W kuchni z terrorystą

Marco Bellocchio to twórca nieustannie kwestionujący recepty na dobre urządzenie świata. W latach 60. zbuntował się przeciwko mieszczańskiej rodzinie i katolickiemu wychowaniu. Jego najnowszy film jest przemyślaną próbą rewizji młodzieńczych ideałów.

27.11.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Pierwsze filmy Bellocchia przyniosły mu sławę prowokatora i skandalisty. Już same tytuły: “Pięści w kieszeni" czy “Chiny są blisko" kryją w sobie obrazoburczy ładunek. Po latach włoski reżyser zaczął spoglądać z dystansem na swoje lata “chmurne i durne". Po drodze przydarzył mu się jeszcze prześmiewczy, antyklerykalny “Czas religii", pokazywany u nas przed kilku laty. “Witaj, nocy" to już szczery rozrachunek z romantyczno-rewolucyjnym myśleniem, którego chorym wykwitem był we Włoszech lewacki terroryzm.

Jak łatwo naiwny idealizm przybiera postać groźnego fundamentalizmu, pokazuje Bellocchio na przykładzie losów premiera Aldo Moro, przywódcy włoskiej chadecji, porwanego i zamordowanego w 1978 r. przez czterech młodych członków Czerwonych Brygad. Film, choć inkrustowany materiałami archiwalnymi, nie jest jednak rekonstrukcją historyczną. To nie tyle polityczny thriller, ile raczej psychologiczne studium terroryzmu, próba odtworzenia klimatu rodzącego się pomiędzy porywaczami i ich ofiarą.

“Witaj, nocy" to terroryzm od kuchni, z perspektywy banalnej codzienności. Przez prawie dwa miesiące porywacze przebywali z zakładnikiem w wynajętym mieszkaniu. Jedli wspólne posiłki, prowadzili ideologiczne spory, spali pod jednym dachem z tym, którego w końcu zdecydowali się zabić. Ale film oszczędza nam drastycznych szczegółów. Ogniskując uwagę na tym, co zwyczajne, pokazuje, że lewacki terror nie był wcale czymś demonicznym, ale ludzkim, wręcz arcyludzkim. A przez to demaskuje jego bezsens. Aldo Moro był bodaj jedynym politykiem skłonnym wówczas do dialogu z komunistami. Jego zamordowanie okazało się fatalnym politycznym błędem. Śmierć Moro została odebrana jako akt ofiary, przyczyniając się do umocnienia pozycji chadeków.

Wie o tym Chiara, jedyna kobieta wśród porywaczy, która kontaktując się ze światem zewnętrznym (jest bibliotekarką) ma świadomość społecznych nastrojów. Zamachowcy są osamotnieni w swym poczuciu dziejowej misji. Nie znajdują poparcia ani szacunku wśród rodaków. Paradoksalnie dzielą los ofiary; są może nawet bardziej od niej przerażeni i bezradni.

Film nakręcony niemal wyłącznie w mieszkaniu-pułapce stwarza klaustrofobiczną aurę. Tym ostrzej, histeryczniej wybrzmiewa znakomicie dobrana ścieżka dźwiękowa: Schubert, Verdi, radzieckie marsze, a do tego ekspresyjny komentarz muzyczny w postaci piosenek grupy Pink Floyd. Bellocchio nie stroni też od dziwacznych, groteskowych wtrąceń, jak wizyta w mieszkaniu porywaczy księdza po kolędzie czy podszyta czarnym humorem scena seansu spirytystycznego, podczas którego krewni polityka usiłują ustalić miejsce jego pobytu. Majstersztykiem w budowaniu nastroju jest jedna z pierwszych scen, kiedy to w dniu porwania Chiara, zmieniona w kłębek nerwów, oczekuje na powrót towarzyszy, a beztroska sąsiadka podrzuca jej pod opiekę niemowlę.

Aldo Moro w filmie Bellocchia to męczennik, posągowa figura ojca (reżyser zadedykował film właśnie jemu). Nie przypadkiem wspomina się o sieroctwie Chiary; widać, jak bardzo brakuje jej ojcowskiej mądrości. Patrzymy, jak w sennych marzeniach terrorystki sędziwy zakładnik opuszcza więzienie i przechadza się po pustym domu. Jak ogląda stojące na półkach książki, jak siada w fotelu, by popatrzeć na leżącą w łóżku “córkę"...

I to właśnie Chiara awansuje na główną bohaterkę. To jej oczami oglądamy dramat polityka i jego oprawców. Z każdym dniem ubywa jej rewolucyjnego ducha. Obecność za ścianą starego, bezbronnego człowieka wyzwala w niej nowy rodzaj buntu, którego udźwignąć nie potrafi, bo oznaczałby zdradę sprawy. Prześladują ją archiwalne zdjęcia z Rosji Radzieckiej, triumfalne pochody i straszliwe egzekucje. Podczas rodzinnej uroczystości obserwuje weteranów ruchu oporu, którzy nadstawiali głowy w walce z faszyzmem, śpiewających rewolucyjne pieśni. Jej rozgoryczenie i niewiara narastają.

W końcu Moro, który miał być dla terrorystów kartą przetargową (w zamian za darowanie mu życia żądali uwolnienia swych współtowarzyszy), zostaje skazany na śmierć. Czy Chiarze wystarczy sił, by go ocalić? Czy spełni się scenariusz filmowy, napisany przez zakochanego w dziewczynie młodego pisarza? Nosi on taki sam tytuł jak film Bellocchia (to słowa z wiersza Emily Dickinson). “Witaj, nocy" kończy niezwykle gorzka, utrzymana w onirycznej poetyce scena, w której cudem ocalony premier opuszcza o świcie celę i zmierza dokądś rzymską ulicą. Ale już za chwilę napisy końcowe przypomną nam, jaki był prawdziwy epilog tej historii.

Kameralny, wyważony film Bellocchia, pokazany w 2003 roku na festiwalu w Wenecji, nie odniósł sukcesu. W dwa lata po ataku na World Trade Center wielu wydał się wręcz niestosowny. Pokazując banalność terroryzmu, jego usadowienie tuż za ścianą, nie oddawał - zdaniem krytyków - grozy i diabolicznej siły tego zjawiska. Nie przekonały znakomite skądinąd sceny, w których ideolog porywaczy dyskutuje z zakładnikiem na tematy najbardziej pryncypialne i pełna zacietrzewienia retoryka młodego komunisty przegrywa sromotnie z głosem rozsądku starego człowieka.

Moro nie próbuje żebrać o życie. Pisze pożegnalne listy do żony, których czułość jeszcze bardziej rozbraja Chiarę. Pisze też do papieża Pawła VI z prośbą o wstawiennictwo we włoskim rządzie. Ale zdaje się już pogodzony z losem. Ze stoickim spokojem tłumaczy przywódcy terrorystów, jak bardzo głupie i nieludzkie jest to, co robią. I jak bardzo podobne są do siebie wszelkie fundamentalizmy, rewolucyjne i religijne. Bo wszystkie mają w pogardzie pojedyncze ludzkie życie.

“WITAJ, NOCY" (“Buongiorno, notte"), reż.: Marco Bellocchio; scen. na podst. powieści Anny Laury Braghetti i Paoli Tavelli: Marco Bellocchio i Daniela Ceselli; wyst.: Roberto Herlitzka, Maya Sansa, Luigi Lo Cascio, Pier Giorgio Bellocchio, Giovanni Calcagno, Paolo Briguglia i inni; zdj.: Pasquale Mari; muz.: Riccardo Giagni. Prod.: Włochy 2003. Dystryb.: Gutek Film. W kinach od 25 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2005