Symfonia kickboksera

Przez dziewięć miesięcy prowadził warsztaty muzyczne z grupą byłych pracowników Ursusa. Pani Stanisława dostała solówkę: uruchamia niewidzialną wytrzęsarkę. Odwzorowuje jej pracę głosem i gestem.

24.05.2021

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Symfonia Fabryki Ursus”, 2018 r. /  / JAKUB WRÓBLEWSKI; KACPER CZUBAK / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Symfonia Fabryki Ursus”, 2018 r. / / JAKUB WRÓBLEWSKI; KACPER CZUBAK / MATERIAŁY PRASOWE

Dominik Strycharski jest flecistą, wokalistą, improwizatorem, kompozytorem muzyki do filmu i teatru. Kilka dni przed jego 46. urodzinami ukazała się płyta z „Symfonią Fabryki Ursus”. Łączą się na niej liczne muzyczne drogi Strycharskiego, a jednocześnie jest to zapis spotkania z wyjątkowymi świadkami historii: byłymi pracownikami i pracowniczkami Zakładów Przemysłu Ciągnikowego „Ursus”. Strycharski skomponował ją do filmu Jaśminy Wójcik pod tym samym tytułem.

Walka

– 2020 to był mój najlepszy rok w życiu.

– Słucham?!

– Zrozumiałem, że wszystko jest nietrwałe. Straciłem samochód w wypadku, straciłem flet, który był ze mną od dwudziestu lat. No i byłem o milimetr od końca bycia muzykiem instrumentalistą. Stałem na bramce: dostałem piłką w wyprostowane palce, pękły mi ścięgna. Palce lewej ręki opadły. Mimo pandemii udało się to ogarnąć: czterech ortopedów, stabilizatory. Zero grania. Potem tylko czekanie. Po dwóch miesiącach zdejmujesz stabilizatory. Wali ci serce: opadają czy nie? Nie opadają! Zginasz. Sztywne, ale żyją. Potem rehabilitacja. Ćwiczyłem po pięćdziesiąt razy dziennie. I są znów sprawne. Podobno rzadko to się zdarza.

Właśnie wrócił z treningu. Od lat trenuje boks, kick boxing i krav magę. Czasem pięć razy w tygodniu: – Muszę to robić. Sporty walki wzięły się z moich ogromnych kompleksów, które miałem jako dwudziestoletni gówniarz: byłem bezczelny, niby odważny, ale bałem się bić. Wiedziałem, że jak mi ktoś trzaśnie, to się po prostu skulę. Stwierdziłem, że nie mogę tak dłużej żyć. Ale nigdy poza sportem swoich umiejętności nie użyłem, nigdy chyba nie użyję. Wszyscy prawdziwi fighterzy mówią: twoim największym wrogiem jesteś ty sam. To siebie przekraczasz, a nie gościa, który chce cię uderzyć; jego nie zmienisz – a siebie tak.

Flet

– W podstawówce grałeś na flecie czy na dzwonkach?

– Team fleciki. Dobrze grałem. Lubiłem mój flet, ale zaraz po podstawówce wyrzuciłem go do śmieci. Nie lubiłem szkoły, lekcji, nauczycielki. Bunt. Z chłopczyka w koszuli wpuszczonej w spodnie zmieniłem się w kogoś na granicy punka i oia. Ogoliłem głowę żyletką: nie podchodź! Ludzie się mnie bali.

– I znowu zacząłeś grać na flecie?

– Flet wziąłem znów do ręki w liceum i to było jak fala. Przy ludziach zagrałem na nim pierwszy raz na jakimś wyjeździe z przyjaciółmi. Zacząłem improwizować jak opętany. Flet daje takie dziwne odloty: nawet nie umiejąc grać, mogłem brzmieć jak derwisz w transie. Potem usłyszałem „Korowód” Marka Grechuty z 1971 r. i sześciominutowe solo Jacka Ostaszewskiego… Total. W tym samym roku Ostaszewski założył wspólnie z Markiem Jackowskim i Tomaszem Hołujem zespół Osjan – pionierzy world music w Polsce.

Drugim bohaterem Strycharskiego był Krzysztof Zgraja, flecista jazzowy: – Grał na flecie poprzecznym, ale na każdej płycie miał dwa numery na flety proste. To też był wstrząs!

Strycharski urodził się i wychował w Bytomiu: – Miałem wielu kumpli, bo byłem zadziorny, lubiłem wypić, lubiłem się bawić. Szybko założyłem z kolegami zespół Nimptsz – od nazwiska, popularnego na Śląsku. Perkusja, bas i flet. Pamiętam koncert w Katowicach, w klubie ­bluesowym… Jego właściciel nas uwielbiał, bo byliśmy nieprzewidywalni. Ale tego wieczora podszedł do nas i powiedział: „Przy barze siedzą dwaj złodzieje, moi znajomi, i zastanawiają się, który załatwi flecistę. Nie grajcie teraz, zróbcie przerwę, oni wyjdą i będziecie grać dalej”. Takie były czasy, ale nigdy za flet nie oberwałem.

Zaczął komponować muzykę do spektakli teatru tańca: – I grałem czasem kilka koncertów dziennie. Byłem na tyle wyrazisty, że dostałem nagrodę prezydenta Bytomia.

Aktywność Strycharskiego zbiegła się ze „złotą erą fletu prostego”. W ciągu ostatnich dwóch dekad za sprawą nowych technologii i rosnącego zainteresowania wykonawców, przede wszystkim muzyki współczesnej, opracowane zostało wiele nowych modeli fletu prostego: pojawiły się klapki, dodatkowe dziurki w ustniku. Wszystko to umożliwiło rozszerzenie skali instrumentu i możliwości ekspresji

Ale żeby grać, musiał sam wymyślić muzykę i stworzyć dla siebie miejsce na scenie. Może dlatego częściej niż w klubach usłyszeć go można było w teatrach – jako kompozytora i wykonawcę muzyki na żywo. Właśnie w takiej roli – w spektaklu w reżyserii Anny Badory w Schauspielhaus Graz – zobaczyła go po raz pierwszy Jaśmina Wójcik: artywistka, czyli artystka, która w swoich działaniach łączy sztukę i aktywizm. Tworzy projekty edukacyjne, partycypacyjne, zaprasza do świata sztuki osoby, które nie miały w nim dotąd swojego miejsca.

– Dominik pracował z grupą śpiewaków. Chodziło o odtwarzanie traumatycznych wspomnień z wywózek… Rozsadzała go energia – mówi Wójcik.

Ursus

– Mój tata zawsze mówił, że jest z Ursusa, a nie z Warszawy. Nigdy tego nie rozumiałam – opowiada Jaśmina. – Dziesięć lat temu przyszłam tu pierwszy raz na spacer. Spodobały mi się pofabryczne hale. Wysłałam tacie kilka zdjęć. Był załamany tym, co się wydarzyło. Później zaczął odtwarzać dla mnie swój świat: opisywał wylewającą się co rano rzekę ludzi, idących z pociągu do pracy. Chciałam się dowiedzieć, co się z nimi stało. Zaczęłam od rozmów z byłymi pracownikami i pracownicami. Opowiadali o fabryce, pokazywali, jak wyglądała ich praca. Uruchamiała się pamięć ciała. Zaczęłam o nich myśleć jak o muzykach w orkiestrze: każdy ma swoją część i bez niego całość nie zagra. Postanowiłam stworzyć film, który będzie symfonią dźwięków i osób. Dominik miał tę symfonię skomponować.

– Wytrzęsarka to takie urządzenie, do którego wrzucało się nakrętki, śruby i inne części, które zostały właśnie wyprodukowane w ślusarni i które wciąż miały na sobie opiłki. Trzeba było się ich pozbyć – tłumaczy Strycharski. – No i pani Stanisława dzień w dzień po prostu wrzucała setki kilogramów tych przedmiotów do wytrzęsarki, coś tam przełączała, to się uruchamiało i wyło. Teraz ona opowiada mi ze łzami w oczach, że serio uwielbiała tę maszynę, a po chwili zaczyna się śmiać, jakby wspominała solówkę na Woodstocku.

Strycharski przez dziewięć miesięcy prowadził warsztaty wokalne z grupą byłych pracowników Ursusa. Na ich podstawie skomponował muzykę do filmu. Pani Stanisława dostała swoją solówkę: w filmie wspina się po ruinach dawnej fabryki, do miejsca, w którym stała jej maszyna. Uruchamia niewidzialną wytrzęsarkę i odwzorowuje jej pracę głosem i gestem. Po chwili dołączają do niej kolejni bohaterowie filmu i duchy ich maszyn.

– Nasi bohaterowie byli bardzo sumienni. Chcieli wszystko jak najwierniej odtworzyć. Jak powiedział nam jeden z nich, pan Jerzy: „Fabryki nie ma, maszyn nie ma – jesteśmy my i nasza pamięć, i tą pamięcią się z państwem dzielimy”. Dlatego właśnie operowaliśmy ciałem (nad choreografią pracował Rafał Urbacki, który zmarł dwa lata temu), głosem i miejscami, których już nie ma. W takiej naszej wewnętrznej nomenklaturze to były dusze, które nawiedzają jeszcze raz to miejsce. Ich osobiste symfonie budzą traktory, które wracają do Ursusa jak do macierzy i tańczą ostatni taniec wdzięczności – mówi Jaśmina Wójcik.

– Nie wiem, ile w tych wspomnieniach jest sentymentu i naturalnej tęsknoty za młodością. Ale wszyscy podkreślają, że to była wspólnota. Nie chcę gloryfikować tamtych czasów, ale widać, że Ursus i wiele innych zakładów to były mikrospołeczności: dużo więcej niż tylko socjalistyczny projekt. Tego, że ludzie się kolegują, szanują nawzajem, nie da się zaprojektować. A przecież to mieli być tylko pracownicy: odbij kartę, przybij kartę, cześć, pa, hej – mówi Strycharski.

Etos

– Wiemy, czym jest symfonia Lutosławskiego: ma swoje części, jest rozpisana w nutach – mówi Strycharski. – A w mojej muzyce jest noise, techno, industrialne brzmienia, przesterowane, jakieś subbasowe huki… Nad tym wszystkim są partie orkiestry – w wykonaniu muzyków dawnej Orkiestry Fabryki Ursus. Bo co to dzisiaj znaczy „symfonia”?

Flecista, najstarszy z muzyków Orkiestry, ma 91 lat.

– On gra na flecie od 60 czy 70 lat. Na próbie był tak ubrany, że… człowieku! Buty wyglancowane. Flecik pikolo. I powiedział tylko: „Wszystko jest ok” – wspomina Dominik. – Mój dziadek, Józef Wróbel, był górnikiem, sztygarem. Z muzyką nie miał nic wspólnego. W okresie mojego buntu był jedyną osobą w rodzinie, którą uwielbiałem. Podświadomie przekazał mi taki etos: pisz wyraźnie, starannie się ubieraj i… kultura. Ale też potrafił przekląć. Lubił futbol. Pił dużo kawy. Palił fajki. Świetnie wyglądał do końca. Kochał samochody. Był szefem Klubu Motorowego w Bytomiu i prowadził tam księgowość. Godzinami zapisywał te cyferki, a ja go podziwiałem: jak można tak pisać? Jak z maszyny! Jeszcze kursywą! To on mi przekazał, czym jest godność i wewnętrzna siła. W muzykach orkiestry z Ursusa zobaczyłem dziadka.

Film „Symfonia Fabryki Ursus” zobaczyć można na platformie vod.pl. Płyta Strycharskiego pod tym samym tytułem ukazała się nakładem Audio Cave. Na platformie Play Kraków można obejrzeć zapis prawykonania utworu „Box of ­Boxing” na czterech wykonawców (Kwart­ludium), elektronikę i kickboksera (Strycharski). 18 czerwca w Teatrze Powszechnym odbędzie się premiera spektaklu „Jądro ciemności” w reżyserii Pawła Łysaka z muzyką Strycharskiego. Jeszcze w tym roku do sklepów ma trafić płyta jego nowego kwintetu Core – który brał udział w nagraniu „Symfonii”.

– Zeszły rok był świetny, mówię ci! – dodaje Dominik. – Ten będzie jeszcze lepszy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2021