Spór o obelisk Marii Panny

W 2017 r. w Czechach powróciły hasła sprzed stulecia, kiedy młoda Czechosłowacja walczyła z resztkami austrokatolicyzmu. Wydawało się chwilami, że odżyła wojna między katolikami a husytami.

22.12.2017

Czyta się kilka minut

Kolumna z Matką Bożą, Rynek Starego Miasta w Pradze, 1900 r. / WIKIPEDIA.ORG
Kolumna z Matką Bożą, Rynek Starego Miasta w Pradze, 1900 r. / WIKIPEDIA.ORG

W tym zsekularyzowanym społeczeństwie raz po raz wybucha albo religijna zimna wojna, albo religijna ekstaza. Ostatni raz było tak w 2015 r., kiedy Czesi celebrowali rocznicę spalenia na stosie reformatora Kościoła, mistrza Jana Husa.

Teraz gwałtowny spór wybuchł jesienią 2017 r. Czesi zaczęli nagle wojować o to, czy na rynku Starego Miasta w zabytkowym centrum stolicy odbudować barokowy obelisk poświęcony Marii Pannie, zburzony przed prawie stu laty. Jedni uważali, że chodzi tylko o estetykę przestrzeni, inni, że to katolicka ofensywa, jeszcze inni widzieli w tych planach akt narodowego pojednania z trudnym dziedzictwem. Najdziwniejsze w tym wszystkim chyba jednak było to, że takie kwestie nadal budzą emocje, i to spore.

Postawienia kopii obelisku domaga się od wielu lat środowisko skupione wokół Towarzystwa na rzecz Odnowienia Obelisku Marii Panny na Rynku Starego Miasta w Pradze. Sama rzeźba już jest właściwie gotowa, bo od ponad 10 lat w swojej pracowni przygotowywał ją rzeźbiarz Petr Váňa. W międzyczasie trwały publiczne zbiórki pieniędzy na rekonstrukcję, zbierano też podpisy do władz kraju i miasta pod petycjami o zgodę na odbudowę. Wreszcie w lipcu 2017 r. nagle urzędnicy wydali odpowiednie zezwolenie. W mediach gruchnęło, że obelisk – po czesku nazywa się „Mariánský sloup” – znowu stanie na Rynku, kilkadziesiąt metrów od dominującego na tej przestrzeni pomnika Jana Husa z 1915 r. autorstwa ­Ladislava ­Šalouna.

Wtedy okazało się, że wcale nie jest to kolejny zwykły pomnik, tylko symbol – stary spór rozgorzał na nowo. Sięgano po argumenty nawet z XV w., do wojen husyckich, a atmosfera dyskusji przypominała chwilami czasy walki z austrokatolicyzmem w XIX i na początku XX w. Kilkakrotnie doszło do publicznych demonstracji, rozemocjonowani ludzie w centrum miasta zbierali podpisy pod petycjami za i przeciw.

Symboliczne zniszczenie

Rzeźba Marii Panny na kamiennej kolumnie stała w centrum Pragi przez 268 lat. 3 listopada 1918 r. obelisk został powalony. Tłum demonstrantów przy pomocy grupy strażaków zarzucił stryczek na szyję figury Matki Boskiej. Rzeźba i obelisk roztrzaskały się o bruk. Ktoś nieznany zabrał do domu głowę Panny Marii – odnalazła się przypadkiem po ponad 30 latach. Resztę gruzu uprzątnięto, a rzeźby składające się na podstawę do dziś można oglądać w Lapidarium Muzeum Narodowego.

Ten akt zniszczenia w czeskiej pamięci narodowej został uznany za rewolucyjny początek nowych czasów, niemal moment odbudowy czeskiej państwowości. Obelisk bowiem środowiska nacjonalistyczne traktowały jako symbol katolickiej dominacji w społeczeństwie, które wtedy skłaniało się ku narodowej ideologii wiążącej czeskość z husytyzmem. Teoretycznie nikt tej demonstracji nie zorganizował, a akcja była spontaniczna. W praktyce jednak demolka była zaplanowana wcześniej przez grupkę anarchistów i narodowców. Dowodził nimi pochodzący z Žižkowa Franta Sauer.

Kilka dni wcześniej, 28 października, ogłoszono deklarację niepodległości Czecho­słowacji, a w kraju zapanowała euforia. W rewolucyjnej atmosferze przez miasto przewalały się kolejne demonstracje, podczas których dochodziło m.in. do niszczenia symboli władzy Habsburgów. 3 listopada 1918 r. zgromadzenie na Białej Górze – miejscu, gdzie w 1620 r. doszło do ostatecznej, przegranej bitwy z wojskami Habsburgów – zwołali czescy socjal­demokraci oraz narodowi socjaliści. To stamtąd tłum, rozemocjonowany skandowaniem patriotycznych i antyaustriackich haseł, ruszył do centrum. Był wśród nich wspomniany Franta Sauer. Cała operacja nie przebiegła bez kłopotów – spora grupa prażan zaprotestowała przeciw próbie obrazoburstwa, na miejscu doszło do solidnej bójki. Mimo to obelisk w końcu upadł.

Słup obrosły w legendy

Ten akt destrukcji w 1918 r. wcale nie wywołał jednoznacznego zachwytu. Obradujący wtedy parlament – Narodowa Rada Czechosłowacka – potępił gest wandalizmu i wezwał obywateli nowej republiki do zaprzestania podobnych działań. Sami autorzy dzieła zniszczenia ponoć z Rynku Starego Miasta wybierali się na most Karola, by zrzucać stojące na nim figury świętych do Wełtawy, ale powstrzymało ich wojsko.

Poparł ich za to założyciel nowego państwa, Tomáš Masaryk. „Cieszę się, że prażanie tę figurę obalili, bo ona była naszą polityczną hańbą!” – skomentował.

Od samego początku też zapowiadano odbudowę Sloupa, ale sprawa zaczęła się odwlekać. Republika Czechosłowacka była programowo antykatolicka. Plac po obelisku zostawał zatem pusty, choć kilku­krotnie przymierzano się do jego odbudowy.

Obelisk był szczególnie znienawidzony przez nacjonalistów, bo krążyła wokół niego nie do końca prawdziwa legenda, jakoby został on postawiony po austriackim triumfie pod Białą Górą i symbolizował katolicką dominację nad krajem. Prawda była inna: Czechy w tamtym czasie wcale nie były „protestanckie” ani „husyckie”, tylko religijnie podzielone, a sam Sloup postawiono z wdzięczności za odparcie oblężenia Szwedów w 1648 r., co było jednocześnie ostatnim akordem wojny trzydziestoletniej.

Legendy obrastały Sloup także po jego powaleniu. Za komunizmu katolicy chodzili modlić się do stojącego obok kościoła Panny Marii przed Tynem, w którym wystawiono obraz Panny Marii Ryneckiej – wcześniej przez 300 lat znajdował się on na podstawie 16-metrowego obelisku. Ktoś go podniósł z bruku, zaniósł do kościoła i tam już został.

Część środowisk katolickich traktowała destrukcję obiektu jak obrazoburstwo. Przez dekady krążyły opowieści o tym, że wśród napastników była też m.in. jedna z najważniejszych osobowości czeskiej polityki XX w., związana z narodową demokracją Milada Horáková. To współczesna ikona czeskiego patriotyzmu, prześladowana za czasów okupacji i po wojnie zamordowana przez komunistów.

– Zarzuciła Matce Bożej stryczek na szyję, to i sama skończyła na stryczku, jak wszyscy, którzy brali w tym udział – tłumaczyła mi kiedyś pobożna starsza prażanka. Co światlejsi katolicy reagują oburzeniem na takie opowieści o okrutnej zemście Boga za ludzkie nieprawości.

„Tak wam teraz damy po mordzie!”

Pomysł odbudowy Sloupa przeżył czasy komunizmu. W 1955 r., na zamówienie środowisk emigrantów politycznych we Włoszech, wykonano marmurowa kopię rzeźby. Dziś stoi ona w ogrodzie klasztoru na praskim Strahowie i zwana jest Panną Marią z Wygnania.

Po upadku komunizmu wydawało się, że dawne spory religijne już odeszły w przeszłość, a pouczone doświadczeniem państwowego ateizmu i okrutnych prześladowań Kościoła społeczeństwo jest gotowe na pojednanie.

Pomysł odbudowy wracał w kolejnych debatach od początku lat 90. Zwolennicy generalnie argumentowali względami artystycznymi. – Ten obelisk jest wyjątkowo piękny, a poza tym była to pierwsza barokowa rzeźba w Czechach – tłumaczy artysta Petr Váňa, wykonawca kopii Sloupu. – To jest klucz do sztuki baroku w całym naszym kraju.

Ale nawet historia sztuki jest uwikłana w czeską politykę – barok, w Czechach wyjątkowo okazały, przez nacjonalistów był traktowany jako sztuka obca, narzucona przez habsburskich najeźdźców. Woleli oni nie pamiętać o tym, że religijne podziały przed wiekami szły w poprzek podziałów etnicznych, a wielcy artyści baroku pozostawali Czechami, jednocześnie wyznając katolicyzm.

Za odbudową obelisku opowiedział się czeski prymas, kard. Dominik Duka. Do argumentów estetycznych dołożył ideowe i zaproponował, aby ta rekonstrukcja stała się symbolem pojednania narodowego. W jego zamyśle katolicy mieli odzyskać właśnie obelisk Panny Marii, a strona przeciwna symbolicznie miała odzyskać niedaleki kościół Panny Marii przed Tynem – na froncie tej ważnej świątyni miał pojawić się znowu symbol husytów, kielich. W XVI w. bowiem w podzielonych religijnie Czechach sąsiadowały z sobą kościoły katolickie z utrakwistycznymi. Centrum tego dojrzałego husytyzmu był właśnie kościół Panny Marii przed Tynem. Złoty kielich nad jego wejściem symbolizował jeden z głównych postulatów husyckich – komunię pod obiema postaciami.

Pomysł Duki jednak się nie przyjął. Urzędnicy, którzy wydali zgodę na odbudowę Sloupa, uzasadnili decyzję tak, że w zasadzie obiekt został zniszczony, dlatego jego ponowne ustawienie nie wymaga żadnego pozwolenia na budowę. Tę decyzję oprotestowała grupa radnych i sprawa trafiła pod obrady rady miejskiej. Debata trwała trzy godziny i była transmitowana przez telewizję. Prym wiódł związany z partią Zielonych radny Matěj ­Stropnický. „Ten obelisk nie ma tylko wartości estetycznej, ale też znaczenie polityczne” – mówił. „U podstawy tego obiektu są figury aniołów przebijających pikami diabły i te diabły miały symbolizować protestantów czy utrakwistów” – ostrzegała w telewizji przedstawicielka Kościoła husyckiego Hana Tonzarová.

Ostatecznie radni przegłosowali zalecenie dla urzędu miasta, aby wypowiedział wszelkie umowy, jakie zawarł kiedykolwiek w związku z planowaną odbudową Sloupa. Sprawa jest zatem zamknięta i to raczej na długo, jeśli nie na zawsze.

Cały spór przytomnie skomentował filozof i katolicki ksiądz, prof. Tomáš Halík. „Zniszczenie Mariánskiego sloupa było bez wątpienia barbarzyńskim aktem antykatolickiego uniesienia, które wraz z antyniemieckimi i antysemickimi stereotypami tworzą nieświętą trójcę uprzedzeń, towarzyszących czeskiemu nacjonalizmowi” – pisał w „Lidovych Novinach”. Z drugiej strony katoliccy zwolennicy odbudowy zachowują się – pisze Halík – jakby się metod działania uczyli od Szwejka: „Jakeście nam urazili Najświętszą Panienkę, tak wam teraz damy po mordzie!”.

„Obie strony sporu łączy absurdalne wyobrażenie, że odbudowa sloupa może w jakikolwiek sposób zwiększyć u nas poziom religijności” – kontynuuje Halík. „Różni ich to, że jedni oczekują tego z nadzieją, drudzy się tego boją – w obu wypadkach jednak nadaremnie. Dzięki odbudowie sloupa naród czeski nie stałby się ani o włos bardziej katolicki, niż jest teraz. (...) A Madonna nad tym wszystkim składa ręce i odwracając oczy ku niebu pyta: »Dzieci moje, dokądże chcecie wrócić?«”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2018