Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
no i zwariował nam oberklecha do cna. Mówiąc jednak szczerze, męczy mnie już rozpisywanie się o jego awanturach i wybrykach. Nudzi, bo ile można, mnożenie kolejnych argumentów czarno na białym wykazujących, że Kościół pod jego opętańczym kierownictwem zmierza ku katastrofie. Na szczęście, gdy toczyć mnie zaczyna robak zniechęcenia; gdy pojawia się syndrom zawodowego wypalenia; gdy zastanawiam się, czy nie rzucić tego wszystkiego – za przeproszeniem – w diabły... Zawsze wtedy pojawia się jakiś nadwiślański katolik, co czarta podniesie na duchu.
Wyobraź sobie, że ostatnio szaleniec w bieli miał oświadczyć, iż znosi tytuły prałata i infułata dla zasłużonych klechów. Otóż tak się właśnie w imię ewangelicznych mrzonek rozmontowuje szacowną instytucję, strukturę, hierachię i uświęcony porządek – począwszy od poluzowania wydawałoby się mało znaczących śrubek. Nie pozwól się jednak zwieść, drogi Piołunie, i zawsze patrz na rzeczy małe, bo forpocztą są wielkich. Lawina zaczyna się od poruszenia kilku kamyków, a podróż dookoła świata – od przekroczenia progu własnego domu.
Zresztą głęboko mnie nowy eksces oberklechy zasmucił także z innego powodu. Iluż moich pacjentów wzdychało, więdło i schło latami w nadziei, że w końcu dostrzeżeni i docenieni na miarę swych talentów i osiągnięć kroczyć będą dumni we fioletach i rokietach, sznurkach, frędzlach i fariolach, mantoletach i biretach. Ale to se ne vrati.
Posmutniałem zatem i niechybnie zniknąłbym w czeluściach wzbierających fal mego i ich smutku, gdyby pewien katolicki publicysta nie rzucił mnie, ginącemu w odmętach, ratunkowego koła. Niczym tonący brzytwy chwyciłem się jego błyskotliwych wywodów. Zaprawdę nie wszystko stracone, gdy tak wiernych, dzielnych i przenikliwych synów rodzi nadwiślańska kraina. Ja nikogo się nie boję, choćby papież... to dostoję!
Nie obawiał się nasz śmiałek obsztorcować oberklechy, nie obawiał... Punktuje zbzikowanego staruszka niczym bokser, a każdym ciosem zwala na deski. I tak skasowanie honorowych nominacji na infułatów i prałatów sprawi np., że europejscy katolicy w jeszcze mniejszym stopniu będą „zakorzenieni w tym, co stanowi o pięknie (także w jego wymiarze ludzkim) katolicyzmu”.
I to jest, drogi Piołunie, bardzo słuszna koncepcja. Zawsze byłem zdania, że piękno katolicyzmu przejawia się głównie i przede wszystkim we fioletach i rokietach, sznurkach, frędzlach i fariolach, mantoletach i biretach. A reszta? Marność na marnościami. Bajdurzenia Cieśli, co nie znał się ani na ludziach, ani na modzie, i gustu nie miał za grosz.
Ale na tym nie koniec, o nie! Nasz dzielny jeździec bez głowy wchodzi w kolejny wiraż i tym razem jedzie po bandzie psychoanalizy. Przypomina, że każdy klecha to przecież stuprocentowy mężczyzna, a krew nie woda i testosteron ma swe prawa. Pisze zatem o niedoszłych infułatach i prałatach: „Oczywiście można uznać, że tytuły te są tylko powodem do rywalizacji, i właśnie z tego powodu je znieść. Tyle że w naturze mężczyzny jest rywalizacja. I nawet jeśli zniesiemy rywalizację na godności, to oni – nawet jeśli przyjmą święcenia – nie przestaną rywalizować. Tyle że nie na godności, a na parafie, samochody czy cokolwiek innego”. Oczywiście ta rywalizacja jest – zauważa nasz pobożny realista, co wysłannikiem czuje się niebios, ale zarazem twardo stąpa po ziemi i doskonale wie, co w męskich duszach skrytych pod sutanną gra – daleka od świętości, ale lepszy wyścig na tytuły niż na stuningowane bryki z chromowanym grillem. Niech się więc nadal dzika, nieokiełznana, kowbojska męskość przejawia we fioletach i rokietach, sznurkach, frędzlach i fariolach, mantoletach i biretach!
Powiadają, drogi Piołunie, że to nie szata zdobi człowieka. Pozostawiam to bez komentarza. Ale jedno wiem doskonale. Mianowicie to, że czasem Szatan zdobi człowieka. A innym odbiera rozum.
TWÓJ KOCHAJĄCY STRYJ KRĘTACZ