Tajemnica Aldo Moro

Zabójstwo Aldo Moro – lidera włoskiej chadecji i wielokrotnego premiera – można postawić w jednym szeregu z innymi niewyjaśnionymi do dziś zamachami: na prezydenta Kennedy’ego czy szwedzkiego premiera Palmego.

11.03.2013

Czyta się kilka minut

Aldo Moro na zdjęciu wysłanym mediom przez terrorystów; 18 marca 1978 r. / Fot. Bettmann / CORBIS
Aldo Moro na zdjęciu wysłanym mediom przez terrorystów; 18 marca 1978 r. / Fot. Bettmann / CORBIS

To zdjęcie obiegło świat 35 lat temu: mężczyzna, z wyrazem rezygnacji na twarzy, w rozpiętej pod szyją koszuli, pod nieregularną, wpisaną w koło pięcioramienną gwiazdą – i napis: Brigate Rosse. Czerwone Brygady: w latach 70. największa, najbardziej aktywna i najgroźniejsza włoska organizacja terrorystyczna.

Człowiek ze zdjęcia to najbardziej prominentna postać spośród ponad 70 ofiar tej organizacji: Aldo Moro, przywódca Chrześcijańskiej Demokracji, premier czterech rządów, kilkakrotnie minister spraw zagranicznych. Uprowadzony przez Czerwone Brygady w biały dzień, 16 marca 1978 r. na rzymskiej ulicy, przez 55 dni przetrzymywany i następnie z zimną krwią zastrzelony.

Po 35 latach od wydarzeń, które uważa się za najbardziej dramatyczny czas w powojennej historii Włoch, Aldo Moro może zostać wyniesiony na ołtarze. Jesienią ubiegłego roku władze diecezji rzymskiej poinformowały o planach rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego. Uzasadnienie? Aldo Moro zginął z rąk ludzi, którzy deklarowali wrogość wobec religii i Kościoła, był więc męczennikiem za wiarę. Dał też widomy znak cnót chrześcijańskich i przywiązania do wiary, bo w czasie, gdy go więziono, prosił o Biblię i – rzecz najważniejsza – przebaczył swoim oprawcom.

ZWŁOKI W CENTRUM RZYMU

Akcja odbyła się błyskawicznie: tuż po godzinie dziewiątej rano kawalkadę pojazdów wiozących Aldo Moro z ochroną zatrzymał samochód, który zatarasował rzymską via Fani. Od kul terrorystów zginęło pięciu członków ochrony. Dokąd wywieziono przywódcę chadecji, tego nigdy nie zdołano ustalić, mimo poszukiwań na wielką skalę.

Aldo Moro był w drodze do parlamentu, gdzie tego dnia miano zatwierdzić nowy rząd Giulio Andreottiego – pierwszy gabinet, który miał działać z pośrednim, przez wstrzymywanie się od głosu, poparciem Włoskiej Partii Komunistycznej. Ten nowy układ, określany mianem „kompromisu historycznego”, był dziełem Aldo Moro. Kompromis nie byłby oczywiście możliwy, gdyby nie zmiany, jakie zaszły wśród włoskich komunistów, którzy przez poprzednie lata, pod wodzą Enrico Berlinguera, zerwali z podporządkowaniem Moskwie. Kompromis był też, przynajmniej zdaniem Moro, konieczny w sytuacji, gdy partia komunistyczna popularnością prawie dorównała chadecji. W przełomowych wyborach parlamentarnych z czerwca 1976 r. chadecja zdobyła 38 proc. głosów, a komuniści 34 proc.

Po uprowadzeniu Aldo Moro, wobec powagi sytuacji, rząd Andreottiego został zaprzysiężony w trybie niemal natychmiastowym. Powołano też komitet kryzysowy, na którego czele stanął minister spraw wewnętrznych Francesco Cossiga (późniejszy prezydent).

W zamian za uwolnienie Moro porywacze zażądali wypuszczenia z więzień 16 zatrzymanych współtowarzyszy. To żądanie władze odrzuciły. Terroryści pozostali głusi na płynące z całego świata apele o uwolnienie porwanego. Na jego miejsce, w roli zakładnika, zaoferował się zaprzyjaźniony z Moro sam papież Paweł VI – na próżno.

Więzionemu przywódcy chadecji Czerwone Brygady urządziły (bo nie sposób mówić o jego „przeprowadzeniu”) „proces ludowy”, zakończony wyrokiem śmierci. Przeszyte kulami ciało znaleziono 9 maja – w bagażniku samochodu, na via Caetani w centrum Rzymu. To miejsce, jak się uważa, wybrano nieprzypadkowo. Auto, renault 4, stało bowiem dokładnie w połowie drogi między główną kwaterą chadecji i siedzibą Włoskiej Partii Komunistycznej. Czy było to przesłanie: Moro zginął, bo forsował niewłaściwe (z punktu widzenia zabójców lub ich zleceniodawców) rozwiązania?

CZY MORO MUSIAŁ ZGINĄĆ?

„Kiedy, wraz z Włoską Partią Komunistyczną Berlinguera, opowiedziałem się za przyjęciem twardej linii [wobec terrorystów], miałem pełną świadomość, że, jeśli nie zdarzy się cud, skazaliśmy Moro na śmierć” – przyznał Cossiga w wywiadzie, jakiego w 2008 r. udzielił dziennikowi „Corriere della Sera” (na dwa lata przed swą śmiercią). Na ten temat Cossigę, który po śmierci Moro podał się do dymisji, indagowano często i przy różnych okazjach.

Tylko pozornie bowiem w tej sprawie wszystko jest jasne. Wiadomo, kto dokonał porwania i kto zabił. Winni zostali ujęci i skazani, a organizacja terrorystyczna, koniec końców, rozbita i zlikwidowana. Ale wiele aspektów do dziś jest otoczonych tajemnicą. Nie ma przede wszystkim odpowiedzi na najważniejsze pytanie: czy Moro musiał zginąć?

Chodzi nie tylko o to, dlaczego – mimo zaangażowania ogromnych sił i środków, policyjnych i wywiadowczych – nie zdołano znaleźć kryjówki, gdzie Czerwone Brygady przetrzymywały porwanego. Ważniejsze wydaje się pytanie o wolę polityczną: czy rzeczywiście działano z pełną determinacją, by uwolnić lidera chadecji z rąk porywaczy? Wiele relacji skłania raczej do mniemania, że definitywne zejście Aldo Moro ze sceny politycznej wielu ludziom – we Włoszech i w świecie – mogło być na rękę.

Wyjątkowe i ponure światło rzuciły na tę kwestię wynurzenia Steve’a Pieczenika, psychiatry i specjalisty od negocjacji z porywaczami z Departamentu Stanu USA. Na polecenie prezydenta USA Jimmy’ego Cartera już w dniu porwania Pieczenik został wysłany do Rzymu i włączony do komitetu Cossigi. Uczestniczył we wszystkich działaniach, znał plany, formułował zalecenia i sugestie. W 2008 r. w książce wywiadzie pod aż nadto wymownym tytułem „Abbiamo ucciso Aldo Moro” (Zabiliśmy Aldo Moro) mówił wprost: „Moro został poświęcony dla stabilności Włoch”. Obawiano się między innymi, wyjaśniał Pieczenik, że aby odzyskać wolność, może on porywaczom za wiele powiedzieć, zwłaszcza o NATO.

KIM BYLI INSPIRATORZY?

Do destabilizacji Włoch prostą drogą miałby prowadzić właśnie ów „kompromis historyczny”, w którym Moro, wprost przeciwnie, dostrzegał szansę na ustabilizowanie kraju. W owym czasie prawdziwą zmorą Włoch była słabość i chwiejność rządów, zmieniających się jak w kalejdoskopie, ich niedostateczna podstawa parlamentarna i konieczność szukania wspólnego mianownika dla różnych formuł koalicji.

Współpraca dwóch największych ugrupowań, uważał Moro, położy temu kres i sprawi, że rząd zyska stabilność i swobodę działania. Ale nawet jeśli, do pewnego przynajmniej stopnia, zdołał przekonać polityków włoskich (w tym prawe skrzydło swej własnej partii), to u sojuszników nic nie wskórał. Henry Kissinger, sekretarz stanu USA, w rozmowie z Moro wprost przestrzegał przed zwrotem w kierunku komunistów.

Pieczenik ujawnił też kulisy powstania fałszywego, wydanego w kwietniu oświadczenia, w którym Czerwone Brygady informowały o zabiciu i pochowaniu więźnia. Oświadczenie przedostało się do prasy i to nie przypadkiem, bo, jak się okazuje, było dziełem sfabrykowanym z inspiracji władz na użytek mediów. Chodziło o to, wyjaśniał Pieczenik, by przygotować opinię publiczną na najgorsze, ale też dać porywaczom sygnał, iż państwo uważa Moro za martwego i nie podejmie w jego sprawie negocjacji.

Rewelacje Pieczenika potwierdziły poniekąd to, co tuż po śmierci Moro pisał Mino Pecorelli, dziennikarz prowadzący własny serwis prasowy pod nazwą „Osservatorio Politico”: porwany zginął, bo miał zginąć. Terroryści byli jedynie bezpośrednimi zabójcami, inspiratorów trzeba szukać gdzie indziej. Gdzie? Pecorelli uważał, że za porwaniem Moro mogła kryć się supertajna antykomunistyczna organizacja Gladio. Nie jest w tej opinii odosobniony: wielu uważa, że Mario Moretti – zabójca Moro i w owym czasie przywódca Czerwonych Brygad – mógł w istocie pracować dla Gladio.

Koncepcje polityczne Moro były zresztą nie po myśli nie tylko Amerykanów, ale także Moskwy, która nie życzyła sobie, by komuniści z Zachodu zagustowali w demokracji.

Pecorelli wkrótce zginął, zastrzelony w marcu 1979 r. Pod zarzutem zlecenia tego zabójstwa stanął przed sądem sam Giulio Andreotti. W 2002 r. sąd w Perugii skazał go na 24 lata więzienia, ale ostatecznie wyrok został uchylony.

CZEKAJĄC NA „NOWĄ FALĘ”

Zagadek i tajemnic wokół sprawy Aldo Moro jest o wiele, wiele więcej. Niezbadanych czy niedostatecznie zbadanych – takich jak na przykład pytanie, dlaczego zlekceważono informację o miejscu, gdzie przetrzymywany jest Moro, podaną przez generała Carlo Alberto Dalla Chiesa, dowódcę karabinierów. Albo też czy słynny dyrygent Igor Markevitch współpracował z Czerwonymi Brygadami? I czy Moro był w ogóle w samochodzie wraz ze swą ochroną, czy też może porwano go w innym miejscu?

Śmierć Aldo Moro, choć bezpośredni sprawcy są znani, można postawić w jednym szeregu z niewyjaśnionymi do dziś zamachami – na prezydenta Johna F. Kennedy’ego czy premiera Szwecji Olofa Palmego. Możliwe, że tak pozostanie.

Nie od rzeczy wszakże będzie zadać pytanie, czy historia może się powtórzyć. „Nowe Czerwone Brygady”, jak określają się następcy dawnych terrorystów, już parę razy dały o sobie znać. Na przełomie wieków z ich rąk zginęli doradcy rządu: Massimo D’Antona i Marco Biagi. Obaj zajmowali się reformowaniem rynku pracy, a jest to we Włoszech dziedzina wręcz newralgiczna.

Niektórzy widzą tu niepokojący sygnał. Jeśli podczas kryzysu – przestrzegał jesienią 2011 r. Maurizio Sacconi, minister pracy w ostatnim rządzie Berlusconiego – władze będą działać nierozważnie, podejmując pod naciskiem Unii Europejskiej nazbyt radykalne reformy, może to rozpętać nową falę terroru...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2013