Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Śmiałym wypadem w przód były ostre słowa Dmitrija Miedwiediewa. W orędziu prezydent Rosji zapowiedział - zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów w USA - że w odpowiedzi na budowę tarczy w Polsce i Czechach Rosja rozmieści w Kaliningradzie rakiety krótkiego zasięgu Iskander, które będą w stanie zmieść cele w Polsce. Natomiast podczas pobytu w Waszyngtonie w minioną niedzielę Miedwiediew owinął groźby w pojednawczą bawełnę. Występując przed członkami prestiżowej Rady ds. Stosunków Międzynarodowych, zmiękczył twardą zapowiedź: "Mamy teraz doskonałe możliwości, aby rozwiązać ten problem. Aby porozumieć się w sprawie globalnego systemu obrony, w tym również przed państwami bandyckimi, przed państwami, które wzbudzają jakieś podejrzenia, albo przynajmniej znaleźć jakieś rozwiązania w ramach tych programów, które już istnieją i które są do przyjęcia dla Federacji Rosyjskiej".
Wyszło jak w starym dowcipie o Stirlitzu, który z kursów dla asów wywiadu wiedział, że rozmówca zapamięta tylko ostatnie słowa, toteż w pierwszych słowach może sobie pozwolić na impertynencje i wsiu prawdu-matku - ale pod warunkiem, że w ostatnim zdaniu powie coś miłego.
Każdy pretekst dobry
Po co to tango a la Stirlitz? Zabiegi rosyjskiej dyplomacji - które nieoczekiwanie zyskały poparcie aktualnego "prezydenta" Unii Europejskiej Nicolasa Sarkozy’ego - trzeba umieścić w szerszym kontekście stosunków Rosja-USA. A także usilnych prób rosyjskich władz, aby rozbić dotychczasowe układy i stworzyć nowe, w których Rosja będzie mogła decydować o ładzie międzynarodowym. Chodzi nie tylko o tarczę.
Za to tarcza i Iskandery to dobry temat, by w ogóle zacząć rozmowy. Chodzi o to, żeby Ameryka dostrzegła wreszcie Rosję jako partnera, z którym trzeba się dogadywać o losach świata. Najlepiej sam na sam, jak w dawnych radzieckich czasach. A tak na marginesie: propagandowo dla Rosji dobry jest każdy pretekst, który pozwoli jej - w szatach gołąbka pokoju - zrealizować zatwierdzone już (niezależnie od tarczy) plany przezbrojenia armii i wprowadzenia na wyposażenie Iskanderów (do 2015 r.).
Na razie rosyjskie władze wydają się zaniepokojone tym, że nowa administracja USA nie umieściła Rosji na poczesnym miejscu listy najważniejszych spraw świata i, co więcej, nie pali się do tego. Oficjalna kremlowska propaganda włożyła wiele wysiłku w to, by zakamuflować fakt, iż prezydent elekt Barack Obama rozmawiał z rosyjskim kolegą przez telefon w dwudziestej kolejności (dopiero 8 listopada), po rozmowach nie tylko z przywódcami Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii (co jeszcze Kreml by przełknął), ale nawet Meksyku, Kanady, Japonii czy Korei Południowej.
W Moskwie chodziły słuchy - wzmacniane przez wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Ławrowa - że Miedwiediew wybierał się do Waszyngtonu w miniony weekend na międzynarodowy szczyt antykryzysowy z nadzieją, że spotka się tam z Obamą. Nie spotkał się, ale zmiękczoną formułę zaproszenia do rozmów dla nowej administracji USA mimo wszystko wypowiedział.
Jak długo ta oferta będzie aktualna? Trudno powiedzieć. W tym samym orędziu, w którym groził rozmieszczeniem Iskanderów na granicy z Polską, Miedwiediew zapowiedział też, że zostanie wydłużona kadencja prezydenta (do sześciu lat). To może oznaczać konieczność skrócenia jego, Miedwiediewa, kadencji. A potem będzie można rozdawać karty od nowa.
Obama się zastanawia
Tymczasem Amerykanie żyją dziś kryzysem - i tym, czy Obama jako prezydent nadal będzie korzystał z maila i multimedialnego komunikatora, tzw. blackberry, bez których żyć ponoć nie może (a chyba będzie musiał się odzwyczaić, bo prezydentom nie wolno). W ostatnich latach w Stanach stosunki z Rosją nie wydawały się najpilniejszą sprawą - ani podczas niedawnej kampanii wyborczej, ani w czasie kończącej się kadencji Busha.
Fakt, że Miedwiediew próbuje zmienić ten stan rzeczy w tym momencie, nie dziwi. Zmiana w Białym Domu i krytyczne wobec tarczy głosy w "starej" Europie - nawet na najwyższych szczeblach Francji czy Włoch - to chwila korzystna.
Tym bardziej że w Stanach pojawiały się sygnały, które Kreml mógł zinterpretować na swoją korzyść. Zwłaszcza kilka wypowiedzi Obamy podczas kampanii wyborczej: choć deklarował on poparcie dla podpisanego latem z Polską i Czechami porozumienia w sprawie tarczy, to wyrażał wątpliwości, czy korzyści z jej budowy uzasadniają wielomiliardowe inwestycje.
Miedwiediew z zadowoleniem musiał też powitać dementi współpracowników Obamy po jego rozmowie telefonicznej z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Doradca Obamy ds. polityki zagranicznej zaprzeczył informacjom polskiej Kancelarii Prezydenta, jakoby padły zapewnienia o kontynuacji programu, i wyjaśnił, że Obama "popiera rozmieszczenie systemu dopiero, gdy zostanie przetestowany" - co zdaniem ekspertów mogłoby nastąpić najwcześniej w 2010 r.
Były ambasador USA przy Narodach Zjednoczonych i jeden z czołowych neokonserwatystów John Bolton uważa, że takie wypowiedzi prezydenta elekta i jego otoczenia świadczą, iż szuka on pretekstu, który pozwoliłby mu wycofać się z tarczy. Taka decyzja miałaby opłakane skutki, a "afront wobec Kaczyńskiego jest jak najgorszą reakcją na prowokację Miedwiediewa" - pisze Bolton w "Wall Street Journal". - "Bez wątpienia zostanie to odczytane jako słabość, nie tylko przez Moskwę".
"Głupota i prowokacja"
Jednak także w Stanach pojawia się wiele głosów, że tarcza nie leży dziś w interesie USA. Że lista problemów jest długa, a kluczem do rozwiązania wielu - od Iraku i Iranu po terroryzm i proliferację broni nuklearnej - może być współpraca z Rosją. Historyk Alistair Horne (Brytyjczyk) pisze w "Washington Post", że poprawa stosunków amerykańsko-rosyjskich powinna być jednym z najpilniejszych zadań Obamy. "Tak jak podczas II wojny światowej, powinniśmy traktować Rosję jako naszego sprzymierzeńca, a nie wroga" - twierdzi Horne, który winą za złe stosunki Waszyngton-Moskwa obarcza obie strony: "Poniżaliśmy Rosjan w momencie, gdy padli na twarz. A jest to dumny naród, trudno więc się dziwić, że tak wielu Rosjan, bez względu na wiek, zdecydowanie popiera silnego Władimira Putina". Horne przekonuje, że budowa tarczy w Polsce i Czechach to głupota, a promowanie członkostwa Ukrainy i Gruzji w NATO to idiotyczna prowokacja.
W podobnym duchu wypowiedziała się niedawno komentatorka "New York Timesa" Helene Cooper: jej zdaniem administracja Obamy powinna za wszelką cenę zabiegać o poparcie Rosji. Skutecznym narzędziem może tu być wspieranie jej starań o członkostwo w Światowej Organizacji Handlu i wstrzymanie projektu tarczy w Polsce do momentu, gdy zagrożenie ze strony Iranu rzeczywiście się zmaterializuje.
Lista życzeń wobec Baracka Obamy jest więc nie tylko długa, ale także pełna sprzecznych oczekiwań. Tak czy inaczej - w tym tangu za chwilę to on będzie prowadzącym.