Sprawa ks. Michała Czajkowskiego

Ksiądz Michał Czajkowski cieszy się uznaniem (albo jest nienawidzony) za to, co mówi, pisze i czyni. Nie jest tak, że to, co pisze, mówi i czyni, nabiera znaczenia (pozytywnego dla jednych, negatywnego dla innych) dlatego, że to mówi, pisze i czyni właśnie on. Tymczasem po artykule Tadeusza Witkowskiego w "Życiu Warszawy na temat współpracy księdza z SB mieliśmy w prawie wszystkich mediach koncert Schadenfreude, jakby sprawy takie jak dialog z judaizmem, ekumenizm itd. zostały automatycznie skreślone z agendy Kościoła.

22.05.2006

Czyta się kilka minut

Obłudnie brzmiały ubolewania i biła w oczy ochota, z jaką podjęto informacje zawarte w tym tekście - informacje brzmiące zresztą wiarygodnie. Ks. Czajkowskiego natychmiast okrzyknięto współwinnym zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki (bez echa przeszło to, że Ksiądz Prymas zdementował enuncjacje o rzekomych donosach ks. Czajkowskiego na księdza Jerzego do władz kościelnych). Ogłoszono też, że po artykule w "Życiu Warszawy" ks. Czajkowski "zapadł się pod ziemię". Podniecenie, jakie ogarnęło niektóre media na wieść o współpracy księdza z komunistyczną bezpieką (współpracy, według tych samych źródeł, zerwanej z jego inicjatywy przed 22 laty), przywodziło na myśl szakala, który zwęszył trupa.

Autor artykułu, prezentowany przez redakcję "Życia Warszawy" jako autor mającej się niebawem ukazać książki o działalności ks. Czajkowskiego, pracując nad nią nie próbował skontaktować się z bohaterem swego dzieła, choć ten mieszka w odległości kilku ulic od siedziby IPN-u. Może gdyby się na to zdobył, sprawy potoczyłyby się inaczej. "Życiu Warszawy" należy oddać sprawiedliwość: przed opublikowaniem artykułu przeprowadziło z księdzem wywiad.

W sobotę 20 maja ks. Michał Czajkowski w rozmowie z redaktorami "Więzi" uznał wagę stawianych mu zarzutów i ustąpił z funkcji kościelnego asystenta tego pisma. Poinformował mnie o tym, jak również o tym, że opracowaniem dotyczących go materiałów z IPN-u zajmie się teraz zespół redaktorów "Więzi" (opracowanie ukaże się w jednym z najbliższych numerów warszawskiego miesięcznika).

Nie będę nazbyt oryginalny, jeśli wyrażę ubolewanie, że Kościół zawczasu nie wyszedł naprzeciw takim sytuacjom. Czemu kościelne komisje - tam, gdzie powstały - na ogół boją się zaglądać do "teczek"? Ani odkrywanie, ani ukrywanie czegoś nie zmieni faktów i smutnej przeszłości. Szkoda by było, gdyby rzeczywiście rozwiązanie miało polegać na tym, że samotny i zdesperowany ks. Tadeusz Zaleski zacznie na własną rękę ujawniać księży - tajnych współpracowników. Gdyby stworzono właściwy system moralnego dopingu i zachęty, być może sami by się ujawnili.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2006