Tak mówi cisza

Czesław Miłosz /fot. D. Węgiel

25.10.2006

Czyta się kilka minut

1.

Już w chwili śmierci Czesława Miłosza było jasne, że jego czytelników czeka lektura tomu zawierającego utwory poetyckie napisane po ogłoszeniu "Drugiej przestrzeni". Potwierdzały to przypuszczenie zarówno wiersze, które poeta zdążył opublikować w czasopismach (na czele z poematem "Orfeusz i Eurydyka"), jak wiadomości o ineditach, które tracący wzrok Miłosz zdążył zapisać albo podyktować.

2.

Jeśli w Polsce, pogrążonej w politycznych awanturach, jest jeszcze miejsce na wielkie wydarzenie artystyczno-duchowe, to "Wiersze ostatnie" są takim właśnie wydarzeniem. Nie znaczy to jednak, iż rzeczą oczywistą jest kształt pośmiertnego tomu Miłosza, jego całościowy sens i miejsce we współczesnej (a także: przyszłej) literaturze.

Mówiąc najprościej: wydany właśnie tom jest pierwszym wglądem w najpóźniejszego Miłosza, w doświadczenie poety z ostatnich lat i miesięcy jego życia. Teraz zacząć się powinno myślenie o rezultatach owego wglądu.

3.

Ostatnie wiersze Miłosza, poznawane po raz pierwszy, wydają się przede wszystkim dalszym ciągiem budowanego przez kilka dziesięcioleci dzieła. Ich czytanie jest tożsame z radością spotkania z tym, co nie tylko wielkie, ale też dobrze znane.

Zatrzymajmy się na chwilę przy końcowych wersach "Pana od matematyki": "papierowy okręcik odpłynął / szliśmy przez jakieś zapuszczone sady / Jadwiga w maliniaku rozdarła sukienkę / daleko zapalały się miasta mirohrady / i wszystko ogarnął sen"; wsłuchajmy się w finał wiersza "Mara: wielość": "Nad ziemią, od blednących o świtaniu gwiazd, / Dźwięk biegnie, ogromnieje. To tak mówi cisza. / In Excelsis. Na zawsze. Błogosławiona."; pomyślmy o zdaniach pochodzących z wiersza "Żółw": "Janek i Nela nie pojmowali żółwia. / Poniżało ich jego pokrewieństwo z nimi. / Chcieli być czystymi inteligencjami. / Wkrótce potem umarli i na ich krzesłach nikogo"... Przecież to ten sam sposób kształtowania frazy i intonacji, ten sam sposób montowania myśli i obrazów, który znamy z dziesiątków wcześniejszych wierszy. Przecież to ten sam, mocno ustawiony Miłoszowski głos!

Zresztą: nie o sam głos tu chodzi. Wystarczy przeczytać napisany wiosną 2003 r. wiersz "Niebo" (z początkowymi frazami: "Jak daleko sięgam pamięcią, zawsze chciałem być w niebie. // Żyłem tutaj, wiedząc, że jestem tu tylko tymczasem") albo pochodzącego z tego samego okresu "Syna arcykapłana" - by zorientować się, iż wciąż pozostajemy w kręgu projektu poetyckiego, realizowanego i przekształcanego przez dziesięciolecia, w kręgu wielkiej poezji metafizycznej, sytuującej człowieka wobec historii, natury i Boga, i usiłującej odnowić jałowiejącą wyobraźnię religijną. To właśnie ów projekt umożliwia i dramatyzuje spojrzenie na Jezusa ze zmuszającej do myślenia perspektywy. Powiada bohater wiersza Miłosza, syn żydowskiego arcykapłana:

Tak, mój ojciec był arcykapłanem,

ale na próżno próbują mnie teraz przekonać,

że powinienem mego ojca potępić.

Był to mąż bogobojny i sprawiedliwy,

obrońca imienia Pańskiego.

Jego obowiązkiem było chronić imię Pańskie

przed skalaniem ustami człowieka.

(...)

Gdyby nawet mój ojciec chciał ratować

Nazareńczyka, ten boleśnie go zranił.

Zranił jego pobożność, której samą istotą

było przekonanie o nieskończonym dystansie

dzielącym od Stwórcy nas, śmiertelnych.

Czyż wy, uczniowie Jezusa, nie rozumiecie,

czym jest dla uszu ludzi pobożnych wasze

twierdzenie,

że ten człowiek był Bogiem?

Ten sposób mówienia o Jezusie, zachowujący chrześcijański punkt widzenia i wczuwający się w racje arcykapłana, zasługuje na długie trwanie w pamięci - tak samo jak zdania starego Miłosza o ludzkiej cielesności i duchowości.

4.

Radość odkrywania w "Wierszach ostatnich" śladów wcześniejszych dzieł poety i ożywiającego je stylu myślenia nie powinna przesłaniać tego, co w pośmiertnie wydanym zbiorze nowe, a więc: co nie da się w pełni wytłumaczyć istniejącymi opisami dzieła Miłosza i realizowanym poprzez to dzieło poetycko-antropologiczno-religijnym projektem.

Nie chodzi oczywiście o to, że w "Wierszach ostatnich" utwory drukowane za życia poety sąsiadują z niedrukowanymi, a ukończone - z ledwie naszkicowanymi; nie chodzi też o to, że Miłosz nie zdążył (a może nawet: nie miał zamiaru) ułożyć tych utworów w całość. Rzecz raczej w tym, iż miejsce, z którego mówi poeta, jest niezwykle odległe od doświadczeń podlegających sprawdzeniu i umożliwiających współodczuwanie. Albo: rzecz w tym, że stopień niesprawdzalności doświadczeń jest wyjątkowo wysoki, że domagają się one współodczuwania i zarazem - wykluczają je.

5.

Poezja polska dwóch ostatnich wieków przyzwyczaiła nas do fenomenu wierszy pisanych blisko śmierci (albo: blisko ostatecznego zagrożenia czy radykalnej wewnętrznej przemiany). W poezji tej - zwłaszcza w ostatnim półwieczu - znaczną rolę odegrały wybitne dzieła twórców starych i bardzo starych. Oba te zjawiska są istotnymi kontekstami rozumienia Miłoszowskich "Wierszy ostatnich". I zarazem: pozwalają uchwycić swoistość przypadku Miłosza.

Wielu poetów polskich doświadczyło starości i poetycko przetworzyło to doświadczenie. Wyzyskiwane twórczo doświadczenie Miłosza sięgało dalej, przekraczając granicę, poza którą - jak się domyślam - przeżywanie czasu zmienia swój sens (albo go traci). To stamtąd odzywa się głos poety, wpisany w jego ostatnie wiersze. Przy tym: pośród Starych Mistrzów, o których mówiono na przełomie XX i XXI wieku, Miłosz był Mistrzem najbardziej niewątpliwym, obdarzonym najwyższym stopniem samoświadomości, talentu, panowania nad językiem i wyobraźnią. A także: najwyższym stopniem odpowiedzialności za gospodarstwo poezji.

Krótko mówiąc: w doświadczeniu Miłosza jako autora "Wierszy ostatnich" spotykają się, wzajemnie wzmacniając swe działanie, poczucie poetyckiej dominacji, przeżycie bardzo głębokiej starości i doznanie przedłużającego się przebywania w pobliżu śmierci, na trudnej do uchwycenia granicy istnienia i nieistnienia.

6.

O wskazanych przeze mnie kwestiach mówią ostatnie wiersze Miłosza znacznie mniej, niż można byłoby się spodziewać, zarazem zaś: wystarczająco dużo, by nie dało się ich ominąć. Mówią szczególnym językiem, w którym dosłowność spotyka się z sugerowaniem, trywialność z wyrafinowaniem, powaga z rabelaisowskimi (albo sarmackimi) żartami. To mówienie kieruje w stronę kilku doznań i przeżyć, które trzeba osobno wspomnieć.

7.

Istotą pierwszego z tych doznań jest spojrzenie na własne dzieło z perspektywy czasu przeszłego. (W wierszu "Dziewięćdziesięcioletni poeta podpisuje własne książki", przypominającym traktatową poezję Miłosza, znajdziemy trzy enigmatyczne wersy, które można tak właśnie rozumieć: "Tak, rzeczywiście, napisałem dzieło. / To znaczy tyle, że jestem świadomy, / Jak niebezpieczna to sprawa dla duszy"). Towarzyszy mu znamienne wyznanie opuszczenia przez dajmoniona, niemożności wyrażenia nowego, niepoetyckiego stanu:

Dajmonionie, od dwóch tygodni

nie nawiedzasz mnie

I staję się, kim byłbym zawsze bez twojej

pomocy.

Patrzę w lustro i niemiła jest mi moja twarz,

Pamięć otwiera się, a tam straszno.

Zmącony i nieszczęśliwy ja człowiek.

Zupełnie inny zostanę w moich wierszach.

Chciałbym ostrzec czytelników, prosić

wybaczenia.

Cóż kiedy nie umiem nawet tej skargi ułożyć.

8.

Doznaniem drugim, znacznie bardziej dramatycznym, jest poczucie odcięcia od żywych, znalezienia się poza ich wspólnotą. Wspomina o nim zwięźle cytowany już wiersz o dziewięćdziesięcioletnim poecie ("Teraz, w starości, jestem przed świadkami, / Którzy dla żywych są już niewidzialni"), dobitniej zaś inny, o tytule "Co mnie", w którym żywych zastępuje inna, nieokreślona wprost wspólnota:

Co mnie albo i komu tam jeszcze do tego,

Że będą dalej wschody i zachody słońca,

śnieg na górach i krokusy

i ludzkość ze swoimi kotami i psami?

(...)

Co nam do tego - jeżeli w naszej krainie

milknie zgiełk świata

I wchodzimy w Inne, poza czas i przestrzeń

(...)

Nie odzywamy się, bo brak języka,

żeby porozumieć się z żywymi.

9.

Doznanie trzecie wyrażone jest figuralnie jako zetknięcie z oblepiającą mgłą niejasności (tak pojmuję tytułową metaforę wiersza "W tumanie") lub z otchłanią - odsyłającą do wewnętrznej nieokreśloności ("Ukazuje się Ja, i jest to / przepaść zupełnie czarna") i zewnętrznej nieskończoności, wspominanej w żartobliwie kunsztownym wierszu "Na cześć księdza Baki": "Otchłań nie ma nogi, / Nie ma też ogona, / Leży obok drogi / Na wznak odwrócona. (...) Otchłań nie je, nie pije / I nie daje mleka. / Co robi? Czeka".

10.

Wreszcie - doznanie czwarte, kluczowe dla rozumienia najpóźniejszego Miłosza. Jest nim szczególnie pojęte zbawienie, pojawiające się najpierw w stylizowanej (i wyraźnie nieukończonej) opowieści "Pan Syruć", potem zaś w szlachetnie prostym epigramacie zamykającym "Wiersze ostatnie".

"Zbawieniu" przywraca Miłosz stare znaczenie przypomniane w "Słowniku etymologicznym" Aleksandra Brücknera. Opiera się ono na tożsamości czasowników "bawić" i "być". "Zbawienie" staje się w ten sposób odpowiednikiem "zbytu", "wyzbywania", "pozbywania" się czegoś. (Dlatego czytamy w "Panu Syruciu": "A przecie nie tak łatwo zbywać się żywota"). W wierszu "O zbawieniu" przez to stare znaczenie prześwieca znaczenie nowe, religijne; dopiero dostrzeżenie obu znaczeń, ich starcia albo zestrojenia - odsłania postawę poety i pokazuje, jak skarga może się łączyć z wyznaniem wiary:

Zbawiony dóbr i honorów,

Zbawiony szczęścia i troski,

Zbawiony życia i trwania,

Zbawiony.

11.

Namysł nad ostatnimi wierszami Czesława Miłosza dopiero się zaczyna. Dla mnie jest to przede wszystkim namysł nad słowem zamykającym "Wiersze ostatnie". Nad tym, który jest wyzbyty życia, ocalony, zbawiony.

"Nad ziemią, od blednących o świtaniu gwiazd, / Dźwięk biegnie, ogromnieje. To tak mówi cisza. / In Excelsis. Na zawsze. Błogosławiona".

Czesław Miłosz, "Wiersze ostatnie". Redakcja Jerzy Illg, teksty odczytała Agnieszka Kosińska. Kraków 2006, Znak.

Szkic ten został przedstawiony 21 października 2006 r. w Sali Wyspiańskiego PWST w Krakowie podczas spotkania poświęconego "Wierszom ostatnim".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006