Zły wujek Joe

W Stanach, walczących z pandemią i inflacją, mało kto wierzy już w obietnicę Bidena szybkiego powrotu do normalności. Jak Amerykanie postrzegają swojego prezydenta niemal rok po objęciu przez niego urzędu?

13.12.2021

Czyta się kilka minut

Joe Biden na konferencji prasowej przed Białym Domem, podczas której ogłosił nowe działania rządu federalnego mające ochronić USA przed wariantami Delta i Omikron. Waszyngton, 2 grudnia 2021 r. / SAMUEL CORUM / BLOOMBERG / GETTY IMAGES
Joe Biden na konferencji prasowej przed Białym Domem, podczas której ogłosił nowe działania rządu federalnego mające ochronić USA przed wariantami Delta i Omikron. Waszyngton, 2 grudnia 2021 r. / SAMUEL CORUM / BLOOMBERG / GETTY IMAGES

Indyki Peanut Butter i Jelly zostały wybrane z uwagi na swój temperament, wygląd i jak podejrzewam, także ze względu na status zaszczepienia” – dowcipkował Joe Biden przed listopadowym Świętem Dziękczynienia.

Dla prezydenta, który zgodnie z coroczną tradycją ułaskawił wówczas parę indyków – o wdzięcznych imionach Masło Orzechowe i Dżem – był to jeden z najłatwiejszych chyba momentów jego urzędowania. Po miesiącach walki z pandemicznym kryzysem nie jest już postrzegany jako „wybawiciel” po rządach Donalda Trumpa. Według sondaży działania Bidena popiera zaledwie 42,6 proc. społeczeństwa, co na tym etapie prezydentury plasuje go w gronie najbardziej nielubianych przywódców USA.

Można zaryzykować tezę, że w oczach przeciętnego Amerykanina Biden jest teraz niewiele lepszy od Trumpa.

Sprzątanie po poprzedniku

A przecież prezydent z Partii Demokratycznej od początku robił wszystko, aby tak nie było. Już pierwszego dnia urzędowania zaczął odkręcać kontrowersyjne decyzje poprzednika: m.in. wstrzymał proces wychodzenia USA ze Światowej Organizacji Zdrowia, podpisał rozporządzenie o ponownym przystąpieniu do paryskiego porozumienia klimatycznego i zniósł zakaz podróży do Stanów dla obywateli niektórych państw muzułmańskich.

W przeciwieństwie do Trumpa nowy prezydent podszedł do problemu pandemii odpowiedzialnie: zachęcał Amerykanów do noszenia maseczek, przyspieszył tempo szczepień przeciw covidowi i wytoczył wojnę koronasceptykom, wprowadzając obowiązek wakcynacji dla pracowników dużych firm i urzędników administracji federalnej.

Odpowiadając na kryzys wywołany przez pandemię, Biden wyłożył też na stół rekordowy pakiet pomocowy dla amerykańskiej gospodarki. Zastrzyk finansowy w wysokości 1,9 biliona dolarów zagwarantował m.in. jednorazowe czeki pomocowe dla 280 mln Amerykanów, przedłużenie federalnych zasiłków dla bezrobotnych i wysokie ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi (to coś na kształt polskiego programu 500 plus: mniej zamożni dostali wsparcie w wysokości 300 dolarów miesięcznie na każde dziecko).

W połowie listopada Biden odhaczył kolejny punkt na liście obietnic wyborczych: Senat przyjął ambitny pakiet infrastrukturalny wartości biliona dolarów, który ma sfinansować remonty dróg i mostów, przebudowę portów i lotnisk oraz rozwój szybkiego internetu, co w wielu częściach kraju jest nadal dużym wyzwaniem.

„Zalewanie kraju pieniędzmi”

Prezydenturze Bidena towarzyszy jednak pewien paradoks. Choć Demokrata forsuje kolejne reformy, respondenci twierdzą w sondażach, że w zasadzie „nic dla nich nie zrobił”, i że nie interesuje się głównymi problemami kraju. A tematem numer jeden w Stanach jest dziś ponad 6-procentowa inflacja, która sprawia, że zwykłego obywatela stać na coraz mniej.

Za ceny żywności i paliwa – rosnące w tempie najwyższym od ponad trzech dekad – niektórzy winią wprost administrację Bidena. Ekonomistom i doradcom prezydenta zarzuca się, że zbyt naiwnie wierzyli, iż sprawna dystrybucja szczepionek przeciwko koronawirusowi umożliwi szybszy powrót do normalności – takiej, w której Amerykanie wyjeżdżali na wakacje, chodzili do restauracji i bawili się na koncertach. Ale tak się nie stało: kolejna fala pandemii latem i jesienią tego roku zatrzymała ludzi w domach, skłaniając ich do dalszych zakupów online, co pogłębiło dokonujące się już od jakiegoś czasu zmiany w modelu handlu i łańcuchu dostaw, zwiększając koszty po stronie dostawców, i w efekcie jeszcze bardziej wywindowało ceny towarów.

Choć inflacja jest obecnie trendem ogólnoświatowym, nie brakuje głosów, że w przypadku Stanów zjawisko to zostało dodatkowo nakręcone przez fiskalne rozdawnictwo Bidena. Przed takim scenariuszem przestrzegali już w marcu ekonomiści i dawni doradcy prezydenta Baracka Obamy: Lawrence H. Summers i Jason Furman. Po ten argument szczególnie chętnie sięgają Republikanie, przekonując w ślad za ekspertami, że pakiet antykryzysowy Bidena rozgrzał do czerwoności popyt na towary, co z kolei odbiło się na wzroście cen.

„Nie widać szans na ratunek. To bezpośredni efekt zalania kraju pieniędzmi” – krytykował niedawno prezydenta Mitch McConnell, lider Partii Republikańskiej w Senacie. Republikanie chętnie wykorzystują problem inflacji w trwającej już kampanii przed przyszłorocznymi wyborami do Kongresu.

Gdy sprzeciw się opłaca

Rosnące ceny są też wygodnym argumentem uzasadniającym blokowanie pakietu reform społeczno-klimatycznych Bidena. Pakiet gwarantuje m.in. darmowe przedszkola, przedłużenie pomocy finansowej dla rodziców i miliardowe inwestycje w zieloną energię. Hamulcowymi w Senacie są teraz nie tylko Republikanie, lecz także centrowi Demokraci: Kyrsten Sinema z Arizony i Joe Manchin z Wirginii Zachodniej. Głosy tych dwojga są kluczowe dla przyjęcia projektu, co daje im silną pozycję negocjacyjną przy jego okrajaniu.

Sprzeciw wobec reform Bidena okazał się dla obojga senatorów z Partii Demokratycznej wyjątkowo lukratywny. Z ustaleń „New York Timesa” wynika, że w ostatnich miesiącach Manchin zebrał na swoją kampanię rekordowe 3,3 mln dolarów, czyli 14 razy więcej niż w 2020 r. Wszystko za sprawą hojnych wpłat od sektora naftowo-gazowego i węglowego oraz konserwatywnych darczyńców, którzy chcieli zablokować przełomowe rozwiązania w pakiecie, jak płatne urlopy rodzicielskie czy inwestycje w zieloną energię.

Biznes okazuje się hojny także dla senatorki Sinemy. Według analizy antykorupcyjnej organizacji Accountable.US wycofała ona poparcie dla obniżenia cen leków na receptę po tym, jak dostała zastrzyk pieniędzy od przemysłu farmaceutycznego. Sinema, znana głównie z walki przeciw podwyższeniu podatków dla przedsiębiorców (od nich też dostaje wsparcie), jest krytykowana w rodzimej Arizonie, gdzie zarzuca się jej obojętność na potrzeby elektoratu czarnoskórego i latynoskiego.

Media rozpisują się też o paradoksie Manchina: blokujący zielone inwestycje senator pochodzi z Wirginii Zachodniej – stanu, który co prawda uzależniony jest od produkcji węgla, ale z drugiej strony zmaga się z wywołanymi przez zmiany klimatu powodziami i coraz częstszymi przerwami w dostawach prądu.

Polityka w czasach pandemii

Legislacyjne tarcia w Kongresie pokazały, że duży i wątpliwy wpływ biznesu na działania polityków to wciąż jeden z głównych przejawów kryzysu demokracji przedstawicielskiej w USA, tuż obok partyjnej polaryzacji.

Podział kraju na dwa „plemiona” – zwolenników Demokratów i Republikanów (działania Bidena popiera tylko 6 proc. sympatyków tej drugiej partii) – widać szczególnie mocno przy okazji walki z pandemią. Podczas gdy Biden stara się zapanować nad kryzysem, republikańscy politycy sprzeciwiają się nakazom noszenia maseczek i obowiązkowi szczepień dla niektórych grup społecznych.

We wrześniu 2021 r. Biden wprowadził taki obowiązek dla wszystkich pracowników instytucji federalnych, dla firm zatrudniających więcej niż stu pracowników, dla firm i instytucji wykonujących prace dla rządu federalnego oraz dla pracowników dotowanych przez państwo szkół i domów opieki (rozporządzenie to zostało zakwestionowane przez sąd w jednym ze stanów; postępowanie trwa). Niezależnie od tego mniej więcej połowa stanów zobowiązała do zaszczepienia się swoich urzędników i personel medyczny.

Protestując przeciw takim działaniom Bidena, na początku grudnia kilku senatorów groziło – w akcie sprzeciwu – blokowaniem ustawy budżetowej, czego skutkiem mógłby być tzw. shutdown, czyli częściowe wstrzymanie działalności instytucji finansowanych z budżetu federalnego. Ostatecznie jednak ustawa została przegłosowana w Senacie.

Wykorzystując nastroje elektoratu – 60 proc. niezaszczepionych to sympatycy Partii Republikańskiej – politycy przedstawiają bidenowski obowiązek szczepień jako „przejaw autorytaryzmu” i „atak na ciężko pracujących Amerykanów”. Z drugiej strony, gdy dochodzi do kolejnego wzrostu zakażeń, Republikanie są pierwsi w oskarżaniu Bidena, że nie radzi sobie z kryzysem. Taka strategia opłaciła się podczas listopadowych wyborów na gubernatora Wirginii. Startujący z ramienia Republikanów biznesmen Glenn Youngkin wygrał dzięki zdystansowaniu się od Trumpa i skupieniu się na polaryzujących kwestiach, jak sprzeciw wobec obowiązkowych szczepień i noszenia maseczek.

My też deportujemy

Przegrana Demokratów w Wirginii interpretowana jest jako potwierdzenie kiepskich notowań Bidena, który rozczarował wielu także chaotycznym wycofaniem wojsk z Afganistanu i reakcją na rekordowy napływ migrantów na południową granicę USA.

Jak się okazuje, w tej ostatniej kwestii Biden nie różni się wiele od Trumpa. Najpierw utrzymał pandemiczne restrykcje umożliwiające szybką deportację migrantów, a potem przywrócił trumpowską politykę „Pozostać w Meksyku”, którą sam zniósł po objęciu urzędu. Według przepisów obowiązujących od grudnia 2021 r. aplikujący o azyl w USA znów muszą czekać na rozpatrzenie wniosków po drugiej stronie granicy.

We wrześniu świat obiegły szokujące zdjęcia z Teksasu, na których konni strażnicy graniczni brutalnie traktują haitańskich migrantów. W reakcji na krytykę administracja Bidena wprowadziła co prawda zakaz patroli konnych na granicy, jednak niedługo później wsadziła szturmujących pogranicze Haitańczyków w samoloty powrotne do ojczyzny. W ciągu dziewięciu dni deportowano prawie 4 tys. osób.

Czarna Georgia kipi gniewem

Poparcie dla Bidena topnieje najszybciej wśród młodych wyborców, kobiet, Latynosów i Afroamerykanów. Ci ostatni zarzucają mu, że odpuścił federalną reformę policji i jest nieskuteczny w powstrzymaniu Republikanów przed majstrowaniem przy zasadach głosowania w ponad 40 stanach. Szczególnie głośnym echem w USA odbiły się zmiany w przepisach w Georgii – stanie, który był kluczowy dla zwycięstwa Bidena i dla uzyskania przez Demokratów większości w Senacie w wyborach uzupełniających w styczniu 2021 r.

Uzasadniając to walką z oszustwami wyborczymi, Republikanie z Georgii zaostrzyli procedury dotyczące głosowania korespondencyjnego i zmniejszyli liczbę skrzynek, do których wyborcy mogą wrzucić swoje pakiety wyborcze. Zmiany te postrzegane są jako atak na elektorat Partii Demokratycznej: mniejszości etniczne i mniej zamożnych wyborców, którzy ze względu na mało elastyczne godziny pracy rzadziej docierają osobiście do lokali wyborczych i preferują głosowanie listowne.

Oburzeni tą reformą w Georgii i brakiem skutecznych przeciwdziałań ze strony Demokratów (niedawno upadł projekt ustawy, która miała zakazać zmian w prawie wyborczym dyskryminujących mniejszości etniczne) są lokalni aktywiści. To oni w 2020 r. w pocie czoła namawiali czarnoskórych do głosowania na Bidena i na demokratycznych kandydatów do Senatu: Raphaela Warnocka i Jona Ossoffa.

„Frustracja wśród Afroamerykanów sięga zenitu (…). Biden nie może teraz spokojnie pojawić się w Georgii i powiedzieć, że coś dla nas zrobił” – podkreślał w rozmowie z „Washington Post” Mondale Robinson, szef organizacji Black Male Voter Project. Z kolei cytowana przez ten dziennik Christine White, działaczka organizacji Georgia Alliance for Progress, zarzuca Bidenowi, że jego obietnice walki z systemowym rasizmem kłócą się ze sposobem, w jaki funkcjonariusze traktują migrantów na pograniczu USA–Meksyk.

Zamiana ról

Erozja poparcia dla Bidena to szansa dla Donalda Trumpa, który wysyła coraz więcej sygnałów, że rozważa walkę o reelekcję w 2024 r. W ramach umacniania swojej pozycji w Partii Republikańskiej były prezydent organizuje wiece, promuje polityków startujących w wyborach do Kongresu w 2022 r. i gości w swej rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie wpływowych darczyńców.

Serwis Politico twierdzi, że Trump jest szczególnie aktywny w stanach, gdzie nieznacznie przegrał z Bidenem: Arizonie, Georgii, Michigan, Pensylwanii i Wis- consin. Jeśli wierzyć sondażowi przeprowadzonemu na zlecenie trumpowskiego komitetu „Make America Great Again, Again!”, Trump miałby tam teraz przewagę nad Bidenem i to rzędu 6-12 punktów procentowych. Nawet jeśli takie symulacje mogą w tym momencie jedynie oddawać nastroje chwili, trudno nie przyznać, że Trump jest dziś w bardziej komfortowej sytuacji: role się odwróciły i to on może rozliczać urzędującego prezydenta z jego błędów.

Zmęczona Ameryka

Tymczasem „miesiąc miodowy” Bidena dawno skończył się również za granicą. Już w pierwszym okresie jego prezydentury zawiedli się ci, którzy wierzyli w szybką odbudowę przywództwa USA na świecie. Biden rozczarował działaniem w Afganistanie bez konsultacji z sojusznikami. Jednocześnie stało się jasne, że to, ile prezydent zdoła zdziałać na arenie międzynarodowej, zależy też od sytuacji wewnętrznej w USA. Wystarczy spojrzeć na jego deklaracje podczas szczytu klimatycznego w Glasgow. Biden zapewniał, że Stany chcą być liderem w walce z globalnym ociepleniem, choć politycy jego partii od miesięcy nie mogą porozumieć się w sprawie reform klimatycznych, kluczowych dla redukcji emisji gazów cieplarnianych.

Jeszcze przed swą jesienną podróżą do Europy Biden zagrzewał Demokratów do przegłosowania tego projektu, przekonując, że jest to niepowtarzalna szansa, by przywrócić wiarę w przywództwo USA na świecie. Słowami prezydenta mało kto się wtedy przejął.

Podobnie zresztą jak jego deklaracjami o ubieganiu się o reelekcję w 2024 r. Po pierwsze, ma już 79 lat i jest najstarszym prezydentem w historii USA. Po drugie, nie minął jeszcze rok od jego zaprzysiężenia, a wielu zmęczonych kryzysem Amerykanów ma już dość jego rządów. To zaskakujący obrót sprawy w przypadku polityka, którego prezydentura miała być nadzieją na powrót do normalności sprzed ery Trumpa.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2021