Szanuj bliźniego inaczej wierzącego

Przy współczesnej wieloznaczności pojęcia "sekta" i niemożności precyzyjnego określenia kryteriów psychomanipulacji, penalizacja tych pojęć oznacza kolejne zagrożenie wolności przekonań.

28.05.2007

Czyta się kilka minut

Diderot utyskiwał, że jakakolwiek postać przebrana w strój francuski jego czasów - perukę, trójgraniasty kapelusz - będzie wyglądać śmiesznie. Zauważał, że "wystarczy wprowadzić nasz kostium do malarstwa lub rzeźby, aby zgubić te dwie sztuki". Jego uwagi przychodzą do głowy, gdy obserwuje się zajmowanie problematyką nowych ruchów religijnych przez polskich polityków. Próby ubierania problemu w intelektualne odzienia, w których jednak dominował zawsze ton potrząsania kajdanami oraz wskazywania na pręgierz, już się zdarzały. Strój ten powraca, bo LPR zorganizował 23 maja konferencję, która ma być wstępem do przedstawienia inicjatywy legislacyjnej wprowadzającej przepisy "antysektowe".

Kłopoty z definicją

Wspomnienie dywagacji Diderota jest tym bardziej zasadne, że planowane prawo ma wzorować się na francuskim. We Francji zaś środowiska antysektowe mają długą XX-wieczną tradycję, choć nawet one, mimo że chętnie mówią o "sektach", nie były w stanie wypracować precyzyjnej definicji tego pojęcia. We współczesnych realiach trudno wszak odwoływać się do ustaleń XIX-wiecznych socjologów, którzy traktowali sekty, zgodnie z etymologią, jako grupy, które odłączyły się od jakiegoś Kościoła czy większej grupy religijnej. Jaki to ma związek np. z kultami ufologicznymi?

Świat nowych ruchów religijnych to olbrzymi archipelag grup liczących od kilkudziesięciu do paru milionów członków, o strukturach od wspólnoty życia czy rodzaju minirepubliki (np. włoska wioska magiczna Damanhur) po luźne zrzeszenia, w których jedyną formą wspólnoty jest oglądanie i opłacanie tego samego, transmitującego nabożeństwa kanału telewizyjnego. Stąd wynika potrzeba znalezienia określenia, które, pomijając zróżnicowanie, wskaże ich wspólny mianownik. Ma nim być szkodliwość społeczna, tak jest np. we francuskich raportach parlamentarnych o "sektach destrukcyjnych" (Raport Guyarda z 1996 r.) czy w szwajcarskim raporcie o "grupie indoktrynacyjnej" (dokument z 1999 r.).

Dołączanie przymiotników sprawy jednak nie rozwiązuje, a sformułowanie precyzyjnej definicji prawnej okazuje się niemożliwe. Nawet bowiem jeśli któryś z członków grupy religijnej, choćby i jej przywódca, popełnił przestępstwo, czy to wystarcza, by całą grupę uznać za "sektę destrukcyjną"? Czy nie będzie to stosowanie odpowiedzialności zbiorowej? A gdyby, przez analogię, stworzyć definicję "partii destrukcyjnej" i używać jej wobec partii, której przywódcom udowodniono złamanie prawa? Nieprzypadkowo Bundestag w raporcie z 1998 r. używa określenia "tak zwane sekty" - to doskonale ilustruje trudności terminologiczne.

Problemu nie rozwiązuje tworzenie list grup szkodliwych, np. na spisie dołączonym do Raportu Guyarda znalazło się małe katolickie stowarzyszenie kulturalne Office Culturel de Cluny, a nie ma żadnej grupy islamskiej, co w świetle zamachów z 11 września 2001 r. wydaje się znaczące. Z kolei raport belgijski umieszcza wśród "sekt szkodliwych", np. buddyzm zen, żydowską wspólnotę Szatmar czy liczącą 22 mln członków zielonoświątkową denominację Zbory Boże.

Strój pyskacza

Jak we wszelkich społecznościach religijnych, i w tych grupach może dojść do nadużyć. Nie oznacza to jednak, że należy od razu wołać prokuratora. Bardziej potrzebna jest integracja członków tych grup ze społeczeństwem, a zatem nie tyle podkreślanie obcości, co dialog i szacunek. Właśnie te aspekty podkreśla szwedzki raport rządowy z 1998 r. Może do niego właśnie trzeba sięgnąć, gdy będziemy wybierać strój, w jakim będziemy chcieli toczyć w Polsce dyskusję o nowej religijności? Dotychczas często był to strój pyskacza, który rzuca wiele słów, często obraźliwych, pobrzękując przy tym szabelką i zwiastując zdecydowaną odprawę "sekciarzom".

Tym bardziej, że w Polsce termin "sekta" zrobił osobliwie złą karierę. Do 1989 r. określano nim głównie Świadków Jehowy, jedyną mniejszość religijną znaną niemal wszystkim - wtedy oznaczało ono osoby gorliwe religijnie, chodzące od drzwi do drzwi, z którymi często nie chcieliśmy dyskutować. Po upadku komunizmu zniesiono ograniczenia w praktykowaniu najróżniejszych systemów religijnych i, sądząc tylko po oficjalnych statystykach, mówiących o zarejestrowanych Kościołach i związkach wyznaniowych, wzrost był kilkakrotny: w 1989 r. MSW wykazywało istnienie ponad czterdziestu takich grup, obecnie jest 165. Ruchów religijnych i parareligijnych działających poza listą MSWiA, w oparciu o konstytucyjne swobody wolności przekonań, może być kilkakrotnie więcej.

W odpowiedzi na ten rozwój zwierają szeregi środowiska niechętne nowym religiom, nagłaśniając swoje działania i wyolbrzymiając zagrożenie - o czym mówiono podczas spotkania w resorcie spraw wewnętrznych w 1995 r. (uczestniczyły w nim zarówno oskarżane mniejszości religijne, jak społeczne i przykościelne ośrodki antykultowe oraz przedstawiciele władzy wykonawczej i sądowniczej). Wtedy słowo "sekta" zaczęło oznaczać "grupę przestępczą mieniącą się kościołem" lub grupę psychomanipulacyjną, z sugestią, że jest to miejsce, w którym dochodzi do nadużyć wolności obywateli.

Trzeba wiedzy, nie sankcji

Od dwunastu lat powraca w debacie wątek rzetelnej informacji, tak o nowych religiach, jak o kontrowersjach związanych z obecnością alternatywnej kulturowo duchowości. O państwowy ośrodek, zajmujący się monitoringiem wolności religijnej w Polsce i zbierający oraz oferujący informacje na temat nowych ruchów religijnych, z pewnością warto zabiegać (choć bez wątpienia państwo ma znacznie ważniejsze wydatki). Ponieważ takiego centrum nie ma, różne ośrodki społeczne i religijne pretendują do roli ciał wyrokujących obiektywnie o szkodliwości danej wspólnoty religijnej. Do ich kompetencji i, co ważniejsze, bezstronności mają jednak zastrzeżenia zarówno przedstawiciele mniejszości religijnych, jak środowiska naukowe.

W Polsce, kraju z 90-proc. większością katolicką, nie ma kto przedstawiać złożonej problematyki odmiennych postaw moralnych i religijnych. Potrzeba odpowiedniej informacji i profilaktyki - chroniącej przed nadużyciami, ale także wyzwalającej z lęków i skutecznie oduczającej braku tolerancji oraz agresji wobec członków nowych ruchów religijnych. Duże znaczenie mają dobrze przygotowane programy edukacyjne, popularyzujące rzetelną wiedzę o nowych religiach, jak też zwiększenie liczby publikacji naukowych im właśnie poświęconych.

O ile trzeba zabiegać o rzetelne centrum informacji i monitoringu, tak trzeba zostawić w spokoju regulacje prawne. Polskie prawo - mieszczące się w standardach prawa międzynarodowego - dostatecznie chroni obywateli przed marginesowymi nadużyciami związanymi z nowymi ruchami religijnymi. Uwagę trzeba skupić na jego egzekwowaniu i to wobec wszystkich. Jednostkowych naruszeń nie można bezkrytycznie uogólniać, formułując niesprawiedliwe oceny wobec całej sfery niekatolickich przekonań religijnych. Ważna jest również świadomość, że naruszenia prawa w nowych ruchach religijnych nie są bynajmniej inne niż te dokonywane w dużych historycznych Kościołach.

Przy współczesnej wieloznaczności pojęcia "sekta" i niemożności precyzyjnego określenia kryteriów psychomanipulacji, penalizacja tych pojęć oznacza kolejne zagrożenie wolności przekonań.

***

W czasach Jagiellonów i pierwszych królów elekcyjnych Rzeczpospolita szczyciła się niespotykaną w ówczesnej Europie tolerancją religijną. Istniało wtedy luterskie Pomorze, muzułmańskie osady na Podlasiu, żydowski Sejm Czterech Ziemstw, karaimscy kupcy i ariański Raków. Coś, co obecnie odkrywają i podziwiają historycy z innych krajów, może stać się obce naszemu społeczeństwu. Z tego wniosek, że do dyskusji o nowych religiach trzeba włożyć polski strój, ale ten odświętny, wyrażający najlepsze tradycje. Wtedy nie będzie niszczył swą obecnością ani rzeźby, ani obrazu, nie będzie też szkodził komukolwiek, ograniczając swobody religijne. Dopóki groźba ograniczenia takich swobód istnieje, trzeba protestować i pokazywać inne ważne dla umacniania wolności religii działania.

  • Dr hab. ZBIGNIEW PASEK kieruje w Instytucie Religioznawstwa UJ Pracownią Dokumentacji Wyznań Religijnych w Polsce Współczesnej; zajmuje się nowymi ruchami religijnymi i różnymi nurtami alternatywnej duchowości.
  • O. PIOTR JORDAN ŚLIWIŃSKI (kapucyn) jest doktorem filozofii, wykładowcą UJ i Wyższego Seminarium Duchownego Kapucynów; zajmuje się antropologią miasta oraz nowymi ruchami religijnymi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2007