Msza za ojczyznę

Kościół dobrze wtedy czytał znaki czasu – wspomina okres stanu wojennego ks. Bernard Czernecki, kawaler Orderu Orła Białego.

28.11.2017

Czyta się kilka minut

Ks. Bernard Czernecki w mundurze górnika przyjmuje od prezydenta Andrzeja Dudy  Order Orła Białego, Warszawa, 11 listopada 2017 r. / RADEK PIETRUSZKA / PAP
Ks. Bernard Czernecki w mundurze górnika przyjmuje od prezydenta Andrzeja Dudy Order Orła Białego, Warszawa, 11 listopada 2017 r. / RADEK PIETRUSZKA / PAP

Po otrzymaniu najwyższego polskiego odznaczenia powiedział w Pałacu Prezydenckim: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki ją kochamy”. Nie spodziewał się takiego zainteresowania, ciągle odbiera telefony, jeździ na spotkania.

– Wie pani, robiłem to, czego spodziewał się ode mnie Kościół, czego spodziewali się ode mnie robotnicy. Po prostu robiłem to, do czego mnie Chrystus powołał. Jest w tym radość, naturalnie, bo w tym odznaczeniu widzę całe moje życie, widzę kapłańską służbę ludziom pracy. W tym, naturalnie, jest moje serce, są dni radości, ale także dni płaczu, męki, kiedy tak w czasie strajków leżeliśmy z górnikami na betonie – mówi ks. prałat Bernard Czernecki.

Przed laty, w dzień wprowadzenia stanu wojennego, podczas mszy ogłosił początek strajku w jastrzębskich kopalniach. Gdy dowiedział się o pacyfikacji kopalni Wujek w Katowicach, doprowadził do tego, że protesty w jastrzębskich kopalniach zakończyły się pokojowo.

Abp Damian Zimoń: – Jego parafia w Jastrzębiu Zdroju stała się ośrodkiem górniczej Solidarności. Było to po Gdańsku i Szczecinie trzecie takie miejsce w Polsce.

Syn górnika

Pochodzi z Kobióra na Górnym Śląsku. Urodził się 28 kwietnia 1930 r. Po maturze, po tym jak zaangażował się w wiejskim teatrze przy III części „Dziadów” Adama Mickiewicza, dostał propozycję studiów w szkole dramatycznej w Łodzi. Nie skorzystał. Był rok 1949. Pojechał do Krakowa i zgłosił się do seminarium trzy miesiące po terminie. Pierwsze dwa lata nie były łatwe.

– Wahałem się, a tata mówił: „Słuchaj, jak się przekonasz, że to nie jest twoje miejsce, masz drzwi otwarte”. Dyscypliny nie było żadnej, a Kraków mi się podobał. Przekonałem się do drogi kapłańskiej dopiero na trzecim roku – wspomina.

W Śląskim Seminarium Duchownym, które do 1980 r. mieściło się w Krakowie, chodził na wykłady z etyki społecznej prowadzone przez ks. Karola Wojtyłę.

Jego tata był górnikiem i powstańcem śląskim. Ojca wspomina jako jednego z tych, którzy „wykuwali chodnik do Polski”, walczyli o lepsze warunki życia, o powrót do macierzy. Z górnikami od początku miał dobry kontakt, o czym przekonał się już w Brynowie (dzielnicy Katowic), gdzie trafił po święceniach kapłańskich w 1954 r. Uważali go tam za swojego. Z kolęd wracał po nocy, bo każdy otwierał przed nim drzwi, a w czasie Wielkanocy prawie nie opuszczał konfesjonału.

W kolejnej parafii w Nowym Bytomiu spędził osiem lat, potem usłyszał od biskupa Herberta Bednorza: „Pójdziesz do Jastrzębia, bo w Jastrzębiu jest cała Polska”.

– Rzeczywiście w Jastrzębiu było niewielu Ślązaków, głównie górnicy w pierwszym pokoleniu, przybysze z całej Polski. Biskup mi mówi: „Ty znasz górników, umiesz z nimi rozmawiać”.

To był 1974 r. Trafił do parafii św. Katarzyny z zadaniem budowy kościoła na Górce. Po pięciu latach objął parafię pod wezwaniem NMP Matki Kościoła, którą stworzył i przy której mieszka do dziś. To tu na koniec lat 70. i 80. przypada apogeum jego posługi duszpasterskiej, tu stał się świadkiem i uczestnikiem dziejowych zdarzeń.

Ks. Czernecki: „Był 13 grudnia 1981 r., około południa. Przyszedł pan podpułkownik Mirosław Mirowski, który był wojskowym komisarzem w Jastrzębiu Zdroju. Powiedział, że prawa wojny są okrutne i nie oszczędzą Kościoła i księży też nie, więc mam zostawić robotników, górników, w ogóle w te sprawy nie wchodzić, nie doradzać, nie pomagać. Powiedział, żebym został w zakrystii. A ja mu na to: »Przyszedł pan do mnie pod bronią, a ja siedzę naprzeciw z gołymi rękami, więc kto tu dla kogo jest groźny? Robotnicy, górnicy są tak samo bezbronni jak ja«”.

Tak się zaczęło.

O stanie wojennym dowiedział się po porannej mszy, kiedy górnicy na plebanię zaczęli znosić sztandary i różne dokumenty. To był ten jedyny raz, kiedy powiedział matce, że może w każdej chwili stracić życie. Nie był jednak sam, jak powtarza, miał do pomocy kilku młodych wikarych, którzy rwali się do pomocy.

Tej niedzieli we wszystkich jastrzębskich kopalniach była odprawiona msza. Ks. Czernecki: – Górnicy cieszyli się, jak przyszliśmy. Z entuzjazmem mówili: „Księża z nami”, „Kościół z nami”. A jak Kościół z nami, to i Pan Bóg z nami. To kto przeciw nam?

– Myśmy jednak humanizowali strajk – dopowiada – bo górnicy mieli czarne listy tych, którzy ich gnębili. Nie chcieliśmy samosądów. Pamiętam mszę i ich reakcje na liturgiczny gest: „Przekażcie sobie znak pokoju”. Jaka to była walka, jak oni na siebie patrzyli... Myślałem, że skoczą sobie do oczu. A oni wyciągnęli do siebie ręce. Tak, to było w 1981 r.

Rodzina Boża i nasza

Za duszpasterstwo ludzi pracy w Jastrzębiu Zdroju odpowiadał od momentu objęcia parafii. W obronę zwolnionych w kopalniach górników angażował się już w 1978 r. O Jastrzębiu Zdroju ks. Czernecki mówi, że to miało być miasto socjalistyczne, bez religii, bez Boga.

Arcybiskup senior archidiecezji katowickiej Damian Zimoń wspomina, że dla rozbudowującego się od lat 60. XX w. Jastrzębia Zdroju ks. Czernecki oddał wszystko: – Kościół musiał wtedy bronić tych tysięcy górników przed partią robotniczą, która szargała ich godność i ograniczała swobody obywatelskie, zwłaszcza w zakresie wiary.

Wspomina, że pod przewodnictwem ks. Czerneckiego górnicy z regionu chodzili na męskie pielgrzymki stanowe do Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich: – A było to niewątpliwie przejawem nowej jakości zaufania ludzi pracy do wartości chrześcijańskich. Zawsze tam razem wołaliśmy: „Niedziela Boża i nasza!”, a potem „Rodzina Boża i nasza!”.

Obecny metropolita katowicki abp Wi- ktor Skworc zna księdza prałata od niemal pół wieku: – W latach stanu wojennego był niekwestionowanym autorytetem i protektorem dla ludzi Solidarności. A otwarte probostwo stało się skałą ocalenia dla wszystkich prześladowanych oraz punktem materialnego, prawnego i duchowego wsparcia rodzin internowanych górników.

W 1981 r. ks. Czernecki został kapelanem śląsko-dąbrowskiej Solidarności – funkcję tę pełnił nieprzerwanie do 2005 r. W 1981 r. zorganizował Klub Inteligencji Katolickiej w Jastrzębiu Zdroju. Po wprowadzeniu stanu wojennego pomagał osobom represjonowanym, organizował pomoc finansową, żywność, ubrania, zakładał aptekę zaopatrywaną w lekarstwa z zagranicy. Udostępniał też związkowcom salki katechetyczne, pomagał w tworzeniu na terenie parafii podziemnej drukarni. Podczas strajków w 1988 r. w pomieszczeniach przykościelnych jego parafii działał sztab wspierający protesty. Z jego inicjatywy od 1982 r. nieprzerwanie kontynuowana jest msza za ojczyznę.

Pięć dni na decyzję

Są takie momenty, których nie może zapomnieć. Pierwszy z nich to 16 grudnia 1981 r. Pacyfikacja kopalni Wujek. Pamięta, jak przygnębiony siedział na plebanii. Wieczorem zjawił się podpułkownik.

– Miał łzy w oczach. Mówi do mnie: „Tam w kopalniach tysiące ludzi, a my mamy te kopalnie spacyfikować, a przecież szkoda ich, ich dzieci i matek”. Poprosił o pomoc. Chodziło o dwie jastrzębskie kopalnie: Borynia i XXX-lecie – opowiada kapłan. – Baliśmy się, że mogą być ofiary, bo górnicy naprawdę byli przygotowani na wszystko. Zgromadzili mnóstwo materiałów wybuchowych, zrobili barykady. Zapewniali, że będą się bronić, gotowi oddać życie, a ja miałem ich przekonać, że to nie ma sensu, że są potrzebni, że Polska będzie i tak wolna, że nawet jeśli tej wolności nie odzyskamy dzisiaj, to odzyskamy ją jutro – wspomina ks. Czernecki.

W 1983 r. był drugi taki moment. Ówczesna władza chciała go usunąć nie tylko z diecezji, ale także z kraju. Usłyszał wtedy, że nie ma dla niego miejsca w Polsce. Gdyby się opierał, groziła mu rewizja na probostwie, potem śledztwo i sąd pokazowy. Dostał pięć dni na decyzję.

– Przyjechał do mnie biskup Bednorz, zaraz po tym, jak go wezwali do komendanta milicji. Tam zobaczył decyzję o moim aresztowaniu, ale bez wpisanej daty. Odpowiedziałem: „Nie potrzebuję pięciu dni. Jestem Polakiem, Polski nie opuszczę, Polska jest moją matką i nie będę szukał macochy gdzieś tam za granicą” – wspomina. Do bp. Bednorza powiedział wtedy, iż może go zapewnić, że nie skompromitował ani siebie, ani Kościoła. W odpowiedzi usłyszał słowa otuchy: „Pamiętaj, że nie jesteś sam”.

Ksiądz prałat: – Nie było rewizji, aresztu, tylko mnie esbecy maglowali w Katowicach w komendzie wojewódzkiej milicji przez osiem i pół godziny.

Jest dumny z tego, co udało się osiągnąć, choć o Okrągłym Stole mówi: „Zabrakło modlitwy”.

– Najbardziej podoba mi się to, że Pan Bóg posłużył się polskimi robotnikami, by zakończyć tragiczny okres zaborów Polski. Strajki rzuciły też zupełnie inne światło na Kościół w Polsce, na katolików, na polskich duszpasterzy, bo mimo szykan Kościół bardzo dobrze czytał wtedy znaki czasu.

Wykłady o polityce

– Pogodny, lubi śpiewać, pożartować, ale też potrafi być bezkompromisowy – mówi o księdzu prałacie przewodniczący Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność” Kazimierz Grajcarek. Znają się od 37 lat.

– Na początku lat 80. byłem jednym z tysiąca ludzi, z którymi się spotykał. Zawsze wiedział, jak i komu pomagać. Można było na nim polegać – mówi Grajcarek. – Wielu dostało wilczy bilet, a ksiądz zatrudniał przy budowie kościoła albo przy sprzątaniu. Potem musiał tłumaczyć się przed esbekami. Albo jeździł po zakładach, rozmawiał z dyrektorami, prosił, żeby górników przyjąć. Czasem tak dwie, trzy godziny potrafił siedzieć z brewiarzem, aż go dyrektor przyjął. Był skuteczny – wspomina związkowiec.

– Pamiętam też wykłady na temat związków, polityki, wiary czy antyalkoholowe. Ksiądz mówił, że wierzącym jest łatwiej, bo jak niewierzący w celi siedzi, to nie ma nic, a my, wierzący, mamy Pana Boga, z którym się możemy pokłócić, ale też możemy Go o coś poprosić.

Wykłady nadal się odbywają. Grajcarek: – Główne tematy to katolicyzm i polityka. Zdarza się, że i za uszy nas szarpie. Powtarza, że polityka to służba narodowi, więc nie ma co mówić: „bawimy się w politykę”, bo politykę się robi. To jest poważna robota, na rzecz innych ludzi. Cały czas podkreśla, że w przypadku polityka, który jest katolikiem, konieczny jest przykład osobisty. To nie jest teoretyk, był na pierwszej linii frontu, dał świadectwo sobą.

– Nie żałuje ksiądz prałat, że nie został aktorem? – pytam ks. Czerneckiego.

– Nie. Ale kapłaństwo też ma coś z aktorstwa – odpowiada. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2017