Święto w mieście śmieciarzy

W Europie rzadko ktoś otwiera drzwi przed obcym, gdzieś po drodze urwał się nam wspólny los, który kiedyś spajała chrześcijańska miłość bliźniego. Jaką drogą poszliśmy, skoro nie umiemy cieszyć się ze spotkania z przybyszem?

13.12.2015

Czyta się kilka minut

Przed koptyjską katedrą w dzielnicy Mukattam, Kair, 2012 r. / Fot. Osnowycz Aude / SIPA / EAST NEWS
Przed koptyjską katedrą w dzielnicy Mukattam, Kair, 2012 r. / Fot. Osnowycz Aude / SIPA / EAST NEWS

Adham zaprosił mnie do siebie na kolację. Jest koptyjska Wielka Sobota. Wieczorem pojadę do katedry św. Marka w dzielnicy Abbasijja, gdzie odbędzie się centralna liturgia Zmartwychwstania.

Wczoraj, w Wielki Piątek, papież Tawadros II symbolicznie złożył Ciało Chrystusa w grobie. Ikona opisująca pogrzeb Chrystusa została zawinięta w białe płótno, namaszczona olejami i mirrą, potem obsypana płatkami róż. Papież położył na niej krzyż, zawiniętą i zabezpieczoną całość umieszczono w południowo-zachodnim skrzydle ołtarza.

Następnego dnia późnym wieczorem ikona zostanie odsłonięta, koptyjski Chrystus zmartwychwstanie, a ja pójdę do rodziny Adhama na najważniejszy dla niej posiłek w roku. Zostałem zaproszony, mimo że jeszcze trzy dni temu nikt z tej rodziny nie wiedział, że istnieję, a ja nie miałem pojęcia, jak naprawdę wygląda miasto śmieciarzy w Kairze.

„Boże – pomyślałem – przecież będę musiał jeść to, co mi dadzą. Nie będzie żadnych wymówek”.

„Boże – pomyślałem zaraz potem – jakim jestem okropnym człowiekiem! Ludzie otwierają dla mnie swój dom, zapraszają na najważniejsze święto w roku, a ja się zachowuję jak inspektor sanepidu.

Nawet jeśli w mieszkaniu nie będzie krystalicznie czysto, nawet jeśli tu i ówdzie na mięsie albo w zupie pojawi się plama nieznajomego pochodzenia, masz jeść. Najwyżej zamkniesz oczy. Potem popijesz coca-colą, ona i tak wyżre pół żołądka, włącznie z ewentualną trucizną. Cola zawsze działa”.
 

W świecie zabalin
Kilka dni wcześniej przyjechałem do tego miasta śmieci, brudu i smrodu palonego plastiku, zdechłych psów rozkładających się na poboczu, rozbieganego ludzkiego mrowia. Miasto śmieciarzy to osiedle na przedmieściach Kairu. Ściślej mówiąc: przedmieściem ta dzielnica stała się pod koniec lat 60., kiedy władze postanowiły kairskich śmieciarzy z północno-zachodniej części miasta przenieść pod górę Mukattam. Początkowo przesiedlono 600 rodzin koptyjskich, bo to głównie Koptowie zajmują się zbieraniem śmieci w Kairze.

Dziś jest ich 50 tysięcy. A Mukattam z peryferii Kairu przesunął się niemal do centrum dwudziestomilionowego molocha, który nieustannie rośnie.

Ta dzielnica jest połączeniem wysypiska śmieci, centrum handlowego, fabryki recyklingu i kaplicy pod gołym niebem. Wąskimi uliczkami przeciskają się ciężarówki obładowane śmieciami: papierem, plastikiem, odpadami organicznymi. Między nimi przemyka tłum ludzi, snują się kozy, osły, krowy, w zaułkach błąkają się świnie. Hinduskie trójkołówki ścigają się z osłami ciągnącymi wozy, rozpadające się dżipy – z wypasionymi land roverami. W sklepach wrze handel, a w sziszarniach i restauracjach kłębią się tłumy, którym nie przeszkadza smród ani brud. Zabalin – tak po arabsku określa się śmieciarzy – są na to uodpornieni.

Adham pracował jako przewodnik w katedrze Matki Bożej i Świętego Szymona Garbarza, wbitej w skały góry Mukattam nie jako oderwana enklawa, ale jako duchowe serce miasta śmieciarzy. Od razu przypadliśmy sobie do serca, często wchodziłem do jego biura, gdzie czekał na grupki turystów, które chciały obejrzeć katedrę.

– Najbardziej lubię ten czas, kiedy kończy się nabożeństwo, dookoła jest cicho. Mogę zamknąć się w biurze i czytać. Dzień bez czytania jest stracony – powiedział mi Adham któregoś wieczora, gdy zastałem go z książką w ręku.

Skończył anglistykę na kairskim uniwersytecie, pracę w klasztorze uważał za niezłe zajęcie, ale nie ono było marzeniem jego życia. – Chciałem zostać mnichem. Jeździłem przez kilka miesięcy do klasztoru św. Antoniego na pustynię, potem próbowałem jeszcze w św. Pawle, ale w obu wypadkach nie dostałem zgody. Więc zrezygnowałem. Widać Bóg przeznaczył mnie do czegoś innego.

Przez te kilka dni pobytu w mieście śmieciarzy regularnie wracałem do jego biura. Rozmawialiśmy o Koptach, muzułmanach, Egipcie, polityce, wierze. Adham pochodził z rodziny śmieciarzy, jak wszyscy dookoła. Nie przejął biznesu od ojca, bo zajął się tym brat. Kilkakrotnie przeszliśmy wspólnie ulicami tego jedynego w świecie miasta.
 

Plastik na eksport
Partery kilkupiętrowych murowanych domów wypełniają tu magazyny, w których piętrzą się stosy odpadów. Rodziny specjalizują się w konkretnej dziedzinie: są fachowcy od plastiku, od papieru, od metalu i od odpadów organicznych. Gdzieniegdzie pracują maszyny zmieniające plastikowe torby i opakowania w pulpę, którą potem śmieciarze sprzedają poważnym producentom w całym kraju.

W swojej ekologicznej obsesji aktywiści z Europy i USA traktują kairski Mukattam jako przykład postępowego podejścia do recyklingu. Specjaliści od ratowania natury regularnie tu przyjeżdżają i chwalą kairskich śmieciarzy za innowacyjność. To oczywiście bzdura: motywacją tych ludzi nie jest ani ratowanie natury, ani utrzymanie miasta w czystości. Po prostu próbują przeżyć i wymyślają coraz to lepsze sposoby sprzedaży usług, jednak faktem jest, że w swoim fachu doszli do perfekcji. Nic się tutaj nie marnuje, zabalin potrafią przerobić trzy czwarte śmieci zwożonych z wielkiego miasta na produkt gotowy do sprzedaży. Płacą za to cenę, o której rzadko się mówi – opary wydzielane przy oczyszczaniu i przerabianiu plastiku w pulpę wywołują raka. Mimo to kolejne pokolenia nie rezygnują z zajęcia zapewniającego przyszłość. Synowie przejmują biznesy po ojcach, córki wychodzą za mąż za kolegów-śmieciarzy.

Ostatnio głównymi odbiorcami – zwłaszcza plastiku – stali się Chińczycy. Niektórzy zabalin robią na tym majątek. Wielu ma piękne domy na Mukattamie w części willowej, u góry, na skałach, ale nie potrafią tam żyć. Utrzymują pusty dom, a na co dzień mieszkają wśród śmieciarzy. Tutaj też zresztą mają piękne domy. Na zewnątrz widzisz magazyny pełne śmieci, a w środku znajdują się obszerne mieszkania, piękne meble, nowoczesne łazienki z pozłacanymi kranami i wielkimi kuchniami, w których gotowaniem zajmują się żony i kolejne synowe.
 

Świnie przetrwały
Nie tylko milionerzy potrafią odgrodzić się od świata smrodu i brudu. Na wyższych piętrach budynków żyją zwykli śmieciarze i oni także utrzymują w mieszkaniach czystość i porządek.

Tak mi opowiadał Mariusz Dybich, czyli Mario, polski Kopt pracujący wśród śmieciarzy, autor wspaniałych rzeźb skalnych w katedrze Matki Bożej i św. Szymona Garbarza. Teraz sam miałem się przekonać, czy w tych mieszkaniach jest rzeczywiście czysto, czy Koptowie potrafią odgrodzić się od świata śmieci i brudu.

Większość budynków w miejscu dachu ma strop i wystające z niego betonowe kikuty, które latami czekają na zadaszenie. Na takim tarasie leżą worki ze śmieciami albo pasą się kozy i świnie. W 2009 r. pod pretekstem walki ze świńską grypą zwierzęta z miasta śmieciarzy wywieziono na pustynię, wybito i zakopano.

Jednak ta dzielnica jest chrześcijańską enklawą, która nawet w tak silnie kontrolowanym państwie jak Egipt do pewnego stopnia może kierować się własnymi prawami. Akurat na Mukattamie świnie przetrwały. Dalej pasą się na górnych tarasach budynków mieszkalnych, a wieprzowina bywa podawana na stół.

Bramy i fasady zdobione są krzyżami koptyjskimi i oblepione plakatami Chrystusa, Maryi i koptyjskich świętych. Między domami suszy się pranie i wiszą podniebne kapliczki rozświecane na wieczór. Błyskający neon opina budynek przy głównej ulicy; być może został po Bożym Narodzeniu.
 

Dysputa teologiczna
Wieczorne modlitwy skończyły się, na parkingu przed katedrą kilku chłopców grało w piłkę w świetle lamp. Wróciłem z Adhamem do jego biura. Dziś nie będzie spał w rodzinnym domu w mieście śmieciarzy.

– Jak myślisz, dlaczego cię nie przyjęto do klasztoru?

– Nie wiem, reguły są bardzo surowe. Co roku do klasztorów zgłaszają się setki chłopaków, przyjmują jednego albo dwóch do każdego zgromadzenia. Może fakt, że od tak dawna pomagam w kościele, zadziałał przeciwko mnie.

– Jak to?

– Mnichem może zostać tylko osoba wykształcona, z dobrym zawodem. Przełożeni uważają, że jeśli chcesz się odgrodzić od świata, powinieneś mieć co za sobą zostawiać. Może pomyśleli, że skoro od lat pomagam tutaj, na Mukattamie, to nie mam innego życia. Jeśli tak, to nie rozumiem. Przecież skończyłem studia, mam dobry zawód, nie narzekam na brak pieniędzy.

Adham pyta, czy wierzę w Boga. Wielu moich rozmówców o to pyta. Mówię mu, że nie jestem równie religijny jak on.

– Ciekawe – komentuje Adham. – Spotykam wielu ludzi z Zachodu, którzy mówią, że mają wątpliwości. Szczerze mówiąc, wolę takich, co mówią wprost, że nie wierzą, niż takich z wątpliwościami. Mówią, że na świecie jest tak wiele zła, że tak wielu ludzi musi cierpieć. „Jak Bóg może na coś takiego pozwolić?”, pytają. Tylko że akurat wy specjalnie nie cierpicie. Żyjecie przecież w dobrobycie, ułożyliście sobie świat, jak chcieliście, więc na co narzekać? U nas, owszem, jest wiele cierpienia, ale my uważamy, że skoro jesteśmy wybrańcami Boga, to musimy cierpieć. Po to nas Bóg powołał. Popatrz na Dawida czy Hioba. Pomyśl o tych 21 Koptach zamordowanych niedawno w Libii (rozmawialiśmy tuż po bestialskim morderstwie w mieście Sirte). Torturowali ich, żeby wyrzekli się wiary i przeszli na islam. Ale oni nie wyrzekli się Chrystusa, więc dżihadyści ucięli im głowy. Wielu z nich w momencie egzekucji wypowiadało imię Jezusa, naszego Pana. Czym jest nasze cierpienie wobec ich ofiary?

Wyjaśniam Adhamowi, że moje wątpliwości nie wynikają z cierpienia.

– A z czego?

Nie do końca wiem, z czego. Wspominam coś o powolnym lodowaceniu serca, zaniku uwagi.

– Chyba wiem, o czym mówisz. To się bierze z pędu za światem, z niego rodzi się wiara w potęgę materializmu. Jeśli nie umiesz oderwać się od świata, jeśli cały czas koncentrujesz się na pracy, realizowaniu celów, które stawiasz przed sobą, to żyjesz ułudą materializmu. Nie ma w tobie miejsca na duchowość. A u mnie jest i dlatego tak bardzo lubię pracę w kościele. Mam mnóstwo czasu na myślenie i czytanie.

– Może jeszcze zostaniesz mnichem?

– Może. Bóg działa na różne sposoby. Nie wiem, co przygotował dla mnie, ale cokolwiek wymyśli, będę szczęśliwy. U nas wszyscy są szczęśliwi.

– To ciekawe – mówię. – Bo u nas mało kto. Wszyscy narzekają.

– Dlaczego? – pyta zaskoczony.

– Chyba dlatego, że wszyscy chcą więcej, niż mają. I żeby mieć więcej, odcinają się od innych. Może myślą, że na jednego zawsze wyjdzie więcej niż na dwóch czy trzech.

Adham wybucha śmiechem.

– W twoim kraju ludzie naprawdę myślą, że mają za mało?

– Tak. Wielu Polaków uważa, że żyją w skrajnym ubóstwie. I są z tego powodu nieszczęśliwi.

– Nie do wiary! – śmieje się Adham.
 

Uczta
Po wielkosobotnim nabożeństwie w katedrze wracam do miasta śmieciarzy. Jest już 22., ale Adham czeka na mnie zgodnie z umową. Jedziemy do jego domu, wchodzimy do środka, mijamy sterty posegregowanych śmieci i ruszamy schodami na górę.

Drzwi otwiera matka Adhama, wita się z nami i znika w kuchni. Wchodzę do zwykłego trzypokojowego mieszkania, które równie dobrze mogłoby znajdować się w Warszawie albo Pile. Schludnie utrzymane, czyste, wypełnione obecnością domowników i koptyjskimi świętymi obrazkami. W kącie ćmi telewizor, w którym ciągle pokazują końcówkę nabożeństwa z katedry świętego Marka. Siadamy za stołem, pani domu przynosi kolejne pachnące potrawy: houmus, mięsa, warzywa, najbardziej wymyślne sałatki i świeże owoce.

Zajadałem ze smakiem, ojciec Adhama – śmieciarz, chyba kilka lat młodszy ode mnie – wypytywał o Polskę i dzielił się uwagami na temat sytuacji w Egipcie, chwaląc prezydenta As-Sisiego za to, że pozamykał w więzieniu wszystkich członków Bractwa Muzułmańskiego.

Adham tłumaczył słowa ojca, ale wszyscy byliśmy zmęczeni, zbliżała się północ.

Potem wspólnie milczeliśmy, uśmiechając się i zajadając kolejne potrawy, które gospodyni znosiła z kuchni.

Było mi wstyd, że tak bardzo bałem się o drogocenną higienę żywieniową. Okazało się, że nikt ode mnie nie oczekiwał poświęceń, a ja mogłem poniewczasie wspomnieć słowa Chrystusa z Ewangelii św. Marka: „Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. (…) Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota”. Lepiej późno niż wcale.

Próbowali mnie zatrzymać, ale następnego dnia wybierałem się w podróż do Aleksandrii i musiałem się przespać. Opuszczałem niezwykły dom, w którym wizyta była dla mnie bezcennym darem. Bezinteresowność i serdeczność tych ludzi budziły we mnie wzruszenie i zawstydzenie. Zostałem przez nich przyjęty jak wędrowiec, który stuka do drzwi, dostaje schronienie i posiłek, a gospodarze dzielą się z nim tym, co mają najcenniejszego – opowieścią o własnym życiu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2015