Szariat we wsi

ONR Podhale, grupka zakapturzonych osiłków, tłumek mieszkańców z transparentami: „Nie dla islamizacji Podhala”; „Szkoła to nie obóz dla imigrantów”. Czego boją się w Kościelisku?

27.09.2015

Czyta się kilka minut

Spór mieszkańców Kościeliska w sprawie przyjęcia uchodźców, 21 września 2015 r. / Fot. Bartek Solik
Spór mieszkańców Kościeliska w sprawie przyjęcia uchodźców, 21 września 2015 r. / Fot. Bartek Solik

W gminie jeszcze żadnego uchodźcy nikt nie widział, ale już stali się tematem najgorętszego od lat sporu.
Iskrą była wypowiedź wójta dla „Gazety Krakowskiej”. Bohdan Pitoń, odnosząc się do pytania wojewody małopolskiego, czy gmina byłaby w stanie zapewnić tymczasowo dach nad głową grupie uchodźców, odpowiedział: „Dokonaliśmy przeglądu naszej bazy i zadeklarowaliśmy, że moglibyśmy zakwaterować imigrantów w salach gimnastycznych w naszych szkołach podstawowych”.

Ciupagi mile widziane

Wójt podkreślał: nie zamieszkaliby w Kościelisku, Witowie i Dzianiszu na stałe, lecz na 2–3 dni. Mimo to wśród mieszkańców zawrzało. Najpierw, w niedzielne popołudnie 20 września, podczas spotkania w Witowie, mieszkańcy sprzeciwili się stanowisku wójta. Jedyny głos apelujący o rozsądne, kierujące się chrześcijańskim miłosierdziem przyjęcie uchodźców – trenera skoków narciarskich Kazimierza Długopolskiego – pozostał wołaniem na puszczy.

Na Facebooku powstał profil organizatorów protestu. Grafik popisał się wyobraźnią: okrutni islamiści w niezgrabnym fotomontażu wiwatują na tle płonącego drewnianego kościoła w Kościelisku. Oliwy do fotoshopowego ognia dolały wpisy.

Wojtek opisał przyszłość wsi wierszem: „Teroz bedziy strasno biyda, / To juz nie som śpasy / Szariat we wsi, / Ni ma juz kiełbasy”. „Ciupagi mile widziane” – wrzucił Kuba. „Maczety, widły, siekiery… a i pewnikiem w niejednej chałpie siy jesce powojenno pepesza nońdzie” – wtórował Maciej, na co dzień kustosz jednego z oddziałów Muzeum Tatrzańskiego.

Uczestnicy manifestacji pojawili się z transparentami „Nie dla islamizacji Podhala” czy „Szkoła to nie obóz dla imigrantów”. W niejednorodnej grupie byli mieszkańcy Kościeliska i sąsiednich gmin, lokalni politycy, kilku znanych w okolicy młodych mężczyzn spod znaku ONR Podhale oraz piątka zakapturzonych i ukrywających twarze pod kominiarkami osiłków.

Narcyz Sadłoń, miejscowy lekarz, tłumaczy swój udział w zgromadzeniu chęcią wyrażenia poglądu o postępowaniu wójta: – Mamy prawo zabierać głos w naszych sprawach, to jest naski świat, nasza przestrzeń, „nic o nas bez nas”. To odpowiedź na wpisanie się wójta w kontekst gry politycznej na najwyższym szczeblu.

Chcą gwałcić kobiety

W kontekst gry na niższym szczeblu wpisali protest jego organizatorzy, miejscowi polityczni gracze: Andrzej Skupień, siostrzeniec prezesa Związku Podhalan i kandydat na posła z ramienia partii KORWiN (podobnie jak lider ugrupowania w muszce), a także Grzegorz Piątkowski, reprezentujący na co dzień Polskę Razem Jarosława Gowina.

Naprzeciw stanęła grupa rodziców z dziećmi trzymającymi na kijkach narciarskich kartki z napisami: „Posłuchajmy Papieża Franciszka” czy „Mam szczęście, bo mam się czym podzielić”. Wśród nich młoda gałąź rodu Krzeptowskich, od wieków związanego z Kościeliskiem. Siostry Krzeptowskie zostały wyzwane od „wyrodnych matek, które przywlekły swoje dzieci, zamiast siedzieć w domach i pytać mężów, czy mogą wyjść”.

Wójt nie wyszedł do manifestujących (nie odpowiedział też na nasze próby nawiązania z nim kontaktu). – To arogancja władzy – mówi doktor Sadłoń, który podczas manifestacji starał się tonować skrajne wypowiedzi padające z ust protestujących. Był wśród nich głos Sebastiana Pitonia, architekta, który wyznał szczerze, iż protestującym chodzi o przekaz „Kościelisko jest ksenofobiczne i nietolerancyjne, a uchodźcy nie wyjdą stąd żywi. Wtedy ich tu nie przywiozą”.

– Pan Sebastian jest uważany za osobę ekscentryczną. Chyba nie jest wyrazicielem opinii większości – uspokaja Sadłoń. Przyznaje też,że z pewnym dyskomfortem przyjmował to, iż Skupień, mieszkaniec Białego Dunajca, wypowiada się w imieniu tych, których nie reprezentuje.

Sadłoń pytał też zamaskowanych mężczyzn, kim są? „Sobą” – usłyszał w odpowiedzi. A jaki jest cel ich obecności i zasłaniania twarzy? „Reprezentujemy tych, których nie ma. Ich nie widać i nas nie widać” – odpowiedzieli. – Dla mnie to nie byli reprezentanci mieszkańców Kościeliska – konkluduje.

Co mówili zamaskowani mężczyźni? „Chcą gwałcić nasze kobiety”; „Chcemy chronić swoje dzieci przed muzułmanami”; „Każdymuzułmanin jest niebezpieczeństwem”. Jeden z nich wystąpił w kominiarce z napisem Gang Albanii [zespół hiphopowy – red.].

Już przed manifestacją okazało się, że jej powód jest nieaktualny: wójt oświadczył, że wycofuje się z wypowiedzi na temat szkoły. Gdy Marta Krzeptowska i Jan Wierzejski (mąż Marty, scenograf i filmowiec) pojawili się pod Urzędem Gminy z dziećmi, część ludzi jakby straciła pewność siebie: zaczęli kryć się za autami lub za plecami innych. Jedynie Sadłoń podszedł się z nimi przywitać.

Jan Wierzejski: – Było tam mnóstwo autentycznie wystraszonych ludzi, nakręconych przez brak informacji.

Marta Krzeptowska: – To mała społeczność, a my nie jesteśmy w niej anonimowi. Choćby dlatego nie mogliśmy pozostać obojętni. Nie chcieliśmy robić kontrmanifestacji, a jedynie w sposób zdroworozsądkowy wyrazić swoje zdanie. W żadnym wypadku też nie miała to być ocena ludzi po „drugiej stronie”. Bo jednak bardzo w tych ludzi wierzę.

Również Narcyz Sadłoń zapewnia, że nie chodziło o próbę sił.

– Jedni mieszkańcy przyszli zapytać, co wójt planuje, inni powiedzieć, że się nie boją uchodźców i ich zapraszają – mówi. – Nie była to konfrontacja, tylko wspólna troska.

Marta Krzeptowska: – Mamy pozytywny oddźwięk naszej akcji. Pewien stolarz nam mówił: „Dzięki, że tam byliście. Cieszę się, że Kościelisko nie jest tylko z jednej strony widziane”.

I oni szczęśliwi, i my bezpieczni

Nie ma jej w Kościeliskuani w Witowie, w którym mieszka i prowadzi pensjonat. Do Zosi Bachledy dodzwaniam się, gdy jest na Korsyce. Międzynarodowa przewodniczka górska, kaskaderka i bodaj jedyna mieszkanka gminy, która może czuć osobistą niechęć czy gniew do muzułmanów.

A jednak już na wstępie zapewnia, że nigdy takich uczuć nie żywiła. Raczej bezradność. – Chrześcijaństwo nakazuje, by nie kierować się nienawiścią, strachem, uprzedzeniami, zemstą – mówi Bachleda. – Daleka jestem od tego. Tamtą tragedię przeżywam znacznie głębiej niż tylko jako krzywdę uczynioną mojemu Peterowi.

Peter Šperka, słowacki ratownik, przewodnik wysokogórski, w czerwcu 2013 r. został zamordowany przez islamskich terrorystów, którzy zaatakowali bazę himalaistów pod ośmiotysięcznikiem Nanga Parbat w Pakistanie. Zginęło też dziewięciu innych wspinaczy.

– Nie obwiniam nikogo,nawet zastraszonych mieszkańców doliny, którzy nie ostrzegli himalaistów, choć widzieli terrorystów. Bo spróbuj ostrzec, jeśli karą może być zabicie dzieci – mówi Bachleda. – Ani wykonawców tej zbrodni, pewnie od dzieciństwa poddawanych praniu mózgu. Nie oni są decydentami – tych nawet nie znamy.

Wpływ osobistych przeżyć na postrzeganie sprawy uchodźców? – Nie zmienimy procesów historycznych – mówi Bachleda. – Jedyne, co możemy zrobić, to dobrze przygotować się do zmiany. Przemyśleć, jak tych ludzi, którzy tu przyjdą i zostaną, zintegrować. Żeby i oni byli szczęśliwi, i my bezpieczni.

Bachleda widzi szansę w edukacji. Jej ciężar, mówi, powinni wziąć na swoje barki księża, nauczyciele i każdy, kto ma w tej sprawie coś mądrego do powiedzenia. Sama zaczęła od sąsiadki. – Najbardziej wojującej i przeklinającej, postaci jak z „Pokłosia” Pasikowskiego – opowiada Bachleda. – I po dłuższej rozmowie ona dość spokojnie powiedziała: „No tak, trzeba im jakoś pomóc”. Może więc i do takich ludzi da się trafić?

Obca nawet żona z Krakowa

Być może najłatwiej przez takich jak on.

Polska przyjęła go przed laty, dała mu wykształcenie, pracę lekarza, a sześć lat temu posadę ordynatora oddziału ratunkowego w zakopiańskim szpitalu powiatowym. Teraz mieszka u nas dłużej, niż żył w Syrii. Nie jest w stanie policzyć, ilu ludzi uratował. Oddział pomaga około 30 tys. turystów i miejscowych rocznie. A on sam w sezonie potrafi dyżurować przez pięć dni i nocy, w sumie 120 godzin pod rząd.

Dr Ali Issa Darwich miesiąc temu został poproszony o pomoc (w charakterze tłumacza) w związku z przybyciem grupy uchodźców z Syrii. Pierwszej, która dotarła do Polski.

– Pewnego człowieka z Damaszku przekonałem, by został w Polsce – Ali Issa Darwich opowiada o grupie 11 Syryjczyków, których wpołowie sierpnia zatrzymała w pobliżu przejścia granicznego w Chyżnem straż graniczna. Mężczyźni, kobiety i dwójka dzieci jechali busem prowadzonym przez Węgra – wszyscy (poza jednym mężczyzną; to o nim opowiada zapewne dr Ali Issa Darwich) zostali odstawieni na Słowację, bo nie wystąpili wcześniej o status uchodźców.

To zresztą niejedyny taki incydent. Katarzyna Walczak, rzecznik prasowa komendanta Śląsko-Małopolskiego Oddziału Straży Granicznej, podaje, że kolejny wydarzył się 5 września – tym razem w Chyżnem straż znalazła trzech Syryjczyków i sześciu Irakijczyków w busie prowadzonym przez Polaka. Walczak dodaje, że straż współpracuje z mieszkańcami przygranicznych terenów, a także kontrolowanymi rutynowo polskimi kierowcami wracającymi zza południowej granicy.

– Te kontrole ich nie dziwią, a nawet pozytywnie je oceniają – mówi rzeczniczka. – Opowiadają, że jak śpią za granicą na postojach, to uchodźcy próbują przecinać plandeki ich ciężarówek, by po drabinach dostać się do środka. Kierowcy, z którymi rozmawiamy, czują się czasem zagrożeni.

Ale niepewność polskich kierowców to zapewne nic w porównaniu z lękiem i niepewnością samych uchodźców. – To są biedni ludzie, psychicznie zmęczeni – mówi syryjski lekarz.

Sam przyjmował w Syrii Libańczyków i Irakijczyków, gdy w tych krajach trwała wojna. – Na pewno uchodźcy powinni trafiać do krajów arabskich, ale w nich dostają tylko namiot, nic więcej – mówi. W Syrii po raz ostatni był pięć lat temu, kupił w rodzinnym Zabadani nawet dom, chciał wrócić. Nic nie wskazywało, by miała wybuchnąć tam wojna.

O mieszkańcach Kościeliska i Witowa mówi krótko: – Przesadzają. Nie wiem, jakie mają obawy. Trochę byłem ich reakcją zdziwiony. I zauważa, że na Podhalu problemem bywa nawet żona pochodząca z Krakowa.

Rodzinę imigrantów przyjmę 

Tamtej grupie z Chyżnego chciał zaoferować nocleg, odpoczynek, możliwość umycia się. Nie pozwolono mu, ale deklaruje, że jeśli wójtowie gmin i burmistrz Zakopanego nie znajdą miejsca dla uchodźców (ten ostatni zapewne nie znajdzie – oddelegowana do rozmów z prasą pod nieobecność Leszka Doruli jego asystentka mówi, że Zakopane nie dysponuje „wolnymi noclegami”; przeciwnie: brakuje ich dla oczekujących na mieszkania komunalne), on przyjmie ich u siebie.

Taką samą deklarację – udzielenia tymczasowej pomocy – składają Krzeptowska i Wierzejski wraz z innymi uczestnikami skromnego kontrwiecu.

– Pan myśli, że jacyś uchodźcy będą chcieli zostać w Kościelisku na stałe? – pytam Sadłonia, niegdyś członka zespołu lekarzy osobistych prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

– Może będą musieli. Ale proszę sobie wyobrazić rzeczywistość, w której ma pan dzieci w szkole, i w tym samym miejscu grupę sfrustrowanych, niekoniecznie chętnych, żeby tam pozostać osób. Nie jesteśmy przeciwni uchodźcom ani pomaganiu, takie pozbawione komentarza określenie mieszkańców Kościeliska jest krzywdzące i nieprawdziwe.

Podobne wątpliwości wyraża Zosia Bachleda. – To wcale nie muszą być biedne rodziny z traumatycznymi przeżyciami. Wystarczy fala zdesperowanych, głodnych i roszczeniowych uchodźców. Wtedy rzeczywiście trzymanie ich w jednym budynku z dziećmi nie jest dobrym pomysłem. Rozumiem zaniepokojenie – mówi.

Na swoim Facebooku jednak oświadcza: „Przyjmę rodzinę imigrantów, zapewnię mieszkanie i wyżywienie. Ja też otrzymałam wiele pomocy od ludzi, teraz czas, bym pomogła innym. Nie ma strachu, jest nadzieja i ufność, że się uda”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2015