To była rewolucja

Sobór zmienił i zmienia Kościół, a my wciąż nie bardzo potrafimy uchwycić, na czym polega jego najgłębszy sens.

19.05.2008

Czyta się kilka minut

Dziękuję Filipowi Łajszczakowi za dostrzeżenie mojego tekstu. Zanim bardziej szczegółowo ustosunkuję się do jego uwag, chciałbym podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze, sprawę liturgii uważam za newralgiczną dla Kościoła. Tu zbiega się wszystko, co istotne w jego życiu, teologii i doktrynie. Idę tu za poglądem kard. Ratzingera, który w słynnym "Raporcie o stanie wiary" napisał: "Za różnymi koncepcjami liturgicznymi kryją się różne koncepcje Kościoła, a zatem Boga i związku człowieka z Nim. Dyskusja o liturgii nie jest marginesowa: Sobór przypomniał, że chodzi tutaj o serce wiary chrześcijańskiej".

Po drugie, czytając polemikę Łajszczaka, miałem wrażenie, że w jego oczach uchodzę za przeciwnika liturgii trydenckiej. Otóż nim nie jestem. Już w 1999 r. na łamach "Więzi" (nr 4) razem ze Zbigniewem Nosowskim pisałem o potrzebie ułatwienia tradycjonalistom łatwiejszego dostępu do starej liturgii. Poglądu nie zmieniłem, co nie znaczy, że "uwolnienie" liturgii trydenckiej nie niesie ze sobą problemów i pytań.

Soborowa gigantyczność

Istota problemu polega na tym, że w warstwie teologiczno-doktrynalnej między liturgią trydencką a liturgią zreformowaną (na i po ostatnim soborze) istnieją poważne napięcia. W artykule "Piotrowa łódź..." porównuję niektóre znaczące teksty obu liturgii nie po to, by udowodnić coś, co wcześniej założyłem, ale po to, by ustalić, jaki jest stosunek między doktrynami, które się za nimi kryją. Dochodzę do wniosku, że są one "mówiąc delikatnie, nieprzystawalne". Można tu chyba mówić o sprzeczności, choć unikam tego słowa - w moim tekście pojawia się ono tylko w cytacie z Benedykta XVI. Problemy, jakie wiążą się z tą konstatacją, są tak poważne, że z chęcią dałbym się przekonać. Ale Łajszczak mnie nie przekonuje.

W każdym razie papieskie rozróżnienie - w kontekście różnych interpretacji Soboru - na "hermeneutykę nieciągłości i zerwania z przeszłością" oraz "hermeneutykę reformy i ciągłości", tylko w niewielkim stopniu rozjaśnia sprawę. Nie jestem, jak sądzę, osamotniony w opinii, że żadna z interpretacyjnych dróg nie oddaje w pełni radykalizmu soborowych reform. W historii Kościoła gigantyczność tego wydarzenia da się porównać jedynie z gigantycznością zapoczątkowanego przez św. Pawła procesu wyjścia Kościoła z kultury judaistycznej ku hellenistycznej, a następnie europejskiej, zachodniej. Podczas Vaticanum II Kościół po raz pierwszy oficjalnie przekroczył sztywne ramy Kościoła Zachodu i zaczął realizować się jako Kościół światowy. Prawda ta doszła do głosu i w obecności na Soborze rdzennych biskupów innych kontynentów, i w otwarciu na inkulturację oraz języki narodowe w liturgii, i w bardziej przychylnym spojrzeniu na świat czy nieznanej wcześniej pozytywnej ocenie innych religii.

Sobór zmienił i zmienia Kościół, a my wciąż nie bardzo potrafimy uchwycić, jaki jest jego najgłębszy sens. Potrzebujemy nowej hermeneutyki, by zrozumieć to, na czym polega ciągłość między Kościołem sprzed Soboru, na Soborze i po Soborze oraz czym jest wspomniana wyżej nieprzystawalność. Dopiero w takiej perspektywie łatwiej dostrzec ostrość słów Jana Pawła II z Listu apostolskiego "Ecclesia Dei" (w sprawie ekskomuniki abp. Lefebvre’a, dla którego soborowa reforma liturgii była jedną z największych herezji): "Chciałbym także powiedzieć teologom (...), że obecne wydarzenia także dla nich są wezwaniem. W istocie bowiem zakres [w oryginale amplitudo - też: wielkość, wspaniałość - JM] i głębia [altitudo - też: wysokość, tajemniczość - JM] nauczania Soboru Watykańskiego II domagają się dalszych, nowych dociekań, które jasno ukażą nieprzerwaną ciągłość istniejącą pomiędzy Soborem i Tradycją, zwłaszcza w odniesieniu do tych punktów, które, być może ze względu na swą nowość [novae sint], nie zostały jeszcze dobrze zrozumiane w niektórych częściach Kościoła".

Nowości Benedykta XVI

Wbrew twierdzeniu Łajszczaka, nie szukam sprzeczności między pontyfikatami Jana Pawła II i Benedykta XVI; po prostu porównuję nauczanie obu papieży. Z porównania wynika w miarę jasno, że w dziedzinie liturgii - a zatem w jakiejś mierze też w teologii, eklezjologii i antropologii - Piotrowa łódź zmienia kierunek. Mnie ta konstatacja nie przeraża: każdy papież w pewnym stopniu zmienia ten kierunek, każdy pontyfikat rodzi też pytania i problemy.

Owszem, w moim tekście padają słowa o rzymskim centralizmie, ale nie w kontekście liturgicznych kompetencji proboszczów, ale sprawy o niebo ważniejszej, bo kolegialności biskupów. Wokół rozumienia tej kolegialności toczy się od Soboru dramatyczny spór teologiczny. W swoim tekście zaprezentowałem pogląd kard. Waltera Kaspera, przewodniczącego Papieskiej Rady Popierania Jedności Chrześcijan, który w głośnym sporze z kard. Ratzingerem, jako prefektem Kongregacji Nauki Wiary, przestrzegał przed odrodzeniem się w Kościele rzymskiego centralizmu. Gdzie Rzym, gdzie Krym?

Pisałem też o kilku innowacyjnych - i to w perspektywie całych dziejów liturgii - posunięciach obecnego papieża. Jednym z nich nie jest, jak imputuje Łajszczak, podkreślanie prawa wiernych do Mszy i sakramentów według starych ksiąg liturgicznych, ale papieskie uzasadnienie "uwolnienia" liturgii trydenckiej. Nigdy do tej pory nie mieliśmy - jak postanowił Papież - "podwójnego używania jednego i tego samego rytu", jak też jednej liturgii w formie "zwyczajnej" (Msza Pawła VI) i "nadzwyczajnej" (Msza Piusa V).

W żadnym miejscu nie twierdziłem również, że liturgiczna innowacja Benedykta XVI miałaby polegać po prostu na celebrowaniu Mszy przy dawnym ołtarzu. Wiadomo, że kard. Ratzinger nieraz sprawował starą liturgię. Nowość celebracji w Kaplicy Sykstyńskiej tkwiła w tym, że Benedykt w jakiejś mierze "zmieszał" ze sobą starą i nową liturgię. Nie sprawował Mszy trydenckiej, bo korzystał z Mszału Pawła VI, celebrował jednak (tylko zresztą Liturgię Eucharystyczną) na wzór trydencki, "plecami do ludu" i skierowany ku krzyżowi-Wschodowi-Chrystusowi. Jeśli to nie jest novum, to co?

Czy stare księgi liturgiczne "nigdy nie zostały zniesione", jak pisze Łajszczak (podobne, ale nie nieomylne stwierdzenie znajdziemy u Benedykta XVI)? Sprawa jest dyskusyjna. Część komentatorów papieskiej decyzji o "uwolnieniu" liturgii trydenckiej podała sporo racji za tym, że Paweł VI, ogłaszając nowe księgi liturgiczne, jednak zniósł stare. Nie wnikam w szczegóły tego złożonego zagadnienia, bo przekracza to moje skromne kompetencje - dobrze byłoby, gdyby głos zabrali liturgiści i kanoniści.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2008