Teksański potop

Katastrofy naturalne takich rozmiarów jak huragan „Harvey”, który spowodował największą powódź w historii USA, są testami przywództwa. Jak zdaje go prezydent Trump?

05.09.2017

Czyta się kilka minut

Houston, 28 sierpnia 2017 r. / SCOTT OLSON / GETTY IMAGES
Houston, 28 sierpnia 2017 r. / SCOTT OLSON / GETTY IMAGES

W niedzielę, 27 sierpnia, wielu mieszkańców Houston w Teksasie obudziło się uwięzionych w zalanych domach. Władze miasta nie wydały decyzji o ewakuacji, bo, jak później tłumaczono, nie dałoby się spokojnie ewakuować ponad 6-milionowej metropolii. Ekipy ratunkowe już w nocy nie nadążały z docieraniem do potrzebujących, linie telefoniczne były przeciążone. Zdesperowani mieszkańcy zaczęli więc korzystać z mediów społecznościowych, by prosić o pomoc. Treść postów – czasami ze zdjęciem, czasami bez – była taka sama: to mój adres, niech ktoś pomoże.

Droższy niż „Katrina”

„Harvey” jest największym huraganem, jaki uderzył w Teksas w ostatnim półwieczu i – jak wynika z badań Space Science and Engineering Center przy University of Wisconsin – spowodował największą powódź w historii USA. Teren zabudowany, na który spadło ponad 75 cm deszczu, jest wielkości stanu Maryland. A ten, na który spadło pół metra – większy niż Wirginia Zachodnia. We wtorek w Houston wprowadzono nocną godzinę policyjną, w środę gubernator Teksasu Greg Abbott postanowił wykorzystać Gwardię Narodową w sile 24 tys. ludzi do uporania się ze skutkami kataklizmu. Do minionej środy „Harvey” zabił w Teksasie 38 osób, a liczba tych, którzy musieli opuścić domy, idzie w dziesiątki tysięcy. Ogólny koszt zniszczeń może wynieść więcej niż te spowodowane przez huragan „Katrina”, który w 2005 r. spustoszył Nowy Orlean i kosztował życie ponad 1,8 tys. osób.

Porównań z „Katriną” trudno uniknąć również dlatego, że katastrofy naturalne takich rozmiarów są testami przywództwa. Brak przygotowania do „Katriny” i kompletna nieudolność przy radzeniu sobie z jej skutkami przez ekipę prezydenta George’a W. Busha doprowadziły do ukucia terminu Katrina moment, który oznacza kompletną porażkę przy rzeczach, które nie powinny sprawić wielkiego kłopotu.

Krytycy Donalda Trumpa zdają się wieszczyć porównywalną porażkę. Media wypomniały prezydentowi, że podczas wizyty w Teksasie nie spotkał się z ofiarami, że o swoim współczuciu wobec ofiar kataklizmu poinformował na Twitterze (a jakże!), i że niecałe dwa tygodnie przed historyczną powodzią w Houston cofnął regulacje swojego poprzednika Baracka Obamy, które wymagały brania pod uwagę skutków zmian klimatycznych, w tym potencjalnych powodzi, przy konstrukcji budynków i infrastruktury. Nie ulega bowiem wątpliwości, że przynajmniej część winy za skalę zniszczeń można zrzucić na zmiany klimatyczne (choć według prawicowej celebrytki Ann Coulter bardziej prawdopodobną przyczyną huraganu jest kara boska za homoseksualizm).

Huraganowa polityka

Tymczasem przed Trumpem stoją jeszcze większe wyzwania. Aby zdać egzamin z przywództwa, prezydent musi przede wszystkim zjednoczyć kongresmenów wokół pomysłu wydania miliardów dolarów na odbudowę zniszczonych terenów.

Ten punkt, w porównaniu z innymi, może okazać się dość łatwy w realizacji, bo część fiskalnych konserwatystów jest po jego stronie. Związany z ruchem Tea Party republikański senator z Teksasu Ted Cruz, który po huraganie „Sandy” odmawiał wsparcia pakietu pomocowego dla Wschodniego Wybrzeża ze względów czysto ideologicznych, obecnie domaga się federalnych pieniędzy dla swojego stanu.

„Kongres musi zapewnić, by naturalna katastrofa nie zmieniła się w katastrofę zadłużenia” – tak z kolei mówił podczas debaty nad pakietem pomocowym dla ofiar „Katriny” ówczesny kongresmen z Indiany, Mike Pence. Jest mało prawdopodobne, by obecnie, jako wiceprezydent, forsował takie samo stanowisko.

Ale nawet jeśli Trumpowi nie uda się zjednoczyć Partii Republikańskiej, to ma szansę na poparcie ze strony niektórych polityków Partii Demokratycznej, którzy już wyrazili poparcie dla pomysłu pakietu pomocowego.

Jednak od pomysłu do realizacji długa droga.

Prace nad planem pomocowym będą się odbywały pod dużą presją czasu: do 30 września Kongres musi przegłosować, a prezydent podpisać budżet, żeby podtrzymać finansowanie działań rządu federalnego. 30 września wygasa również Narodowy Program Ubezpieczeń od Powodzi. Aby sfinansować program pomocy, Kongres będzie musiał podnieść lub chwilowo znieść limit zadłużenia rządu federalnego.

Biorąc pod uwagę potrzeby zniszczonych terenów i ofiar huraganu – pomoc będzie się liczyć w dziesiątkach miliardów dolarów – kompleksowe rozwiązanie, łączące finansowanie rządu z podniesieniem limitu długu i pakietem pomocy, mogłoby w idealnym świecie zjednoczyć umiarkowanych Republikanów i Demokratów oraz kongresmenów obu partii z terenów dotkniętych przez kataklizm.

Jednak nie żyjemy w idealnym świecie.

Ktoś będzie rozczarowany

Gdy deszcze przyniesione przez „Har­veya” zalewały Teksas, prezydent Trump powtórzył swoje pogróżki, że zaryzykuje tzw. ­government shutdown, jeśli Kongres nie przeznaczy pieniędzy na sfinansowanie muru na granicy z Meksykiem.

W piątek prezydent tymczasowo wycofał się ze swych gróźb, otwierając tym samym drogę do ponadpartyjnego kompromisu przynajmniej w sprawie najpilniejszych elementów planu pomocowego i przedłużenia finansowania rządu federalnego do końca 2017 r. Nie oznacza to jednak, że punkty sporne znikają.

Po pierwsze, presja czasu może spowodować, że pakiet pomocowy będzie poddawany pod głosowanie w kilku częściach rozłożonych w czasie. Jeśli duch ponadpartyjnego porozumienia wyparuje wraz ze zniknięciem „Harveya” i jego skutków z pierwszych stron gazet, prace nad kolejnymi częściami mogą potrwać długo.

Po drugie, po sromotnym niepowodzeniu przy realizacji obietnicy rozmontowania Obamacare – powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych, wprowadzonych przez poprzednika – Trump desperacko potrzebuje sukcesu w realizacji swojej drugiej najważniejszej obietnicy wyborczej, czyli właśnie budowy muru. W zasadzie wiadomo, że sprawa jego finansowania powróci w grudniu podczas kolejnych negocjacji budżetowych, a wraz z nią groźba government shutdown, tym razem w zimie, gdy warunki będą cięższe, a pomoc publiczna – czy to dla poszkodowanych przez „Harveya”, czy dla zwyczajnie ubogich, których w USA nie brakuje – tym bardziej potrzebna.

Dla części wyborców – takich jak grupa republikańskich prokuratorów, domagających się od Trumpa zaostrzenia kursu wobec nielegalnej imigracji – opóźnienie w realizacji kolejnej obietnicy wyborczej będzie wyglądało jak kolejna porażka.

Niezależnie więc od tego, co Trump zdecyduje się zrobić, ktoś będzie rozczarowany. Testem przywództwa będzie więc to, kogo zdecyduje się zawieść: swoich skrajnie prawicowych zwolenników czy ofiary kataklizmu.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2017