Test prawdy

Czy to możliwe, żeby cichy, rozmodlony hierarcha odbywał „lekcje czułości” z piętnastolatką? Niestety, to możliwe.

18.02.2020

Czyta się kilka minut

Biskup Jan Szkodoń podczas procesji ku czci św. Stanisława, Kraków, maj 2013 r. / / JAN GRACZYŃSKI / EAST NEWS
Biskup Jan Szkodoń podczas procesji ku czci św. Stanisława, Kraków, maj 2013 r. / / JAN GRACZYŃSKI / EAST NEWS

Po raz pierwszy w Polsce urzędującego biskupa oskarżono o molestowanie seksualne osoby małoletniej. Ks. Jan Szkodoń, którego dotyczy zarzut, jest biskupem pomocniczym krakowskim od 1988 r., a sprawa dotyczy okresu, w którym już pełnił tę funkcję. Oskarżająca go pani Monika (imię zmienione), bohaterka opublikowanego przez „Gazetę Wyborczą” reportażu Marcina Wójcika, miała wówczas 15 lat.

Publikacja tekstu „Zły dotyk biskupa z Krakowa” była szokiem także dla mnie. Ze względu na moje zaangażowania słyszę nieraz rozmaite kościelne plotki: że o kimś ważnym mówi się to i owo. Najczęściej nie sposób tego zweryfikować – chyba że podejmie się długotrwałe śledztwo dziennikarskie. Ale w przypadku bp. Szkodonia o niczym nie słyszałem – ani ja, ani inne osoby uchodzące w polskim Kościele za „dobrze poinformowane”. Krążyły raczej opinie takie jak wyrażona przez ojca oskarżającej go kobiety: „Nie dbał o swoje. Cichy, skromny, życzliwy, rozmodlony”.

Przekraczanie granic

Czy to możliwe, żeby cichy, rozmodlony hierarcha przerabiał własne „lekcje czułości” z piętnastolatką? Niestety, to możliwe.

Znane są przypadki kapłanów autentycznie uduchowionych, wręcz nauczycieli duchowości, którzy potrafili perfidnie wykorzystywać seksualnie swoich uczniów. Tak było w przypadku francuskich dominikanów, braci Marie-Dominique’a i Thomasa Philippe’a, tworzących na dodatek pseudomistyczne uzasadnienia seksu oralnego z kobietami, dla których byli kierownikami duchowymi. W Polsce ks. Walerian S., wybitny profesor teologii duchowości z KUL, musiał po wyroku sądowym przeprosić mężczyznę, którego wykorzystywał, „za naruszenie jego dóbr osobistych w postaci godności oraz nietykalności cielesnej, które nastąpiło w latach 1986–1994” (przedawnienie uniemożliwiało inną karę niż przeprosiny).

Znane są też sytuacje, gdy kościelny hierarcha pozostawał kompletnie niedojrzały w rozwoju psychoseksualnym, nie potrafiąc obiektywnie ocenić znaczenia i szkodliwości swoich czynów – subiektywnie za „niewinne” przejawy czułości uznawał działania, które przekraczały zarówno granice intymności osoby, wobec której były podejmowane, jak i granice moralności, a niekiedy również prawa. Tak było z abp. Juliuszem Paetzem i jego postawą wobec podlegających mu (dorosłych) kleryków.

Determinacja czy zemsta?

Ale przecież może być też odwrotnie. Możliwe, że – jak twierdzi bp Szkodoń, zapowiadając walkę w obronie swojego dobrego imienia – oskarżenie pani Moniki jest bezzasadne. Nie znając faktów ani szczegółowej opowieści obu stron nie sposób stwierdzić, kto ma rację: można analizować jedynie formalne przesłanki wiarygodności zarzutów.

Przypomnijmy: oskarżenie zostało przez panią Monikę zgłoszone w maju 2019 r. w warszawskiej nuncjaturze apostolskiej, a pod koniec sierpnia – w krakowskiej prokuraturze. W grudniu postępowanie prokuratorskie zostało umorzone ze względu na przedawnienie, a na początku 2020 r. odbyło się wysłuchanie osoby zgłaszającej w ramach dochodzenia kościelnego (bardziej szczegółowo ten rozwój wypadków przedstawiam w dołączonym do tekstu kalendarium).


CZYTAJ TAKŻE

ROZMOWA Z BARBARĄ SMOLIŃSKĄ współinicjatorką „Zranionych w Kościele”: Osoby korzystające z telefonu zaufania dla wykorzystanych seksualnie przez duchownych często zaczynają swoją historię od słów: „Pani na pewno mi nie uwierzy” >>>


Wszystko to świadczy o determinacji kobiety. Do złożenia zgłoszenia miał ją zachęcać terapeuta, który zapowiadał, że jeśli ona tego nie zrobi – obowiązek ciąży na nim jako osobie, która dowiedziała się o przestępstwie. Kobieta była więc świadoma sensu swoich działań. Wiedziała również, że kuria krakowska nie byłaby w tym przypadku organem odpowiednim, gdyż jej moderatorem jest właśnie bp Szkodoń.

Reportaż „Gazety Wyborczej” opublikowano mniej więcej dziewięć miesięcy po złożeniu informacji w nuncjaturze. Ta sekwencja czasowa pokazuje więc, że po stronie pani Moniki nie mamy do czynienia z pospiesznym poszukiwaniem sensacji. Wydaje się to zgodne ze sposobem działania osób, które po latach uświadomiły sobie, że doznały głębokiej krzywdy (w przypadku pani Moniki impulsem miało być obejrzenie filmu „Kler”), więc – w celach zarówno terapeutycznych, jak i dla dobra innych – konsekwentnie dążą do tego, by sprawiedliwości stało się zadość. Przede wszystkim, żeby zło zostało nazwane złem.

Bp Szkodoń w reportażu Marcina Wójcika przedstawia inną interpretację działań pani Moniki. Jego zdaniem kobiecie chodzi o zemstę za to, że nie pochwalał jej decyzji o rozwodzie. Teoretycznie jest to możliwe, wydaje się jednak mało prawdopodobne. Owszem: nienawiść i pragnienie zemsty potrafią być motorem ludzkiej aktywności, w tym przypadku trzeba by jednak chyba dodatkowej ideologicznej zapiekłości wobec Kościoła, żeby tak konsekwentnie dążyć do – jakoby zakłamanego – celu. A w wypowiedziach bohaterki reportażu nie ma śladu ideologicznej motywacji.

Piszcie na Watykan

„Kiedyś Kościół w Polsce był postrzegany jako przestrzeń autentycznej wolności. Dziś może być przestrzenią prawdy, która niesie wolność” – mówił niedawno abp Marek Jędraszewski. Kierowana przez niego archidiecezja staje obecnie przed trudnym testem prawdy. Podobnego „testu prawdy”, dodajmy, obecny metropolita krakowski nie zdał w Poznaniu i później – ani razu w swoich licznych wypowiedziach publicznych nie odnosząc się do kwestii zarzutów wobec abp. Paetza i do swojej ówczesnej niechlubnej roli jako biskupa pomocniczego.


CZYTAJ TAKŻE

SKANDAL NA KANONICZEJ W KRAKOWIE - KOMENTARZ KS. JACKA PRUSAKA SJ >>>


Z publikowanego obok kalendarium wynika, że informacja o postawieniu zarzutów biskupowi pomocniczemu musiała dotrzeć do metropolity krakowskiego nie później niż 24 stycznia 2020 r., bezpośrednio po wizycie bp. Szkodonia w nuncjaturze. W kręgach kurialnych nie mógł być już wtedy tajemnicą także fakt, że „Gazeta Wyborcza” przygotowuje artykuł (skoro temat ten był wręcz przedmiotem rozmowy po przesłuchaniu w nuncjaturze 23 stycznia).

Oznacza to, że archidiecezja miała co najmniej dwa i pół tygodnia, żeby przygotować odpowiednie komunikaty i wyjaśnienia. Tymczasem ograniczono się do wysłania bp. Szkodonia za granicę i opublikowania jego oświadczenia.

Milczenie bywa złotem, ale czasem jest raczej chowaniem głowy w piasek – za co płaci się wysoką cenę. Co gorsza, dyrektor biura prasowego archidiecezji ks. Łukasz Michalczewski podał mediom informację, która nie może być prawdziwa – skoro bowiem o zarzutach wobec bp. Szkodonia dowiedział się 24 stycznia delegat KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, to tym bardziej musiał o nich wiedzieć abp Jędraszewski.

„Archidiecezja krakowska nie zna treści oskarżeń stawianych biskupowi Janowi Szkodoniowi. Wykonujemy wszystkie polecenia otrzymane z ­Watykanu. Ufamy w pełni procedurom wszczętym przez Kongregację Nauki Wiary i oczekujemy szybkiego poznania prawdy w duchu nauczania papieża Franciszka” – informuje ks. Michalczewski. Najwyraźniej przy Franciszkańskiej zapadła decyzja: całą odpowiedzialność przerzucamy na Watykan.

Formalnie takie podejście ma oczywiście uzasadnienie, bo to tylko papież, a nie metropolita krakowski, jest władny podjąć decyzje dotyczące biskupa pomocniczego. Również merytorycznie, jak pokażę niżej, jest za co winić również struktury watykańskie. Ale chowanie się za plecami Watykanu może nie wystarczyć, gdy sprawę przyjdzie rozliczać także na własnym podwórku.

Znając podobne przypadki, nie można przecież wykluczyć, że pojawią się inne osoby, które złożą zeznania o niewłaściwych zachowaniach bp. Szkodonia. Gdyby zaś okazało się, że oskarżenia są prawdziwe, a były zgłaszane komuś wcześniej w Krakowie, trzeba będzie szukać odpowiedzi na kilka fundamentalnych pytań. Kiedy pojawiły się pierwsze informacje? Kto z duchownych miał uzasadnione powody, by sądzić, że mogło zostać popełnione przestępstwo? Czy kolejni metropolici krakowscy (także kard. Franciszek Macharski i kard. Stanisław Dziwisz) wiedzieli o podejrzeniach dotyczących swojego biskupa pomocniczego? A jeśli wiedzieli, jakie działania podjęli w tej sprawie?

Milczenie kurii krakowskiej jest elementem obnażającym – znany skądinąd nie od dziś – brak jakiejkolwiek polityki informacyjnej w polskim Kościele. Oto bowiem wszystko, co ma do powiedzenia dziennikarzom rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, sprowadza się do słów: „Proszę zadawać te pytania w archi­diecezji krakowskiej”. Wszystko natomiast, co ma do powiedzenia archidiecezja krakowska, to odesłanie pytających do Watykanu. We współczesnym świecie instytucja, która w taki sposób komunikuje się z opinią publiczną, kompromituje się totalnie.

Prokuratura szybsza niż Kongregacja

Publikowane obok kalendarium każe myśleć pesymistycznie o tym, jak ze sprawami wykorzystania seksualnego radzi sobie Kościół powszechny.

Po pierwsze, przykuwa uwagę niezwykle długi – zważywszy rangę sprawy – okres pomiędzy złożeniem zawiadomienia w nuncjaturze i natychmiastowym przekazaniem sprawy do Watykanu (27 maja) a podjęciem w Kongregacji Nauki Wiary decyzji o konieczności przesłuchania osoby zgłaszającej swoją krzywdę (16 grudnia). Powiedzmy wprost: jest to okres skandalicznie długi.

Wiadomo, że liczba spraw dotyczących wykorzystywania seksualnego osób małoletnich przez duchownych rośnie w Kongregacji lawinowo (ostatnio pojawiła się informacja o około tysiącu przypadków rocznie, z całego świata). Brakuje pracowników do zajmowania się tyloma sprawami. Wniosków z Polski przybywa, a do niedawna tylko jedna osoba w Kongregacji znała nasz język. Rozpatrywanie wniosków składanych przez polskie diecezje i zakony trwa wiele miesięcy. To wyjaśnia sytuację, ale jej nie usprawiedliwia. Nic przede wszystkim nie tłumaczy faktu, że pracownicy watykańskiego urzędu nie potrafili nadać priorytetowego charakteru pierwszej polskiej sprawie, w której oskarżony został urzędujący biskup.


PO STRONIE OFIAR O wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, o zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym internetowym wydaniu specjalnym. Czytaj na: TygodnikPowszechny.pl/postronieofiar


Po drugie, na tym tle uderzająco pozytywna jest ocena działań krakowskiej prokuratury. Dochodzenie wszczęto szybko, prowadzono sprawnie i mądrze (np. zdecydowano się na formę przesłuchania z udziałem sądu, co umożliwia jednokrotne, a nie wielokrotne składanie zeznań przez osobę pokrzywdzoną). Powstała obszerna opinia psychologiczna dotycząca pani Moniki. W ciągu czterech miesięcy zapadła ostateczna decyzja prokuratury – a ze względu na istniejący w polskim prawie okres przedawnienia nie mogła ona być inna.

Po trzecie, zwraca uwagę kolejność działań podejmowanych przez panią Monikę – najpierw skierowała pismo do nuncjatury, dopiero trzy miesiące później do prokuratury, a za kolejne kilka miesięcy zwróciła się do „Gazety Wyborczej” (szukała też pomocy u znanego krakowskiego duchownego, ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego). Postawiłbym wręcz hipotezę, że gdyby reakcja Watykanu była odpowiednio szybka, sprawa w ogóle nie trafiłaby do prokuratury, a tym bardziej do mediów. Pani Monika dała instytucjom kościelnym szansę wzorcowego i szybkiego wyjaśnienia sprawy na gruncie kanonicznym, z czego jednak watykańscy urzędnicy nie skorzystali.

Młyny mielą zbyt powoli

Wniosek z tego taki, że wszelkie kościelne przeprosiny, huczne bicia się w piersi i gromkie deklaracje poprawy zdadzą się psu na budę, jeśli nie nastąpi zmiana czysto biurokratyczna. Cóż z papieskich deklaracji, że troska o pokrzywdzonych jest priorytetem Kościoła, skoro tempo załatwiania spraw w Kongregacji Nauki Wiary może być przez tychże pokrzywdzonych uznawane za wręcz obstrukcyjne?

Jest jeszcze ważniejszy aspekt sprawy: systemowe nieinformowanie osoby zgłaszającej swoją krzywdę nawet o wszczęciu dochodzenia, a tym bardziej o jego przebiegu. Choć Kongregacja wszczęła wstępne dochodzenie kanoniczne we wrześniu 2019 r., aż do połowy stycznia 2020 r. pani Monika nie otrzymała na ten temat jakiejkolwiek informacji. Dopiero gdy wreszcie – po trzech miesiącach prowadzenia dochodzenia, a po siedmiu miesiącach od złożenia zawiadomienia! – postanowiono ją przesłuchać, dotarła do niej pierwsza reakcja z Watykanu. I jak tu nie stracić wiary przez te długie niemal osiem miesięcy? Ja bym pewnie stracił, pani Monika jednak nie...

Warto jeszcze wyjaśnić jedną kwestię. Z dostępnych mi informacji wynika, że zaproszenie na wysłuchanie zostało wysłane z nuncjatury do pani Moniki dwa dni po rozmowie dziennikarza „Gazety Wyborczej” z biskupem Szkodoniem. Niektórzy mogą z tego wyciągać wniosek, że pismo nuncjatury było reakcją na ujawnienie przez Wójcika zamiaru przygotowania reportażu. Moim zdaniem jednak decyzje Kongregacji, jakie przywołuje nuncjatura w liście z 10 stycznia 2020 r., zapadły wcześniej. Nuncjatura powołuje się na postanowienie Kongregacji o wysłuchaniu pani Moniki z 16 grudnia 2019 r., a – wziąwszy pod uwagę długi okres świąteczny – wierzę, że dopiero „po Trzech Króli” zajęto się w nuncjaturze tą sprawą. Nie węszyłbym tu więc nerwowej reakcji na zapowiedź publikacji. To raczej kolejny przykład, że młyny kościelne mielą powoli. Zdecydowanie zbyt powoli.

Obowiązek milczenia?

Reportaż „Gazety Wyborczej” nasuwa wątpliwość również co do rzetelności dochodzenia prowadzonego przez Kongregację. Marcin Wójcik pisze, że podczas wysłuchania w nuncjaturze pani ­Monika miała usłyszeć od członków komisji sugestię, „że do czasu wyroku powinna milczeć”. Takie zalecenie jest sprzeczne z kościelnymi przepisami, które przewidują m.in.: „Osobie składającej zawiadomienie nie można narzucać żadnego obowiązku milczenia w stosunku do treści tegoż zawiadomienia” (motu proprio „Vos estis lux mundi”, art. 4 par. 3).

Mało tego: moim zdaniem zalecanie osobie pokrzywdzonej milczenia może samo stać się powodem zaskarżenia. Przecież według cytowanego motu proprio zaskarżeniu podlegają wszelkie „działania lub zaniechania, mające na celu zakłócanie lub uniknięcie dochodzeń cywilnych lub kanonicznych, administracyjnych lub karnych, przeciwko duchownemu lub zakonnikowi w związku z przestępstwami” wykorzystania seksualnego (art. 1 par. 1b).

Wyjaśnienie sprawy bp. Szkodonia powinno więc objąć również kwestię milczenia, które miało otaczać tę sprawę w Kościele. Czy ktoś takie milczenie nakazywał lub sugerował? Czy bez zapowiedzi publikacji w „Gazecie Wyborczej” doszłoby do przyspieszenia, z jakim mamy do czynienia w ostatnich tygodniach?

Dobrze poinformowane źródła z archidiecezji krakowskiej twierdzą, że bp Szkodoń w 2020 r. przestał podejmować działania o charakterze duszpasterskim. Być może więc zapadła decyzja o wycofaniu go z posługi. Musiało się to stać w drugiej połowie stycznia. Jeszcze 19 stycznia 2020 r. biskup współprzewodniczył centralnemu nabożeństwu ekumenicznemu w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, odprawionemu w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie.

Jest więc co wyjaśniać. Jeśli Kościół ma rzeczywiście być, według abp. Jędraszewskiego, „przestrzenią prawdy, która niesie wolność”, pora na poważne potraktowanie wymagań prawdy. Dokładnie przed rokiem odbył się watykański szczyt przewodniczących krajowych konferencji episkopatów, na którym metropolita krakowski reprezentował Episkopat Polski. Popłynął z tego spotkania gorący apel o Kościół rozliczalny i przejrzysty. Oby słowo o rozliczalności i przejrzystości Kościoła stało się ciałem także w Polsce.

Dojrzałość biskupa

Na dziś najbardziej prawdopodobne wydaje mi się, że do czynów opisanych w tekście Marcina Wójcika doszło, ale biskup może subiektywnie trwać w przekonaniu, że nie uczynił nic złego. Wyrazem niedojrzałości bp. Szkodonia wydają się jego wypowiedzi w reportażu, m.in.: „Gładź mnie po głowie i mów do mnie Jasiu, jak robiła to moja mama” czy „pogłaskałem ją po ręce lub ramieniu, może pocałowałem w policzek, ale to nie miało charakteru seksualnego”. Byłby to zatem kolejny przypadek zaburzonego postrzegania rzeczywistości przez człowieka, którego powołaniem i profesją było uwrażliwianie innych na drobne nawet przejawy zła.

Umacniają mnie w tym przekonaniu opinie biegłego psychologa i prokuratury. Postępowanie umorzono ze względu na przedawnienie, jednak w uzasadnieniu decyzji prokurator Małgorzaty Pogódź czytamy: „Podkreślić należy, iż zgromadzony dotychczas materiał dowodowy wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu objętego dochodzeniem, w kształcie i przebiegu opisywanym przez pokrzywdzoną”.

Biegła psycholog napisała natomiast: „Ani sama opiniowana, ani jej rodzina nie zauważyli, że jej relacja z księdzem ulega seksualizacji. Z drugiej zaś strony ksiądz sakralizował to, co się działo między nimi. Podkreślał, że opiniowana jest dla niego prezentem od Boga, który chciałby go nauczyć czułości. Powyższe powodowało, że w badanej narastał dyskomfort i próbowała unikać spotkań z księdzem, często jednak bezskutecznie. Relacja z osobą duchowną, w której funkcjonowała przez dłuższy czas, była relacją głębokiej zależności i nadmiernego uwikłania. (...) Nie stwierdzono u opiniowanej podczas badania psychologicznego skłonności do konfabulacji w rozumieniu klinicznym, w których podstawą są jakościowe zaburzenia pamięci, wspomnienia rzekome”.

W sprawie bp. Szkodonia nie chodzi jednak o przekonania katolickiego publicysty. Zgodnie z prawem tylko Kongregacja Nauki Wiary może się obecnie podjąć oceny prawdziwości zarzutów. Pozostaje wierzyć, że prowadzone przez nią dochodzenie będzie teraz prowadzone wnikliwie i szybko, a jego konkluzja – przejrzysta i wiarygodna. Ta sprawa nie może się skończyć niewiadomą albo przypuszczeniami. Albo „zły dotyk biskupa z Krakowa” miał miejsce, albo nie. ©

Powyższy tekst jest lekko zmienioną wersją dwóch artykułów opublikowanych w serwisie internetowym Więź.pl.


ABP SALVATORE PENNACCHIO NUNCJUSZ APOSTOLSKI W POLSCE: Nuncjatura nie jest stroną tego postępowania i podejmuje działania wyłącznie w ramach zaleceń przekazanych przez Stolicę Apostolską (…) Doniesienia medialne w tego rodzaju wrażliwych sprawach wywołują ogromne emocje społeczne, które znacząco mogą utrudnić postępowanie mające na celu ustalenie prawdy. Trzeba przy tym wyraźnie zaznaczyć, iż w tej sprawie nie zapadł do tej pory żaden wyrok sądu powszechnego.

KS. JOHN KENNEDY SEKCJA DYSCYPLINARNA KONGREGACJI NAUKI WIARY: Gdybym sklonował moich urzędników i kazał im pracować na trzy zmiany albo siedem dni w tygodniu, może zrobiliby krok do przodu (…) W tej chwili przeżywamy prawdziwe tsunami, jeśli chodzi o ilość spraw, zwłaszcza z krajów, o których wcześniej w ogóle nie słyszeliśmy.


2019

27 MAJA

do nuncjatury apostolskiej w Warszawie trafia pismo zaadresowane do papieża Franciszka z korespondencją zawierającą świadectwo (po polsku i włosku) pokrzywdzonej kobiety (dalej określam ją jako panią Monikę, zgodnie z konwencją przyjętą w reportażu Marcina Wójcika);

30 MAJA

nuncjatura informuje pełnomocnika pani Moniki, że korespondencja została przekazana pocztą dyplomatyczną do adresata w dniu jej otrzymania;

27 SIERPNIA

do krakowskiej prokuratury rejonowej trafia zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa na szkodę pani Moniki przez bp. Szkodonia;

10 WRZEŚNIA

prokuratura wszczyna dochodzenie w sprawie doprowadzenia małoletniej „do wielokrotnego poddania się lub wykonania bliżej nieustalonej do chwili obecnej czynności seksualnej, nadużywając stosunek zależności”, tj. o przestępstwo z art. 199 par. 2 Kodeksu karnego;

11 WRZEŚNIA

prokuratura zawiadamia panią Monikę o wszczęciu dochodzenia;

WRZESIEŃ

rozpoczęcie dochodzenia wstępnego w Kongregacji Nauki Wiary (pani Monika otrzymuje tę informację dopiero w połowie stycznia 2020 r.);

1 PAŹDZIERNIKA

przesłuchanie pani Moniki jako świadka w krakowskim sądzie rejonowym, z udziałem m.in. prokuratora, sędziego i biegłego psychologa;

GRUDZIEŃ

pani Monika rozmawia o swojej krzywdzie z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim;

16 GRUDNIA

Kongregacja Nauki Wiary podejmuje decyzję o konieczności wysłuchania pani Moniki celem ustalenia szczegółów dotyczących zarzucanych czynów przestępczych oraz precyzyjnych dat i okresów, w których miało dojść do molestowania seksualnego (pani Monika otrzymuje tę informację dopiero w połowie stycznia 2020 r.);

2020

27 GRUDNIA

decyzja prokuratury o umorzeniu dochodzenia ze względu na przedawnienie karalności czynu;

8 STYCZNIA

Marcin Wójcik z „Gazety Wyborczej” rozmawia z bp. Szkodoniem w krakowskiej kurii archidiecezjalnej;

10 STYCZNIA

nuncjatura wysyła pismo informujące o wszczęciu dochodzenia wstępnego i zapraszające panią Monikę na wysłuchanie, z przywołaniem wcześniejszych decyzji Kongregacji Nauki Wiary;

19 STYCZNIA

ostatnie wystąpienie publiczne bp. Szkodonia: centralne nabożeństwo ekumeniczne podczas Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie;

23 STYCZNIA

wysłuchanie pani Moniki w warszawskiej nuncjaturze apostolskiej (w tym: przekazanie do akt dochodzenia kanonicznego protokołu z przesłuchania z krakowskiego sądu rejonowego); udział wzięli: pani Monika z pełnomocnikiem oraz czterech uczestników postępowania delegowanych przez nuncjusza apostolskiego: trzech duchownych i prawnik świecki;

24 STYCZNIA

bp Szkodoń stawia się na wezwanie w nuncjaturze apostolskiej; nuncjusz informuje go o wszczęciu wobec niego postępowania i nałożeniu ograniczeń;

bp Szkodoń informuje o postawieniu mu zarzutów abp. Wojciecha Polaka, delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży;

7 LUTEGO

„Gazeta Wyborcza” zapowiada publikację reportażu Marcina Wójcika „Zły dotyk biskupa z Krakowa” (nie podaje nazwiska hierarchy, ale też nie utrudnia jego identyfikacji);

9 LUTEGO

dyrektor biura prasowego archidiecezji krakowskiej ks. Łukasz Michalczewski informuje PAP, że „bp Jan Szkodoń przebywa poza archidiecezją krakowską. Powodem są wysuwane wobec niego oskarżenia”; duchowny twierdzi również: „Archidiecezja krakowska nie zna treści oskarżeń stawianych biskupowi”;

bp Jan Szkodoń publikuje oświadczenie, w którym zaprzecza stawianym zarzutom;

10 LUTEGO

publikacja reportażu Marcina Wójcika w „Gazecie Wyborczej”;

11 LUTEGO

oświadczenie wydaje kard. Stanisław Dziwisz; emerytowany metropolita krakowski stwierdza, że „zarzuty boleśnie dotknęły wiele osób, dla których Biskup Jan jest autorytetem, ojcem i przyjacielem. Wszyscy oczekujemy, że zostaną one rzetelnie i szybko wyjaśnione”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2020