O radości gromadzenia wszystkiego

Kolekcja to utopia całości, marzenie o pełni. Co innego zbieractwo. Srocze gromadzenie wszystkiego, co wpadnie w oko, z jakiegoś powodu wydaje się cenne.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

Krakowskie Grzegórzki, wrzesień 2009 r. / fot. Grażyna Makara /
Krakowskie Grzegórzki, wrzesień 2009 r. / fot. Grażyna Makara /

Karolina wyprowadzała się do innego miasta. "Wyjadę z dwiema walizkami" - zapowiedziała. "Nienawidzę rzeczy. Niczego nie kupuję, absolutne minimum - buty, kiedy się rozejdą". "A książki?" - pytam z niedowierzaniem. "Chodzę do biblioteki. Dam ci parę albumów, będę je miała z głowy". Karolina nie lubi zbędnych rzeczy. Ceni swobodę ruchu i porządek. Nie kupiłaby wazonika w kwiaty czy meksykańskiego glinianego zwierzątka. Ani szklanego przycisku do papieru z zatopionym żółwiem. Nawet głowy z pomarańczowego kamienia, która jest zawsze chłodna i świetnie leży w ręce.

Ale są i tacy, którzy nie potrafią obejść się bez rzeczy. Z wdzięcznością przyjmują je od przeprowadzających się znajomych, z piwnic i strychów. Ratują książki z likwidowanych bibliotek. Wreszcie, jakby mało im było gratów, nałogowo odwiedzają targi staroci.

***

Na krakowskich Grzegórzkach w niedzielne przedpołudnie przewalają się tłumy. Miłośnicy antyków, kolekcjonerzy pocztówek i monet, bibliofile. Łowcy przedmiotów. Stąd nie wychodzi się z pustymi rękami. Sprzedawcy mają zmęczone oczy, zaczerwienione twarze, ten jest wczorajszy, tamten przedwczorajszy. Grillują kiełbasę. Piją kawę po turecku, a właściwie fusiastą, tak zwane błoto. Jedni specjalizują się w biżuterii, inni w sztuce. Są handlarze judaików i rustykalnych mebli, starej porcelany i sztućców. Wszystko autentyczne, rzadkie i stare. Ze szlachetnych materiałów. A jeśli gliniane czy metalowe, to przynajmniej unikatowe. Do tego parę stanowisk pełnych pirackich dvd, magazynów kobiecych sprzed kilku tygodni i wciąż aktualnych czasopism ilustrowanych dla mężczyzn.

Nie brakuje też straganów "badziewnych". Ci, którzy nie płacą placowego, rozkładają swój towar w bocznym zaułku. Na folii i gazecie prezentują to, co znaleźli w piwnicy, na strychu, w śmietniku. Stary aparat telefoniczny. Przedpotopowy walkman. Plastikowe zabawki z jajka-niespodzianki. Narzędzia chirurgiczne. Młotek, obcęgi, śrubki i wkręty. Może znajdzie się chętny, za złotówkę, za pięćdziesiąt groszy - trzeba pochuchać, bo piniądz jest piniądz. Jedna pani sprzedaje parę rozchodzonych butów i papierowe torebki.

Na straganie, w dzień targowy, takie słyszy się rozmowy: "Popatrz, secesyjna lampka. Podobno działa". "Filiżanka, nie od kompletu, ale sygnowana, Rosenthal". "Jaki ładny wiklinowy koszyk, będzie na owoce". "Wiejska szafka - wystarczy zedrzeć starą farbę, oszlifować i można postawić na niej umywalkę".

Niektórzy przychodzą o świcie, w nadziei na cenne łupy. To "handlarze", którzy znalezione tu przedmioty odnowią albo tylko opatrzą etykietką i sprzedadzą cztery razy drożej w swoich antykwariatach na Kazimierzu. Ale większość przychodzi bez planu, czeka na niespodziankę. Może znajdą album do zdjęć w drewnianej oprawie. Albo holenderski kafelek z błękitnym wiatrakiem czy brzuchaty czajnik. Wytargują za dwadzieścia, piętnaście, za pięć złotych.

"Proszę pani, przecież to nie jest złoto... obtłuczone... brakuje pokrywki". "To oryginalne art déco, niech pan sobie w Desie zobaczy, ile takie rzeczy kosztują... ". "60 złotych, a dla pani 40...", "Wezmę za 35", "A bierz pani".

***

W domu łowcy staroci odwijają z gazety swoje cenne zdobycze. "Może to rzeczywiście jest coś warte? Przypomina nawet słynny czajnik Breuera. Zaraz znajdę go w internecie. O, popatrz. Nasz ma jednak trochę inny kształt. I ucho też inne. Ale jest piękny, to się liczy". "Mówiłam ci, że to podróba, w enerde robili takich na pęczki". "A co myślisz o moim obrazku? Jestem pewna, że to prawdziwy Otto Müller. Nawet z tyłu ma pieczątkę nazistowskiej konfiskaty z ’38 roku". "Eee, wygląda, jak wczoraj namalowane. Jakiś student sobie dorabia".

Kolekcjonerstwo jest poważnym zajęciem. Kolekcjoner wybiera pewien ograniczony, specjalistyczny obszar zainteresowań i poluje na kolejne elementy tej układanki. Kolekcjonować można wszystko - naklejki, znaczki, autografy słynnych ludzi, biżuterię, skamieliny, zasuszone motyle. Byle systematycznie i pieczołowicie. Kolekcja to utopia całości, marzenie o pełni. Co innego zbieractwo. Srocze gromadzenie wszystkiego, co wpadnie w oko, z jakiegoś powodu wydaje się cenne. W domu zbieracza znajdziesz porcelanowe kubki, z każdej chałupy pies. Perski dywanik i afrykański batik. Biurko na kręconych nóżkach, zwleczone z targu albo śmietnika, odkorniczone, pociągnięte nową warstwą politury. Nadmiar, czyli luksus niekoniecznych rzeczy. Można się na nich oprzeć. Zbieracze ze wzruszeniem dotykają powierzchni rozeschłego drewna, spękanego kamienia. Głaszcze zmarszczki, pod ich palcami przepływa czas.

***

Każde miasto ma swoje Grzegórzki. Targ staroci wszędzie wygląda tak samo: na straganach ryż, mydło i powidło, w ustach soczysta mowa przedmieść, w powietrzu zapach smażeliny. Koniecznie stragan z afrykańskimi maskami i totemami. Koniecznie lokalna długowłosa artystka w powłóczystych spódnicach, która oferuje swoją metaloplastykę i artystyczne ciuchy. A jednak pchli targ przyciąga zawsze obietnicą niespodzianki: że z tego zbiorowiska wszelkich towarów uda się wyłowić coś wspaniałego, niepowtarzalnego.

Każdy targ ma też swój lokalny koloryt. W Paryżu najsłynniejszy pchli targ mieści się przy Porte de Clignancourt, na północnym krańcu miasta. W filmie "Jeden odchodzi, drugi zostaje" Daniel Auteuil zabiera tam na randkę Charlotte Gainsbourg i kupuje jej śliczną bransoletkę. Przy Porte de Clignan­court znajdzie się prezent dla najbardziej wymagającej kochanki: turecki szal, chińskie puzderko na wonności, koronkowy czepeczek czy wielki rzeźbiony klucz. Nie jest tanio, ale można przynajmniej nasycić oczy. Albo u marokańskiego chłopca kupić pieczone kasztany.

Za to w Rzymie, przy Porta Portese, mają autentyczne starożytności: figurki Wenus i Bachusa z kamienia i brązu. Jeśli kogoś stać i wierzy w ich autentyczność. A jak nie, to może sobie kupić plakat z Mastroiannim. W Moskwie, na izmaiłowskim pchlim targu, też można dostać nie byle jakie antyki: amulety Scytów, grecką złotą plakietkę ze słońcem i bizantyjski krzyżyk. Wyszabrowane czy podrobione? Ponoć z wykopalisk na Krymie. A jak nie, to obok czekają matrioszki, do wyboru, do koloru, i tresowany niedźwiedź. Z kolei w Wiedniu ogromny pchli targ jest na Naschmarkt, za straganami owocowymi. Kręci się tam bezdomny z wózkiem obwieszonym pluszowymi misiami. I jeszcze londyńskie Portobello, chyba największy pchli targ w Europie. Na wiktoriański naszyjnik nie każdego stać, ale na mlecznik w wiktoriańskim stylu, za sześć funtów, owszem.

W Nowym Jorku najlepszy targ jest w dzielnicy Hell’s Kitchen. A może jednak ciekawsze są Garage Antiques w Chelsea, przy 25. Ulicy, gdzie skompletuje garderobę szanujący się hipis, ale znajdzie się też sukienka od Channel. Poza tym w USA w każdy ładny weekend gdzieś w okolicy jest wyprzedaż podwórkowa (yard sale, garage sale, rummage sale). Zamiast po zmroku wyrzucać na bruk, każdy wynosi, co mu w domu wadzi. Córeczka wyrosła i sprzedaje swoje zabawki. Ktoś upiekł placek, ktoś zrobił lemoniadę. Sąsiedzi żartują, sprzedają za dziesięć, pięć, dwa dolary. "Chochlę dorzucę pani za darmo".

Więcej grzechów nie pamiętam. Niczego nie żałuję.

PS. Nigdy jeszcze nie byłam na warszawskim Kole.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009