Cierpliwość braci mniejszych

„Piątka dla zwierząt” ma szansę być największym przełomem polskiej polityki przyrodniczej od ponad 20 lat. I to nie jest wcale powód do dumy.

05.10.2020

Czyta się kilka minut

 / ASIF HASSAN / AFP / EAST NEWS
/ ASIF HASSAN / AFP / EAST NEWS

Nic w tej ustawie nie jest nowe. Żaden z proponowanych zapisów nie jest przełomowy. Ani zakaz uboju rytualnego na eksport, ani częściowa (z wyłączeniem królików) delegalizacja hodowli futerkowych, ani tym bardziej zakaz wykorzystania zwierząt w cyrkach. O każdy od dekad bezskutecznie walczą organizacje prozwierzęce. Zakaz hodowli zwierząt na futra już trzy lata temu chciał wprowadzić PiS. Jarosław Kaczyński mówił wtedy o „sprawie serca”, o „kwestii litości dla zwierząt”. Badania pokazywały, że zakaz popiera 59 proc. Polaków (dziś to ponad 70 proc.). Mimo to prezes ze sprawy serca musiał się szybko wycofać.

Ten scenariusz powtarza się od lat. Wszystkie badania pokazują, że Polacy nie popierają łowiectwa. Że chcą tworzenia nowych parków narodowych i ochrony praw zwierząt. Są organizacje i politycy, którzy o to walczą. Mimo to udane zmiany w prawie da się policzyć na palcach jednej dłoni. Tych, których nie narzuciła nam Unia Europejska (choćby zasady hodowli kur niosek), jest jeszcze mniej. W sytuacji polskich psów, jeleni i krów przez ostatnie 20 lat nie zmieniło się prawie nic.

Historia krowy

Historia polskiej krowy to przede wszystkim opowieść o uboju rytualnym. Obecna nowela PiS-u jest szóstą zmianą w tej kwestii od 21 sierpnia 1997 r. Wtedy uchwalono ustawę o ochronie zwierząt – podstawę naszych prawnych relacji z innymi zwierzętami. Od początku ustawa mówiła jasno: zwierzę przed ubojem musi zostać pozbawione świadomości.

Przepisy kilka razy zmieniano, ostatnio w 2014 r. – Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zakaz uboju rytualnego narusza art. 53 konstytucji mówiący o wolności sumienia i wyznania. Dzisiaj ubój rytualny na eksport stanowi dużą część (w przypadku wołowiny nawet połowę) produkcji mięsa. Zwierzę podczas takiego uboju musi być w pełni przytomne. Zazwyczaj używa się klatki obrotowej – urządzenia, które unieruchamia zwierzę, a potem obraca je do góry nogami. Dzięki temu łatwiej poderżnąć mu gardło, a to jeden z wymogów rytuału.

Zmiany przegłosowane przez Sejm są pierwszą od dawna szansą, by ograniczyć ubój rytualny w Polsce. Będzie można go wykonać tylko na potrzeby lokalnych społeczności religijnych, nie na eksport. Nie można też będzie korzystać z klatek obrotowych.

Historia norki

Karolina Kuszlewicz, adwokatka, specjalistka w zakresie praw zwierząt: – Można mieć wrażenie, że jesteśmy w podwójnej rzeczywistości. Bo przecież jeszcze niedawno ministrem rolnictwa był Jan Krzysztof Ardanowski, który przedstawiał ogon bobra jako afrodyzjak, wspierał przemysł futrzarski i ubój rytualny. Który nadzorował masowy odstrzał dzików w ramach walki z ASF. A jednak to właśnie za tej władzy pojawia się ustawa przełomowa. Ustawa, która z istniejących od lat postulatów tworzy wreszcie prawo. Nie idealne, ale najlepsze, jakie mieliśmy. Po raz pierwszy w historii Sejm zakazuje hodowli zwierząt na futra.

Nie jest to pierwsza próba. O tym, z jakim cierpieniem wiąże się hodowla na futra, wiemy od lat. Tak jak o problemach ludzi mieszkających w pobliżu ferm futrzarskich. O tym wszystkim mówił już w 2017 r. Jarosław Kaczyński w słynnej wypowiedzi dla fundacji Viva!. Grupa posłów PiS złożyła wtedy projekt bliźniaczo podobny do zapisów „piątki dla zwierząt”.

Branża futrzarska broniła się skutecznie. Szczepan Wójcik, hodowca norek i lobbysta, na kilka miesięcy został stałym elementem studia TV Trwam. Tadeusz Rydzyk w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl mówił: „Gdy słyszę o pomyśle zakazu hodowli zwierząt futerkowych, pytam: gdzie ja jestem? Może niedługo zakażą hodowli kurczaków?”. Opór tak wtedy, jak i dzisiaj był ogromny. Wtedy Kaczyński się ugiął, a projekt trafił do szuflady. Jak będzie tym razem, jeszcze nie wiemy. Weto „Piątki dla zwierząt” rozważa Andrzej Duda, który 30 sierpnia spotkał się z delegacją rolników, m.in. Szczepanem Wójcikiem.

Historia karpia

Ustawa o ochronie zwierząt, art. 1: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”.

Karolina Kuszlewicz: – Cały czas mamy konflikt wartości. Z jednej strony życie i zdrowie zwierzęcia. Jego prawo do istnienia. A z drugiej – XX i XXI wiek, które przyniosły politykę ekspansywno-wydobywczą na niespotykaną wcześniej skalę. Także w stosunku do zwierząt i przyrody. I prawo ten konflikt odzwierciedla. Niby deklaruje ochronę zwierząt, ale jednocześnie podtrzymuje interesy i praktyki z nią sprzeczne. Tyle że w przypadku żywych, czujących istot nie da się trochę stać po ich stronie, a trochę nie. Mam nadzieję, że wreszcie zaczynamy to rozumieć.

Kuszlewicz od lat występuje w obronie zwierząt. Sześć lat poświęciła na walkę o prawa karpi. Batalia skończyła się 13 grudnia 2016 r. przed Sądem Najwyższym. Po wielu procesach i wyczerpaniu prawie całej ścieżki prawnej SN stwierdza, że naturalnym środowiskiem ryb jest woda. Orzeczenie zakazuje transportu i trzymania ryb w środowisku bez wody. Wcześniej często były sprzedawane w zwykłych foliowych torbach.

Kuszlewicz: – To było możliwe m.in. dzięki przepisom z 2009 i 2011 r. Wtedy po raz pierwszy wreszcie jasno określono, że ustawa o ochronie zwierząt dotyczy wszystkich kręgowców, także ryb. Ta subtelna korekta to jedna z nielicznych, ale istotnych zmian w ustawie o ochronie zwierząt. Prawo uchwalają politycy, którzy przez ostatnie kadencje niespecjalnie przejmowali się losem zwierząt. Za czasów rządów PO wprowadzono np. gminne programy opieki nad zwierzętami bezdomnymi, ale poza tym zrobiono niewiele.

– Sześć lat walki o to, że karp powinien być w wodzie. Ponad dwie dekady – o zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach. Nie przeraża pani tempo tych zmian?

– Kiedy mamy do czynienia z cierpieniem zwierząt, z dewastowaną przyrodą, to jest straszne. Chciałoby się szybciej, bo stawką nie są słupki zysków spółek handlowych, tylko życie. Prawo, jeśli ma być solidne, zapewniające jakąś trwałość, musi iść w parze ze zmianami społecznymi. A one nie dzieją się natychmiast. Oczywiście w pewnym stopniu prawo może być także motorem zmian, zwłaszcza tam, gdzie dzieje się krzywda. Powinniśmy się wstydzić wobec zwierząt za jakość prawa, jakie przez lata utrzymujemy. Gdy czytam rozporządzenie o sposobach uśmiercania zwierząt albo warunkach ich utrzymywania w klatkach, mam wrażenie, jakbym miała przed sobą listę tortur, a nie przepisy obowiązujące w XXI wieku.

Historia dzika i jelenia

Ustawa o ochronie zwierząt, art. 6: „Zabrania się zabijania zwierząt”. Wyjątków od artykułu szóstego jest dziesięć. Pierwszym jest pozyskiwanie mięsa i skór. Siódmym – polowanie, odstrzały i ograniczanie populacji zwierząt łownych.

Zenon Kruczyński kiedyś był myśliwym. Dziś to centralna postać ruchu anty­łowieckiego w Polsce: – Ustawa, która czyni zgodnym z prawem system hobbystycznego zabijania zwierząt, we współczesnych czasach w ogóle nie powinna istnieć. Nie jesteśmy głodni, nie potrzebujemy tego. Spożycie dziczyzny w Polsce to 70 gramów na osobę rocznie. Straty rolnicze, przed którymi podobno ratują nas myśliwi, to 1,60 zł na obywatela w skali roku. Rekreacyjne myślistwo jest zjawiskiem, z którym jako ludzkość musimy się rozstać – nie ma dla niego żadnego uzasadnienia, oprócz wielce specyficznej rozrywki.

Stosunek Polek i Polaków do łowiectwa i praw zwierząt zmienił się diametralnie w ostatnich latach. W badaniach zamówionych w 2016 r. przez sam Polski Związek Łowiecki tylko 10 proc. jasno popierało myślistwo.

– Mimo to prawo łowieckie z 1995 r. przez ponad 20 lat, aż do 2018 r., nie miało nowelizacji. To jest ta sama, ukryta i skostniała struktura, która trzyma się całkiem nieźle – tłumaczy Kruczyński.

W 2018 r. przyjęto zmiany, o które aktywiści walczyli przez dwie kadencje Sejmu. To m.in.: zakaz szkolenia psów myśliwskich na żywych zwierzętach, okresowe badania lekarskie dla myśliwych, zakaz udziału dzieci w polowaniach i możliwość wyłączenia prywatnych gruntów z obwodów łowieckich.

Dalszy ciąg tej historii pokazuje losy polskiej polityki przyrodniczej: „jeden krok naprzód, dwa kroki w tył”. 29 stycznia 2020 r., nieco ponad rok po tamtej noweli, Andrzej Duda podpisał ustawę znaną jako „lex Ardanowski”. Prawo, teoretycznie wymierzone w walkę z ASF, w praktyce uniemożliwia jakikolwiek obywatelski monitoring polowań. Za utrudnianie polowania grozi do roku więzienia, za utrudnianie odstrzału sanitarnego – nawet do trzech lat. Myśliwi zgodnie z nowym prawem mogą używać tłumików, strzelać do ciężarnych loch, a w polowaniach pomagają im służby mundurowe.

– Tymczasem zmieniono rozporządzenie, które określa warunki wykonywania polowania – dodaje Kruczyński. – Przerwy, pokot oraz odprawa przed nie są już jego częścią. I tutaj po raz kolejny pojawia się furtka do uczestnictwa dzieci w tych praktykach. No i okazja do legalnego wypicia czegoś konkretnego.

Większość społeczeństwa nie popiera łowiectwa. Dlaczego prawo nie idzie za tym głosem?

– W Polsce jest 128 tysięcy myśliwych. To znaczy, że co 300 przypadkowa osoba poluje. Tymczasem mieliśmy kadencje Sejmu, gdzie myśliwym był co szósty parlamentarzysta. Bywam w Sejmie, uczestniczę w posiedzeniach komisji. Z przykrością odnoszę wrażenie, że liczy się głównie interes partyjny. A może nawet wyłącznie on.

Historia wilka

Jeszcze 30 lat temu wilk w Polsce był na skraju wyginięcia. Był traktowany jako szkodnik i oficjalnie tępiony. Dzisiaj mamy jedną z największych w Europie populacji tego drapieżnika, około 2500 osobników. Od 1998 r. wilki są objęte ścisłą ochroną. To jeden z największych sukcesów polskiej polityki przyrodniczej.

– Ochrona gatunków o dużych wymaganiach przestrzennych, których nie zamkniemy nawet na terenie Puszczy Białowieskiej, nam się udała – ocenia Radosław Ślusarczyk, prezes Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, jednej z najstarszych organizacji ekologicznych w kraju. – Mamy moratorium na odstrzał łosi, mamy ochronę wilka, a po wydarzeniach w dolinie Rospudy Maciej Nowicki, ówczesny minister środowiska, zaprojektował bardzo dobry system oceny wpływu inwestycji na środowisko.

System jest napisany według zaleceń UE. Wtedy powołano Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska. Powstają poradniki, modelowe projekty przejść dla zwierząt nad drogami, przejścia stają się niezbędnym elementem dróg, pozwalają zachować korytarze ekologiczne. Krok naprzód.


Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Granice współczucia


I dwa kroki w tył. Radosław Ślusarczyk: – Z tego bardzo dobrego systemu w kilka lat wyjęliśmy wszystkie bezpieczniki. Najpierw specustawa drogowa, uchwalona tylko na Euro 2012, obowiązuje do dzisiaj. Potem tzw. rygory natychmiastowej wykonalności, „lex inwestor”, specustawa uchwalona przy przekopie Mierzei Wiślanej. Dzisiaj można zaczynać inwestycje praktycznie bezkarnie. Zanim zapadną jakiekolwiek decyzje w sądach, prace będą już dawno wykonane w terenie. Zgłaszają się do mnie ludzie, którzy chcieliby zaprotestować przeciwko budowie drogi przez Biebrzański Park Narodowy czy Mazury. A ja wiem, że system jest tak zrobiony, że nie da się z nim wygrać.

Zarzuty obciążają wszystkie frakcje polityczne. Każda zawiodła ekologów i przyrodę. Na kilka dobrych decyzji przypadało kilkanaście gorszych albo niedokończonych projektów. PO, która niedawno w kampanii podkreślała postulaty ekologiczne, jest jednogłośnie krytykowana za bezczynność przez osiem lat swoich rządów. Niektóre historie pokazują, że przyroda bywa jedynie mało znaczącym elementem politycznej gry. Ot, np. fakt, że ustawę o całkowitej ochronie wilka podpisał w 1998 r. prof. Jan Szyszko. Ten sam Jan Szyszko, krytykowany potem w 2017 r. za ustawę znacznie ułatwiającą wycinkę drzew.

Historia starego dębu

Poza ustawą o ochronie zwierząt kluczowa jest ustawa o ochronie przyrody. To ona od 2001 r. reguluje działanie parków narodowych, rezerwatów i obszarów Natura 2000 (te obszary to jedna z najbardziej pozytywnych zmian ostatnich lat, tyle że wymusiła ją Unia). I zawiera jedno katastrofalne dla przyrody zdanie: „określenie i zmiana granic parku narodowego może nastąpić po uzgodnieniu z właściwymi miejscowo organami uchwałodawczymi jednostek samorządu terytorialnego”.

Oznacza to, że bez zgody gminy nie może powstać żaden park narodowy. I od dawna nie powstał, bo gminom nie opłaca się oddawać lasu pod ochronę ze względu na wpływy z podatku leśnego. Nie powstały planowane parki: Mazurski, Jurajski i Turnicki, Dolnej Odry.

Szeroka koalicja ekologów zebrała ponad 200 tys. podpisów pod inicjatywą ustawodawczą zmieniającą to feralne zdanie. Latem 2010 r. przekazali podpisy do Sejmu. Na zdjęciach delegację przyjmuje marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna.

Jeden z najważniejszych obywatelskich projektów, zmieniający zaledwie jeden artykuł jednej ustawy, przez pięć lat nie doczekał się głosowania.

– To był nasz największy wysiłek, może nawet większy od Puszczy Białowieskiej. Szansa na odczarowanie parków narodowych – wspomina Katarzyna Jagiełło, aktywistka kiedyś związana z Greenpeace. – A Stanisław Gawłowski, wiceminister środowiska, wziął te 200 tysięcy podpisów i wsadził do zamrażarki

Większością lasów (i jedną czwartą powierzchni całego kraju) zarządzają Lasy Państwowe. Zarobki w LP są wielokrotnie wyższe niż w parkach narodowych. Na terenach, gdzie miały powstać nowe parki, prowadzi się normalną gospodarkę leśną. Od początku 2017 r. LP są ustawowo zwolnione z ochrony gatunkowej przy jej prowadzeniu. Ostatnie 80 km2 parku narodowego zyskaliśmy 19 lat temu, kiedy utworzono Park Narodowy Ujście Warty. Powstał tylko dlatego, że leży na bagnach, a nie terenach leśnych.

Historia owczarka

Opowieść o psach to powolne wydłużanie łańcucha. Najpierw minimum trzy metry, potem pięć. Teraz, według nowego projektu PiS – sześć metrów uwięzi i co najmniej 20 m2 wybiegu. Nie można używać metalowego łańcucha ani kolczatki, a pies na uwięzi ma spędzić nie więcej niż 12 godzin z rzędu.

– Obawiam się, że to będzie kolejny martwy przepis, nie do skontrolowania – komentuje Karolina Kuszlewicz. – To przełomowa ustawa, ale ma mankamenty. Ten projekt został uchwalony na jednym posiedzeniu Sejmu, po prostu za szybko. Mówimy o przepisach, które mają być napisane w sposób niepodważalny.

Największym błędem nowej ustawy są przepisy dotyczące kompetencji organizacji społecznych. Dotychczas ich przedstawiciele mieli prawo odebrać maltretowane zwierzę właścicielowi podczas interwencji.

– Interwencje to zawsze trudne sytuacje – mówi Kuszlewicz. – Organizacje chciały mieć możliwość skorzystania z asysty policji. Tymczasem uchwalony przepis mówi, że asysta owszem, jest, ale jednocześnie policjant, strażnik lub lekarz weterynarii może stwierdzić, że nie ma podstaw do odebrania zwierzęcia.

Problem w tym, że policja nie ma żadnych kompetencji do oceny stanu zdrowia zwierzęcia.

– Na poziomie karnym ochrona zwierząt jest bardzo słaba – przyznaje Kuszlewicz. – Około 70 proc. spraw o znęcanie się kończy się umorzeniem albo następuje wobec nich odmowa wszczęcia postępowania. Widziałam umarzane przez policję sprawy, w których właścicielom odbierano konające psy. I teraz ta sama policja ma decydować o tym, czy organizacji wolno zwierzę ratować?

Historia tygrysa

Światowa Deklaracja Praw Zwierząt: „Żadne zwierzę nie może być traktowane jako zabawka dla człowieka. Wystawianie zwierząt na pokaz oraz widowiska z udziałem zwierząt narażają na szwank godność zwierzęcia”.

Nowy projekt ustawy zakazuje wykorzystywania zwierząt w cyrkach i innych pokazach rozrywkowych. Wcześniej podobne uchwały przyjęło kilka większych miast.

– Sprawa cyrków to jest chyba nasz najstarszy postulat – mówi Katarzyna Jagiełło. – Kiedy siadamy przy ognisku i snujemy kombatanckie opowieści, często dotyczą one cyrków. Wiele ruchów prozwierzęcych wyrosło właśnie na tych protestach, na tej sprawie. Nie wiem, czy się cieszyć, że może wreszcie się uda, czy smucić, że zajęło to 25 lat.

Historia przedmiotów

Losy „Piątki dla zwierząt” wcale nie są przesądzone. Ustawą zajmie się Senat, prezydent poważnie rozważa weto. Jeśli się uda, będziemy mieli przełom. Jeśli nie – powrót do starego. „Krok naprzód, dwa kroki w tył”.

Wszystkim bohaterom tego tekstu zadałem to samo pytanie: dlaczego to tyle trwa? Przecież decyzje w sprawach zwierząt naprawdę powinny być „kwestią serca”. Brak cyrków czy psów na łańcuchach nie zrujnuje nam gospodarki. Powiększanie parków narodowych i utrzymywanie korytarzy ekologicznych jest w interesie nas wszystkich. Ferm futrzarskich nie chce w kraju ponad 70 proc. Polaków. Dlaczego więc tak długo?

Radosław Ślusarczyk: – Mamy kult przecinania wstęgi. Rządzący od wójta po premiera celebrują otwarcia. Ścieżki, chodnika, autostrady, nieważne. Park narodowy wciąż w Polsce nie jest miarą sukcesu. Rozwój nadal mierzymy w tonach betonu.

Zenon Kruczyński: – Nasz obecny stosunek do przyrody jest utrwalonym, nawykowym błędem. Dlatego te zmiany wchodzą do mainstreamu tak powoli. Ale one są. 10 lat temu niektóre rzeczy były nie do pomyślenia. Dzisiaj nawet partie polityczne zaczynają zauważać, że nie da się żyć przeciwko przyrodzie.

Karolina Kuszlewicz: – Politycy często wychodzą naprzeciw oczekiwaniom, a potem temat się rozmywa. Brakuje im odwagi, żeby zrobić coś na przekór kilku małym, ale silnym grupom interesów. Żeby przerwać wygodne status quo.

Katarzyna Jagiełło: – Na którymś z protestów w Puszczy stanęłam na pniu po świerku. Patrzyłam w oczy politykom i mówiłam, że tym tematem porządnie nie zajął się nikt. Nikt z nich. I oni to wiedzą.

Karolina Kuszlewicz: – Oczywiście przyroda jest często wykorzystywana do celów populistycznych. Ale ze swojej perspektywy widzę jeszcze jeden problem. Prawo nie radzi sobie z kwestiami, które wymagają wrażliwości. Boimy się. Tak jakby użycie wrażliwości miało odebrać nam profesjonalizm. Widać to nawet w języku. Dostałam kiedyś decyzję administracyjną i czytam: „przedmiotowe cztery psy...”. Jak my mówimy? Przedmiotowe to może być postępowanie, a nie ­życie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2020