Tego przecież chcieliśmy

Jury otwarte na śmiałość, poparte autorytetami wybitnych artystów, miało wreszcie odświeżyć konkursową stawkę. Eksperyment się powiódł w stopniu, który zaskoczył walczących o niego od dziesięcioleci krytyków.

19.10.2010

Czyta się kilka minut

Od Konkursu Chopinowskiego nie można uciec. Szczerze się starałem, będąc zawczasu zmęczonym na samą myśl o tłumie zdolnych i pracowitych młodych ludzi, którzy przez dwa tygodnie będą okładać się za pomocą nokturnów i mazurków. Im bliżej było Konkursu, tym bardziej wiedziałem, że jest on czymś najbardziej sprzecznym z duchem, a nawet literą Chopina, czymś najbardziej perfidnym, co można było Chopinowi zafundować: z tej wyjątkowo intymnej muzyki, dzieł artysty, który nie znosił publicznych występów i wraz z wirtuozostwem odrzucał wszelką konkurencję - zrobić ring dla "fortepianistów". Tego też wciąż jestem dziwnie pewien: jeśli powszechne zmartwychwstanie nastanie w trakcie któregoś kolejnego Konkursu Chopinowskiego, Chopin natychmiast położy się z powrotem, naciągając płytę grobowca na uszy.

Lecz od Konkursu uciec się nie da. Choć nie włączałem transmisji pierwszego etapu, dobiegły mnie komentarze, a niebawem i pierwsze komentatorskie łzy, gdy pierwsi faworyci zostali odrzuceni. Zaczął się etap drugi - poczynając od szperania za konkretnymi pianistami, stopniowo skończyłem przywiązany do słuchawek. Samo słuchanie, bez wizji (często sprawdzając dopiero po wysłuchaniu, kto grał), ma swoje plusy: pozostaje czysta muzyka, bez dodatków, które potrafią bardzo zaciemniać obraz. I bez rywalizacji. Nie mam jednak pełnego oglądu, nie jestem też pewny tak istotnego waloru gry, jak brzmienie pianisty (trzeba by jednak być na sali), nie zamierzam więc bawić się w ferowanie wyroków i wytykanie pomyłek. Mogę natomiast starać się zrozumieć to, co uznano od razu za błędy jury - gdy przy ogłaszaniu wyników kolejnych etapów wszyscy łapali się za głowy, choć każdy z innego powodu.

Tekst ten pisany jest po ogłoszeniu rezultatów III etapu, przed finałami, których wyniki ogłoszone zostaną dopiero po publikacji tego numeru "Tygodnika". Jednak główne wybory już się dokonały. Z rzeszy pianistów wyselekcjonowano dziesiątkę, która zagra w finale. Rozpaczając nad swoimi przegranymi ulubieńcami (przede wszystkim nad Leonorą Armellini i Marcinem Koziakiem), wszyscy pytają: jak to możliwe? Dlaczego? Odpowiedzi spróbujmy poszukać w innym pytaniu: co łączy tych, którzy zostali? I czym odróżniają się oni od tych, których do finału nie dopuszczono?

***

Jury ma prawo do błędów. Nawet jeśli chcielibyśmy inaczej, widząc w tym kolegium artystyczne autorytety - to swoje prawo do ludzkiej słabości jury udowodniło mnóstwo razy (chyba we wszystkich Konkursach), po prostu błędy popełniając. Błędy rozliczne i urozmaicone, nie tylko przez odrzucanie wybitnych osobowości, ale i przez promowanie artystów, którzy potem okazali się nie dorastać do swojej nagrody. A jednak piękne marzenie o nieomylności jury nie przestaje towarzyszyć Konkursom. Stąd wypłynął zrealizowany w tym roku postulat reformy sądu: przede wszystkim dominujących w jury od lat pedagogów, oskarżanych o akademicki konserwatyzm, zastąpili sławni, koncertujący pianiści - jako otwarci na nowe poszukiwania, które w ostatnich dziesięcioleciach konsekwentnie z Konkursu miały być eliminowane.

Wprowadzono także nowy system głosowania: nie tylko punktacja, ale też dyskusja i opinia "tak" lub "nie", decydująca o przepuszczeniu dalej kandydata. Wreszcie głosy mają zostać ujawnione - po Konkursie powinniśmy dowiedzieć się, kto czyimi głosami został wybrany, a czyimi odrzucony. Tak skonstruowane jury, z profesorami w defensywie, otwarte na śmiałość, poparte autorytetami wybitnych artystów i nieschowane za całkowitą tajnością, miało wreszcie odświeżyć konkursową stawkę. ­Nie udało się?

Przeciwnie. Eksperyment się powiódł, lecz w stopniu, który zaskoczył walczących o niego od dziesięcioleci krytyków. Jak można było nie przepuścić po pierwszym etapie Sung Jae Kima? Subtelny Koreańczyk, czarujący lirycznym i przejrzystym rozczytaniem głosów w Nokturnie Des-dur, faktycznie mógł zagrać w II etapie, jednak jego niewątpliwie urocza Ballada g-moll niemal pozbawiona była dramatyzmu, mimo wszystko ważnego w tym utworze, a w efekcie okazała się jednowymiarowa - choć ten wymiar tak wdzięczny. Brak rozbudowanej (niekoniecznie dobrej!) dramaturgii można jednak odnotować jako punkt krytyczny dla jurorów. Będzie powracał jako element dyskwalifikujący.

***

Pomińmy drugi etap, przechodząc do trzeciego, który wzbudził ostatecznie największe emocje (jeśli podział nagród nie wypadnie zaskakująco, większych już nie będzie). Znalazła się tu zróżnicowana grupa pianistów: wirtuozi, epatujący indywidualnymi koncepcjami (intrygujący Bożanow i bardziej powierzchowny Wunder czy Tyson, intuicyjny, porywczy Trifonow), wizjoner Chozjainow (może zaliczyć tu można i Francuzkę Tysman), poważny i czasami spontaniczny Kultyszew, Geniušas, rzetelny, ale swobodny Dumont, wreszcie grający pomysłami i nie bez agresji Paweł Wakarecy oraz wyjątkowo analityczny Marcin Koziak i skupiona na majestatycznym prowadzeniu wyśpiewanych tematów, czyli antywirtuozowska, 18-letnia Leonora Armellini. To najważniejsze postaci, jako że - jak się okazało - między nimi rozegrała się batalia o miejsca w finale.

Wyniki są znane: z Konkursem pożegnała się Armellini, Koziak i Tyson. O ile temu ostatniemu wszyscy za złe mieli liczne nadwerężenia muzyki Chopina, o tyle odrzucenie dwojga pierwszych nie mogło nie być szokiem. Od kiedy na Konkursie nie liczy się poważne, ale i wrażliwe granie dogłębnie rozczytanego i zrozumianego utworu? No właśnie - od teraz. Może nie "nie liczy się", bo pianiści ci zaszli bardzo wysoko, jednak ewidentne jest, że jury premiowało ostatecznie inne wartości: błyskotliwość, wirtuozerię i właśnie śmiałość, nawet jeżeli czasami nieświadomą swego celu. Indywidualną śmiałość, za którą tak bardzo wzdychaliśmy, widząc grono finalistów - chyba od ćwierćwiecza.

Wygrały więc cechy, od których indywidualności Koziaka i Armellini (również wyjątkowo wyraziste) okazały się jednak jak najodleglejsze. Żadna nuta u tej dwójki nie była postawiona w sposób przypadkowy, każda służyła narracji, tworząc tak rzadkiego Chopina epickiego. Tymczasem wygrała wirtuozowska atrakcyjność, w lepszych przypadkach połączona ze spontanicznością - w optymalnych jednak dająca efekt znakomity: interpretację wybitną. Jury zdawało się przy tym mniejszą niż kiedykolwiek wagę przywiązywać do spraw czysto warsztatowych, jeżeli tylko pojawił się choćby zarys osobowości (co nie znaczy, że mnóstwo tych zjaw nie zniknęło po drodze - gdzie drwa rąbią...). To w tym miejscu ostatecznie w komplecie przepadli Azjaci. W przypadku Armellini zagrać mogła jeszcze cyniczna kalkulacja: wróci za pięć lat, pięknie dojrzeje... Jest w tym pewna racja i oby się sprawdziła. Ale czy, dojrzawszy, będzie miała czego szukać w Warszawie?

***

Konkurs Chopinowski nie jest dla każdego chopinisty - i być nie może. Pułapka tkwi w sprzeczności, na której jest zbudowany: zasadzie sportowej rywalizacji zastosowanej do malowania liryki i kreślenia żywych dramatów. Nie spodziewajmy się, że się uda.

XVI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, Warszawa 30. 09.-23. 10. 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2010