Strach w oczach reżimu

Demonstracje w Mińsku i innych miastach pokazują, że potencjał białoruskiego protestu wciąż jest ogromny. W odpowiedzi Łukaszenka coraz mocniej odwołuje się do retoryki wojennej.

24.08.2020

Czyta się kilka minut

Protest w Mińsku, 21 sierpnia 2020 r. Fot. ERGEI GRITS / AP / EAST NEWS /
Protest w Mińsku, 21 sierpnia 2020 r. Fot. ERGEI GRITS / AP / EAST NEWS /

Wdrugim tygodniu protestów władze Białorusi wstrzymywały się od przemocy na większą skalę, licząc zapewne na to, że będą się one wypalać. Widoczne były jednak działania wymierzone w liderów ruchu strajkowego w przedsiębiorstwach państwowych i zastraszanie protestujących robotników. W efekcie załogi niemal wszystkich zakładów wróciły do pracy. Ale problemu – z punktu widzenia reżimu – to nie załatwiło: w stolicy oraz w kilkudziesięciu miastach i miasteczkach na ulice wychodziły codziennie tysiące ludzi.

„Koordynują spod Warszawy”

Reżim zaostrzył też ton. W minioną sobotę Alaksandr Łukaszenka odwiedził jednostkę wojskową pod Grodnem, gdzie oświadczył, że „protesty kierowane są przez USA przy wsparciu Europejczyków”, i że pod Warszawą znajduje się specjalne centrum, które koordynuje działalność opozycji. Po raz kolejny oskarżył Polskę o rzekomą chęć odebrania Grodzieńszczyzny, gdzie „już zostały wywieszone polskie flagi”. Jednocześnie wrócił do retoryki wojennej, twierdząc, że państwa NATO zagrażają bezpieczeństwu kraju. Aby uwiarygodnić swoje słowa, postawił armię w stan gotowości bojowej i kazał przerzucić część jednostki wojskowej z Witebska pod zachodnią granicę.

Następnie Łukaszenka udał się na zorganizowany w centrum Grodna wiec prorządowy, gdzie ostrzegał, że jego cierpliwość się kończy: „Sobota, niedziela – to czas na zastanowienie się. Ale od poniedziałku niech się nikt nie obraża, władza musi pokazać, że jest władzą”. Zagroził też, że jeśli robotnicy znów będą strajkować, każe zamykać ich zakłady, a nieposłuszni nie będą mogli wrócić do pracy.

Dostało się również duchownym, których Łukaszenka wezwał do „opamiętania się”, grożąc, że władze „nie będą bezczynnie patrzeć” na ich mniej lub bardziej bezpośrednie wsparcie dla protestów. Choć nie padło nazwisko abp. Tadeusza Kondrusiewicza, zwierzchnika białoruskiego Kościoła rzymskokatolickiego, to było jasne, że reżimowi nie spodobało się, że modlił się on pod murem mińskiego aresztu, gdzie nadal przetrzymywanych jest wielu uczestników protestów.

Człowiek z karabinem

Na niedzielę 23 sierpnia opozycja wezwała na Marsz Nowej Białorusi w Mińsku oraz w innych miastach. Wiadomo było, że jego liczebność będzie ważnym testem, który pokaże potencjał dalszych protestów.

Okazało się, że jest on nadal wielki. W Mińsku marsz zebrał ok. 150 tys. ludzi i nie był mniejszy od tego sprzed tygodnia, który stał się największym zgromadzeniem publicznym w ciągu ostatnich 30 lat. Tysiące ludzi wyszły na demonstracje również w innych miastach i miasteczkach.

Władze zgromadziły znaczne siły milicji, a w centrum Mińska pojawiły się jednostki armii. Minister obrony ostrzegł, że „w razie naruszenia porządku” protestujący będą mieć do czynienia z wojskiem. Dzień wcześniej władze odcięły dostęp do ponad 70 opozycyjnych stron internetowych (w tym telewizji Biełsat) oraz wyrzuciły z kraju kolejnych dziennikarzy zagranicznych (wielu innym odmówiono wjazdu).


Czytaj także: Paweł Pieniążek: Buntu portret zbiorowy


Niedzielny marsz miał wyłącznie pokojowy charakter, jednak gdy demonstranci zbliżyli się do rezydencji Łukaszenki, doszło do wydarzenia niebywałego. Przed budynkiem wylądował rządowy śmigłowiec, z którego wysiadł Łukaszenka w kamizelce kuloodpornej i z karabinem w ręku. Ostentacyjnie udał się na obchód swoich sił specjalnych, broniących dostępu do pałacu prezydenckiego. Po niedługim czasie rządowe media pokazały spotkanie Łukaszenki z jego sekretarzem prasowym: obok niego leżał kałasznikow, a dalej siedział jego 15-letni syn ubrany w mundur wojskowy.

Sądząc po komentarzach w białoruskich sieciach społecznościowych, zachowanie zagrożonego przywódcy budzi u Białorusinów więcej śmiechu niż strachu. Chyba najgorsze, co może spotkać każdego dyktatora, to przekonanie obywateli, że zaczyna być karykaturalny – i moment, gdy zaczynają stawiać pytania o jego stabilność psychiczną.

Zmiana epokowa

Zadziwiające zachowania Łukaszenki pokazują, że kompletnie nie rozumie, jak bardzo zmienił się naród, którym tak długo rządzi. Dorosło nowe pokolenie i powstały nowe media (ze szczególną rolą komunikatora Telegram), które złamały monopol tych państwowych. Wzrosły aspiracje społeczne Białorusinów. Widzą oni, że człowiek, który chce zachować funkcję jedynego polityka w kraju, nie jest w stanie wyjść z mentalnych okowów neosowieckich – i stał się anachroniczny.

Trwające już od ponad dwóch tygodni protesty na dobre zmieniają społeczeństwo białoruskie, stając się wydarzeniem epokowym i ponadpokoleniowym. W szybkim tempie budują podmiotowość Białorusinów, którzy uwierzyli, że realnie mogą dokonać zmiany w swoim państwie. Uwierzyli również, że ich ukradziony głos wyborczy ma znaczenie, i postanowili bronić tego prawa. Zaczął powstawać ruch wolontariacki, inicjatywy wsparcia (także finansowego) dla represjonowanych i strajkujących.

Masowe demonstracje stały się również nieoczekiwanym impulsem dla przebudzenia białoruskiej tożsamości narodowej, z którą tak długo walczył Łukaszenka. Na wiecach widać niemal wyłącznie historyczne flagi biało-czerwono-białe i Pogoń – kiedyś godło Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego Białorusini są współspadkobiercami.

Ostatnie wydarzenia pokazują, że nie da się pozbawić świadomości narodu, który ma tak długą historię, a o której codziennie przypominają zabytkowe świątynie i zamki wielkich rodów dawnej Rzeczypospolitej Wielu Narodów.

Do zwycięstwa daleko

Choć protesty sprawiły, że reżim się zachwiał, to przedwczesne byłoby twierdzenie, że jego dni są policzone. Władze odrzucają możliwość dialogu z utworzoną w ubiegłym tygodniu Radą Konsultacyjną opozycji. Rosnący radykalizm wypowiedzi Łukaszenki ma demonstrować, że będzie walczył do końca. Służy on też dyscyplinowaniu nomenklatury, gdzie nadal nie doszło do większych pęknięć. Byłoby jednak dziwne, gdyby w obliczu tak masowych protestów przynajmniej niektórzy jej przedstawiciele nie zaczęli się wahać i stawiać pytania, czy zachowanie lojalności wobec reżimu będzie się im opłacać.

W najbliższych dniach prawdopodobne są aresztowania aktywistów, w tym członków Rady Konsultacyjnej (już w miniony poniedziałek dwoje z siedmiorga członków prezydium Rady zostało zatrzymanych przez OMON). Wciąż nie należy odrzucać też scenariusza, że Łukaszenka zechce wrócić do przemocy na masową skalę, a nawet wprowadzić stan nadzwyczajny. Ale jeśli tak się stanie, to jedynie pogorszy tym swoje położenie. Już teraz trudno sobie wyobrazić, jak mógłby dalej rządzić społeczeństwem, które masowo wypowiada mu posłuszeństwo. Przejściu do kolejnego stadium państwa policyjnego musiałby towarzyszyć nieuchronny opór ze strony coraz bardziej pewnego siebie społeczeństwa obywatelskiego.

Wiele wskazuje, że do końca białoruskiego dramatu jeszcze daleko. Warto jednak pamiętać, że historia wielkich ruchów protestu na obszarze posowieckim w ciągu ostatnich dwóch dekad dowodzi, że wszystkie w końcu osiągają swój cel.


PROTESTY NA BIAŁORUSI – ZOBACZ SERWIS SPECJALNY >>>

Tekst ukończono w poniedziałek 24 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej