Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pani Hennelowa pyta też w felietonie: “A czy jesteśmy pewni, że nie ma w Polsce takich środowisk i zgromadzeń, wśród których pojawiający się w inkryminowanej koszulce spotkałby się z reakcją nie tylko słowną, ale i czynną, i to bardzo nawet dotkliwą?". Problem można odwrócić przez dodrukowanie tych haseł na koszulkach, których niestety - nie wiedzieć czemu - zabrakło: “Chodzę do kościoła", “Słucham Papieża", “Chcę mieć dzieci", “Nie usuwałam ciąży", “Nie mam spirali". Czy jesteśmy pewni, że pojawienie się w takich koszulkach w pewnych środowiskach w Polsce niczym nie grozi? Pomysłodawcy i zwolennicy akcji “Tiszerty dla wolności" walczą z konformizmem i nietolerancją, ale też ustawiają się po drugiej stronie barykady, odpowiadając prowokacją na nietolerancję. Często wyrażaną przez równie “niewinne" prowokacje, w których np. lubuje się “Fronda", jak i wiele innych środowisk prawicowych.
SEBASTIAN ODULIŃSKI (Jastrzębie Zdrój, woj. śląskie)
***
Nasz czytelnik nie zwrócił uwagi, że felieton zajmował się nie genezą ani diagnozą akcji “Tiszerty dla wolności", lecz pytaniem, czy nie warto i z tej szokującej akcji przeprowadzić jednak rachunku sumienia. Pozwalam też sobie nie zgodzić się z autorem listu, co do rzekomego ryzyka napisów pozytywnych. Nie widzę w Polsce środowiska, w którym wzbudziłyby one czynną agresję. Co więcej, jak wyczytałam w piśmie “Pielgrzym" z diecezji pelplińskiej (nr 17/04), ewangelizatorzy pracujący podczas Przystanku Woodstock byli ubrani w koszulki z napisem “Nie zrywaj z Bogiem". Nie spotkali się ani z agresją, ani nawet niechęcią - wszystkich przyjmowano serdecznie.
JÓZEFA HENNELOWA