Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sprawa sześciolatków pozostaje w centrum polskich dyskusji edukacyjnych. Dziś kończy się – również sześcioletnia – historia reformy związanej z wiekiem obowiązku szkolnego: naukę rozpoczyna rekordowa liczba pierwszoklasistów – armia 611 tys. dzieci, wśród których sześciolatki – po raz pierwszy objęte jako cały rocznik obowiązkiem szkolnym – stanowią ponad połowę (reszta to siedmiolatki urodzone w drugiej połowie 2008 r.).
I choć wydawało się, że apogeum emocji wokół reformy mieliśmy w marcu – wtedy odrzucono obywatelski projekt zmian mających przywrócić „stary” wiek szkolny – nic nie wskazuje na ich wyciszenie. Zwłaszcza jeśli dojdzie do skutku proponowane przez prezydenta Dudę referendum z pytaniem o sześciolatki.
Jedna z głównych kontrowersji, zwłaszcza w kontekście mieszanych roczników w pierwszych klasach, to pytanie, jak ma się – poznawczo i emocjonalnie – przeciętny sześciolatek do siedmiolatka? Sprawdzili to – przy okazji konstruowania testów diagnostycznych dla pierwszoklasistów – eksperci Instytutu Badań Edukacyjnych. Wyniki, które IBE ogłosi w tym tygodniu, a które „Tygodnik” podaje jako pierwszy, mogą zaskakiwać.
Choć akurat ich pierwsza, zasadnicza część nie budzi pewnie większego zaskoczenia. – Badania na solidnej, bo wynoszącej 1200 uczniów próbie pokazały, że istnieją różnice pomiędzy umiejętnościami sześciolatków i siedmiolatków. Może nie są one wielkie, ale jednak wyraźne – komentuje dr Piotr Rycielski, psycholog z IBE, współautor badań.
Największe dysproporcje, precyzuje naukowiec, ujawniły się w umiejętności pisania. – Mniejsze różnice, choć nadal wyraźne, zauważyliśmy w odniesieniu do matematyki, a najmniejsze w czytaniu – ujawnia naukowiec. I dodaje, że umiejętność czytania u pierwszoklasistów zależy w znacznie większym stopniu od formacji domowej – od tego, jakie miejsce zajmują w niej książki.
To bodaj najbardziej zaskakujący wniosek z analiz IBE – okazuje się, że różnice między przeciętnym sześciolatkiem a siedmiolatkiem są wielokrotnie mniejsze niż różnice pomiędzy dziećmi ze względu na bogactwo i kapitał kulturowy rodziców. Co więcej: różnice te ujawniają się przy porównywaniu całych szkół, a nawet regionów!
– Najkrócej mówiąc: najlepszy uczeń ze szkoły X nie osiąga kompetencji najsłabszego ze szkoły Y – mówi dr Rycielski. – Nasze badanie nie było co prawda reprezentatywne na poziomie ogólnopolskim, badaliśmy województwa lubelskie, kujawsko-pomorskie i mazowieckie. Niemniej w próbie znalazły się duże miasta, te mniejsze i wioski. Był więc np. Ursynów i wieś lubelska. I to zróżnicowanie, na niekorzyść biednych obszarów, jest znacznie wyraźniejsze niż to ze względu na wiek.
Wniosek? – Polska szkoła nie jest środowiskiem sprawiedliwym społecznie – komentuje badacz IBE. – To, do jakiej szkoły trafiło dziecko, determinuje jego rozwój poznawczy znaczniej bardziej niż wiek.
Więcej na temat wniosków z badań IBE, reformy wieku szkolnego i popularnej akcji „Ratuj Maluchy” – w jutrzejszym wydaniu „Tygodnika Powszechnego”. W numerze również wywiad Jana Wróbla z Karoliną i Tomaszem Elbanowskimi, twórcami „RM”.