Święty kot

Dużo wciąż słychać śmichów-chichów z powodu powołania przez premiera Jarosława Kaczyńskiego premiera rządu technicznego.

08.10.2012

Czyta się kilka minut

Premier rządu technicznego natychmiast stał się obiektem wielu przykrych żartów z jednej strony i adoracji z drugiej. Są też inne konsekwencje tej nominacji. Świat celebrytów, czyli ludzi znanych z tego, że są znani, wzbogacił się o nowego człowieka, startującego w nieco innej dyscyplinie. Dotychczas bycie politykiem było raczej balansowaniem. Wielu z polityków stawało się znanych z powodów szalenie błahych, głównie z okazji nadmiernego napicia się, spocenia w meleksie, artykułowania propozycji z kosmosu, rozdziania w miejscu publicznym, nadwyrężenia przepisów prawa karnego bądź operowania polszczyzną nizin na cmentarzach. Jeżeli próbowaliśmy sobie przypomnieć, skąd jakiegoś polityka znamy, okazywało się na ogół, że kojarzymy go dokładnie z tych samych powodów, dla których podziwiamy wielu rasowych celebrytów – z powodu obnażeń branych zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Tymczasem w nominowaniu premiera rządu technicznego znajdujemy nowość z innej bajki. Oto nie jest on politykiem ani szołmenem, ale dzięki polityce stał się celebrytą. Został tu wykorzystany gigantyczny potencjał niebycia w drodze do stania się sławnym z powodów absolutnie niejasnych. To nowość w naszym przemyśle, nie tyle nienawiści, co rozrywki, którą staje się polityka.

Premier rządu technicznego nic nie musi. To znaczy: nie musi rządzić, nie musi mieć ministrów, nie musi interesować się wichurami, powodziami ani zapadającymi się ulicami w stolicy. Ze spraw międzynarodowych jedyną dlań istotną jest przegrana Micheila Saakaszwilego w Gruzji. O kryzysie światowym ma do powiedzenia mniej więcej tyle, co każdy z nas, bowiem jako premier celebryta musi być z ludem i jego opiniami. Jest to, jednym słowem, sytuacja wspaniała i kusząca, która niechybnie znajdzie naśladowców.

Pierwszym symptomem, że mamy do czynienia z tak opisanym zjawiskiem, i z celebrytą nowego rodzaju, jest informacja portalu wPolityce.pl, że premier rządu technicznego ma kota, a ściślej kotkę. Stało się. Reporterzy tego medium, mający na co dzień w największej pogardzie dziennikarstwo słusznie skądinąd nazywane brukowym, pękli. Ci arcypoważni dziennikarze, którzy sfery prywatne opukują o tyle, o ile kogoś nie lubią bądź uznają za tajnego współpracownika policji ancien regime’u, ujawnili w swym poczytnym magazynie ów prywatny detal, podając go w wodzie zdatnej do kąpieli niemowlęcia – pod nadtytułem „Obgadujemy”. To tylko pozornie zaskakujące. Gdy się zastanowić, wszystko jest proste. Premier celebryta został przecież mianowany przez jakby nadpremiera. Ów piastuje nieustająco swój urząd i ma powszechnie znaną słabość do kotów. Kot jest w tych sferach jedynym nigdy nie zużytym zmiękczaczem wizerunku, jest więc zwierzęciem świętym. Nie da się być premierem bez kota, kot jest nowym znakiem ciągłości władzy w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2012