Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na kilka dni przed zaprzysiężeniem na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Donald Trump ogłosił światu, że zjednoczona Europa to projekt przestarzały. Jego czas minął – stwierdził – zaś Ameryka nie będzie po nim płakać.
Swoją wypowiedź Trump „ozdobił” jeszcze atakiem na kanclerz Niemiec Angelę Merkel, nazywając jej decyzję o przyjęciu kilkuset tysięcy uchodźców „katastrofalną”. Według niego przyniesie ona tragiczne skutki zarówno w Europie, jak i w Ameryce. Potem parę razy wspomniał, że w handlu międzynarodowym nadeszły czasy protekcjonizmu, i że nie dość, że nie zgodzi się na żadne traktaty o wolnym handlu, to przyjdzie jeszcze czas na wprowadzenie zaporowych ceł na produkty z Europy. Kulminacją deklaracji nieufności Trumpa wobec Unii była nieudana wizyta Merkel w Waszyngtonie, podczas której – jak ujawniły kilka dni temu niemieckie media – amerykański prezydent miał oświadczył, że Niemcy są winne jego rodakom „ogromne sumy pieniędzy” za wieloletnią ochronę.
Czy słowa Trumpa to zapowiedź rewolucji w stabilnych dotąd relacjach europejsko-amerykańskich?
Stracą Stany...
– To jest geopolityczne samobójstwo – mówi „Tygodnikowi” Daniel Nexon, politolog z Uniwersytetu Georgetown. – Po wojnie, w oparciu o przymierze transatlantyckie, stworzono szereg paktów i sojuszy, które miały zabezpieczyć świat przed jej powtórką. GATT (Układ Ogólny w sprawie Taryf Celnych i Handlu), a potem Światowa Organizacja Handlu ochroniły wiele krajów przed szkodliwymi obciążeniami celnymi. ONZ pomagała bezkrwawo rozwiązywać konflikty, NATO chroniło swoich członków przed Związkiem Sowieckim, wreszcie: Unia Europejska okazała się wyjątkowym w dziejach partnerstwem.
Politolog z niepokojem patrzy na to, że Trump zdaje się postrzegać Unię Europejską wręcz jako wroga, a w najlepszym razie konkurenta Ameryki, stworzonego tylko po to, by toczyć wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi. I że dla nowego prezydenta stosunki międzynarodowe to gra o sumie zerowej. To radykalny zwrot w amerykańskiej polityce, gdyż niezadowolony z powodu Brexitu rząd Baracka Obamy robił wiele, aby zapobiec tendencjom odśrodkowym w Unii.
Wielu Amerykanów nie postrzega zjednoczonej Europy wyłącznie jako unii celnej, lecz jako „wspólnotę bezpieczeństwa”, geopolityczny twór, który dla nas dziś jest oczywistością, a jednak w stosunkach międzynarodowych to pakt bez precedensu.
– Dla Stanów Zjednoczonych to było niezwykle ważne, iż od traktatów rzymskich Niemcy i Francja nie były dla siebie zagrożeniem militarnym. Co więcej, jako spójny politycznie blok, którego członkowie wychodzili z założenia, że lepiej jest szukać podobieństw niż różnic, zachodnia Europa była najbardziej pewnym partnerem Waszyngtonu – mówi Nexon.
W wypowiedziach przedstawicieli nowej administracji trudno jednak o podobne opinie. Zaś w swojej krytyce Europy Trump zdaje się nie rozumieć, na czym polegają współczesne relacje gospodarcze. „Jeżeli BMW będzie chciało budować fabrykę w Meksyku, pozwolę im sprzedawać samochody w USA obciążone 35-procentowym podatkiem” – powiedział w jednym ze wspomnianych wywiadów. A przecież nie jest to część polityki wewnętrznej – BMW jest niemiecką firmą i w razie jej dyskryminacji zareaguje rząd w Berlinie, np. poprzez wprowadzenie bliźniaczych ceł na amerykańską produkcję.
– W epoce globalizacji nie można sobie tak po prostu straszyć głównego partnera w relacjach międzynarodowych, bo ten partner będzie potrzebny jak powietrze, kiedy przyjdzie walczyć z ewentualnym kryzysem ekonomicznym – komentuje dla „Tygodnika” prof. Dante Scala, politolog z Uniwersytetu New Hampshire. – W interesie Ameryki jest silna Europa. Silna militarnie, politycznie i ekonomicznie.
...zyska Rosja?
Jaki może być efekt polityki Trumpa – zakładając, że nie zostanie ona w najbliższym czasie zrewidowana? Daniel Nexon uważa, że amerykański prezydent, świadomie lub nie, pomaga Putinowi w restaurowaniu imperium rosyjskiego.
– Moskwa chce rozbić Europę, tworząc antagonistyczne sojusze kilku państw przeciw innym na gruzach Unii Europejskiej – zgadza się z tą diagnozą prof. Scala. – Jej ewentualnie odtworzona mocarstwowość opierać się ma na tym, że Europa stoi na bombie zegarowej. A to naprawdę jest sprzeczne z interesami Stanów Zjednoczonych, bo nie dość, że bez sojusznika numer jeden w postaci Brukseli spada pozycja Waszyngtonu, to wzrasta bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Ameryki.
Kryzys wspólnej waluty, Brexit i przepychanki przy okazji kryzysu migracyjnego już dowiodły, że Rosja się wzmacnia na nieporozumieniach w Europie. Nie jest to więc tylko political fiction. Europa z niepokojem czeka na skutki prezydentury Donalda Trumpa. ©