Śpiew psa

Zenon Kruczyński, ekolog: Skala śmierci i przemocy wobec zwierząt jest straszliwa. Nie potrafimy na nią otworzyć oczu, bo ze zgrozy pękłyby nam serca.

05.06.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. Andrzej Georgiew
/ Fot. Andrzej Georgiew

KATARZYNA KUBISIOWSKA: Miałeś w dzieciństwie ukochane zwierzę?

ZENON KRUCZYŃSKI: Dzieciństwo spędziłem w rodzinie myśliwskiej. Zupełnie naturalna i niekwestionowana była postawa, że zwierzęta służą wyłącznie do używania ich lub do zjadania.

W dorosłości spotkałem dwa psy, z którymi nawiązałem intensywną więź. Z jednym z tych psów żyjemy teraz w Białowieży.

Opowiedz o nim.

Ma na imię Maniek, to zdrobnienie od Manfreda, bo miał być większy. Ktoś go chciał oddać do schroniska, gdy był szczeniakiem. Pojechaliśmy po niego, zobaczyliśmy, i owszem, szczeniaka, ale widzę po nim, że będzie wielki, wyglądał jak skrzyżowanie malamuta z kaukazem. Szepczę do Doroty: „Nie potrzebujemy tak wielkiego psa”. A Dorota na to: „Ale on nas potrzebuje”. Przygarnęliśmy Mańka, na szczęście nie urósł do olbrzymich rozmiarów w sensie fizycznym. Jest bardzo miły w kontakcie, reaguje na spojrzenie, ruch ręki, nastrój... Ma wyrazistą osobowość, a jednocześnie lubi bliskość. To pies marzeń i mam nadzieję, że też jestem dla niego wymarzonym panem. Czasami obszczekuje żubry, chcąc je sprowokować do biegania, ale one mają go w nosie. Pocieszne jest obserwowanie takich scenek.

Pan marzeń to ten, który pozwala spać psu w łóżku?

O nie! Trzeba ustalić zdrowe granice: co psie, to psie, a co pańskie, to pańskie. Maniek jest psi, ja jestem ludzki, dogadujemy się w tych dwóch światach całkowicie dla siebie obcych, w każdym razie nie wchodzimy sobie w paradę. Pan marzeń nie powinien sobie wyobrażać, co jest lepsze dla psa, tylko uważnie patrzeć, czego on potrzebuje, rozumieć, że istnieje coś takiego jak psi komfort życia. Pies potrzebuje stada, przyjaźni, miejsca do odpoczynku, dobrej wody i jedzenia, dużo ruchu, interakcji z innymi psami. Zwierzęta instynktownie wiedzą, w przeciwieństwie do wielu z nas, że ciało stworzone jest do ruchu.

I to naprawdę wystarczy do psiego szczęścia?

Cała reszta to magia pomiędzy człowiekiem a psem. Nie z każdym psem zdarza się coś takiego, ale jest to możliwe. Na Mańka nie podnoszę głosu, mówię normalnie. Gdy Maniek cichaczem zalegnie sobie na kanapie przy kominku, a ja schodzę na dół, Maniek łypie na mnie okiem i leży. No to mówię do niego: „Maniek, no co ty, na kanapę włazisz? Złaź”. On schodzi przednimi łapami, tylne nadal leżą na kanapie, i zastyga w takiej pozycji. „No co ty, wygodnie ci tak? Złaź, to moja kanapa”. I złazi. Myślę, że obustronna zdrowa asertywność wystarcza do psiego szczęścia. Kto wie, może do ludzkiego też by wystarczyła naturalna prostolinijność.

A ten drugi ważny pies?

Jamniczka szorstkowłosa, z którą chodziłem na polowania. Pańka miała na imię. Ale nie z powodu polowania była mi bliska, tylko dlatego, że była nastawiona na człowieka. Pod tym względem była podobna do Mańka. Pańka zginęła z mojej nieuważności, gdy jechaliśmy na polowanie. Na stacji benzynowej wyskoczyła z auta, gdzieś się oddaliła, ja zatrzasnąłem drzwi i odjechałem. Po 40 minutach zorientowałem się, że nie mam w aucie psa. Szukałem jej prawie rok. Okazało się, że była u człowieka, który wiedział od pierwszych dni, że jej poszukuję i ją ukrył. Mieszkała w jakiejś budzie. Oszczeniła się, ten człowiek chciał mi dać Pańki szczeniaka, który biegał po podwórku. „Panie, ona po szczeniakach chorowała, i zdechła, pan se weźmie szczeniaka od niej”. Pomyślałem – ileż cierpienia jej przysporzyłem, spowodowanego moją nieuważnością?

Pańka w tej budzie była przywiązana do łańcucha?

Nie, ale była trzymana na podwórku, a to był typowy pies miejski. Ale widuję psy na łańcuchach. Żal serce ściska...

Lecz gdyby się teraz okazało, że Maniek, jak to się zapowiadało, jest prawdziwym kaukazem skrzyżowanym z malamutem, i że może być psem niebezpiecznym dla innych, to ograniczyłbym mu wolność. Trzymałbym go w kojcu, a w czasie spaceru na smyczy. Jednocześnie nie wyobrażam sobie, by jakikolwiek mój pies był agresywny. A nawet gdyby miał takie inklinacje, to musiałbym sobie z nimi poradzić.

Maniek, gdy przychodzą do nas goście, otwiera swoją psią gębę i demonstruje, że on pilnuje tego miejsca. Ale ja z nim rozmawiam: „Maniek, to są przyjaciele, przywitaj się, cicho już, to jest gość”. I on rozumie, daje sobie spokój. Ludzie mówią, że Maniek wygląda groźnie, a on w rzeczywistości jest w domu jakiś taki ciapowaty, chociaż w terenie jest naprawdę szybki i niezwykle sprawny fizycznie. Zresztą, teraz, jak ma już około dwóch lat, zaczyna rządzić wśród psów we wsi. To chyba nie jest łatwe zadanie, bo ma już parę sznytów na głowie.

Mówisz, że nie rozumiesz człowieka, który więzi na łańcuchu psa, ale przecież sam jako myśliwy zadawałeś zwierzętom cierpienie. Przestałeś to robić, kiedy w trakcie polowania, przez przypadek, zabiłeś właśnie psa. Wcześniej patrzyłeś na krew i ból zwierząt i naprawdę nie widziałeś, że zadajesz cierpienie?

Nie widziałem. System przekonań w naszym umyśle powoduje, że odbieramy świat przez rodzaj gęstego filtra, niczym przez bardzo gęstą mgłę. Ktoś powiedział, że ludziom intelekt potrzebny jest głównie do tego, by mylili się z jeszcze większą pewnością siebie. Sam doświadczam, jak trudno jest ten wewnętrzny system opinii i przekonań zakwestionować i postawić znak zapytania.

20 lat stawiałeś znak zapytania nad kwestią dotyczącą tego, że myślistwo nie jest wyłącznie aktywnością usankcjonowaną prawem i tradycją, ale może być zwyczajnym bestialstwem. To długo. 

Kiedy kapelan myśliwych, ksiądz Tomasz Duszkiewicz, mówi: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, to ja w tym samym czasie myślę o tym, jak właśnie teraz Ziemia wiruje z prędkością obrotową 1600 km na godzinę. Istniejemy więc w niesłychanym wirze, a ta „ziemia, którą czynimy sobie poddaną”, na której stawiamy stopy, jest niczym cieniutka skorupka jajka, pod którą bulgocze rozżarzona lawa. 250 milionów lat temu, pod koniec triasu, odbywał się największy proces wymierania na Ziemi. I wiesz, ile ono trwało? Zaledwie około pięciu lat – a nie tysiące. Na skutek szczelinowej aktywności wulkanicznej, jaką dziś można zaobserwować na Islandii, Ziemia uchyliła trochę tej skorupki i wydostały się do atmosfery ogromne ilości dwutlenku siarki, zmieszały się z wodą, zamieniły w kwas siarkowy i prawie całkowicie skończyło się życie.

Więc gdy słyszę ludzi, którzy mówią: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, to myślę, że oni dysponują nikłym zrozumieniem, zresztą nie tylko prehistorii Ziemi, dlatego nie mogą naprawdę wiedzieć, co mówią. Mam wrażenie, że robią to wyłącznie dla uspokojenia egzystencjalnego lęku z powodu swoich niszczycielskich zapędów. Patrząc na koronki przy mankietach ornatu księdza Duszkiewicza, widzę, jakby były zakrwawione.

A co Ty poczułeś w momencie, kiedy dotarło do Ciebie, że sam jesteś panem, który chce zapanować nad Ziemią?

W jednej chwili zwaliło się na mnie całe cierpienie tego świata. Miałem w tym bolesnym wydarzeniu jednak szczęście: przedarłem się przez tę mgłę i stanąłem po stronie życia. Bo dotąd trwałem po stronie śmierci – ta postawa bynajmniej nie umila życia w świecie.

Ta postawa życie kończy definitywnie. 

Roshi Philip Kapleau na warsztacie zen, który prowadził w Stanach, a w tamtym czasie trwała wojna w Wietnamie, mówił o tym, by ochraniać wszelkie życie. I wtedy odezwał się młody człowiek, mówiąc, że jest żołnierzem i w każdej chwili może odebrać list z informacją o poborze do wojska, a za kilkadziesiąt godzin znaleźć się w helikopterze krążącym po Wietnamie. „Co zatem mam robić?” – pytał. Roshi długo patrzył na tego człowieka i w końcu powiedział: „Daj się zabić pierwszy, zanim kogokolwiek zabijesz. Taka postawa daje znacznie większe szanse na dobre życie”.

Zatrważające! 

Gdy powiedziałaś mi, o czym chciałabyś ze mną rozmawiać, pomyślałem, że tylko my, ludzie, chcemy doprowadzić do tego, by „ziemia była nam poddana”, i w ten sposób unicestwiamy siebie. Natura sobie świetnie poradzi bez nas – ludzie nie są w stanie Ziemi zrobić absolutnie nic, nawet gdyby bardzo się postarali.

Przecież ją pustoszą!

Uparcie i niestety skutecznie jak na razie tniemy gałąź, na której siedzimy. W końcu tak sobie zaszkodzimy, że nie będzie czym oddychać. Z bliskiej mi, buddyjskiej perspektywy, nie ma żadnej możliwości, aby uniknąć skutków swoich czynów. Nie ma dokąd uciec, nie da się wypaść z wszechświata.

Ty byś dał się zabić, by nie zabijać innych?

Nie wiem, ale taką mam postawę. W zeszłym roku odbywała się w Białowieży konferencja ekspertów z Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) w sprawie Puszczy Białowieskiej. Brałem w niej udział. Ktoś dwa razy podjechał tuż pod nasz dom i strzelał z ostrej broni w powietrze. To, o czym rozmawiamy, to skrajna sytuacja. Obym nie musiał się w niej sprawdzić.

Dalej czegoś nie rozumiem. Człowiek zadaje cierpienie zwierzęciu od tysięcy lat. Jest mięsożerny – więc zabija. Poluje – bo taka jest tradycja. Czemu nas to nie przeraża? 

Być może dlatego, że skala śmierci i przemocy wobec zwierząt, jaką współcześnie jako ludzkość generujemy na Ziemi, jest tak straszliwa, że nie można na nią otworzyć oczu, bo człowiekowi ze zgrozy stanęłoby serce.

Pomyśl, w 1930 r. na Ziemi było 2 miliardy ludzi. W ciągu ostatnich 90 lat liczba ludzi na Ziemi powiększyła się o sześć miliardów! Jednocześnie szacuje się, że w tymże 1930 r. spożycie mięsa wynosiło około 20 kg na osobę. Obecnie w Polsce ludzie zjadają 111 kg mięsa i jego przetworów rocznie, w Stanach 115 kg itd. Przemysł mięsny wciąż przyspiesza, rzeźnie budowane są jak zakłady ściśle tajnej produkcji. Jeżeli wymknie się z nich jakiś filmik czy zdjęcie – zgroza przenika na wskroś. Chyba moglibyśmy uczciwie przyznać, że chciwość na smak mięsa jest większa niż nasz instynkt samozachowawczy.

Mógłbyś opisać, jak wygląda cierpienie zwierząt, skoro tyle razy im je zadawałeś?

Cierpienie pojawia się wtedy, kiedy bronisz się przed tym „co właśnie jest”. Im bardziej to odpychasz – tym bardziej cierpisz. Z obserwacji cierpienia zwierząt przestrzelonych kulą czy też domowych po jakimś urazie lub umierających ze starości wynika, że one nie mają reakcji obronnej przed bólem. Zwierzęta bronią się przed zadaniem rany, bo przekroczenie granicy skóry jest śmiertelnym zagrożeniem dla każdej istoty.

Towarzyszyłem kiedyś suczce w ostatnich godzinach jej życia – ona wyła z bólu. Niestety, a było to dawno temu, do głowy mi wtedy nie przyszło, że można podać jej leki znieczulające. Ale teraz wiem, że ten pies w taki sposób zaradzał bólowi.

Wyciem?

Spróbuj to kiedyś zrobić sama: gdy pojawi się ból, nie odpychaj go, zacznij śpiewać, wydobywaj z siebie głos, taki, na jaki cię będzie stać – śpiewaj całą sobą. Wówczas ból może zamienić się w coś zupełnie innego – nie będzie cierpienia, będzie tylko ból. Znamy różne rodzaje bólu: fizyczny, psychiczny, emocjonalny itd. Cierpienie jest niezgodą na tenże ból, oporem wyrażającym się myślami: „nie powinien się on zdarzyć”, „to jest niesprawiedliwe!”, „dlaczego ja?!”.

Ludzie reagują na ból najczęściej zupełnie inaczej niż pozostałe zwierzęta. Zwierzę w bólu jest względnie rozluźnione. Człowiek wije się i zaciska wokół bolesnego miejsca – ból działa niczym rozżarzony węgielek, wokół którego zaciska się z całej siły pięść oporu. Im bardziej się zaciska – tym bardziej wzmaga się ból i pojawia się cierpienie. Akceptacja bólu na tak głębokim poziomie, jak czynią to zwierzęta, jest sztuką i podstawową wręcz nauką, którą możemy od nich pobierać.

Masz jakieś intuicje, co się może dziać ze zwierzęciem po jego śmierci?

Nie wiem, czym jest śmierć. Wszak jestem wciąż żywym ludzkim zwierzęciem, nie umarłem jeszcze...

Jesteśmy zanurzeni w oceanie życia i śmierci. To jeden niepodzielny ocean – nie dwa. Jak powiedział pewien mistrz zen: „Choć przychodzimy i odchodzimy, nie opuszczamy nigdy domu”. Ale chciałbym zapytać, czy może być tak, że teraz żyjemy i rozmawiamy, a potem znikamy na zawsze? Czy jest możliwe, aby niosąca nas przez kilkadziesiąt lat życia energia, ilość pożywienia, które w siebie wchłonęliśmy i przetrawiliśmy, doświadczeń, które zgromadziliśmy, przeżyć, bólu, szczęścia, cierpienia – zniknęła w niebycie? Czyż jest możliwe, aby jakakolwiek energia zniknęła we wszechświecie?

Naszą rozmowę chciałabym zakończyć jednak istnieniem tu i teraz. Powiedz, jakie zwierzęta spotykasz w Puszczy Białowieskiej, do której z Gdyni przeprowadziłeś się dwa lata temu?

Wczoraj przez nasz ogród szedł jeż. Maniek go obwąchał, ja go dotknąłem, a jeż podreptał sobie dalej. To jest ogromna przyjemność spotkać dzikie zwierzę, które niespłoszone coś sobie na twoich oczach podjada. Najczęściej natykam się tu na jelenie i żubry kręcące się po pobliskiej polanie, te, na które Maniek dla psiego porządku szczeknie, a one go dla żubrzego porządku kompletnie zignorują.

Ale boli mnie to, że nie spotykam w Puszczy dzików. To wspaniałe zwierzęta. W ubiegłym sezonie łowieckim urząd marszałkowski zdjął okres ochronny i wypłacał myśliwemu 400 zł za każdego zastrzelonego dzika. 1376 dzików zostało bez pardonu rozstrzelanych z ambon pod pretekstem walki z ASF [afrykańskim pomorem świń. – red.], pomimo ostrzeżeń Komisji Europejskiej. Praktycznie była to eksterminacja. Gdy pytałem nadleśniczego z Białowieży, który zarządza w Puszczy tzw. gospodarką łowiecką: „Jak to jest? Etyka myśliwska, na którą się pan powołuje, przestaje mieć znaczenie? Czy będziecie zabijali lochy w najwyższej ciąży i te już karmiące? Będziecie patroszyli zwierzęta i krew się będzie mieszała z mlekiem?”, to odpowiedział: „Nie no, wie pan, z jednej strony jest rozporządzenie, ale z drugiej strony myśliwi to nie są sadystyczni kaci. Myśliwi tego nie zrobią”.

A dzików w Puszczy prawie nie ma.

Dziki są pożyteczne dla lasu?

Przewracają ziemię w ten sposób, że staje się dostępna nasionom – odnawiają się w ten sposób naturalne siewki. Poza tym dziki zjadają ogromne ilości owadów w postaci larwalnej i dorosłej. Dzik to największy sprzymierzeniec lasu, ale leśnicy i jednocześnie myśliwi zresztą wzięli swoje karabiny i je planowo pozabijali.

Odkąd napisałeś w 2008 r. książkę „Farba znaczy krew”, w której odbrązawiasz mit myślistwa, stoisz na pierwszej linii frontu. Niektórzy myśliwi do dziś nie mogą Ci darować tej książki. 

Przybliżyła się do Puszczy Białowieskiej ta pierwsza linia pod postacią ministra-myśliwego Jana Szyszki i ludzi, choćby wspomnianego księdza-myśliwego Duszkiewicza, którzy „czynią sobie ziemię poddaną”.

Po zniszczeniu naturalnych walorów tego cennego miejsca nastąpi wyraźny spadek przyrodniczego ruchu turystycznego. Bo i po co ludzie mieliby tu przyjeżdżać? Społeczność z całego regionu Puszczy Białowieskiej zubożeje, straci dochody z turystyki. A Polska, ze swojej winy, pozbawi świat nauki, dydaktyki i turystów obszaru światowego reliktu przyrodniczego. Turystyka przyrodnicza rozwija się na świecie sześć razy szybciej niż inne gałęzie turystyki. Zamienianie tego lasu poprzez wycinki i sztuczne nasadzenia w pospolite lasy gospodarcze, jakie są wszędzie na świecie, jest ekonomicznie prymitywną, rabunkową gospodarką surowcową.

Chyba jednak nie uda nam się zakończyć tej rozmowy optymistycznej akcentem.

No ale tak wygląda pierwsza linia frontu w Puszczy. Teraz zarysuje się wyraźniej, bo przykujemy się do drzewa czy do harvestera jako siwi lokalsi z Białowieży – razem z moją sąsiadką, która bardzo dużo waży, i jeszcze jedną sąsiadką, która chodzi o kulach, i dziewczyną z małym dzieckiem na ręku, i z moim leciwym sąsiadem Lechem. I usiądziemy. Bo to jesteśmy my – mieszkańcy Białowieży. W Europie i na świecie nie ma wielu rozpoznawalnych polskich marek. Chyba najmocniejsze z nich to „Puszcza Białowieska” i „Białowieża”. Jako mieszkańcy Białowieży, odpowiedzialni obywatele Polski, mówimy: „Dalej ani kroku! Basta!”. Oby nam świat pomógł zachować to miejsce takim, jakie jeszcze jest. ©

ZENON KRUCZYŃSKI jest publicystą i działaczem ekologicznym. Autor wznowionej właśnie przez wydawnictwo Czarne książki „Farba znaczy krew”. Certyfikowany nauczyciel MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction) i MBCT (Mindfulness-Based Cognitive Therapy), czyli metody Redukcji Stresu Opartej na Uważności i Terapii Poznawczej Depresji Opartej na Uważności. Mieszka w Białowieży.


CZYTAJ TAKŻE:

W polskich domach żyje 21 milionów zwierząt. 7 milionów z nich to psy, a 6 milionów – koty. Polak i czworonóg idą przez życie noga w łapę. Ponad politycznymi podziałami. Tekst Adama Robińskiego >>>

Dżdżownico, siostro nasza. Edytorial ks. Adama Bonieckiego >>>

Emocjonalne maszyny >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2017