Śpiewać przeciw systemowi

W konkursie dokumentów muzycznych szczególne miejsce zajmują filmy z odległych rejonów świata, które łączy emancypacyjny i ocalający od zapomnienia potencjał muzyki.

23.05.2015

Czyta się kilka minut

„Pieśni bez ojczyzny” / il. MATERIAŁY PRASOWE / KFF
„Pieśni bez ojczyzny” / il. MATERIAŁY PRASOWE / KFF

Krakowski Festiwal Filmowy coraz więcej uwagi poświęca filmom muzycznym. To tu po raz pierwszy można było zobaczyć „Opowieści cygańskiego taboru” czy porywający „Rize” Davida LaChapelle’a, a przede wszystkim film „Jimmy Rosenberg – ojciec, syn i talent”, zdobywcę Złotego Rogu w kategorii pełnometrażowych dokumentów. W tym roku w ramach konkursu DocFilmMusic szczególne miejsce zajmują filmy z odległych rejonów świata, które łączy emancypacyjny, „antysystemowy” i ocalający od zapomnienia potencjał muzyki.

Głos kobiet

„Pieśni bez ojczyzny” opowiadają o irańskich kobietach, które od czasu rewolucji islamskiej nie mogą solowo śpiewać w miejscach publicznych, szczególnie przed męskim audytorium. Reżyser Ayat Najafi nie po raz pierwszy traktuje kamerę niczym oręż w walce z cenzurą i patriarchalnym reżimem. W poprzednim dokumencie „Futbol ściśle tajny” opowiadał o żeńskiej drużynie piłki nożnej z Berlina wyjeżdżającej do Teheranu z misją niemal niemożliwą – rozegrania meczu towarzyskiego z irańską drużyną narodową.

Z analogicznymi problemami zmagają się przedstawicielki irańskiej kultury. Obserwujemy siostrę reżysera, młodą kompozytorkę Sarę Najafi, która z determinacją walczy o możliwość zorganizowania oficjalnego koncertu solistek. Za artystycznym marzeniem stoi jednak coś więcej: rozbicie kolejnej kostki w murze dyskryminującego systemu, który wyklucza kobiety nawet z tych sfer życia kulturalnego, które mogłyby się wydawać religijnie neutralne. Z pomocą znów przychodzą anioły z „zepsutego” Zachodu – trzy śpiewaczki z Francji zaproszone do Teheranu pod pretekstem ponownego otwarcia muzycznego pomostu między Europą a Iranem.

Nie myśl, że zapomniałem

Taki pomost funkcjonował w latach 50. i 60. pomiędzy Kambodżą a Europą i USA. Znakomicie zrealizowany, odkrywczy dokument „Rock’n’roll i Czerwoni Khmerzy” przedstawia scenę muzyczną istniejącą w Phnom Penh, zanim kraj wpadł w tryby mocarstwowych rozgrywek, które doprowadziły do przejęcia władzy przez okrutny i zdehumanizowany reżim.

Zanim jednak ta historyczna podróż muzyczna przybierze ciemne barwy, otrzymujemy ciepłą, sentymentalną opowieść o dawnych gwiazdach muzyki. Jest wśród nich ojciec tamtejszego popu Sinn Sisamouth, kambodżański Frank Sinatra. Jest także Yol Aularong, rockman, buntownik, Dylan, Lennon i Hendrix w jednym. A do tego cały przebogaty muzyczny świat Phnom Penh, który w 1975 r. wraz z wkroczeniem do stolicy Czerwonych Khmerów został dosłownie zmieciony z powierzchni ziemi. Muzyków zagnano do niewolniczej pracy, rozstrzelano na polach śmierci, podobnie jak prawie półtora miliona mieszkańców Kambodży. Czasem, jak w przypadku wymienionych, ich los pozostał nieznany.

Oryginalny tytuł filmu Johna Pirozziego jest jednocześnie tytułem szlagieru Sisamoutha „Nie myśl, że zapomniałem”. Film ocala pamięć, która przetrwała w samej muzyce, w piosenkach i nagraniach dostępnych dziś w sklepach Phnom Penh.

Pieśń o zielonej pietruszce

Podobny potencjał muzyki podkreśla film „Alentejo, Alentejo” Sergia Tréfauta. W tytułowej prowincji obejmującej południową i środkową Portugalię odżywa tradycja śpiewu polifonicznego – cante alentejano.

Do rozszerzenia Unii Europejskiej w 2004 r. Alentejo było najbiedniejszym regionem Wspólnoty. Większość mieszkańców żyła z uprawy ziemi, pracowała w wielkich gospodarstwach rolnych nazywanych od czasów starożytnych latyfundiami. Starzy ludzie wspominają, że tym, co w dzieciństwie pozwalało im znosić głód i nędzę, były pieśni śpiewane przez rodziców, dziadków czy przez same dzieci. Mówiły one o przywiązaniu do ziemi, o bezrobociu, opuszczonym kraju.

Potem przez lata cante uznawane były za kicz, ich śpiewanie było zakazane w wielu kawiarniach, kojarzono je ze starszym pokoleniem, z najniższą klasą społeczną i pijakami. Dziś uczą się ich dzieci w szkołach, młodzi Portugalczycy intonują cante w domach i knajpach, przekazują je starsi mieszkańcy Alentejo, spotykając się i ćwicząc wspólne śpiewanie.

Tradycja ta wróciła wraz z kolejnym kryzysem – kiedy wielu mieszkańców prowincji wyjechało za pracą do Szwajcarii, Francji, a nawet do rozwijającej się Angoli, czyli dawnej portugalskiej kolonii, z której emigranci jeszcze niedawno przyjeżdżali masowo szukać pracy w Portugalii. Ich młodzi czarnoskórzy potomkowie śpiewają dziś w szkole starą pieśń o zielonej pietruszce, która towarzyszyła ciężkiemu losowi portugalskiej prowincji przed kilkudziesięciu laty. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „55. Krakowski Festiwal Filmowy