Stos zielonych kłopotów

Zgoda na budowę obwodnicy przecinającej bagna nad Rospudą to kompromitacja ministra środowiska i dowód na niezdecydowanie premiera, który nie ma pojęcia, jak wybrnąć z ekologicznego konfliktu. Całe szczęście, że mamy w kraju inteligentnych i zdeterminowanych ekologów.

27.02.2007

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Gdybyśmy żyli w poukładanym kraju, minister Jan Szyszko, postawiony przed koniecznością wyboru pomiędzy racjami przyrody i argumentami mieszkańców Augustowa, wybrałby racje przyrody. W końcu taka jest jego rola w rządzie.

Przypomnijmy, bo gdzieś się ta wiedza gubi: podstawowym zadaniem profesora Szyszki jest obrona bagien i lasów, ptaszków, zwierząt i roślinek, które przeszkadzają rodzimym specom od modernizacji kraju w radosnym wandalizmie. Minister środowiska ma hamować inwestycje szkodliwe dla przyrody, poszukiwać alternatywnych rozwiązań. I być najważniejszym strażnikiem przyrody w kraju. Cena bywa wysoka. W 2000 r. rozwścieczeni planami rozszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego mieszkańcy Hajnówki obrzucili ówczesnego ministra Antoniego Tokarczuka jajkami.

Jeżeli prof. Szyszko nie chce brać odpowiedzialności za przyrodę, niech przejdzie na placówkę, gdzie się ze środowiskiem nie cackają. Jest kilka takich - choćby regionalne zarządy gospodarki wodnej, które hojną ręką i za unijne pieniądze leją beton w rzeki i potoki.

Prof. Szyszko na stanowisku pozostał i uległ presji mieszkańców Augustowa. Może w nagrodę augustowianie nie obrzucają go jajkami. Jakimi względami społecznymi by tego nie motywował - wsparł wandalizm. Te bagna są naprawdę pięknym i godnym ochrony zakątkiem kraju. A doniesienia "Dziennika" w sprawie innej kuriozalnej decyzji ministra - przesuwającej nawet wbrew drogowcom planowaną wschodnią obwodnicę Warszawy głęboko w las - potwierdzają, że bardziej niż na ministra środowiska nadaje się on na dyrektora konsorcjum produkującego asfalt. Sytuacja byłaby przynajmniej jasna.

Minister środowiska przeciwko środowisku. Bracia Kaczyńscy wikłają się w sprzecznościach, prezydent jest zdecydowanie przeciw, ale nie zamierza hamować budowy, premier najwyraźniej nie wie, jak pogodzić sprzeczne interesy. Do akcji wkraczają funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego, co wygląda, jakby rząd rozpaczliwie poszukiwał korupcyjnego haka, zamiast powiedzieć: "stop, nie tędy droga".

Te paradoksy uświadamiają, z jak skomplikowaną materią mamy do czynienia nie tylko na bagnach Rospudy, ale wszędzie, gdzie przyroda wchodzi w zwarcie z potrzebami rozwijającego się społeczeństwa. Podobnych punktów zapalnych będzie w modernizowanym pośpiesznie kraju coraz więcej.

Kontenery na tory

Nietrudno zrozumieć mieszkańców Augustowa. Życie przy trasie, którą toczą się tysiące tirów dziennie, nie tylko grozi śmiercią - przede wszystkim degraduje i upokarza. Irytuje natomiast, że podczas rozmów o przyszłości tego miasta poruszamy się ciągle w zaklętym kręgu, wyznaczonym łatą geodety-drogowca.

W dyskusji o przyszłości Rospudy umyka jak dotąd istotny nie tylko dla tego konfliktu szczegół: trasa kolejowa. Augustów leży na linii Wilno-Trakiszki-Białystok. Ta trasa jest jedną z polskich bram na wschód. Do Suwałk prowadzi dodatkowo zniszczona trasa kolejowa przez Olsztyn i Ełk.

Ekolodzy wraz z kolejarzami od prawie dziesięciu lat dobijają się o realizację ogólnopolskiego programu "Tiry na tory", który odciążyłby polskie drogi. Pomysł wydaje się oczywisty. Dodajmy, że jeszcze w tym roku Ministerstwo Transportu zamierza uruchomić kosztem 50 mln zł specjalną trasę kolejową Suwałki-Białystok-Rzepin, z taborem przystosowanym do przewozu samochodów na platformach. Alleluja?

Diabeł tkwi w szczegółach. Jak piekielnie drogie jest przewożenie ciężarówek na specjalnych platformach, pokazują pobieżne wyliczenia. Według Adriana Furgalskiego z Zespołu Doradców Gospodarczych "Tor", specjalisty od transportu kolejowego, zakup niewielkiego taboru do przewozu tirów to koszt 30 mln zł. Szacowany deficyt trasy to około 9 mln zł rocznie. - Ale tu niespodzianka. Za te 30 mln zł pociągami pojedzie co najwyżej 40 tirów na dobę - precyzuje Furgalski.

Przez Augustów przejeżdża ponad dwa tysiące tirów na dobę. 40 z 2000 daje 2 procent.

Dlatego Furgalski jest przekonany, że mieszkańcy nawet nie zauważą nowej inwestycji. Co więcej, ma obawy, czy znajdą się firmy chętne do wykupienia tej usługi. Obawy są uzasadnione, bo pomysł nie sprawdza się w Europie poza Szwajcarią i Austrią.

- Potwierdzam. Wstępna analiza pokazuje, że to się dla naszej spółki nie opłaca. Szacujemy, że zainteresowanie będzie małe, a deficyt bardzo duży. Nie jesteśmy w stanie zaoferować atrakcyjnych stawek dla właścicieli tirów - zapowiada Jacek R. Wnukowski, rzecznik spółki PKP Cargo odpowiedzialnej za kolejowy transport ciężarówek.

Furgalski wierzy jednak w przyszłość kolei. I przedstawia rozwiązanie inne, nie tak kosztowne, a mające według niego znacznie większe szanse powodzenia. - Kolej może pomóc mieszkańcom Augustowa i innych miast zniszczonych przez transport ciężarowy. Pod jednym warunkiem: trzeba postawić na transport kontenerowy. Pociągi nie muszą wtedy przewozić całych samochodów. To jest przyszłość - zapewnia.

Jak dotąd w Polsce działa jedynie pięć terminali kontenerowych. Kolejny, prywatny, powstaje w Gliwicach. O terminalu suwalskim na razie głucho.

Wszystko więc wskazuje na to, że najlepsza z ekologicznego punktu widzenia alternatywa dla zniszczonego tirami Augustowa pozostanie alternatywą na papierze. A przecież ktoś pracuje w ministerstwach odpowiedzialnych za transport. Czytają tam gazety, spotykają się z ekspertami. Dlaczego nikomu nie przyszło dotąd na myśl, że w wyczekujących jak kania dżdżu inwestycji Suwałkach przydałby się terminal dla kontenerów, taki jak choćby w Pruszkowie? Jeśli wierzyć Furgalskiemu, szybciej zarobiłby na siebie niż ekskluzywny pomysł dla czterdziestu tirów na dobę.

Nadal nie potrafimy wykorzystać znakomicie rozwiniętej struktury kolejowej do odciążenia polskich dróg. Pomysły na kolej grzęzną również dlatego, że zajmuje ona coraz podrzędniejszą rolę w świadomości społecznej. Tak sobie ustawiliśmy dyskusję o transporcie w ciągu minionych siedemnastu lat, że czołowe miejsce zajmuje w niej samochód. Pociąg został zepchnięty na plan dalszy.

Płacą za to cenę między innymi augustowianie.

To nieznośne lewactwo

Ekologia zawsze istniała obok polityki. Na przykładzie Rospudy widać to wyraźnie. Nie tylko dlatego, że - jak usiłuje demaskować w zdumiewająco nieprawdziwym tekście doradca ministra środowiska Tadeusz Burger ("Rzeczpospolita", 20 lutego 2007) - Adam Wajrak przestał protestować przeciwko zagrożeniom Tatrzańskiego Parku Narodowego, kiedy do władzy doszedł SLD. A znowuż jak w 1998 r. (za AWS) szła batalia o górę św. Anny, przypomina cytowany w tym samym tekście znany ekolog Olaf Swolkień, to Wajrak wyszydzał przypiętych do drzew "zielonych". Pal licho, że obaj panowie piszą nieprawdę, a pamięć Burgera nadaje się do remontu - tekstów piętnujących ekologicznych wandali za czasów SLD napisał Wajrak dziesiątki. Można sprawdzić w archiwum "GW".

Gorszy jest brak konsekwencji: Burger nie wspomina, że jego pracodawca dostał posadę nie tylko z powodu wiekopomnych zasług dla leśnictwa polskiego. Profesor Szyszko jest od wielu lat politykiem bezwzględnie lojalnym wobec braci Kaczyńskich. Dzięki temu w 1997 r. objął po raz pierwszy ministerstwo, dzięki temu jest ministrem obecnie. Nie może być bowiem w Polsce tak, żeby ochroną środowiska zajmował się niezależny fachowiec. Minister środowiska przede wszystkim musi być politykiem.

Właśnie ta strategia zadecydowała o wyroku na Rospudę. Enigmatyczne stanowisko premiera i prezydenta rodzi przypuszczenie, że bracia znaleźli się w klinczu i nie wiedzą, jak z niego wybrnąć. Z jednej strony augustowianie, z drugiej ekolodzy.

Ci ostatni są a priori traktowani jak wrogowie, element szkodliwy, wsteczny, a na dodatek podejrzany politycznie. Ekolodzy to lewactwo, a my z lewactwem współpracować nie będziemy. Dodajmy ciągłe traktowanie ekologów jak niesfornych gówniarzy, którzy przychodzą i psują dobrą zabawę. Czy nie dlatego wariant alternatywny dla obwodnicy augustowskiej, czyli droga przez Raczki, został przez ministra potraktowany od razu jako pomysł bzdurny i niewart dyskusji?

Nie tylko Augustów

Akurat w tym przypadku lekceważenie głosów nawołujących do ratowania dzikiej przyrody może odbić się rządowi czkawką. Tym bardziej że nie jest to pierwsza batalia, którą toczą polscy ekolodzy z budowlańcami i rządem. Ekolodzy się uczą, ciasnota umysłowa i brak zdecydowania kolejnych rządów w dziedzinie ekologii od wielu lat pozostają bez zmian. A utrzymywany w tajemnicy zakup symbolicznych działek na terenach przeznaczonych pod budowę autostrady to znakomite posunięcie. Ekolodzy zaprzęgli do swoich potrzeb biurokrację. O Rospudę będą walczyć także za pomocą partyzantki prawnej.

We wspomnianym już 1998 roku na dolnośląskiej górze św. Anny garstka "zielonych" blokowała budowę autostrady A4. Wbrew miejscowym, którzy uwierzyli, że trasa zmieni okolice na lepsze, wbrew inwestorom i rządowi. Bez poparcia mediów, co bardzo ważne. Przegrali, a ich determinacja o mały włos nie doprowadziła do tragedii. Widok wściekłych budowlańców, którzy burzyli koparką dach zajęty przez aktywistów, udowadniał, że inwestorzy również nie boją się radykalnych działań. Góra św. Anny, jeden z najpiękniejszych parków kraj­obrazowych na południowym zachodzie kraju, została zniszczona.

Od tamtego czasu coś się zmieniło. Co prawda polska wizja rozwoju nadal opiera się na prostym pomyśle: więcej samochodów, więcej dróg. Coraz częściej odzywają się jednak głosy wzywające do umiarkowania. Część specjalistów wskazuje, że budowa kolejnych dróg nie zlikwiduje problemów z transportem. Szersza droga to zachęta dla kolejnych kierowców. Przy okazji sporu o Rospudę tak radykalnych głosów nie słychać - ekolodzy żądają jedynie trasy alternatywnej. I nic dziwnego: gdyby próbowali przekonywać, że nowe drogi nie rozwiązują problemów, tylko generują kolejne, z pewnością zostaliby zlinczowani.

Niezależnie jednak od tego, jak brzmią żądania, czego w nich nie ma i co się pojawia, społeczna akcja wokół Rospudy pokazuje, że problem obwodnicy dotyka nie tylko mieszkańców Augustowa. Ekolodzy mają za sobą dużą część społeczeństwa, przebijają się do mediów, dysponują rzetelnymi argumentami i nijak nie przypominają oszołomów. I to jest wielki sukces.

Gdzieś nad konfliktem, nad bagnami, meandrującą rzeką i Augustowem ciężko doświadczonym przez tiry unosi się pytanie znacznie poważniejsze niż to, czy budować obwodnicę przez Rospudę, czy też postawić na jej alternatywny przebieg. Augustowianie, jak wszyscy w tym kraju, chcieliby mieć nieskażoną przyrodę i luksusowe, szerokie drogi. Tak się nie da. Coś trzeba wybrać. Interwencja Komisji Europejskiej to dowód, że w Brukseli bardziej szanują przyrodę Polski niż w Warszawie.

Ale 150 tys. głosów zebranych pod ogólnopolską petycją przeciwko obwodnicy daje nadzieję, że mijają w końcu czasy planowania dróg z zawiązanymi oczami. Dobre i to.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2007