Kościół i młodzi: ograniczenie wolności?

Kościół jest w opinii wielu młodych obcą, nieprzyjazną instytucją. Nam chodziło o zaprezentowanie Kościoła przyjaznego człowiekowi. Do tego trzeba pokazać drogę i argumenty, a nie narzucać opinię i dyktować zasady. Zresztą nie da się młodzieży podzielić na dwa wykluczające się obozy: tych od Jurka Owsiaka i tych od ojca Góry, organizatora spotkań na Lednicy. Wracając z Woodstocku, wziąłem na stopa dwóch chłopaków, którzy chcieli dołączyć... do pielgrzymki gorzowskiej na Jasną Górę. Przyjeżdżają do Żar, żeby się pobawić, a potem idą na pielgrzymkę, i to wcale nie po to, żeby odpokutować to, co tam nagrzeszyli.
Ks. Andrzej Draguła /
Ks. Andrzej Draguła /

MAREK ZAJĄC: - Jurek Owsiak oznajmił, że tegoroczny Przystanek Woodstock był ostatnim zorganizowanym przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. W publicystyce ta impreza urosła do rangi symbolu zderzenia Kościoła z tym, co świeckie, a mówiąc precyzyjniej: zderzenia dwóch wizji młodzieży, czyli woodstockowicze kontra pielgrzymkowicze.

KS. ANDRZEJ DRAGUŁA: - Jurek Owsiak niewiele mówi o motywacji odwołania Przystanku Woodstock, ale na razie wśród powodów decyzji nie pojawia się Przystanek Jezus. To dobrze. Mam nadzieję, że Jurek wreszcie zrozumiał, iż naszym celem nigdy nie była walka z nim czy też z młodzieżą, która przyjeżdżała do Żar.

---ramka 318698|prawo|1---Co do pytania, nie da się młodzieży podzielić na dwa wykluczające się obozy: tych od Jurka Owsiaka i tych od ojca Jana Góry. Np. wielu z tych, którzy działali w Pokojowym Patrolu w Żarach, angażowało się potem w przygotowanie Lednicy. Bo młodzi nie czytają na sposób - rzekłbym - ideologiczny ani Jurka Owsiaka i Woodstocku, ani Jasia Góry i Lednicy. Ich zdaniem to nie są wykluczające się idee czy pomysły na życie. Wracając z Przystanku Woodstock, wziąłem “na stopa" dwóch chłopaków, którzy chcieli dostać się do Grodziska Wielkopolskiego, żeby dołączyć... do pielgrzymki gorzowskiej na Jasną Górę. Przyjeżdżają do Żar, żeby się pobawić, a potem idą na pielgrzymkę i to wcale nie po to, żeby odpokutować za to, co nagrzeszyli na Woodstocku.

  • Woodstock grałby bez muzyki

Jasne, że ogromna większość przyjeżdża nad Jezioro Lednickie, bo wierzy w Chrystusa. Ale czy wie pan, że w tym roku o. Góra zaprosił tam też Przystanek Jezus? Po co ewangelizatorzy na spotkaniu wierzących? Po to, żeby ewangelizować na “obrzeżach" Lednicy, bo Lednica jako zjawisko przyciąga nie tylko młodzież z oaz czy neokatechumenatu, ale również tych, którzy chcą się tam po prostu zabawić.

Tak jest też w Żarach. Jedni są tam ze względu na sentyment dla Jurka Owsiaka, inni dla muzyki, jeszcze inni chcą się pobawić, wyrwać z domu itd. Sprzedawca płyt z Żar mówił mi, że muzyka na Woodstocku w ogóle się nie sprzedaje, że niektórzy przyjeżdżaliby nawet wtedy, gdyby nie grano tam żadnej muzyki.

- Można zatem postawić dwie diagnozy. Pierwsza jest pozytywna: młodzi szukają w życiu ideałów - albo w Żarach, albo w Lednicy. Negatywna brzmi: młodzi są bezideowi, chcą się tylko bawić. Obojętne im, czy podskakują w rytm Psalmów, czy pogują na koncercie punkowym.

- Nie powiedziałbym, że są kompletnie bezideowi. Przede wszystkim szukają przestrzeni, gdzie mogą być razem. Takiej wspólnoty bycia z rówieśnikami doświadczają i na Lednicy, i na pielgrzymkach, i na Przystanku Woodstock, i na Przystanku Jezus.

- I nie było żadnej konkurencji między organizatorami obu Przystanków? Zapytam wprost: czy ksiądz Draguła wolałby widzieć młodych w oazie, czy na Woodstocku?

- Proszę mi wierzyć, to naprawdę nie jest alternatywa. Wolałbym, co najwyżej, żeby byli uczciwymi, przyzwoitymi ludźmi. Nie każdy musi działać w oazie albo chodzić na pielgrzymki.

Można bawić się na Woodstocku i jednocześnie być porządnym, głęboko wierzącym człowiekiem. Będę bronił młodzieży z Przystanku Woodstock przed jednoznacznie negatywną oceną. Negatywne obrazki w mediach były na tyle sugestywne, że rzutowały na ocenę całości imprezy. Z drugiej jednak strony, nie mogę też się zgodzić z Jurkiem Owsiakiem, że pokazywanie w telewizji tych drastycznych scen było zakłamywaniem rzeczywistości. Jurek w ogóle nie chciał dostrzec tego, co negatywne. Do Żar niektórzy przyjeżdżali po to, żeby poużywać sobie bez dorosłych - alkohol, narkotyki itd. I nie ma sensu zaprzeczać: Woodstock stwarzał ku temu okazję.

- Powiedział Ksiądz, że nie każdy musi działać w oazie. W takim razie nie każdy musi też chodzić do kościoła.

- To inny problem. Czy ktoś chodzi do kościoła, wynika z jego wolnego wyboru. Bycie człowiekiem wierzącym jest wypadkową łaski Bożej i osobistej decyzji - pytania, czy chce ponieść konsekwencje; poddać się temu, co nakazuje mu wiara.

- W porządku, Ksiądz nikogo nie przymusza. Ale przecież nie zaprzeczy Ksiądz, że przyjeżdżał na Woodstock, bo chciał, żeby młodzi chodzili do kościoła.

- Jasne, że chciałbym, żeby uwierzyli. Takie było zadanie Przystanku Jezus: tym, którzy zagubili sens albo go nie odnaleźli, zaproponować konkretny sposób na życie, konkretny Sens. Czyli Chrystusa. Nie chcę, żeby młodzi mnożyli praktyki pobożne dla samych praktyk, ale chcę, żeby nie poddawali się zniechęceniu i odnaleźli Jezusa. Chodzenie do kościoła, oaza, różaniec - to po prostu skutki znalezienia Sensu.

  • Młodzi kontra kartki do spowiedzi

- A może młodzi szukają w życiu przede wszystkim poczucia wolności? Wolności, której nie znajdują w Kościele.

- Dlaczego nie znajdują wolności w Kościele? Ponieważ ta wolność jest specyficzna - to dobrowolna “niewola", ofiarowanie Bogu własnej wolności. “Przyjęcie Jezusa za mojego Pana" - jak mówi się w oazie czy na Przystanku Jezus. To jest doświadczenie zupełnie inne niż wolność w powszechnym rozumieniu, czyli swoboda czynienia tego, co się chce.

Kiedy chrześcijańska wolność smakuje, zaczyna pociągać? Mówi się o dwóch drogach: pozytywnej i negatywnej. Tę drugą spotykamy częściej: człowiek schodzi do takiego zniewolenia we własnej, czasami anarchicznej wolności, że jako wyzwolenie pozostaje mu tylko wolność w Bogu. Droga pozytywna jest o wiele rzadsza: drogą afirmacji dochodzimy do zrozumienia, że ten świat jest poukładany sensownie, że istnieje Bóg, który daje człowiekowi pełnię wolności.

- W miesięczniku “Więź" pisał Ksiądz: “Nikt mnie nie kocha - zdaje się mówić niejeden woodstockowicz - ani ludzie, ani Kościół, ani nawet Pan Bóg". Dlaczego Kościół czasem nie kocha młodych?

- Właściwe pytanie brzmi: dlaczego młodzi mają wrażenie, że Kościół ich nie kocha? Kościół nie potrafi czasem okazać miłości, ale to nie znaczy, że nie kocha. Generalnie rzecz biorąc, mamy trudność z okazywaniem miłości w sytuacjach skrajnych. Np. idę przez miasto i spotykam żebraka. Nie potrafię go kochać, bo nie wiem, jak mu pomóc. Dać mu na chleb? - to nie jest rozwiązanie. Wziąć za niego odpowiedzialność? - nie umiem, boję się.

Ta zwyczajna ludzka niemożność przekłada się czasami na Kościół jako instytucję. Może młodzi myślą, że księża ich z góry przekreślają? Jest im tym trudniej, że Kościół postrzegają przez - w ich rozumieniu - zbiurokratyzowaną kancelarię parafialną i kartki do spowiedzi; przez Mszę, która wydaje się niezrozumiała, sztywna. Kościół jest w opinii młodych obcą, nieprzyjazną instytucją. Dlatego biskup Edward Dajczak mówił, że celem Przystanku Jezus jest pokazywanie Kościoła przyjaznego człowiekowi, szczególnie temu, któremu jest ciężko w życiu.

- Pytanie, na ile Przystanek Jezus był reprezentatywny dla Kościoła w Polsce. Może to tylko nieliczna awangarda albo gorzej: mikroskopijna, zmarginalizowana mniejszość?

- Mam nadzieję, że ludzie, którzy po spotkaniu z ewangelizatorami na Woodstocku zechcieli zbliżyć się do Boga, nie zderzą się na początku z kancelarią jako emblematem Kościoła. Bo Kościół to nie kartoteki, ale wspólnota ludzi, którzy się wzajemnie miłują i miłują bliźnich. Dlatego na Przystanku Jezus dawaliśmy namiary na konkretne wspólnoty - namawialiśmy, aby młodzi nie zatrzymywali się na anonimowym poziomie parafialnym, ale żeby poszukali grupy, w której będą mogli się odnaleźć. Tacy ludzie nie mogą od razu powrócić do Kościoła instytucjonalnego, bo go znów odrzucą, ale muszą tam trafić przez grupę, która ich “przygarnie". Dopiero z czasem zrozumieją, po co kartki do spowiedzi i kartoteki w parafii.

- Ksiądz proponuje Kościołowi model duszpasterstwa dla młodzieży, która jest “w drodze do Ewangelii". Pierwsza zasada brzmi: “Nie oceniać". Tymczasem podczas zorganizowanego przez “Tygodnik" spotkania z Jurkiem Owsiakiem, szef WOŚP zarzucał Przystankowi Jezus, że nie udało się przełamać bariery “my" i “wy"; że w opinii wielu woodstockowiczów ewangelizatorzy zgrywali swojaków, ale w rzeczywistości czuli się lepsi.

- Czy ewangelizacja jest odbierana jako kamuflaż, gra taktyczna? Moim zdaniem nie. W rozmowie twarzą w twarz takie oszustwa wychodzą błyskawicznie. Pomysł na Przystanek Jezus był prosty: to nie lepsi przyszli do gorszych, ale grzesznicy do grzeszników. Różnica w tym, że jedni grzesznicy mają świadomość, kto ich może z grzechu wyzwolić i chcą takie wyzwolenie zaproponować innym grzesznikom. Ewangelizator mówi: “OK, też jestem grzeszny. Ale jestem szczęśliwym grzesznikiem, bo spotkałem Kogoś, kto ma moc wyprowadzić mnie z grzechu". To propozycja. Nic więcej.

- Ksiądz napisał w “Więzi": “Zasadnicza trudność to wstępna zgoda Kościoła na krytykę, powiedziałbym nawet - właśnie w odniesieniu do młodzieży, zwłaszcza na początku kontaktów (!!!) - na przerysowaną, wyostrzoną, może nawet krzywdzącą krytykę Kościoła". Czyli należy milczeć, gdy ktoś np. bezpodstawnie oczernia księży?

- Człowiek najpierw potrzebuje wyrzucić z siebie żale. Dopiero potem można rozmawiać na argumenty. Powiedzieć np.: “Znasz takiego księdza, ale ja znam innego: nie przemyka w mercedesie i nie siedzi zamknięty w plebanii-twierdzy, ale śpi na polu namiotowym, dzieli z Tobą ten kurz i upał. Co ma zrobić więcej, aby udowodnić, że jest dla Ciebie?". Metodą na antyświadectwo jest świadectwo. Jeżeli od razu powiemy, że cała krytyka jest nieprawdą, rozmówca się zablokuje.

  • Spuścić ucznia z łańcucha

- Między wierszami artykułu w “Więzi" można wyczytać żal Księdza pod adresem katechetów: że czasem zniechęcają młodzież do Kościoła i Boga.

- Nie chodzi o katechetów, których podziwiam, bo katechizowanie to często po prostu katorżnicza praca. Mam żal do katechezy - nie w tym sensie, że religia jest nauczana w szkołach, ale do katechezy jako pastoralnego pomysłu. Lekcje religii są za mało ewangelizacyjne. To spuścizna bardzo intelektualnego nauczania religii. Na katechezie trzeba wykuć Credo - w co mam wierzyć, przykazania - jak postępować, i zapamiętać, że trzeba przystępować do sakramentów, bo są źródłem łaski. Zgoda, to wszystko ważne, tyle że najpierw trzeba uwierzyć. Tymczasem lekcje religii i kazania nie są wystarczająco ewangelizacyjne, nie prowadzą do budzenia potrzeby wiary. Jeżeli wybieram Jezusa za Pana, cała reszta staje się zrozumiała, bo ma sens wyłącznie w logice wiary. Jeżeli nie ma logiki wiary, Credo staje się zbiorem prawd logicznie trudnych do przyjęcia, dekalog jest niezrozumiałym spisem nakazów i zakazów, niemożliwych do zrealizowania przez współczesnego człowieka, a sakramenty - czynnościami magiczno-rytualnymi albo rutyną.

- Katecheza ma być bardziej spotkaniem duszpasterskim niż szkolnym przedmiotem?

- Musi być spotkaniem.

- Kłopot w tym, że zamiast spotkania mamy oceny, kartkówki z żywotów świętych itd.

- Nieszczęście bierze się stąd, że zaczynamy od katechizowania, a dopiero potem próbujemy ewangelizować. W kilku diecezjach przygotowanie do bierzmowania jest już w większym stopniu ewangelizacyjne. Młody kandydat dysponuje na ogół jakąś wiedzą religijną, która jednak nie kojarzy mu się z codziennym życiem. Tymczasem wiara jest sposobem życia. A ze sposobu egzystowania wynika, jak postępować, jakich przykazań przestrzegać i jakie praktyki pobożne spełniać.

Dlatego nie zgadzam się z popularnymi ostatnio w kaznodziejstwie tendencjami, żeby przede wszystkim nauczać wiernych o sakramentach czy prawdach wiary. O tym można mówić do człowieka, który wierzy. Tymczasem w kościele na Mszy świętej mamy do czynienia z tyglem bardzo różnych postaw. Są ludzie, którzy są blisko Boga, inni praktykują na bazie tradycji, ich wybory moralne są niezgodne z wiarą itd. Są i tacy, którzy chodzą do kościoła, ale np. nie wierzą w zmartwychwstanie. Zapewniam: jeśli na kazaniu oświadczymy, że istnieje obowiązek wiary w zmartwychwstanie, to nasze pouczenie nie przełoży się na wiarę tych ludzi. Brakuje nam elementu zwiastowania, Ewangelii jako radosnej i wyzwalającej Nowiny, nie staramy się prowokować w człowieku pragnienia wiary, Boga.

- A może Kościół po prostu nie traktuje młodych serio: jak dojrzałych ludzi, którym można pozostawić decyzję wiary, zamiast zamęczać ich uczeniem się na pamięć podręcznika do religii?

- Czy wiara jest czymś, co się dobrowolnie wybiera? Czy raczej czymś, co zostało nam dane, co zostało odziedziczone? Oczywiście, nie można zanegować elementu dziedziczenia wiary we wspólnocie Kościoła, ale ostatecznie wiara musi stać się osobistą, wolną decyzją człowieka.

Rzeczywiście, jest w nas, księżach, jakaś nieufność do pozostawienia człowiekowi decyzji wiary - jakbyśmy już z założenia bali się, że nie uwierzą, i czasami trochę za bardzo chcielibyśmy im pomóc. Bardzo mi się podoba wypowiedź uczennicy przywołana w książce Dariusza Chętkowskiego “Z budy. Czy spuścić ucznia z łańcucha". Pisze tak: “Ksiądz, jak każdy nauczyciel, ma pokazać drogę i argumenty, a nie narzucać opinię i dyktować zasady". To zakłada wolność odbiorcy i postawę dialogu u nadawcy, ale przecież łatwiej jest wyliczyć, co wierzący musi, niż wyjaśnić, dlaczego albo z jakiego powodu musi.

  • Świecki - świeckim

- Przystanek Jezus nie był reprezentatywny dla Kościoła w Polsce. Ale chyba też Przystanek Woodstock nie był reprezentatywny dla polskiej młodzieży.

- Trudno, żeby 700 osób było grupą reprezentatywną dla Kościoła, który liczy kilkadziesiąt czy kilkanaście milionów. To jest pewien - nazwijmy - odprysk, ale nie taki znów mały. Za tymi 700 ewangelizatorami stoją wspólnoty, grupy, stowarzyszenia, w których filozofia Przystanku Jezus jest obecna, bo gdyby tak nie było, nie mieliby skąd przyjść. Czy reprezentatywny był Woodstock? Już mówiłem, że motywacje przyjazdu do Żar były bardzo różne. Jurek mówi, że na Woodstock przyjeżdżali ci, którzy nie pasują nigdzie. Może to jest jakaś część prawdy. Trzeba też pamiętać o jednym: w grupie ludzie zachowują się inaczej niż gdy są - powiedzmy - w rozproszeniu. Myślę, że bycie razem na Woodstocku wielu prowokuje do zachowań zupełnie innych niż na co dzień. Podobnie jest zresztą z Przystankiem Jezus: tam wspólne przeżywanie wiary też prowokuje do jej niecodziennego wyrażania. Ja na przykład raczej nie tańczę na liturgii, a na Przystanku Jezus mi się zdarza...

- Skoro Przystanki nie są reprezentatywne ani dla Kościoła, ani dla młodzieży, trzeba zapytać, czy Kościół ma pomysł na tych, którzy od wiary odeszli, a do Żar nie przyjadą?

- Biskup Edward mówi, że mamy pomysł na tych, którzy są w Kościele, ale ciągle nie wiemy, co robić z tymi, których w Kościele nie ma i z tymi, którzy chodzą jeszcze siłą rozpędu na religię, ale do kościoła już nie zaglądają. Im właśnie powinna służyć nowa ewangelizacja. Musimy uczyć się kontaktu z młodymi, którzy są poza Kościołem, są na bakier z instytucją Kościoła albo mają własne pomysły na wiarę.

Przykład: rekolekcje szkolne w naszej diecezji. Wymagają niezwykle dużo pracy i zaangażowania księdza. Musi być cały zespół ewangelizacyjny, a ksiądz ma być jednym z elementów orkiestry. Młodzi muszą widzieć swoich rówieśników, notabene stąd hasło Przystanku Jezus: “Młodzi młodym". Ksiądz ma doprowadzić do spowiedzi, ale pierwszy kontakt musi być w relacji “świecki-świecki". Musimy prowokować pytania, np. dlaczego ten młody chłopak, mój rówieśnik, nosi koszulkę “Otwórz swoje serce". Tak, rekolekcje muszą być w pewnym sensie prowokacyjne. Dlatego przyjeżdża do nas cała armia młodych, którzy są gotowi pokazać swą wiarę w sposób dynamiczny, kolorowy. Bo mówimy do pokolenia cywilizacji obrazkowej. Dlatego musi być pantomima, skecz, piosenka, żywy człowiek. Liczy się atrakcyjność pierwszego kontaktu.

Rzecz jasna nie wolno na nim poprzestać: trzeba przejść do świadectwa. Młody człowiek musi się zastanowić, dlaczego jego kolega jest tak rozbujany Panem Jezusem, że przychodzi na rekolekcje, tańczy i śpiewa. Ale powtarzam: wiara musi być postrzegana jako coś nie tylko wyzwalającego, bo to następuje na dalszym, dojrzalszym etapie. Na początku musi być pociągająca, w pewnym sensie - fajna. Nie może być tak, że synonimem chrześcijanina jest smutas albo zgnuśniały nieprofesjonalista.

- I taka ewangelizacja jest skuteczna na dłuższą metę? Budzi wiarę trwałą?

- Nie wszyscy się nagle i głęboko nawracają, ale są tacy, którzy zdobywają się na odwagę i sami szukają wspólnoty. Młody człowiek ma przede wszystkim wrażenie, że w Kościele nie ma miejsca na jego młodzieżowy sposób przeżywania Boga. Taki styl znajduje u ojca Góry w Lednicy, bo tam jest żywioł, tam się tańczy, śpiewa, tam pachnie, błyszczy, tam się coś dostaje, coś się robi. Dla młodych przez cały tydzień wszystko porusza się w zawrotnym tempie, żyją bardzo szybko - a tu nagle każą im zwolnić na godzinę w niedzielę. Mamy w Kościele mnóstwo ludzi, którzy zupełnie nie są przygotowani do misterium. Liturgia to dla nich przydługawy, niezrozumiały obrzęd. I młodzi takiego niedzielnego przyhamowania nie akceptują. Mogą zwolnić, jeśli ich przygotujemy, np. później zorganizujemy rekolekcje w ciszy. Trzeba ich do misterium wychować.

Przyznaję, że nie można pozostać na etapie “przystankowej" liturgii. Ale nie można też młodego człowieka nagle wcisnąć w mszalną klasykę, gdzie będzie się czuł jak w gorsecie. Zresztą model “przystankowy" nie może dominować w duszpasterstwie. Nie pasuje np. do młodzieży oazowej, która pewnie nie przeżyła kryzysów wiary, zakrętów. Weszli w wiarę płynnie i szybko pojęli wagę misterium.

  • Hip-hop wadzi się z Bogiem

- Czy Kościół ma pomysł na blokersów?

- Rozmawiałem kiedyś z biskupem Edwardem i powiedzieliśmy sobie, że nie wiadomo, dokąd nas jeszcze Pan w Kościele doprowadzi, jakie przestrzenie ewangelizacyjne się otworzą. Taką nową przestrzenią są dziś blokowiska Łodzi, Warszawy, Krakowa, Śląska, Trójmiasta, Szczecina. Nie mamy pomysłu na tę młodzież. A teksty polskich hip-hopowców są krzykiem o sens życia i Boga. Naprawdę: jest wiele hip-hopowych tekstów wadzących się z Panem Bogiem, choćby taki Grammatik.

I choć ci ludzie wołają, nie bardzo ich słyszymy. Na razie wymyśliliśmy rock chrześcijański. Ale oni rocka nie słuchają. Może potrzebny jest chrześcijański hip-hop?

Obok blokersów mamy pokolenie wyścigu szczurów. Na Woodstocku wszystko jest prostsze: przyjeżdża wielu ludzi, którzy otwarcie celebrują swoje nieszczęście. Tymczasem yuppies mają pieniądze, robią kariery, wierzą, że życie należy do nich. I choć wielu z nich gnębi pustka, nie dotknęli takiego dna, które zmusza do poszukiwania Boga. Jak do nich trafić? Nie mamy zielonego pojęcia. Ale... może kiedyś pójdziemy utartym już szlakiem i powstanie chrześcijańskie techno?

- Jaka będzie przyszłość Przystanku Jezus po decyzji Jurka Owsiaka?

- Przystanek Jezus zrodził się przy okazji Przystanku Woodstock, ale od dłuższego czasu żyje własnym życiem. Myślę, że można też powiedzieć o określonej metodzie ewangelizacyjnej, jaką się stał. Stosujemy ją i sprawdzamy. Jest zespół “Przystanek Jezus", który posługuje na wielu ewangelizacyjnych inicjatywach i to nie tylko w naszej diecezji. Pewne pomysły wykorzystujemy na diecezjalnych dniach młodych, na które przyjeżdża nie tylko ułożona młodzież z oazy, ale także tacy, których do kościoła za często nie przychodzą, ale tam przyjadą, bo będzie “czad". Przystanek Jezus to konkretny sposób kontaktowania się ze światem, z młodym człowiekiem, i zapewne nieraz się jeszcze przyda, nawet bez Woodstocku.

Zobacz: (TP nr 28/2003)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2003