Stać się artystą. Na chwilę.

Krakowski "Miesiąc Fotografii" zmienia swą formułę. W tym roku wybrano jeden temat przewodni, czyli "Alias". Impreza jest mniej spektakularna, za to bardziej zwarta i przemyślana.

17.05.2011

Czyta się kilka minut

Kopia pracy Salvadora Dali "Portrait of My Dead Brother" prezentowana w Bunkrze Sztuki w ramach projektu "Alias: przegląd" / materiał organizatora Miesiąca Fotografii w Krakowie /
Kopia pracy Salvadora Dali "Portrait of My Dead Brother" prezentowana w Bunkrze Sztuki w ramach projektu "Alias: przegląd" / materiał organizatora Miesiąca Fotografii w Krakowie /

Nigdy nie rozstajemy się ze sobą" - ten fragment z Fernanda Pessoi stał się punktem wyjścia do całej serii wystaw. Czuwających nad całością festiwalu brytyjskich kuratorów, Adama Broomberga i Olivera Chanarina, interesowało wyjście poza ograniczenie opisane przez twórcę "Księgi niepokoju", postawienie pytania: czy i jak można porzucić siebie, przyjąć inną postać. Niezwykły portugalski pisarz to nieprzypadkowy patron festiwalu. Stworzył przecież całą grupę heteronimów: Alberto Caeiro, Ricardo Reis, Álvaro de Campos, Bernardo Soares... - każdy z nich miał własną biografię, poglądy polityczne i estetyczne. Pessoa kreował ich, jakby w poczuciu, że jedna osoba to zbyt mało, by zmieścić w niej tak wiele odrębnych postaw.

Porzucanie siebie

Do serii wystaw pod hasłem "Alias" Broomberg i Chanarin zaprosili 23 pisarzy, którzy napisali tekst opisujący wymyśloną postać. Następnie artyści mieli za zadanie wcielić się w te fikcyjne figury, porzucając własną tożsamość, poglądy i stylistykę. Za ich tworzenie wzięli się m.in. Jeremy Deller, Gabriel Orozco czy Janek Simon. Efekty można zobaczyć w galeriach i salach muzealnych rozrzuconych po całym mieście.

Poznajemy odkrywaną właśnie przez świat angielsko-szkocką parę artystów George’a i Patricię Beacherów, urodzonych w 1920 r., z których twórczości ocalał tylko jeden album zdjęć. Zamordowaną w Treblince w 1943 r. warszawską fotograficzkę Dorę Fobert. Rosyjską artystkę i dysydentkę Lenę N. A nawet urodzonego w 2072 roku dyplomatę i artystę Ignatiusa Sancho, który tymczasowo "mieszka w megalopolis Nowe Lagos, pracując nad oceną konfiguracji tonalnych i abstrakcyjnych obrazów miasta i jego ludzi, mierzy poziom ich lęków, arogancji i podniecenia".

Nie wiemy, kto stworzył poszczególną historię ani kto jest autorem pokazywanych prac. Pisarz i artysta pozostają dla nas anonimowi. To nie ich nazwiska wabią widza i nie na nich może on skupiać swoją uwagę. Samo nadanie autorom anonimowości jest ciekawym zabiegiem w czasach podkreślania znaczenia twórcy, ale też swoistego dyktatu autorstwa (i praw autorskich), ograniczania i nadzorowania sposobu dystrybucji i ewentualnego wykorzystywania dzieł, ich reedytowania, cytowania i wykorzystywania do kreowania nowych.

Na wystawach są dzieła, ale ich autorzy - postaci stworzone na potrzeby festiwalu - niekoniecznie są artystami. Wśród nich jest żona dyplomaty, antropolog, były krytyk sztuki. Jedne biografie poznajemy szczegółowo, inne zostały tylko naszkicowane, a prezentacje z cyklu "Alias" mogą zaskakiwać różnorodnością. Obok fotografii znalazły się na nich rysunki, instalacje, prace wideo, ale też np. rozmaite archiwalia. Są tu odwołania do minionych stylistyk, pastisze prac z lat 30., poszukiwań z lat 60. i 70. Niektóre udają prezentacje historycznej twórczości, z której niekiedy pozostały tylko skromne okruchy - jak w przypadku Lee Cluderay, artystki związanej z surrealizmem, twórczyni eksperymentalnych filmów i ofiary pożaru we własnej pracowni, podpalonej przez jej kochankę, żonę (sic!) członka Partii Konserwatywnej (niektóre biografie naprawdę są bardzo malownicze). Znacznie więcej ocalało - pamiętajmy przez cały czas, że znajdujemy się w fikcyjnym świecie - z dorobku nowojorskiego elektryka Geralda D’Amato, który na slajdach uwieczniał przypadkowe spotkania, szczegóły z życia miasta, fragmenty domów i ludzi, rzeczy, które na tyle przyciągnęły jego uwagę, iż uznał je za warte sfotografowania. Inne przyjmują formułę autorskiej prezentacji, w tym szczególnie dopracowana w detalach wystawa w Galerii Kathedra artystki nazwanej Plantinga, która interesująco gra z tradycją minimalizmu, z napięciami między obrazami fotograficznymi i figurami geometrycznymi, dobrze wpisując swe prace w galeryjną przestrzeń.

Czy to artysta?

Dopełnieniem cyklu jest "Alias: przegląd" w Bunkrze Sztuki. Nie wiem, czy określenie "wystawa" jest w tym przypadku najbardziej adekwatne. To erudycyjny atlas lub leksykon pokazujący artystów, którzy wcielali się w inne postaci. Ważniejsze są strategie przyjmowane przez twórców niż same dzieła. Już przy wejściu na wystawę widz jest zresztą informowany: "Wszystkie prace są kopiami". Oglądamy zatem zdjęcia obrazów lub... zdjęcia fotografii, a nie oryginalne odbitki. Kuratorzy uznali, że istotny jest sam proces autokreacji, to, dlaczego i w jaki sposób artyści podważają własną tożsamość, a przede wszystkim przypadki jej porzucenia i przybrania nowej, powoływanie do życia nowych twórców, grup artystycznych, a nawet fikcyjnych instytucji. Są tu artyści, którzy porzucili własne nazwisko, by całkowicie się ukryć za nowym, jak Balthus czy wybitny niemiecki minimalista znany jako Blinky Palermo, który przybrał pseudonim od słynnego amerykańskiego gangstera i opiekuna bokserów. Znalazł się tu także Salvador Dalí, któremu rodzice wmówili, że jest wcieleniem swojego starszego, przedwcześnie zmarłego brata.

"Alias: przegląd" pokazuje także przypadki artystów, którzy tylko na jakiś czas "ubierali się" w inną tożsamość, jak Marcel Duchamp wcielający się na początku lat 20. ubiegłego stulecia w słynną Rrose Sélavy, niezwykle ponętną i tajemniczą postać, czy - już w bliższych czasach - Zbigniew Libera, przybierający postać "Kogoś Innego", tajemniczego niemieckiego transseksualisty. Patrząc zaś na cykle autoportretów Roni Horn, nie mamy pewności, czy to rzeczywiście wcielenia jednej i tej samej osoby, czy też to inni udają amerykańską artystkę.

Powoływanie nieistniejących twórców staje się okazją do zbiorowego tworzenia pod jednym nazwiskiem. Lub przeciwnie: inni kreują wiele postaci, by pod ukryciem móc wcielać się w wiele ról i odwoływać się do odmiennych stylistyk czy postaw. Bywa to gra ze światem sztuki, z rynkiem i instytucjami artystycznymi, a także z przeszłością. W 1988 r. Peter Weibel przygotował dla wiedeńskiego Muzeum Sztuki Użytkowej wystawę "Constructed Art History", pokazującą 16 nieznanych artystów. Miała to być propozycja nowego odczytania XX-wiecznej historii sztuki. W istnienie tych twórców uwierzyła publiczność i krytycy, a nawet marszand opiekujący się Weiblem. Grę z przeszłością podjął także izraelski artysta Roee Rosen. Stworzona przez niego Justine Frank to zapomniana belgijska surrealistka żydowskiego pochodzenia, która w swych obrazach i rysunkach prowadziła skomplikowaną grę z tradycją judaizmu, syjonizmem i erotyką spod znaku de Sade’a (w warszawskim Zamku Ujazdowskim można właśnie oglądać cały cykl dzieł Rosenowskiej Justine Frank). Powołanie fikcyjnej osoby lub instytucji daje wreszcie szansę udzielenia głosu tym, którzy nie mieli takiej możliwości, pojawienia się w sferze publicznej dotąd nieobecnego widzenia. Zrobił to m.in. Walid Raad, tworząc The Atlas Group, instytucję pokazującą inne oblicze konfliktu w Libanie.

Bywają także inne powody uciekania w wykreowany świat. Holenderski filmowiec Renzo Martens wybrał się (jako działacz) w podróż po Demokratycznej Republice Konga i obserwował działalność organizacji charytatywnych i pomocowych. Z zebranego materiału powstał film, być może stronniczy, ale okrutnie pokazujący obłudę wielu działań, często podporządkowanych zabiegowi o poklask, kreowaniu wizerunku, ale też dbaniu o interesy donatorów (większość środków pomocowych wraca do kraju-dawcy). Bieda okazuje się bardzo fotograficzna i potrzebna dla usprawiedliwienia własnego istnienia. "Nieszczęście dobrze się sprzedaje" - tłumaczy jeden z rozmówców. Przyjęcie pseudonimu pozwala wreszcie na wypowiadanie się, co dobrze pokazuje przypadek artysty i muzyka Aalama Wassefa, który tylko w ukryciu jako Ahmad Sherif mógł kręcić ironiczne klipy wideo pokazujące Egipt pod rządami Mubaraka. Ujawnił swoją tożsamość dopiero po obaleniu wszechwładnego prezydenta.

Nowe twarze

Od dawna na "Miesiącu Fotografii" jest miejsce dla zaprezentowania nowego pokolenia twórców z Polski. W tym roku w ramach sekcji ShowOff pokazano 12 projektów. Młodzi twórcy odwołują się do rozmaitych tradycji. Wystawiany w Galerii Sztuki ATTIS-Ryszard Lachman Artur Jastrzębski wybrał się do zalanego ośrodka wypoczynkowego. Bezludna pustka, fragmenty ogrodzenia czy ławka, odbijające się w spokojnej tafli wody, wszystko to tworzy dziwny, bardzo oszczędny, ale nierzeczywisty i może trochę nadmiernie estetyczny krajobraz. Z kolei zdjęcia Uli Klimek w Klubie Fabryka nawiązują do najlepszych wzorców fotografii dokumentalnej. Stworzyła ona - bez epatowania niezwykłością - zapis życia pola namiotowego, małej codzienności niewyróżniających się niczym ludzi, ich obyczajowości, sposobu spędzania wolnego czasu. Z kolei Bartłomiej Lurka w Artefakt Cafe przygląda się własnej historii rodzinnej, dokumentuje ją poprzez osobiste pamiątki, przedmioty - jak stary, elektroniczny zegarek - których znaczenia możemy się tylko domyślać. Wiele tu niedomówień, aluzji.

Organizatorom "Miesiąca Fotografii" zależy na zwiększeniu prestiżu ShowOff i promocji nowych nazwisk. Czy zmiany pomogą w lepszym zaistnieniu artystów? Na odpowiedź trzeba poczekać. Dzisiaj młodzi twórcy mają różne możliwości zaistnienia w świecie artystycznym, poprzez rozmaite działania typu do it yourself: edytowanie książek, autorskie pisma, tworzone ad hoc miejsca wystawiennicze, wreszcie internet. Świat oficjalnych instytucji przestaje mieć wyłączność na prezentację nowych zjawisk. To wszystko może sprawić, że fotografia nadal będzie nas zaskakiwać.

Miesiąc Fotografii w Krakowie, organizator: Fundacja Sztuk Wizualnych, kuratorzy: Adam Broomberg & Oliver Chanarin. Wystawy czynne do 12 czerwca. Szczegółowe informacje: http://www.photomonth.com

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2011