Szkoła latania

Była już przewodniczką oprowadzającą alternatywnymi szlakami po Krakowie, trenerką projektów społecznych, założycielką girlsbandu. Nigdy na etacie. Teraz Agata Dutkowska chce opleść całą Polskę siecią Latających Kręgów dla kobiet.

09.12.2013

Czyta się kilka minut

Agata Dutkowska, 2012 r. / Fot. Bartolomeo Koczenasz
Agata Dutkowska, 2012 r. / Fot. Bartolomeo Koczenasz

Wiedziała, że tak będzie, że to tylko kwestia czasu. Ledwie o jej inicjatywie zrobiło się głośno, oprócz pochwał, zainteresowania mediów i dziesiątek maili ze zgłoszeniami, internet wypluł też komentarze następującej treści:

„Banda niewyżytych bab szaleje. Pseudo projektantki, fryzjerki (stylistki), kosmetyczki (kosmetolożki) i cały szereg sfrustrowanych samic”.

„Brakuje im prawdziwego mężczyzny i spełnienia jako kobieta... to dramat takich niezrealizowanych kobiet...”

„Spełnić się jako matka, żona, kochanka, a nie bujać w obłokach”.

Najpierw zrobiło się jej nieprzyjemnie. Chciała się odciąć, że najbardziej niezrealizowane rodzinnie są zapewne panie narzekające, iż mężowie nie wspierają ich biznesów. Potem wściekła się na tych, którzy zamiast coś robić, sączą bezinteresowną niechęć. A potem usiadła i napisała post dla uczestniczek zajęć o tym, jak radzić sobie z krytyką – tą konstruktywną i tą pozbawioną podstaw, najczęściej anonimową.

Po to są też Latające Kręgi i Latająca Szkoła, żeby łatwiej było sobie radzić z takimi sytuacjami.

WIZYTÓWKI NIEPOTRZEBNE

Latające – bo nawiązanie do Latających Uniwersytetów i długiej tradycji nieformalnej edukacji w Polsce. Bo metafora, którą lubi Agata (latanie równa się dla niej podróż, przygoda i gwiezdne wojny, ciągle zresztą przemieszcza się z miejsca na miejsce i trudno za nią nadążyć). Bo wreszcie czynnik prozaiczny – gdy szkoła startowała, nie miała siedziby.

I żeby odróżnić się od wszystkich innych inicjatyw, które stawiają sobie za cel nauczanie polskich kobiet, jak znaleźć trzecią drogę między zyskowną, lecz wyczerpującą pracą na cudzy rachunek, na przykład w wielkich firmach, a nieustanną walką o byt w organizacjach pozarządowych, powstających z chęci realizacji różnych pozazawodowych marzeń. Czyli wymyśleć, założyć i prowadzić własny biznes. – Dzięki temu, że nie przedstawiam się jako prowadząca Kursów Przedsiębiorczości dla Kobiet, łatwo mnie zapamiętać i nie muszę mieć wizytówek – mówi Agata. Zresztą słowo „przedsiębiorczość” zbyt jej szeleści.

Ale skoro już tutaj padło, podobnie jak sformułowanie „biznes”, to nie chodzi o przedsiębiorczość byle jaką, przedstawianie na spotkaniach zbioru uniwersalnych formułek, które równie dobrze mogą przydać się wszystkim, jak nikomu. Szkoła ma pomóc rozwinąć skrzydła małym, niekonwencjonalnym, autorskim przedsięwzięciom. – Czyli takim, które będą zarówno spójne z uzdolnieniami, wartościami i stylem życia danej osoby, jak i spójne wewnętrznie, przetestowane pod kątem opłacalności, wplecione w nowoczesne sieci komunikacji – wylicza jej założycielka.

Do tego bonus – wsparcie doświadczeniami innych, uczenie się na cudzych błędach, ale i poznawanie historii kobiet, którym się coś udało, czyli okazja do podejrzenia innych firm od kuchni, bezpośrednie zetknięcie z rzeczywistością, a nie własnymi fantazjami. Wymiana kontaktów, której efektem jest naturalny marketing szeptany – każda mówi, czym się zajmuje, a dwudziestka innych, życzliwie nastawionych, słucha i być może przekaże dalej. Na takiej zasadzie działają Latające Kręgi – drugi zamysł Agaty, albo raczej jej druga noga, ta non-profit, bo w przeciwieństwie do Szkoły, na której zarabia, udział w nich nic nie kosztuje. Może dlatego Kręgi, choć wystartowały w 2011 r. w Krakowie, rozprzestrzeniają się po kraju z prędkością światła: jest już Tarnów, Bochnia, Śląsk, Trójmiasto. Każdy ma swoje, lokalne organizatorki, i za każdym razem spotyka się w innym miejscu – jak na latającą inicjatywę przystało. Najlepiej u którejś z uczestniczek. W Warszawie chętnych było tak wiele, że na spotkania, odbywające się raz na miesiąc, trzeba się zapisywać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. „Jak to możliwe, że ledwie informacja o Kręgu pojawia się w internecie, już brakuje miejsc?” – pytały rozczarowane dziewczyny, więc Agata przyjechała do stolicy na kilka dni, by poprowadzić wymyślone specjalnie dla nich jednorazowe przedsięwzięcie: warsztat, podczas którego omawiane były wybrane elementy zajęć Latającej Szkoły.

– Dowiedziałam się o nim od koleżanki – opowiada Ewelina (jak mówi, od lat próbuje zmienić swoje zawodowe życie, dwie próby, które dotąd podjęła, skończyły się fiaskiem). – Zaintrygował mnie opis, że „da nam do ręki konkretne narzędzia” i jest „skrojony dla osób, które oprócz nowych znajomości i wizytówek chcą wynieść ze spotkania wymierne korzyści”. – Po dotychczasowych podejściach do zmiany zajęcia znów, niestety, wylądowałam w korporacji, a średnio się z tym czuję. Pomyślałam więc, że może to punkt zwrotny w moim życiu – dowiem się czegoś konkretnego: jak zacząć, przetrwać i przede wszystkim zarabiać.

Po zajęciach nie ma poczucia, że dostała gotowy algorytm zamiany etatu na własny biznes oparty na pasji. Taka formuła zresztą zapewne nie istnieje. – Ale dostałam konkretne narzędzia, z których warto skorzystać przy tworzeniu firmy, jak pogłębione wywiady na temat usługi czy produktu, czy opinie o stronie internetowej. Wyszłam zainspirowana, to, co usłyszałam, podbudowało mnie do dalszego, konkretnego działania. Ten aspekt jest nie do przecenienia, choć przyznam, że mnie samą zaskakuje ogromna potrzeba uzyskania wsparcia ze strony innych, obcych kobiet.

Więc będzie próbować – małymi krokami, na razie nie rezygnując z etatu. Zbiera właśnie grupę na własny warsztat wiedzy o winie, bo przecież nie po to ukończyła kurs sommelierski, by trzymać wiedzę tylko dla siebie.

BIZNESOWA JOGA

Pomysł na Szkołę i Kręgi przyszedł do Agaty podczas zajęć jogi w kanadyjskim aszramie, założonym przez Swami Radhę, pionierkę jogi na Zachodzie. I tu jest haczyk: słowo „Shakti”, wywodzące się z filozofii indyjskiej, które oznacza kobiecą energię i wciąż widnieje w nazwie Latającej Szkoły na Facebooku.

 – Szybko doszłam do wniosku, że niepotrzebnie tworzy mylne wrażenie new age’owej aury unoszącej się wokół tego przedsięwzięcia, które ma z nią niewiele wspólnego, i próbowałam je usunąć, ale Facebook uparcie odmawia w tym zakresie współpracy – śmieje się Agata. Zdaje sobie bowiem sprawę, że odkąd – po latach niedoboru – inicjatyw skierowanych do kobiet w Polsce zaczęło przybywać, to, co dla niektórych brzmi intrygująco, innych może odstraszać. Ba, u niektórych kobiet samo hasło „kobiecy” w nazwie uruchamia już alergiczną reakcję. Trąci im to przesłodzoną atmosferą siostrzeństwa, bombardowaniem się sztucznym optymizmem albo jednoczeniem przeciw złemu męskiemu światu.

– Ja bym nazwała Latającą Szkołę biznesową jogą – mówi Justyna Kozioł, absolwentka jednej z pierwszych edycji. – Jeśli joga oznacza połączenie, to Agata właśnie łączy różne pierwiastki: daje przestrzeń do marzeń, fantazji, a jednocześnie uczy, że trzeba twardo stąpać po ziemi i realistycznie oceniać swoje szanse.

Szkoła koncentruje się na konkretach – wymianie doświadczeń, wspieraniu się i inspirowaniu pod hasłem „Zarabiam robiąc to, co kocham”, a nie np. „Piekę fajne babeczki”, „Chcę schudnąć”. Brak w niej politycznych i ideologicznych wątków.

Justyna trafiła na zajęcia w chwili wypalenia zawodowego. – Nie musiałam niczego udawać, nie musiałam być „lepszą wersją samej siebie”, tylko sobą, ze wszystkimi słabościami – opowiada. – Najbardziej potrzebowałam wsparcia w doprecyzowaniu moich zamiarów.

Nauczyła się praktycznych rzeczy, jak własnoręczne tworzenie stron internetowych czy newsletterów. Najważniejsze były jednak dla niej te warsztaty, podczas których musiała zrobić krok w tył i poszukać odpowiedzi na pytanie: czym naprawdę chce się zajmować. – Co ważne, odpowiedzią nie miał być ogólny zarys, ale konkretna wizja, dopowiedziana w najmniejszych szczegółach: jak pracuję, dla kogo, jak długo, za ile, jak spędzam wolny czas, na co wydaję zarobione pieniądze. To dość proste, a sama nigdy wcześniej na to nie wpadłam – mówi.

Tak została „panią od PR” – założyła firmę, która pomaga właścicielom i właścicielkom małych, kreatywnych biznesów nawiązywać kontakty z mediami. A do tego uczy inne kobiety – prowadząc własny warsztat podczas kolejnych zajęć Latającej Szkoły.

Co jeszcze wyróżnia Szkołę i Kręgi? Sama prowadząca. – Agata prowadzi te zajęcia, bo kocha to robić, a nie dlatego, że podpisała z kimś unijną umowę na przeszkolenie tuzina kobiet – mówi Justyna Kozioł.

Agata nie jest klasyczną bizneswoman, nie ma ani jednej garsonki, samochodu, wszędzie jeździ na rowerze. Uważa, że zamiast PowerPointa może pokazywać własnoręcznie ilustrowane slajdy, bo tak jest fajniej.

– Najlepszy sposób nauki to rozejrzeć się, zrobić coś, sprawdzić, jak działa, potem powtórzyć, zaniechać lub ulepszyć – mówi. – Nie potrafiłabym pracować w korporacji, wyrzuciliby mnie po tygodniu. Nie miałam bogatego męża ani taty – a znam wiele przypadków kobiet, które mają taki komfort i dlatego brak im motywacji do realizowania własnych pomysłów. Poza tym bardzo lubię uczyć siebie i innych.

Uczyła się też na błędach. Po studiach (socjologia na UJ, za radą rodziców), a przed podjęciem kolejnych (intermedia na ASP, za głosem serca) założyła z dwójką przyjaciół swój pierwszy biznes – firmę Insiders, zajmującą się alternatywnym oprowadzaniem po Krakowie. Chodzili z turystami śladami Romana Polańskiego i po kazimierskich podwórkach. Interes jakoś się kręcił, pokazywali miasto osobom, które mają swoje profile w Wikipedii, i współpracowali ze znanymi krakowskimi festiwalami. Ale ich działania promocyjne, pojęcie o strategii, marketingu, jak i budżet na rozwój były zerowe, zwłaszcza że mieli głęboką awersję do reklamowania swojej działalności. Firma mimo dobrej famy nie była w stanie ich utrzymać – i zniknęła, jak wiele innych. Choć chętni na wyprawę po nocnym Krakowie wciąż dzwonią.

NIESFORMATOWANE

Założycielka Szkoły przyznaje, że zajęcia nastawione są na pewien określony typ kobiet – z dość dużym kapitałem kulturowym i otwartych na różne alternatywne pomysły i style życia.

– Są to osoby bardzo różne, a jednocześnie mają coś wspólnego – nie bez powodu uczestniczki od razu łapią ze sobą dobry kontakt – mówi Justyna Kozioł. – Myślę, że każda z nich jest na swój sposób buntowniczką. Ciśnie mi się na usta słowo „niesformatowane” – w takim dobrym znaczeniu. Katarzyna Bielas nazwała tak kiedyś swoich rozmówców i bardzo mi się to spodobało.

– Zdarzają się czterdziesto- i pięćdziesięciolatki, które całe życie zajmowały się hobbystycznie np. rękodziełem, a teraz chcą to uczynić sposobem na życie. Pracowniczki wielkich firm, które nie odnajdywały się w korporacyjnych strukturach i postanowiły założyć szkołę językową, kawiarnię, sklep internetowy z retro-bielizną. Oraz młode dziewczyny po studiach, które szukają swojej drogi – mówi Ania Piwowarska, copywriterka, która też prowadzi zajęcia w ramach Latającej Szkoły, a trafiła do niej jako uczestniczka pierwszego warsztatu „Zarabiaj na tym, co kochasz”, zorganizowanego przez założycielkę dla znajomych. – Wiedziałam, że nie chcę spędzić całego życia na etacie w agencji reklamowej. Miałam różne pomysły, co mogłabym robić, jaką firmę założyć, ale w ogóle nie brałam pod uwagę tego, co było tak blisko i czym zajmowałam się na co dzień: pisania tekstów. Na pierwszych warsztatach zaczęłam w ogóle myśleć o tym, co lubię robić i czego brakuje w moim życiu. Efektem jest projekt pod nazwą Autentyczny Copywriting.

Większość przychodzi z różnymi lękami i oporami. Przed wyjściem z cienia, przed chwaleniem samej siebie. Przed sukcesem. Albo krytyką, oceną, pokazaniem się w jakimś świetle. Obawy przed tym, że włożą w swe działania masę energii, a nikt nie kupi tego, co tworzą, i będą stratne. – Do tego częsty dla kobiet nadmiar pomysłów i emocji, a za mało strategii i strategicznych decyzji – zauważa Agata Dutkowska.

– Kobietom wystarczy jednak tylko stworzyć odpowiednie warunki, a potrafią bardzo skutecznie współpracować ze sobą, napędzać się do działania i korzystać z energii grupy – dodaje Ania Piwowarska.

RADYKALNA WSPÓŁPRACA

Latająca inicjatywa trafiła w swój czas. Sprzyjają jej trendy na lokalność, ekologię, autentyczność, spersonalizowane usługi, zainteresowanie własnoręcznie wytwarzanymi wyrobami. – Jednak w Polsce nadal mamy dwie duże bariery: niekorzystne prawo, spory „ZUS” – w porównaniu do Niemiec, Anglii, Słowacji – i mniejszy kapitał, jakim dysponują akurat grupy docelowe większości małych biznesów. Czapki hand made i kwas chlebowy nie są tym, o czym marzy klasa wyższa, która i tak w Polsce jest niewielka – mówi Agata.

Jej zdaniem brak kapitału finansowego trzeba zrównoważyć większym kapitałem społecznym, czyli współpracą na szeroką skalę, którą nazywa „radykalną współpracą”. – Kobiety są „wczesnymi naśladowcami” tej idei, czyli liderkami, które kształtują opinię w naszej społeczności. Ale dotyczy ona wszelkich małych biznesów, których właściciele czują, że są z tej samej bajki. Sieci, kręgi, korzystanie z wymiany doświadczeń, efekt synergii, wygrana po obu stronach – wylicza.

Jej cel na najbliższą przyszłość to Latające Kręgi we wszystkich większych miastach Polski. Być może również gdzieś w Europie – odezwały się już do niej zainteresowane pomysłem dziewczyny z Berlina i Budapesztu.

Docelowo (co pewnie zmartwiłoby krytykantów z internetu) chciałaby stworzyć szkołę koedukacyjną i nie tylko biznesową. Także dlatego, że coraz częściej kontaktują się z nią mężczyźni, którzy dopytują, dlaczego ich płeć miałaby być barierą dla uczestnictwa w zajęciach. – Wchodzisz, najpierw sprawdzasz, kim jesteś i czego chcesz, potem dopiero decydujesz, czy idziesz ścieżką biznesową, czy non-profit. Albo to łączysz... Ale to wszystko wymaga sporego namysłu – zaznacza.

Ostatnio, gdy siedziała w fotelu u dentystki, przyszedł jej do głowy pomysł na Latający Dywan. Nowe, cykliczne wydarzenie przeznaczone dla kobiet zabieganych i zalatanych, jak ona. Ale to już zupełnie inna historia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2013