednych imigrantów gwałcących w grupach kobiety«, wyjazd z kraju, bo my bezczynnie patrzeć na to nie będziemy” – odpierali krytykę swojej akcji przedstawiciele firmy. Z ich komunikatów przebija ambicja, by z jednej strony wyspecjalizować się w działaniach przeciwko zagrożeniom ze strony imigrantów (np. chroniąc tiry jadące przez Calais przed desperatami próbującymi przedostać się tunelem do Wlk. Brytanii), zaś lokalnie stać się zaczątkiem ruchu milicji obywatelskich do obrony zachodniej flanki kraju w sytuacji, gdy „w Niemczech trwa wojna domowa”.
W chwilach wolnych szef firmy bierze udział w rekonstrukcjach historycznych – np. w niemieckim mundurze z wilczurem przy nodze pogania grupę uczniów w pasiakach wcielających się w więźniów filii obozu Gross-Rosen. Jeśli mowa ciała i zachowanie tego obrońcy czystości rasowej Zgorzelca tydzień temu były podobne jak na zdjęciach z tamtych perwersyjnych przedstawień, to nie dziwię się Syryjczykowi, że zaczął uciekać. To nie byle osiłek pozujący na komandosa, lecz odznaczony za odwagę weteran z Iraku („człowiek, który zna od podszewki terroryzm, zna specyfikę działania siatek islamskiego ekstremizmu” – chwali się na wyrost firma). W dobie odchudzania armii, gdy duża liczba żołnierzy „prywatyzuje” siebie i swoje doświadczenie w stosowaniu przemocy, kwestia nacisku, z jakim państwo powinno wpajać, że rasizm i uprzedzenia nie mogą stanowić składowej dobrego patriotyzmu, staje się nagląca. ©℗