Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chodźmy już, tu jest trupio – słyszę, choć dopiero zaczęliśmy poranny spacer po największym targu staroci. No ale jest trupio, to prawda. Kule oparte o kołyskę retro zdają się wołać: memento mori. Wyliniałe, wypchane zwierzęta i ptaki wyglądają marnie, wywleczone z dawnych domów na jesienne słońce. Pamiątki kolonialnej przeszłości – figurka czarnoskórego lokaja, maski, bransolety i rękojeści noży zrobione z kości (słoniowej?), torebka z pancernika – sprawiają, że się wzdrygam. Krążę, patrzę, nie dotykam. Przestałam szperać, odkąd w pudełku z biżuterią natknęłam się na sztuczne zęby. Sprzedawca nawet nie przejrzał dokładnie wyprzedawanego majątku nieboszczki. Taksuję więc wzrokiem osobliwe kolekcje rozstawione na ulicach. Cudze życia, rodzinne suweniry, absurdalne bibeloty, które śmieszą, aż przypominam sobie, że też mam w domu drobiazgi ważne i ładne tylko dla mnie. Zdjęcia czyichś najbliższych przyciągają wzrok, bo może dałoby się oprawić swoich w ich zdobne ramki. A może lepiej nie. Większość wyprzedawanych tutaj przedmiotów, osieroconych przez tych, co pamiętali ich znaczenie, zdaje się brzydka i nic niewarta. Może faktycznie już chodźmy.
Osierocone są też dewocjonalia. Mnóstwo. Całkiem stare i pokaźnych rozmiarów drewniane Maryjki, porcelanowe figurki Świętej Rodziny, pobożne obrazy. Małe różańce, średnie różańce, a nawet wielkie różańce. I brzydkie obrazki, zamknięte pod szklaną ramą z wypłowiałymi sztucznymi kwiatkami. Czasem wręcz domowe ołtarzyki, bo to pobożny kraj był do niedawna, jeszcze kilkadziesiąt lat temu statystyki uczęszczania na niedzielne msze były jak w Tarnowie. A teraz, kto zabierze je z tego chodnika do domu? Jak będą miały szczęście, ktoś kupi je dla beki, jak tamci młodzi duży drewniany krucyfiks, który teraz stoi na ich stoliku w bistro między kuflami piwa i jedzeniem. Ale kto się będzie modlił z nimi, wzdychał? Bo ta brzydka pobożna ramka z plastikowym kwieciem pewnie towarzyszyła komuś przez kawał życia.
O przemijaniu nam wyszła ta niedzielna wycieczka w poszukiwaniu mebla, bez dwóch zdań. O tym, że odchodzą ludzie, odchodzą normy, mody, idee i formy pobożności, zanika wiara, a zostają rzeczy. Bardzo dużo rzeczy układających się w scenografie minionych światów. Do tych już nie z naszego świata przedmiotów i, nomen omen, trupiej atmosfery dołącza tego dnia kryształowo złoty i zdobiony koralem relikwiarz w diecezjalnym muzeum: św. Stefan, Urszula i 11 tysięcy dziewic! Relikwie, owinięte w zwitki pastelowego płótna i wrzucone w kielich z górskiego kryształu, wyglądają jak cukierki. Moja legendarna patronka męczennica (na drugie mam Urszula) i jej nieistniejące, choć liczone w tysiącach towarzyszki, powstałe ponoć ze złego zrozumienia łacińskiego tekstu. One i ja, między nami szyba. One symbolicznie – jeśli w ogóle istniały i miały jakieś kości, to pewnie nie te. Ja, która nie umiem w relikwie, więc jest mi zupełnie obojętne, czy to ich szczątki. Suwenir z innego czasu i innego Kościoła, na szczęście na tyle drogocennie opakowany, że wylądował w muzeum, a nie na targu staroci albo w jednej z wielu szaf, w których składuje się w tylu świątyniach niepotrzebne już nikomu, niechciane relikwie. Dwie gabloty dalej – wielki relikwiarz z ramieniem Karola Wielkiego, który rusza mnie jedynie jako historyczny artefakt związany z ważną postacią historii Europy.
Takie mam obcowanie świętych, obcowanie tak różnych wiar z tak odległych światów. Jedyne 8 euro za bilet. Za kolejne sześć można zobaczyć w dawnej sali tronowej regalia królów i cesarzy Świętego Cesarstwa Rzymskiego, ekspresję tożsamości nowego politycznego bytu. Klejnoty akwizgrańskie. Jest więc korona Rzeszy, jabłko i berło, włócznia św. Maurycego. Jest też wysadzany szlachetnymi kamieniami relikwiarz z początku IX w., zwany Puzdrem św. Szczepana, ponoć z ziemią z Jerozolimy przesiąkniętą krwią pierwszego męczennika. Taka wizja władzy i chrześcijaństwa, tronu i ołtarza zespojonych intymną relacją.
Tysiąc lat z okładem później patrzę na nie w zupełnie innej Europie i chyba jednak dość innym Kościele. Suweniry naszej przeszłości, wspólne pamiątki po pradziadach. Obcowanie świętych jest też o tym, że oni mieli swoją drogę przez historię jako chrześcijanie i my mamy swoją, obarczoną na dobre i na złe ich dziedzictwem, ale własną. Do naszych decyzji. U nich regalia świętego cesarstwa z relikwiarzami, u nas synod o synodalności. Jeden Kościół, ale idący przez historię pod ramię ze Świętą Duszycą. Którędy teraz? ©