Tłuste, słone i słodzone

„Brrrrrrum”. Metaliczne, przeciągłe. Śruby i trybiki zajęczały jak na mękach. Po „brrrrrrum” ascetyczne „puch”. W powietrzu pachniało spalenizną i zakładem fryzjerskim. Na podłogę pociekła woda. Tak oto zepsuła się zmywarka.

06.09.2015

Czyta się kilka minut

Maszyna służyła wiernie wiele lat, a w jednej chwili zmieniła się w szafkę na brudne naczynia. Które wkrótce zajęły też zlew, blaty stołu i szafek. Postanowiłem jeść na mieście.

Ulice Warszawy w tych dniach to przekładaniec patriotyzmu i historycznej ambiwalencji. Niedaleko Barbakanu mural o tym, że nigdy nie zapomnimy Powstania. Obok przechodnie:

– Tu niedaleko podobno jest dom, w którym kiedyś mieszkał ten facet, co grał Jacka Stronga!

– Kogo?

– Stronga, tego tajnego agenta! Film w kinie!

– Kojarzę. No, nie opowiadaj!

Pomyślałem, że to trudna mieszanka. Lepiej zjeść w domu, tylko najpierw pozmywać. Z poradnika zamieszczonego w internecie dowiedziałem się, że w zmywaniu ważne, by go nie odkładać na później. Rozważnie mieć dobry płyn i gąbkę. Istotne jest też włączyć muzykę i „cieszyć się chwilą”.

Nie odkładać! Wziąłem szmatę, ludwika. Włączyłem radio, ale tam zamiast muzyki była publicystyka. Wszyscy cieszyli się, że dzieci poszły do szkoły. I że w tej szkole nie będzie śmieciowej żywności.

Tu ciekawostka: Sejm zdecydował o tym zeszłej jesieni. Prezydent (ten emerytowany) podpisał zeszłej zimy. Minister zdrowia rozporządzenie, co wolno sprzedawać w szkolnych sklepikach, wydał 27 sierpnia. Zeszły mu więc 254 dni!

Ile dni dostali właściciele sklepików szkolnych na to, by dostosować swój asortyment do wymagań resortu? Cztery – włączając w to sobotę i niedzielę. Dobrze, że zmywanie uspokaja!

Za to sklepikarze mogli sobie przeczytać na stronach ministra, że nie ma powodów do niepokoju. „Rozporządzenie ma przede wszystkim wymiar edukacyjny”, „ma nauczyć dzieci, szkoły i rodziny, na czym polega zdrowe i bezpieczne odżywianie” oraz dać „wyraźny sygnał” i „wyeliminować ze szkoły tłuste, słone i słodzone”. A jak kto nie będzie rozporządzenia przestrzegał, dostanie mandat.

Cieszę się chwilą! Kubki i sztućce zmywam zgodnie z zasadami sztuki. Najpierw mniej tłuste, a potem bardziej tłuste. A intuicja mi podpowiada, że nasze dzieci zażywają w toaletach oraz na dyskotekach znacznie bardziej szkodliwych towarów niż drożdżówka i groszki kakaowe. No ale może się mylę.

Sądzę, że skoro czekoladowego batonu nie będzie w szkolnym sklepiku, to dzieci kupią go w warzywniaku przed szkołą. I – gwarantuję – rząd nic na to nie poradzi. Skoro nie potrafi zwalczyć dopalaczy, to z chipsami nie ma najmniejszych szans.

Z tym, że to jest nieważne. Skoro ustawodawca tak zdecydował, to na zdrowie. Problem tkwi gdzie indziej: dlaczego w Polsce nigdy nie udaje się wprowadzać nowego prawa w sposób cywilizowany? Dlaczego nie można było dla odmiany dać sklepikarzowi czas? Niechby chłopina przeliczył, zastanowił się, czy i jaki towar zamawiać? Dlaczego by nie?

W zmywaniu najbardziej złości mnie to, że politycy zrobią wszystko, byle załapać się na kolejne cztery lata dolce vita. Obniżą wiek emerytalny, prędkość w mieście i raty kredytów. Podwyższą: zasiłek na dzieci, kwotę wolną od podatku oraz wiek szkolny. Zaś urzędnik – taka praca – zmieni poselskie wizje w rozporządzenie. Urzędnik ma biurko, urlop, prawo do chorobowego, dopłatę do wakacji („grusza”), premię uznaniową, dopłatę do uprawiania sportu (jak kupi karnet na „siłkę”, to resort zwróci część kosztów), tanią stołówkę. Pracę wykonuje porządnie, spieszyć się nie musi – bo nikt tego od niego nie wymaga.

A facet ze szkolnego sklepiku? Też ma pracę – bo sobie ją zorganizował, urlop – za który nikt mu nie płaci, oraz obiad – złożony z tego, co nie zeszło na długiej przerwie. Poza tym ma płacić podatki, żeby urzędnicy z resortu zdrowia mieli na „gruszę” i „siłkę”, a politycy – na finansowanie swoich pomysłów.

Nareszcie mogłem przestać cieszyć się chwilą. Gary, szklanki i talerze, niedawno tłuste, słone i słodzone, teraz już lśniły i pachniały. Kończyła się audycja publicystyczna w radiu, gdy nagle zobaczyłem, że na kuchence stoi patelnia uświniona po kilku jajecznicach.

Spojrzałem na radio. Wyrzuciłem szmatę do kosza. Zakręciłem wodę. Poszedłem kupić zmywarkę. ©℗


O szkolnych sklepikach pisze też Paweł Bravo w dziale Smaki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2015