Pierwszy test w Pasie Rdzy

Proces wyłaniania kontrkandydata dla Donalda Trumpa w jesiennych wyborach prezydenckich w USA wchodzi w kluczową fazę. Stawką jest również to, jaką formacją będzie Partia Demokratyczna.

27.01.2020

Czyta się kilka minut

Kandydaci na kandydata Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich podczas telewizyjnej debaty, Des Moines, 14 stycznia 2020 r. / ROBYN BECK / AFP / EAST NEWS
Kandydaci na kandydata Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich podczas telewizyjnej debaty, Des Moines, 14 stycznia 2020 r. / ROBYN BECK / AFP / EAST NEWS

Wponiedziałek, 3 lutego, odbędą się pierwsze w tym cyklu prawybory w Partii Demokratycznej. Jej członkowie stoją przed poważnym wyzwaniem: wytypowania osoby, która będzie w stanie pokonać urzędującego prezydenta.

Zgodnie z tradycją, jako pierwsi swoich faworytów wybiorą członkowie Partii Demokratycznej w stanie Iowa. Choć ani demograficznie, ani gospodarczo nie jest to region reprezentatywny dla społeczeństwa amerykańskiego – jest w przeważającej mierze biały, postprzemysłowy i rolniczy – to zwyczajowo tamtejsze prawybory uznawane są za istotny test możliwości mobilizacyjnych i organizacyjnych kandydatów oraz ich sztabów. Z kolei dla mediów i wyborców jest to okazja, by skonfrontować oczekiwania względem swoich faworytów z rzeczywistymi, choć wciąż niepełnymi wynikami wyborczymi, które politycy są w stanie wypracować.

Doświadczenie pokazuje, że wyniki w Iowa wpływają w dużej mierze na późniejsze etapy kampanii. Od niemal pół wieku prawidłowością jest, że przyszły zwycięzca partyjnej nominacji plasuje się w Iowa na miejscu nie niższym niż czwarte. Pokazały to zwycięstwa Baracka Obamy w 2008 r. i Hillary Clinton z 2016 r.

Podobnie wygląda to zresztą w Partii Republikańskiej: George W. Bush wygrał w Iowa w 2000 r., Mitt Romney (kontrkandydat Obamy z 2012 r.) był w prawyborach w Iowa drugi, podobnie jak w 2016 r. Donald Trump – wtedy jeszcze uważany za kandydata bez szans na nominację.

Ci, co odpadli, i ci, co zostali

Początkowo o nominację Demokratów ubiegało się aż 25 kandydatów. Choć na pierwszą debatę nie zaproszono wszystkich – kryteriami uczestnictwa było ogólnokrajowe poparcie oraz suma darowizn na kampanię – i odbyła się ona w dwóch turach, to i tak na scenie był tłok: wyszło na nią 10 osób.

Teraz, po ponad pół roku zmagań, w wyścigu zostało 12 pretendentów. Odpadli najbardziej faworyzowani kandydaci reprezentujący mniejszości etniczne. Afroamerykańska senatorka z Kalifornii Kamala Harris wycofała się jeszcze w grudniu. Afroamerykanin Corey ­Booker (reprezentujący w Senacie stan New Jersey) i Julian Castro (pierwszy latynoski pretendent do fotela prezydenta USA i były członek administracji Obamy) wycofali się w pierwszej połowie stycznia.

Kampanii nie przerwał Andrew Yang, przedsiębiorca chińskiego pochodzenia, którego sztandarowym pomysłem jest wprowadzenie „dywidendy wolności”: bezwarunkowego dochodu podstawowego o wysokości tysiąca dolarów miesięcznie. Niektórzy uważali, że Yang był ignorowany przez media, a moderatorzy debat rzadziej zadawali mu pytania. Nie zakwalifikował się on jednak do ostatniej debaty z 14 stycznia i wszystko wskazuje, że nie wystąpi już w kolejnej, przewidzianej na 7 lutego.

Z walki o nominację nie wycofała się też Tusli Gabbard, członkini Izby Reprezentantów z Hawajów, której przodkowie pochodzili m.in. z Azji i Polinezji – jednak poparcie dla niej waha się w okolicy jednego procenta. Uchodzi za kontrowersyjną, gdyż jako jedyna Demokratka nie głosowała za impeachmentem Trumpa i jako jedyna osoba z klasy politycznej w USA spotkała się z syryjskim dyktatorem Baszarem al-Asadem.

Wiele jednak wskazuje, że spośród tuzina pozostałych na placu boju w realnej walce o nominację liczyć będzie się jedynie piątka. W większości rankingów prowadzi Joe Biden: ten wieloletni (były już) senator i wiceprezydent za rządów Obamy wciąż uznawany jest za faworyta. Za nim plasuje się senator z Vermontu Bernie Sanders, otwarcie nazywający się socjalistą. Wiele sondaży – choć nie wszystkie – pokazuje, że spośród demokratycznych pretendentów w bezpośrednim starciu z Trumpem to on miałby największe szanse. Miejsce ex aequo z Sandersem zajmuje senatorka z Massachusetts Elizabeth Warren, której głównym hasłem jest wyrugowanie korupcji z Waszyngtonu.

Ostatnim z pretendentów, którzy w sondażach uzyskują wyniki dwucyfrowe lub prawie dwucyfrowe, jest Pete Buttigieg. Ten były burmistrz South Bend w Indianie, ze względu na trudne nazwisko zwany „burmistrzem Petem”, jest poliglotą (włada sześcioma językami; norweskiego nauczył się, by czytać książki w oryginale). Buttigieg jest pierwszą otwarcie homoseksualną osobą ubiegającą się o fotel prezydenta USA i najmłodszym z obecnych kandydatów – ma 38 lat.


Czytaj także: Piotr Tarczyński: Troje na podium i cała reszta


Do tego grona w ostatniej chwili wepchnięta została Amy Klobuchar, senatorka z Minnesoty. Wprawdzie poparcie dla niej nie przekracza 5 proc., ale w zaskakującej decyzji redakcja „New York Timesa” – jednego z najważniejszych centrowo-liberalnych dzienników opinii w USA – udzieliła poparcia dwóm osobom: jej oraz Warren.

Co łączy, a co dzieli

Jednym z najistotniejszych tematów kampanii jest kryzys klimatyczny – Sanders i Warren uważają nawet, że jest on zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego USA – jednak nie budzi on wewnątrzpartyjnych kontrowersji.

Piątka najważniejszych kandydatów jest zgodna co do konieczności ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i przygotowania kraju do efektów zmian klimatycznych, takich jak huragany, pożary, powodzie i susze. Różnice dotyczą nie celów, lecz środków, jakie trzeba zaangażować. Najambitniejszym planem jest „Green New Deal” Sandersa, ale w gruncie rzeczy wszyscy zgadzają się, że do 2050 r. gospodarka USA powinna być neutralna węglowo.

Głębsze różnice programowe między kandydatami dotyczą głównie systemu ochrony zdrowia [patrz o tym „TP” 46/2019 – red.] i edukacji wyższej, których koszta rosną i stają się coraz trudniejsze do udźwignięcia dla amerykańskiej klasy średniej. W tych kwestiach Biden, „burmistrz Pete” i Klobuchar należą do umiarkowanego skrzydła partii, które jest za utrzymaniem obecnego modelu opartego na prywatnych ubezpieczeniach zdrowotnych. Po drugiej stronie są progresywni Warren i Sanders. Oboje opowiadają się za publicznym ubezpieczeniem zdrowotnym dla wszystkich Amerykanów, a różnice między nimi głównie dotyczą tego, jak wyglądałby okres przejściowy.

Ponadto Warren i Sanders proponują wprowadzenie darmowych studiów licencjackich na uczelniach publicznych oraz anulowanie długów wynikających z zaciągniętych kredytów na opłacenie czesnego [o tym problemie społecznym patrz „TP” 28/2019 – red.]. Buttigieg, który sam proponuje zwolnienie z czesnego dla studentów z rodzin poniżej pewnego progu dochodowego, niemal wprost porównał te pomysły do subsydiowania dzieci milionerów z podatków płaconych przez klasę średnią. Zwolennicy Warren i Sandersa ripostują, że takimi słowami „burmistrz Pete” powiela republikańskie klisze.

Różnice widać też w podejściu do polityki zagranicznej, która ze względu na napięcia między USA a Iranem może odgrywać w kampanii coraz większą rolę. Tu podział przebiega według podobnych linii. Warren i Sanders mówią o konieczności zmniejszenia wydatków wojskowych i – co za tym idzie – wycofania wojsk USA zaangażowanych w konflikty za granicą; opowiadają się też za rozwiązaniem kryzysu klimatycznego i konfliktu z Iranem we współpracy z innymi krajami. W podobnym tonie mówił podczas ostatniej debaty „burmistrz Pete”, który podkreśla też, że Kongres powinien odgrywać większą rolę w polityce zagranicznej.

Według badań, w kwestiach polityki zagranicznej wyborcy Demokratów najbardziej ufają Bidenowi, którego plan to powrót do czasów sprzed Trumpa – czyli odbudowanie międzynarodowych sojuszy, choć z wyraźną rolą USA jako lidera. Część wyborców nie jest mu jednak w stanie wybaczyć poparcia dla wojny w Iraku.

Walka o kluczowe stany

Nie jest to koniec problemów Bidena. Ma on skłonność do popełniania gaf. W trakcie kampanii z dumą opowiadał, że w ramach ponadpartyjnych działań był gotów współpracować z republikańskimi kongresmenami znanymi z rasistowskich poglądów. Wypowiedziane w dobrej wierze słowa o tym, że „biedne dzieci” są tak samo bystre jak „białe dzieci” to tylko jedna z wielu wpadek. Kilka kobiet oskarżyło go też o zachowanie, które sprawiło, że poczuły się nieswojo. Biden zdecydowanie zaprzeczał, że robił to celowo, jednak w erze ruchu #MeToo takie tłumaczenia są niedopuszczalne zwłaszcza dla młodszych wyborców z dużych miast – podobnie jak powielanie rasistowskich stereotypów.

Prawybory w Iowa są ważne również z innego powodu. Stan ten leży w tzw. Pasie Rdzy – regionie borykającym się z trudnościami gospodarczymi, spowodowanymi deindustrializacją. To właśnie w czterech stanach tego regionu – Iowa, Ohio, Wisconsin i Pensylwanii – ku zaskoczeniu wielu Trump pokonał Demokratów (niewielką liczbą głosów) i w efekcie – choć w skali całego kraju jego wynik był słabszy niż Clinton – zdecydowanie wygrał wybory prezydenckie dzięki rozkładowi głosów w Kolegium Elektorów.

Prawybory w Iowa będą pierwszą okazją dla kandydatów na sprawdzenie, na ile ich programy rezonują poza tradycyjnymi bastionami Partii Demokratycznej, jakimi są wielkie miasta. I choć sama Iowa nie jest wymieniana wśród stanów kluczowych – głównie ze względu na małą liczbę głosów elektorskich – to podobieństwo do Ohio, Wisconsin czy nawet Pensylwanii sprawia, że może być jednym z najważniejszych sprawdzianów, który z pretendentów do nominacji z ramienia Demokratów przekona do siebie wahających się wyborców.

Wszystkie stawki prawyborów

W całym cyklu prawyborczym członkowie partii, wybierając kandydata, zdecydują, jaką strategię budowania koalicji przeciw Trumpowi wybiorą. Na jednym końcu spektrum znajduje się kojarzony z establishmentem Biden, który prezentuje siebie jako osobę zdolną pojednać podzielone społeczeństwo: swoim umiarkowanym programem i zapowiedzią, że nie wyklucza wyboru Republikanina na stanowisko wiceprezydenta, robi ewidentny ukłon w stronę zamożnych konserwatystów zniechęconych Trumpem. Z drugiej strony są Sanders i Warren, których – mimo podkreślanych czasem różnic ideowych – na tle reszty kandydatów więcej łączy niż dzieli: ich program, przynajmniej w zamierzeniach, jest skierowany do niższej klasy średniej i mniej zamożnych.

Jednak gra toczy się o jeszcze jedną stawkę: jaką formacją w przyszłości będzie Partia Demokratyczna. Wybór któregoś z umiarkowanych kandydatów – a zwłaszcza Bidena, faworyta partyjnego establishmentu – będzie oznaczał, że Demokraci dalej będą kroczyć drogą wyznaczoną przez Billa Clintona, która zmieniła Demokratów w partię wielkomiejskich elit, pogodzoną z wielkim biznesem i Wall Street. Wybór kandydata progresywnego, zwłaszcza Sandersa, oznaczałby częściowy powrót Partii Demokratycznej z czasów programów Nowego Ładu i Wielkiego Społeczeństwa, które zbudowały amerykańskie państwo dobrobytu, a do którego rozmontowania przyczynił nie tylko Ronald Reagan, ale też Clinton.

Popularność takich polityków jak Alexandria Ocasio Cortez (członkini Izby Reprezentantów), jej koleżanka z ław Ilhan Omar, a także Sanders czy Warren sugeruje, że część wyborców szuka zmiany. Paradoksalnie symptomem tego było zwycięstwo Trumpa w miejscach, w których wcześniej dwukrotnie wygrał Obama: obu dzieliła przepaść ideowa i polityczna, ale w umysłach wyborców obaj symbolizowali odejście od tradycyjnej waszyngtońskiej polityki.

 

Pewne jest, że establishment Partii Demokratycznej będzie się bronił przed taką zmianą, bo wraz z nią jego miejsce zajmą nowe partyjne elity. Trwa więc bój o duszę Demokratów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020