Białe plamy, czerwone plamy

Putinowska Rosja coraz bardziej zapętla się w kłamstwach historycznych. Narzucana przez Kreml wizja przeszłości służy celom politycznym – także w potyczkach z Polską.

30.03.2020

Czyta się kilka minut

Premierzy Donald Tusk i Władimir Putin na obchodach 70. rocznicy zbrodni wymordowania polskich oficerów przez NKWD, Katyń, 7 kwietnia 2010 r. /  / JERZY DUDEK / FORUM
Premierzy Donald Tusk i Władimir Putin na obchodach 70. rocznicy zbrodni wymordowania polskich oficerów przez NKWD, Katyń, 7 kwietnia 2010 r. / / JERZY DUDEK / FORUM

Założenie podstawowe jest proste: aktualnie uznana za kanoniczną wersja historii ma być jednym z filarów wiecznego trwania rządów Władimira Putina, a zwycięstwa minionych epok mają opromieniać skroń władcy. Zgodnie z poprawkami, wnoszonymi właśnie do konstytucji, nikt nie ma prawa znieważać pamięci obrońców i pomniejszać znaczenia bohaterstwa narodu rosyjskiego broniącego ojczyzny.

Wojna o pamięć będzie więc trwać. Elementy, które nie pasują do monumentalnego batalistycznego płótna Wielkiego Imperium, mogą zostać usunięte.

Ministerstwo prawdy historycznej

W ramach nowelizacji, w artykule 67. konstytucji ma znaleźć się następujące sformułowanie: „Federacja Rosyjska czci pamięć obrońców Ojczyzny, zapewnia obronę prawdy historycznej. Pomniejszenie znaczenia bohaterstwa narodu w obronie Ojczyzny jest niedopuszczalne”.

Historia jest w centrum uwagi rosyjskich władz nie po raz pierwszy. Ale po raz pierwszy zapis o obronie sformułowanej przez władze wykładni wydarzeń historycznych zostanie ujęty w ustawie zasadniczej. Mgliste pozostają sposoby egzekwowania tych przepisów: kto ma określać sankcje za ich złamanie, a także kto ma wyznaczać, co jest tym złamaniem, a co nie jest. Jak również – co znaczy „prawda historyczna” i kto ma ją ustalać?

Przymiarki do nałożenia kagańca na badania historyczne trwają w Rosji od dawna. Działania te nasiliły się zwłaszcza w ostatniej dekadzie. Weźmy taki przykład: w maju 2009 r. ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew powołał z wielką pompą komisję ds. przeciwdziałania fałszowaniu historii na szkodę Rosji. Członkowie komisji mieli przeciwstawiać się kampaniom, które wypaczają historię w sposób dla Rosji krzywdzący. Pod tym dziwnym pojęciem rozumiano walkę m.in. z twierdzeniami o zbrodniczym charakterze paktu Hitler-Stalin z 23 sierpnia 1939 r. albo o okupacji państw bałtyckich, a także z nowym wtedy zjawiskiem: z odmienną od rosyjskiej (de facto sowieckiej) wersją historii Ukrainy.

Nieomylne imperium

Komisja wiele nie zwojowała, istniała do 2012 r. – i bardziej na papierze, trochę tylko w mediach. Miedwiediew wystąpił więc wtedy z nową inicjatywą: ogłosił rok 2012 Rokiem Rosyjskiej Historii. Miało to przyciągnąć uwagę społeczeństwa „do roli Rosji w światowym procesie historycznym”, pokazać wagę państwa rosyjskiego jako światowego mocarstwa.

Krytyczny wobec Kremla politolog Andriej Kolesnikow pisał wtedy: „Celem jest usprawiedliwienie historią dzisiejszego stanu władz, zapewnienie im prawa do rozdrapania pieniędzy. Kiedyś »Krótki kurs historii WKP(b)« [główna w Związku Sowieckim publikacja propagandowa o dziejach rosyjskiej, potem sowieckiej partii komunistycznej, wydana po raz pierwszy w 1938 r. – red.] miał uzasadnić, poprzez odpowiednią interpretację wydarzeń historycznych, władzę Stalina. W 2012 r., kiedy rosyjska historia budzi się, pozbywając się zaczadzenia ropą i gazem, najwyższy czas, aby zacząć podchodzić do historii w duchu wygodnym dla Putina”.

Obecne zabiegi wokół wpisywania „obrony historii” do konstytucji też realizują aktualne cele: chodzi o stworzenie pozorów legitymacji rządów Putina, który uzurpuje sobie władzę na kolejne kadencje i buduje obraz Rosji jako nieomylnego imperium – takiego, którego narracji historycznej i minionych zasług nikt nie może kwestionować.

Milczenie to też polityka

Kiriłł Szulika, profesor Uniwersytetu Europejskiego w Petersburgu, tak mówił niedawno w wywiadzie dla Radia Swoboda: „Każdy naród formułuje swoje wyobrażenia o przeszłości. Źle się dzieje, kiedy różnice między poszczególnymi stanowiskami są upolityczniane. Politycy lubią pracować na tym gruncie: pokazują, że oto wstrętni sąsiedzi obrażają naszą świętą pamięć o bohaterach. To wzbudza emocje, którymi można manipulować. I politycy tym właśnie się ze znawstwem zajmują. Ale to ślepy zaułek. Taka postawa może pomóc w realizacji krótkoterminowych celów, ale potem stwarza jeszcze więcej problemów”. Szulika uważa, że w najnowszych „wojnach o pamięć” każda ze stron stara się nie tylko zakomunikować swoje stanowisko, ale także „zetrzeć na proch pamięć oponenta”.

Czy jednak zawsze tak było? Popatrzmy na kilka znamiennych meandrów w historycznych potyczkach Polski i Rosji ostatnich dekad.

Od czasów II wojny światowej jednym z centralnych – jeśli nie w ogóle centralnym – punktem była w stosunkach dwustronnych kwestia zbrodni katyńskiej [patrz „TP” nr 10/2020 – red.]. W czasach PRL obowiązywało oficjalne stanowisko, że polskich oficerów zabili niemieccy okupanci w 1941 r. Kolejni sekretarze generalni sowieckiej partii komunistycznej unikali tego tematu jak ognia. Wieloletni gensek Leonid Breżniew wszelkie drażliwe sprawy historyczne wolał umieścić w lodówce i w ogóle ich nie poruszać.

Sprawa Katynia również do nich należała – w Polsce oficjalnie panowało milczenie, a nieoficjalnie wszyscy wiedzieli, że to zbrodnia NKWD; tak to też naświetlały publikacje dostępne w polskim niezależnym drugim obiegu. Tymczasem całując ogniście I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, Breżniew dawał sygnał, że zależy mu na dobrych stosunkach z Warszawą bez odgrzebywania trudnych spraw z przeszłości, bez naruszania tabu. I tak to trwało przez lata.

Archiwa chwilowo uchylane

Szansa na przełamanie tego tabu zaistniała dopiero w 1987 r., w latach pierestrojki Michaiła Gorbaczowa. Kreml wyraził wtedy zgodę na powołanie dwustronnej komisji historyków ds. zbadania kwestii spornych. Na liście znalazły się m.in. zbrodnia w Katyniu (nazywana tak umownie, bo w ramach tej operacji zabijano nie tylko w lesie pod Smoleńskiem), wojna 1920 r., sekretne protokoły paktu Hitler–Stalin, deportacje obywateli polskich z okupowanych ziem wschodnich po 17 września 1939 r. itd.

Komisja przeszukała wtedy tzw. polski sektor archiwów Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, ale żadnych dokumentów dotyczących Katynia tam nie znaleziono. Prace komisji sprawiły natomiast, że w PRL zaczęła się otwarta dyskusja, w której dopuszczano już wersję sowieckiego autorstwa zbrodni.

W grudniu 1989 r. Zjazd Deputowanych Ludowych (odpowiednik parlamentu) potępił pakt Hitler–Stalin, co było zwiastunem przemian i bardziej otwartej polityki Związku Sowieckiego wobec dotychczasowych wasali. A do utajnionej części archiwów partyjnych i państwowych dostęp uzyskali ludzie – jak Aleksandr Jakowlew czy Walentin Falin – którzy uznali, że najwyższy czas na przewietrzenie historycznych brudów. Wśród tychże znaleziono dokumenty dotyczące zbrodni NKWD z 1940 r. na polskich jeńcach wojennych.

Jeszcze zanim na najwyższym szczeblu zapadły decyzje o zmianie kursu i ujawnieniu prawdy o Katyniu (oraz o innych przemilczanych sprawach historycznych), redagowana w duchu pierestrojki gazeta „Moskowskije Nowosti” zamieściła 21 maja 1989 r. artykuł Aleksandra Akuliczewa i Aleksieja Pamiatnycha pt. „Katyń. Potwierdzić czy zdementować”. Potem były kolejne publikacje, m.in. profesor Natalii Lebiediewej, która przez wiele lat badała sprawę katyńską.

W 1990 r., podczas wizyty w Moskwie Wojciecha Jaruzelskiego (wówczas prezydenta), agencja TASS opublikowała historyczną depeszę, w której strona sowiecka przyznała się do zbrodni. Jaruzelski otrzymał od Gorbaczowa listy rozstrzelanych. Jednak tzw. „teczka numer jeden”, znajdująca się w stojącej w gabinecie genseków kasie pancernej, pozostała nienaruszona.

Lody ruszyły i stanęły

Dopiero pierwszy prezydent Rosji Borys Jelcyn zdecydował w 1992 r. o wyciągnięciu tej tajnej teczki. Wśród dokumentów był protokół z 5 marca 1940 r. z podpisami Stalina i jego najbliższych współpracowników, w którym nakazywano egzekucję 22 tys. polskich jeńców i więźniów. Kopie tych dokumentów przekazano Polsce. Wkrótce też, podczas wizyty w Warszawie w 1993 r., Jelcyn złożył wieniec pod pomnikiem katyńskim na Powązkach. Kolejnym ważnym krokiem było podpisanie w 1996 r. porozumienia o utworzeniu w Katyniu miejsca pamięci.

W następnych latach Jelcyn – walczący o władzę i coraz bardziej schorowany – nie stawiał kwestii historycznych na pierwszym planie. Jeśli one go zaprzątały, były to sprawy związane z polityką wewnętrzną. W Moskwie plotkowano, że Jelcyn postawił sobie za cel uregulowanie dwóch zaszłości: chciał pochować szczątki rozstrzelanej przez bolszewików carskiej rodziny oraz wynieść z mauzoleum i też zwyczajnie pochować mumię Włodzimierza Lenina. Pierwszy cel zrealizował, drugiego już nie.

Jelcyn nie zabraniał historykom zajmowania się trudnymi tematami z przeszłości, nie sterował, nie wyznaczał granic badań naukowych. Badaczom ze Stowarzyszenia Memoriał, dziś szykanowanym przez władze Rosji, nie utrudniano pracy, władze się do tego po prostu nie mieszały. Jednak, z drugiej strony, nie uciszano sektora wiecznych wielbicieli Stalina, którzy zaprzeczali sowieckiemu autorstwu zbrodni katyńskiej.

Zawsze współistniały też dwa nurty: Katyń i anty-Katyń (pod tym pojęciem kryje się lansowana przez niektóre rosyjskie środowiska narracja o rzekomej polskiej zbrodni na sowieckich żołnierzach, wziętych do niewoli w 1920 r., którzy mieli być mordowani w obozach jenieckich, głównie w Tucholi). Publikacje m.in. Aleksieja Muchina czy Władisława Szweda, kwestionujące sowieckie sprawstwo zbrodni katyńskiej, cieszyły się popularnością w kręgach pielęgnujących starą mitologię z czasów Związku Sowieckiego. Raz jeden nurt wylewał szerzej, a raz drugi – zgodnie z aktualnym zapotrzebowaniem władz.

Ważny jest jeszcze jeden aspekt. Przypomina o nim na łamach „Wiedomosti” Aleksandr Gurjanow z Memoriału: „W 1990 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa zaczęła dochodzenie w sprawie rozstrzelania polskich jeńców. W pierwszych latach pracy śledczy odnotowali znakomite rezultaty. Oznaczyli miejsca pochówku rozstrzelanych z obozów w Starobielsku i Ostaszkowie, ustalili inicjatorów, organizatorów i uczestników operacji NKWD w 1940 r.; znaleźli i przesłuchali niektórych z nich” (wybiegnę tu naprzód i dopowiem, że w 2004 r. wszelkie te osiągnięcia śledczych zamknięto w szafie pancernej, śledztwo bowiem umorzono, a materiały utajniono).

Okienko przychylności

Co było dalej? Dalej zaczyna się nowa epoka: epoka Putina. Ewolucja jego poglądów na tematy historyczne jest wskaźnikiem ewolucji głównej linii politycznej człowieka, który od 1999 r. jest przywódcą Rosji. I który traktuje wojnę o pamięć jako ważny element walki o władzę, jej utrwalenie i uzasadnienie.

Poczynione za rządów Jelcyna odkrycia, w tym ustalenia rosyjskiej prokuratury, stanowiły podstawę do dalszego rozplątywania historycznego kłębka. W 2002 r., po wizycie Putina w Polsce, na najwyższym szczeblu zdecydowano o powołaniu polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych, składającej się z naukowców, historyków, analityków, archiwistów. Jej praca miała polegać na uczciwych i wspólnych badaniach historycznych, opracowaniu i wydaniu odtajnianych sukcesywnie materiałów, wypracowaniu interpretacji wydarzeń z przeszłości.

Grupa zaraz po starcie (odbyło się tylko jedno posiedzenie) zawiesiła działalność do 2008 r. Po jej wznowieniu odbyło się kilka wspólnych sesji. Grupa zajmowała się m.in. badaniem sprawy katyńskiej. Udało się wydać dwie wspólne książki: „Kryzys 1939” i „Białe plamy – czarne plamy”. Od dłuższego czasu o działalności grupy nic nie słychać. A dyskusję o historii znów prowadzą rosyjscy politycy – i to ostro.

Zanim jednak do tego zaostrzenia doszło, było kilka znamiennych zwrotów. Przede wszystkim, rosyjska władza zainteresowała się historią jako tworzywem politycznym. Wspomniana już komisja ds. przeciwdziałania fałszowaniu historii na szkodę Rosji była pierwszą jaskółką tej zmiany. Jak pisze Inessa Jażborowska w opracowaniu „Syndrom katyński”, „w 2009 r. władze Rosji wzięły kurs na uregulowanie stosunków z Polską i zamknięcie sprawy katyńskiej”.

W sierpniu 2009 r., w przeddzień kolejnej wizyty w Polsce, Putin zamieścił artykuł w „Gazecie Wyborczej”. Napisał, że Rosjanie rozumieją polskie uwrażliwienie na Katyń, i wezwał, aby wspólnie zachować pamięć o zbrodni. Nie padły przeprosiny, na co liczyła strona polska.

Wkrótce potem, 7 kwietnia 2010 r., Putin przyjechał do Katynia na obchody 70. rocznicy, na których był obecny premier Donald Tusk. „Ta zbrodnia nie znajduje żadnego usprawiedliwienia, a jej ocena nie podlega żadnym rewizjom” – powiedział wtedy rosyjski premier (tę funkcję pełnił wówczas Putin). Po wstrząsie wywołanym katastrofą prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem rosyjska telewizja wyemitowała film Andrzeja Wajdy „Katyń”, co w Rosji ożywiło dyskusję nad historią w kręgach ludzi kultury.

Uznanie z zastrzeżeniami

Kilka miesięcy później, podczas wizyty w Warszawie w grudniu 2010 r., prezydent Miedwiediew potwierdził polityczną odpowiedzialność za zbrodnię. Przekazano też Polsce kolejne tomy akt katyńskich. Miesiąc wcześniej Duma Państwowa przyjęła zaś uchwałę o zbrodni katyńskiej, jednoznacznie potwierdzając winę Związku Sowieckiego i wyrażając współczucie wobec ofiar i ich rodzin. „Rosja chce wyciągnąć do Polski przyjazną dłoń. Niech to będzie najlepszym pomnikiem ofiar i czerwonoarmistów, którzy zginęli w Polsce, niosąc wyzwolenie spod nazistowskiej okupacji” – stwierdzili deputowani w oświadczeniu.

Jednocześnie wzmagał się i pienił obficie nurt „kontr-Katynia”. Frakcja komunistów w Dumie nie głosowała za rezolucją, a członkowie kierownictwa tej partii inspirowali publikacje wskazujące na niemieckie sprawstwo. Według Memoriału przyznanie, kto dokonał zbrodni, jest dla społeczeństwa wciąż trudne, „ludzie do tej pory skłonni są wierzyć, że przeszłość składa się wyłącznie ze zwycięstw i osiągnięć, które stanowią powód do dumy”. Dlatego powtarzające się publikacje podważające sprawstwo NKWD ciągle zyskują chętnych słuchaczy.

Podnoszone jest też ciągle w różnych publikacjach przypuszczenie, że jeśli Rosja przyzna się do winy i przeprosi, wtedy Polacy będą się domagać zadośćuczynienia finansowego. Rosja konsekwentnie odmawia uznania zbrodni katyńskiej za ludobójstwo (co byłoby równoznaczne z nieprzedawnieniem). Rosyjskie prawodawstwo nie uznało też rozstrzelanych w Katyniu za ofiary represji stalinowskich i nie przeprowadziło ich rehabilitacji. Być może z tych samych względów.

W cieniu wojny z Ukrainą

Kolejny zwrot w podejściu do trudnych spraw historycznych nastąpił w 2014 r. i był związany z aneksją Krymu i agresją Rosji przeciw Ukrainie. Retoryka Kremla uległa wtedy zmianie: stała się brutalna, imperialna i nieprzychylna wobec Europy, która nie kupuje kremlowskiej wersji wydarzeń. Nastąpił też odwrót od współpracy, w tym historycznej. Rosja coraz intensywniej zaczęła budować własne narracje, coraz bardziej kłamliwe i mające uzasadnić agresywne posunięcia Putina.

„Gdyby Rosja w 2014 r. nie przeciwstawiła siebie Zachodowi, być może rosyjska narracja historyczna nie stałaby się jedną z ofiar tego zderzenia. A teraz mamy do czynienia z szeroką polityczną koalicją, która próbuje Rosję izolować i powstrzymać – od kwestii ekonomicznych po sprawy pamięci historycznej. Sankcje gospodarcze dopełniane są przez rezolucje Parlamentu Europejskiego w sprawach historycznych, które Rosji tak bardzo się nie podobają” – zauważał Kiriłł Szulika.

W ostatnich latach nastąpiła też w Rosji powolna rehabilitacja Józefa Stalina, co zaowocowało zmianą podejścia władz do takich wydarzeń jak pakt niemiecko-sowiecki z 1939 r. Wcześniej potępiony jako zbrodniczy, obecnie jest on pokazywany jako wybitne osiągnięcie Stalina. Rewizja oceny jego polityki dotyczy również szeroko zakrojonej kampanii przeciw Polsce, na którą Putin wskazuje jako na inspiratorkę wybuchu II wojny światowej. Kreml domaga się też nieustannie zaprzestania demontażu w Polsce pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, twierdząc, że to nie tylko barbarzyństwo, lecz także próba fałszowania wyników II wojny, podważenie zwycięstwa Związku Sowieckiego i kwestionowanie świętości wielkiej daniny krwi.

W półobrocie

A Katyń? Najwyższe władze nie zrewidowały dotychczasowego stanowiska, uznającego sprawstwo NKWD. Ale niedawno, dokładnie w 80. rocznicę decyzji o rozstrzelaniu jeńców, oficjalna agencja RIA Novosti opublikowała prowokacyjny wywiad ze wspomnianym wyżej Władisławem Szwedem, który wywodził, że zbrodni w Katyniu dokonali Niemcy.

„Można jeszcze w tym kontekście przypomnieć o idei Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego, jakoby w lesie katyńskim Niemcy rozstrzeliwali sowieckich jeńców (co w rzeczywistości nie miało miejsca). I o inicjatywie prokuratury w Twerze, aby z dawnej siedziby miejscowego NKWD usunąć tablice pamięci o zamordowanych w tym budynku Polakach i obywatelach sowieckich. Władze starają się znów rozmyć pamięć o sowieckich zbrodniach przeciwko ludzkości” – wylicza historyk Borys Sokołow na opozycyjnym portalu Grani.ru.

W ten sposób w roku 2020 – 30 lat po ujawnieniu prawdy i potępieniu paktu Hitler–Stalin – Moskwa zastygła na rozdrożu w półobrocie. Czy zawróci znów ku kłamstwu? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2020