Szkoła bezrobocia

Co zrobić z umowami śmieciowymi? Nic, pozwolić im żyć. Jeśli poważnie myślimy o tym, jak poprawić szanse młodych na rynku pracy, musimy zmienić edukację.

17.04.2012

Czyta się kilka minut

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Przyszła Pani do PO tuż przed ostatnimi wyborami, kiedy ta partia cieszyła się jeszcze resztką opinii ugrupowania dla ludzi młodych. Minęło kilka miesięcy i dzisiaj nikt już tak o Platformie nie powie. Co się stało? JOANNA KLUZIK-ROSTKOWSKA: W 2007 r. rzeczywiście Platformę masowo poparli najmłodsi. Ale cztery lata później ci sami młodzi przestali być aż tak młodzi. To ten sam elektorat, tyle że nieco starszy, i wciąż głosuje na PO. Tyle że w ich miejsce prawa wyborcze uzyskali następni młodzi, którzy już tak ochoczo na Was nie zagłosowali. Elektorat najmłodszy jest zawsze bardziej zbuntowany niż starsze pokolenia. To właśnie zdecydowało o sukcesie w 2007 r.: to był bunt przeciwko temu, co działo się w Polsce w latach 2005-07. Zadziałał też efekt optymizmu, jakim emanowała Platforma. Główny rywal, PiS, miał za sobą koalicję z Lepperem i Giertychem. Lepper był z innego świata niż przeciętny młody człowiek, a Giertych nie zachęcał swoimi pomysłami na edukację. W 2011 r. PO nie była już na polskiej scenie politycznej niczym nowym. Za nami był ciężki okres gospodarczy na świecie, a w konsekwencji wzrost bezrobocia wśród młodych. A może Pani dzisiejsza partia po prostu w poprzedniej kadencji młodych zlekceważyła, wychodząc z założenia, że już zawsze będą na Was głosować? To był czas, kiedy pisało się plany na przetrwanie, nie na marzenia. I nie sądzę, by Platforma uznała, że poparcie ludzi młodych jest dane raz na zawsze. Ale o młodych Platforma przypomniała sobie dopiero pod koniec kadencji. To wtedy pojawił się firmowany przez ministra Boniego raport „Młodzi 2011”. Ten dokument można czytać jako katalog niezałatwionych spraw... Pamiętam ten raport: diagnozy w nim zawarte wykraczały poza kwestie związane ściśle z rynkiem pracy, wiele miejsca poświęcono edukacji. I słusznie: jeśli myślimy o rynku pracy w perspektywie nie jednej kadencji, a 10-20 lat, powinniśmy rozmawiać właśnie o tym, jak powinna się zmieniać polska edukacja. Zatrzymajmy się na razie na perspektywie bliższej, bo dzisiejsi dwudziestolatkowie chcieliby pewnie usłyszeć, co partia rządząca ma im do zaproponowania teraz. Z najnowszych badań Eurostatu wiemy, że bez pracy było w grudniu 2011 r. 27,7 proc. najmłodszych, co oznacza wzrost i miejsce w niechlubnej czołówce UE. Wiemy też o dużym odsetku młodych-bezczynnych (niepracujących i nieuczących się). Najpoważniejszy jest problem bezrobocia. Badania pokazują, że ci, którzy są bezrobotni, bardzo często pozostają również bez pracy po kilku latach. I tutaj faktycznie jest wiele rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim reformy wymagają urzędy pracy, które osiągnęły „szklany sufit”: przestały być kojarzone z miejscami, które pomagają wyjść z bezrobocia, a uchodzą za swoiste urzędy rejestracji bezrobotnych. Trzeba dotychczasowy system uzupełnić o sprawnie działające niepubliczne agencje zatrudnienia, które działałyby – podobnie jak w wielu krajach na Zachodzie – zadaniowo. W mierzeniu się z problemem bezrobocia trzeba też bardziej niż dotąd wesprzeć NGOsy. Pracujemy nad taką zmianą systemu, który – łącząc potencjały urzędów pracy, agencji zatrudnienia i organizacji pozarządowych – byłby po prostu bardziej wydolny niż teraz. Co z młodymi, którzy są formalnie na rynku pracy, ale z niskimi zarobkami i tzw. umowami śmieciowymi w ręku stanowią grupę pracujących-wykluczonych? Uważam termin „umowy śmieciowe” za niefortunny. Odwołując się do Diagnozy Społecznej z 2011 r., można śmiało powiedzieć, że te umowy spełniają pozytywną rolę: młodzi ludzie rzeczywiście od nich zaczynają, ale zdecydowana większość po 3-4 latach przechodzi na umowy stałe. Ci ludzie przez pierwsze lata są przecież na rynku pracy, zbierają doświadczenia, zarabiają. Ale polska sytuacja nie jest normą: na umowach tymczasowych – na czas określony, o dzieło, zlecenie – pracuje 27 proc. Polaków, a najwięcej z nich to młodzi. Jesteśmy pod tym względem w czołówce Europy. I jeszcze jedno: w odróżnieniu od innych krajów, w ciągu tych 3-4 lat, o których Pani mówi – i które zresztą często przedłużają się do 6-7 albo i więcej – młody człowiek nie dostanie w Polsce kredytu. To prawda: na Zachodzie coraz częściej pojawiają się oferty dla osób bez stałych umów. W Polsce banki nie zostały jeszcze zmuszone przez realia rynkowe do podejmowania bardziej ryzykownych decyzji. Jestem pewna, że to się będzie zmieniało, bo przecież banki zarabiają na kredytach. Wraz z dalszymi zmianami na rynku pracy – jeszcze większym jego uelastycznieniem – będą musiały przewartościować swoją politykę. To banki. A co może w sprawie umów śmieciowych zrobić rząd? Pojawiały się i pojawiają pomysły, by usztywnić prawo pracy, nałożyć na pracodawców dodatkowe obowiązki, „oskładkować” umowy o dzieło. To pomysły polityków opozycji, popierane przez związki zawodowe. Jestem ich przeciwniczką. Np. „oskładkowanie” umów o dzieło mogłoby przynieść efekt odwrotny: być może część osób, które są dzisiaj na tzw. umowach śmieciowych, dostałaby umowy stałe, ale byłaby też z pewnością spora grupa takich, którzy straciliby pracę. Czyli proponuje Pani nie robić nic z tzw. umowami śmieciowymi? Nic. Proponuję pozwolić im żyć. Mało popularny pogląd. Nic na to nie poradzę. Jestem przeciwko wprowadzaniu mechanizmów, które by do czegokolwiek zmuszały pracodawców, bo to może spowodować sytuację, w której rozszerzy się szara strefa. Młodzi nie będą ubezpieczeni, a dodatkowo państwo na tym straci, bo ci nie będą płacić żadnych podatków. Zaczęła Pani rozmowę od edukacji. Polskie szkoły i uczelnie nie są najlepszymi miejscami, jeśli chodzi o przygotowanie młodych ludzi do realiów rynku pracy... Kształcimy indywidualistów. Tymczasem potrzebujemy ludzi, którzy będą współpracować. Ale widać też dobre symptomy, np. w gimnazjach coraz większą wagę przykłada się do projektów, które wymagają zaangażowania całej klasy, grupy. Tyle że ten postulat wzięły sobie do serca tylko niektóre szkoły. Na fatalnym poziomie jest doradztwo zawodowe. I w gimnazjach, i w szkołach ponadgimnazjalnych. Jeśli do szkoły przychodzi ktoś, kto sam ma biznes, jest w stanie opowiedzieć o swoich porażkach i sukcesach, to będzie wiarygodny. Ale zwykle taką lekcję robi nauczyciel, który został do tego przyuczony, ale nie miał na tym polu żadnych doświadczeń. 10 najlepiej płatnych zawodów w USA jeszcze 10 lat temu nie istniało. Musimy uczyć młodych ludzi tego, jak sobie w tym zmieniającym się świecie radzić, a nie łopatami ładować im do głowy wiedzę. Z drugiej strony widzę, że zaczyna się dostrzegać potrzebę zmian. Dopiero od kilku lat zaczęliśmy poważnie traktować edukację w kontekście rynku pracy. Jest Pani optymistką. Wielu pracodawców mówi wręcz, że jest odwrotnie: dostają absolwentów uczelni wyższych coraz gorzej przygotowanych do pracy. Co, poza dostrzeganiem potrzeb, zrobiono przez ostatnie cztery lata, by było inaczej? Takich spraw nie zmienia się w ciągu jednego czy nawet kilku lat. Ważne, że najistotniejsze problemy zostały dostrzeżone, np. to, że mamy tony wykształconych humanistów i duże niedobory w naukach ścisłych, gdzie z kolei potrzeby są olbrzymie. Proszę pamiętać, że wkrótce będziemy mieli demograficzną rewolucję: mniej więcej tylu maturzystów, ile miejsc na samych uczelniach publicznych, będzie prawdopodobnie już w 2015 r. To wymusi konkurencję oraz myślenie, jak ofertę studiów dostosować do rynku pracy. A jeśli pyta pan o realne działania w ostatnich latach, wymienię najważniejsze: przywrócenie matematyki na maturze, które dowartościowało nauki ścisłe. Słabo idzie za to dowartościowywanie informatyki. Cyfryzacja to fiasko ubiegłej kadencji. Z pewnością można było więcej i lepiej. Ale za pieniądze europejskie i tak się wydarzyło dużo. Trudno znaleźć szkołę, gdzie nie ma pracowni komputerowej. Jesteśmy w trakcie procesu, który – oczywiście – mógłby przebiegać szybciej. Tyle że to problem szerszy: szkoła jest niedostosowana do współczesności. Temat funkcjonowania w sieci, nowych mediów, komunikacji, w wielu miejscach w ogóle nie istnieje, bo część kadry nauczycielskiej nie rozumie tego świata. To nie może pozostać bez wpływu na ogólne kompetencje młodych ludzi wchodzących na rynek pracy. Jeśli mówimy, że nasza szkoła jest skostniała, schematyczna i przez to nie przygotowuje do pracy i życia młodych ludzi w XXI w., to zastanówmy się, co można zrobić. Na pewno nie pomaga Karta Nauczyciela, która wiąże ręce dyrektorom, jeśli chodzi o większą elastyczność zatrudnienia. Jestem zwolenniczką likwidacji Karty. Rozumiem, że nie zgadza się Pani tutaj z minister Szumilas, która likwidacji Karty nie chce. Na takie decyzje trzeba mieć polityczną moc. Nie można robić kilku rewolucji naraz: jest wiek emerytalny, mundurówki, wcześniej były sześciolatki w szkołach. Rozumiem tę ostrożność. Na koniec: nie boi się Pani wściekłości młodych? Że posiadają niewykorzystany jeszcze potencjał, który może wywrócić polską politykę do góry nogami? Protesty to rzecz naturalna w demokracji, nie boję się. Pod warunkiem oczywiście, że będziemy słuchać, co młodzi ludzie mają do powiedzenia. 
JOANNA KLUZIK-ROSTKOWSKA jest posłanką PO, członkinią sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. W 2007 r. kierowała Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2012