Gdzie się rozstrzyga przyszłość Kościoła

Ostatnie tygodnie 2023 r. pokazały, jak bardzo kierownictwo Konferencji Episkopatu Polski wepchnęło nasz Kościół na pozycję cichej, a niekiedy wręcz otwartej opozycji wobec papieża.

02.01.2024

Czyta się kilka minut

Droga Krzyżowa w intencji pokoju na świecie, Gdańsk, marzec 2023 r. // Fot. Wojciech Stróżyk / REPORTER
Droga Krzyżowa w intencji pokoju na świecie, Gdańsk, marzec 2023 r. // Fot. Wojciech Stróżyk / REPORTER

W Kościele rzymskim bardzo wiele zależy od najwyższego pasterza, a w roku 2024 będzie zależało jeszcze więcej. Franciszek wkroczył właśnie w 88. rok życia. Należy do wąskiego grona najstarszych biskupów Rzymu piastujących swój urząd. Benedykt XVI abdykował w 86. roku życia, a Jan Paweł II zmarł, mając niespełna 85 lat.

W Watykanie się spieszą

Mimo to – choć pontyfikat Jorgego Bergoglia znany jest z wysokiego poziomu nieprzewidywalności – nie spodziewałbym się rezygnacji papieża. Choć Franciszek jest coraz słabszego zdrowia, to będzie kontynuował swoją misję. Dobrowolna rezygnacja nie wydaje mi się możliwa przed rokiem 2025, kiedy można spodziewać się papieskiej adhortacji podsumowującej trwający Synod o synodalności.

Przewiduję raczej, że – w perspektywie zbliżającego się końca swego pontyfikatu – Franciszek będzie chciał jak najdalej popchnąć kilka spraw, które uważa za szczególnie istotne dla przyszłości Kościoła. Co prawda jezuickie rozeznawanie mówi o konieczności rozpoczynania procesów nawet bez jasnej wizji, ku czemu mają ostatecznie prowadzić, ale odpowiednie ukierunkowanie tych procesów – dopóki ma się na to wpływ – jest sprawą wielkiej wagi.

Dobrze zdaje sobie z tego sprawę Franciszek, a jeszcze bardziej grono jego najbliższych współpracowników, którzy odpowiadają za wiele treści sygnowanych przez papieża. Widać to chociażby po wzmożonej aktywności Dykasterii Nauki Wiary pod kierownictwem kard. Victora Manuela Fernándeza.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten argentyński teolog, wcześniej autor projektów najbardziej znaczących dokumentów Franciszka, po objęciu urzędu w Watykanie bardzo się spieszy, tak jakby chciał zdążyć przed końcem obecnego pontyfikatu. Wyraźnie zależy mu na tym, aby dokumenty takie jak deklaracja „Fiducia supplicans” (wprowadzająca możliwość udzielania nieformalnego pastoralnego błogosławieństwa parom żyjącym w związkach niesakramentalnych, w tym jednopłciowych) stały się częścią Magisterium Kościoła. Nawet jeśli oponenci będą się im sprzeciwiać, nie zmieni to faktu, że taka interpretacja katolickiej ortodoksji została opublikowana przez watykański urząd ds. doktryny i nie da się jej z historii wymazać.

Synodalne frakcje

Również dalsze losy Synodu o synodalności, a zwłaszcza przebieg jego kolejnej sesji w 2024 r. są obecnie trudne do przewidzenia. Nie wiadomo, w jakim kierunku dalsze prace poprowadzi watykański sekretariat. Nie wiadomo, na czym realnie skupi się dyskusja przed jesiennymi obradami. Nie wiadomo, jakie z niej wynikną wnioski. Nie wiadomo wreszcie, na ile sprawnie i skutecznie zorganizują się synodalne frakcje.

Dotychczasowy przebieg watykańskiego etapu Synodu tylko pozornie był spokojny. Owszem, powiódł się zabieg centrali, aby uspokoić wzburzone fale poprzez nadanie spotkaniu w październiku 2023 r. charakteru bardziej duchowego. Jednak w tym roku – po kilku latach słuchania, co Duch mówi do Kościoła – jakieś wnioski wyciągnąć jednak będzie trzeba, a w sprawach, w których nie jest możliwy konsens, nie wymyślono do tej pory lepszej metody niż głosowanie.

Taka sytuacja zachęca do tworzenia rozmaitych sojuszy między uczestnikami Synodu. Pod dotychczasowym kierownictwem bardzo wyraźna stała się bliskość doktrynalna episkopatów zdominowanych przez podejście tradycjonalistyczno-konserwatywne, kwestionujące potrzebę reform tworzących choćby minimalne wrażenie zmiany doktryny (zwłaszcza: redefinicja kapłaństwa i nowy model sprawowania władzy w Kościele; diakonat, czy tym bardziej kapłaństwo kobiet; zmiany w nauczaniu moralnym w odniesieniu do homoseksualizmu).

Sojusz afrykańsko-wschodnioeuropejski wydawał się do niedawna w Kościele egzotyczny. Tymczasem – jak wieść niesie – już w październiku 2023 r. w Watykanie powstrzymał on zapędy zachodnioeuropejskich progresywnych ojców synodalnych, jasno dając do zrozumienia, że wszelkie istotne reformy zostaną obalone w głosowaniu. W grudniu natomiast episkopaty tych krajów najszybciej deklarowały swój dystans wobec deklaracji „Fiducia supplicans”. Jedni czynili to otwarcie, inni w sposób bardziej zawoalowany, ale czytelny.

Tu jest Polska

Tę ostatnią drogę wybrało kierownictwo Konferencji Episkopatu Polski. Pierwszym tego sygnałem było trwające do chwili, gdy piszę te słowa, zwlekanie z publikacją oficjalnego przekładu tego krótkiego dokumentu, niewymagającego wielce specjalistycznego słownictwa. Nie mogło się to dokonać bez akceptacji władz KEP, wszak za polskie przekłady w Watykanie odpowiada obecnie dawny rzecznik prasowy polskiego episkopatu ks. Paweł Rytel-Andrianik, od lipca 2023 r. szef Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego i polskiej edycji portalu Vatican News.

Ostatecznie głos w imieniu Rady Stałej KEP zabrał jedynie rzecznik prasowy ks. Leszek Gęsiak, wydając kuriozalne oświadczenie, w którym usiłował pokrętnie twierdzić, że dokument watykański nie zawiera tych treści, które zawiera [więcej o tym w artykule Artura Sporniaka w tym numerze „TP” – red.]. Podejście takie zgodne jest oczywiście z nastawieniem czołowych polskich delegatów na Synod. Zarówno przewodniczący, jak i wiceprzewodniczący KEP wielokrotnie mówili przecież publicznie, że ich głównym zadaniem (a także Kościoła w Polsce) na Synodzie jest obrona wierności obowiązującej doktrynie.

Nawet gdyby – co, jak piszę niżej, uważam za mało prawdopodobne – w marcu 2024 r. kierownictwo KEP przeszło w ręce hierarchów zupełnie inaczej definiujących priorytety swego działania, to zapewne i tak trudno byłoby im doprowadzić do zmiany składu delegacji na kolejną sesję Synodu w październiku 2024 r. Można zatem domniemywać, że nadal dominujące w Watykanie polskie głosy będą występować w sojuszu z innymi zwolennikami tezy, że ma być tak, jak jest, bo jest tak, jak ma być.

Rzecz jasna, w Synodzie intensywnie uczestniczą także inaczej myślący polscy hierarchowie: kard. Grzegorz Ryś i abp Adrian Galbas. Do tej pory jednak – nawet prezentując sposób myślenia i oceny Synodu całkowicie odmienne od przewodniczącego KEP i jego zastępcy – obaj podkreślali, że nie jest to spojrzenie polemiczne czy konkurencyjne, lecz uzupełniające. Za taki brak szczerości trzeba będzie zapłacić brakiem jasno wypracowanego własnego podejścia i jego publicznym niezrozumieniem.

Idą zmiany?

Optymiści mogą jednak wskazać, że przecież rok 2024 – jak żaden inny – przynosi szansę na wiele pozytywnych zmian w polskim episkopacie, także w jego kierownictwie. Owszem, kończą się w tym roku kadencje przewodniczącego i wiceprzewodniczącego KEP (w marcu) oraz, uważanego czasem za głównego rozgrywającego, wpływowego sekretarza generalnego (w czerwcu). Dodatkowo i dotychczasowy szef, abp Stanisław Gądecki, i jego zastępca, abp Marek Jędraszewski, osiągają wiek emerytalny i zobowiązani są do złożenia na ręce papieża rezygnacji z pełnionych urzędów.

Ponadto nieoczekiwanie okazało się pod koniec roku 2023, że nowe rozdanie czeka także stolicę. Przedwczesną rezygnację na ręce papieża złożył bowiem metropolita warszawski. Jeśli zostanie ona przyjęta (a myślę, że nie zostałaby złożona, gdyby kard. Kazimierz Nycz nie spodziewał się przychylności Franciszka wobec jego prośby), to nowych arcybiskupów otrzymają w roku 2024 trzy kluczowe polskie miasta: Kraków, Poznań i Warszawa.

Jedna z możliwych interpretacji rezygnacji kard. Nycza widzi zresztą jego decyzję w kluczu polityki eklezjalnej jako próbę wylansowania jego następcy na poważnego kandydata w wyborach przewodniczącego KEP. Gdyby tak było, to jednak te nadzieje łatwo mogą spalić na panewce. Jest bowiem bardzo mało czasu na „kampanię wyborczą”.

Wbrew nadziejom wielu mieszkańców Warszawy i Krakowa nie spodziewam się też, aby gospodarzem domu arcybiskupów w którymś z tych miast został kard. Grzegorz Ryś. Jego związek z Łodzią wydaje się szczery i mocny. Ponadto kto, jak nie dobry historyk Kościoła, którym on jest, lepiej rozumie, że biskupstwo to nie powinna być kariera i awanse z mniejszego do większego miasta, lecz głęboki i trwały związek z diecezją. Moim zdaniem, jeśli kard. Ryś miałby odejść z Łodzi, to raczej wtedy, gdyby otrzymał od papieża poważną propozycję podjęcia znaczącej misji w kurii rzymskiej.

Kim jest kandydat idealny?

Co do wyborów przewodniczącego KEP, najbardziej prawdopodobne wydaje mi się więc, że nie zostanie nim ani ideowy kontynuator linii tercetu Gądecki-Jędraszewski-Miziński (np. abp Andrzej Dzięga ze Szczecina czy abp Wacław Depo z Częstochowy­), ani wyraźny zwolennik opcji bardziej reformatorskiej (np. arcybiskupi Wojciech Polak, Grzegorz Ryś czy Adrian Galbas).

W sytuacji dużego napięcia, o którym mówią znawcy wewnętrznej sytuacji w KEP, „idealnym” kandydatem może okazać się biskup, który stara się nie zajmować wyraźnego stanowiska i nie wadzić nikomu, np. abp Tadeusz Wojda z Gdańska (a wcześniej z Białegostoku; jego transfer z jednej metropolii do innej równorzędnej był decyzją dość zaskakującą), abp Józef Kupny z Wrocławia (choć jemu niektórzy „bracia w biskupstwie” wypominają, że dopuścił do dyshonoru, jakim był brak pochówku w katedrze jego poprzednika, kard. Henryka Gulbinowicza, ukaranego przez Stolicę Apostolską) czy abp Józef Guzdek z Białegostoku (wcześniej sprawny biskup polowy, teraz zdecydowanie niewidoczny).

Gdyby tak się stało, to po raz kolejny mielibyśmy do czynienia z sytuacją, w której wybór „idealny” z punktu widzenia wewnętrznego interesu KEP okazałby się rozbieżny z potrzebami (tak jak je rozumiem) Kościoła w Polsce. Uważam bowiem, że zdecydowanie przydałoby się naszemu Kościołowi więcej twórczego niepokoju poszukiwań, a mniej „nie-świętego spokoju”, wycofanej bierności, a tym bardziej kontynuacji linii ideologicznego sojuszu z partią prawicową w politycznym zderzeniu cywilizacji.

Duże znaczenie będzie miał także wybór nowego sekretarza generalnego KEP. Odejdzie z tej funkcji po dwóch kadencjach bp Artur Miziński. Ten bliski sojusznik twardogłowego nurtu w ekipie rządzącej Polską w latach 2015–2023 sam też sprawował rządy „na Skwerze” silną ręką, wymagając posłuszeństwa, np. praktycznie podporządkował sobie kierownictwo Katolickiej Agencji Informacyjnej, wydając nieraz ręcznie polecenia co do publikacji lub wycofania pewnych już opublikowanych materiałów. Wybór jego następcy będzie dokonywał się w czerwcu, co da nowemu przewodniczącemu szansę zaproponowania swojego kandydata.

Polityka nie przestanie ciążyć

Rok 2024 to także realny początek rządów nowej koalicji, która z pewnością będzie chciała wyraźnie pokazać, że nie chodzi na pasku biskupów. Jak zapowiedział już premier Tusk, na pierwszy ogień pójdą kwestie finansowania Kościoła – one bowiem znakomicie organizują emocje społeczne. Dyskusja o nowym modelu może jednak okazać się niekończącą się telenowelą, która niekoniecznie znajdzie swój finał, a cóż dopiero happy end (tak jak w 2013 r. doszło do zawieszenia mocno zaawansowanych prac w tej sprawie prowadzonych przez ministra Michała Boniego i kard. Kazimierza Nycza).

Rzecz jasna, w kolejce czekają też inne sprawy, na czele z prawną regulacją aborcji. W aspekcie społecznym kluczowe wydaje mi się jednak co innego. Polski spór polityczny jest nieuchronnie ostro spolaryzowany. Można wręcz powiedzieć, że jest spolaryzowany na razie nieodwracalnie. Pierwsze miesiące po wyborach wyraźnie zapowiadają, że dopiero teraz poznamy, co to znaczy być opozycją totalną. Prawo i Sprawiedliwość nie dysponuje innym realnym pomysłem niż konsekwentne odrzucanie nowej koalicji jako zdrajców, sprzedawczyków i agentów.

W tej sytuacji znaczna część elektoratu PiS będzie trwała przy tej narracji, wspieranej przez prawicowe media. Nawet jeśli liczebność tej grupy się nieco zmniejszy, to i tak będzie to kilka milionów Polaków – a zdecydowana większość z nich to zaangażowani katolicy, głęboko przekonani o tym, że ich ulubiona partia jest najlepszym wyrazicielem katolickiej opinii publicznej i wielką nadzieją na uratowanie chrześcijaństwa w naszym kraju. Każdy krok nowej władzy w kwestiach „obyczajowych” będzie przez nich traktowany jako dowód na świadome zwalczanie wiary i tradycji.

Można spodziewać się (wskazują na to i ostatnie lata, i pierwsze reakcje na działania nowej koalicji), że wobec takich podziałów w społeczeństwie wielu biskupom i szeregowym duchownym trudno będzie zachować neutralność. Ba, wcale nie wiadomo, czy będą chcieli ją zachowywać. Znaczna część z nich bowiem też jest wewnętrznie przekonana, że w sojuszu Kościoła z władzą w ostatnich 8 latach nie było nic niestosownego, a wręcz była to właściwa droga do odbudowy Polski katolickiej.

Polityka nie przestanie zatem ciążyć polskim katolikom. Będzie im po prostu ciążyć inaczej niż przed 15 października 2023 r.

Kościół jako szkoła duchowości

Ale i tak dla przyszłości Kościoła w Polsce, zarówno w roku 2024, jak i w latach następnych, najważniejsze jest coś zupełnie innego niż to, o czym do tej pory napisałem. Trudnej sytuacji Kościoła w naszym kraju nie naprawi bowiem nawet najlepszy lider episkopatu – on jedynie może zmieniać atmosferę i poprawiać społeczny wizerunek instytucji. Tym bardziej nie uzdrowią Kościoła zmiany w prawie wprowadzone przez polityków.

Nie ma cudownej recepty na proces odkościelniania polskiej wiary. Zdecydowanie nie jest tu kwestią pierwszorzędną „episkopalna kremlinologia”, czyli analizowanie frakcji wewnątrz KEP i rozważanie szans poszczególnych kandydatów. Nie można też wiązać wielkich nadziei z oddziaływaniem zmian strukturalnych czy doktrynalnych. To nie one są bowiem lekarstwem na główny kłopot Kościoła, którym jest fakt, że coraz więcej ludzi nie odnajduje w nim Boga – a przecież Kościół ma sens tylko jako sakrament zbawienia.

Reformy nauczania moralnego i kościelnej doktryny to kwestie istotne jedynie dla pewnej części wierzących, a raczej dwóch ich części: dla tych, którzy domagają się tych zmian, i dla tych, którzy im się stanowczo sprzeciwiają. Są to jednak kwestie doskonale obojętne z punktu widzenia „sierot po Kościele”, postwierzących czy agnostyków.

Właściwie głębi kryzysu dowodzi sam temat trwającego synodu. Skoro jest nim synodalność – czyli Kościół musi zajmować się sam sobą – to znaczy, że sytuacja jest dramatycznie trudna, zwłaszcza gdy kieruje nim papież, który od początku pontyfikatu powtarza, że zajmowanie się przez Kościół samym sobą jest wyrazem jego głębokiej choroby.

Dobre doświadczenie

Dla przyszłości wspólnoty katolickiej w naszym kraju nie są zatem najważniejsze ani hierarchia, ani doktryna, ani reformy sprawowania władzy w tej instytucji. Wszystkie te sprawy to – mówiąc językiem matematyki – warunek konieczny, choć niewystarczający dla niezbędnej ewangelicznej rewitalizacji Kościoła. Kwestią kluczową wydaje mi się zdolność zaproponowania dobrego doświadczenia Kościoła – bo tylko ono może być skuteczną odpowiedzią na złe doświadczenie, które stało się udziałem wielu.

Dlatego za sprawę najważniejszą dla Kościoła w naszym kraju w nowym roku i w nowych czasach uważam to, co będzie się działo nie na górze, lecz na dole. To tu rozstrzyga się przyszłość Kościoła w Polsce.

Chodzi o to, czy zwykli ludzie szukający Boga będą w stanie odnajdywać go w jakiejś wspólnocie katolickiej; czy parafie, klasztory, ruchy i inne inicjatywy inspirowane wiarą katolicką staną się autentycznymi szkołami duchowości; czy będzie się ludziom udawało znaleźć swoje miejsce w Kościele poprzez prostą małą wspólnotę modlitwy i miłości, wspólnotę ludzi podobnie wierzących i chcących służyć innym – tak aby „jestem w Kościele” oznaczało związek nie z klerykalną instytucją, lecz z dotykalną wspólnotą, której fundamentem jest osobiste doświadczenie relacji z Bogiem. Bo to w Nim „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28).

Innymi słowy: kluczem do uzdrowienia Kościoła są relacje – bliskość z Bogiem i bliskość z innymi ludźmi. To jest najbardziej potrzebne, aby był on ponownie skutecznym i czytelnym sakramentem zbawienia. Jeśli nieuchronne eklezjalne zawirowania roku 2024 pozwolą to dostrzec osobom odpowiedzialnym za życie Kościoła na różnych szczeblach, nie będzie to rok stracony.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Przyszłość Kościoła rozstrzyga się na dole